3

Wracamy późnym wieczorem do domu. Jestem zmęczony i zirytowany zachowaniem Ginny. Byłem pewien że rozumie powagę pierwszego publicznego wyjścia razem, znim wyszliśmy z domu. Nie przewidziałem że się upije i nieco namiesza. Udaje mi się jednak w porę nas aportować do domu.
-Ginny, miałem nadzieję że będziesz cały wieczór u mojego boku- wzdycham, zdejmując wierzchnią szatę- potrzebowałem twojego wsparcia.
-Mojego wsparcia?- śmieje się głośno a ja aż się wzdrygam, bo jej śmiech jest lodowaty.
-O co chodzi?- zmarszczę zdezorientowany brwi.- Myślałem że...
-Przystojny, olśniewający, charyzmatyczny. Myślałeś że będę patrzeć jak te wszystkie kobiety i mężczyźni pożerają cię wzrokiem i z tobą flirtują?- prycha ze złością- chciałam siebie oszczędzić tego widoku.
-Ginny- staram się zapanować nad głosem- Wiesz że inni mnie nie obchodzą. Jesteś tylko ty.
Naprawdę nie spodziewam się wybuchu zazdrości z jej strony. Chcę jakoś załagodzić tą sytuację, która była naprawdę nowa dla mnie.
-Widziałam jak patrzycie na siebie z Prince!- warczy.
-Ginny nie wiem o czym teraz mówisz- patrzę jej prosto w oczy zakłopotany, kładąc dłoń na jej tali.
-Nie kłam!- wrzczy nagle, a ja cofam się o krok z szeroko otworzonymi oczami.
Ginny nigdy nie podniosła na mnie głosu, ani nie zachowywała się w tak absurdalny spodób jak teraz.
Unosi prawą dłoń, a na jej palcach błyszczą pierścionki. Nagle uderza mnie zewnętrzną stroną dłoni tak mocno, że skóra na moim policzku pęka, a ból promieniuje wzdłuż mojej kości policzkowej, a następnie odepcha mnie mocno. Przepadam przez stolik do kawy, który stoi za mną i uderzam z impetem o stojący nieco dalej mebel ramieniem.
Z moich ust ucieka bolesny jęk. Ramię zaczyna tępo pulsować, a pierwsza kropla krwi z rozcięcia na policzku, spływa wzdłuż niego.
-O Merlinie, co ja zrobiłam! Harry! Przepraszam!- klęka obok mnie przestraszona- nie wiem co mnie napadło!
-Jest w porządku- mamrotam, nieco otłumaniony bólem i niespodziewaną sytuacją. Siadam na podłodze.
-Skrzywdziłam cię!
-To przez emocje i alkohol- usprawiedliwiam ją, ściskając jej dłoń, chodź we mnie panował haos.- potrzebuję apteczkę.
Ginny przywołuje szybko różdżką małe pudełeczko i wciąż szepcząc przeprosiny, zaczyna mnie opatrywać.

🪄🪄🪄

Żałuję że po incydencie w salonie, nie zauważam że coś jest nie tak i nie działam od razu.
Ginny coraz częściej zaczyna tracić nad sobą panowanie, co kończy się na zniszczonych przedmiotach i awanturach. Powodem są kłamliwe artykuły, a nie raz tylko to, że zapominam zrobić prania. Na początku jestem tak bardzo zszokowany że pozwalam na wszystko. W końcu postanowiam starać się jakoś na nią wpłynąć i uspokoić, przez co z czasem przybywa mi jeszcze więcej siniaków, a ja jestem beznadziejny w zaklęciach leczniczych.
Gdy udaje mi się wreszcie, by w domu zapanował spokój na zaledwie tydzień, jej czarę goryczy przelewa artykuł Rity Skitter, gdzie jej zdaniem mam romans z moją byłą trenerką. Widniało też tam zdjęcie gdy witamy się w atrium ministerstwa magii, a potem gdy jadłem z nią lunch poprzedniego dnia.
-Dlaczego nie możesz jej odmówić?!- warczy tego dnia, łapiąc mocno mój nadgarstek.
-Nie mogę zrobić tego od tak Gin, to było by niegrzeczne.
-To nie znaczy że masz chodzić z nią na lunch czy czule się tulić!- krzyczy- a może już ci nie wystarczam?
-Ginny to boli- próbuję się wyswobodzić z jej żelaznego uścisku, który miałem wrażenie że zaraz zmiażdży mi nadgarstek- Proszę puść mnie.
-Czyli mam rację?- odsuwa się by po chwili uderzyć mnie pięścią w ramię- Dałam ci wszystko Harry! WSZYSTKO! Nawet moje życie!
-Ginny...
-Zamknij się!
Coś w jej tonie kazarze mi się cofnąć, ale jest za późno. Zostaję popchnięty na ścianę, a jej pęści uderzają mnie wszedzie z nie małą siłą. Nie oddaję, nie potrafiłbym jej skrzywdzić. Dlatego pozwalam również by w napadzie szału kilka razy uderzyła mnie prosto w brzuch kolanem.
-Jesteś beznadziejny!- syczy.
Gdy odchodzi kulę się na podłodze, drżąc. Powstrzymuję łzy oraz mdłości. Moja pęknięta warga piecze i cieknie z niej krew, którą ocieram delikatnie rękawem. Strach o to że wróci i znów mnie uderzy, ściska mi gardło. Zastanawiam się, w którym momencie zrobiłem coś złego i kończę na podłodze, pobity przez miłość mojego życia.
Zaczynam oszukiwać się że to okres przejściowy. Będzie lepiej, to tak jak jakby miała nasilenie depresji. Zaczynam wierzyć że lepsze to, niż pozwolić by znów próbowała przenieść tą agresję na siebie. Lepsze to, niż gdyby miała znów targnąć się na swoje życie. Gdyby jej zabrakło, nie wiem co bym ze sobą zrobił. Muszę wytrzymać. Wystarczyło powtarzać że przecież nic takiego się nie dzieje.

🪄🪄🪄

Uważnie lustruję swoje odbicie lustrzane. Wszystko wygląda w porządku. Żadnego siniaka czy zadrapania; zaklęcie maskujące idealnie działa- zakrywa nawet ślady źle przespanej nocy.
Aportuję się wprost do atrium i o mało nie zginam się w pół, gdy czuję potworny ból w okolicy brzucha. Może zaklęcie maskowało ślady, ale ból pozostał; nawet pogorszył się przez aportację. Daję sobie kilka sekund na doprowadzenie się do stanu jak by nic się nie wydarzyło, a następnie ruszam szybko do swojego biura, gdzie znajdują się eliksiry przeciwbólowe. Odpowiam na pozdrowienia, aż znajduję się na moim piętrze. Panuje tu całkowita cisza, ponieważ jak obliczyłem, pierwszy pracownik pojawi się za jakieś dziesięć minut. Mam chwilę by zażyć eliksir i przygotować się do kolejnego wymagającego dnia aurora.
Gdy przechodzę obok pokoju socjalnego, niespodziewanie wychodzi z niego Ron. Zatrzymuje się i zastanawiam się co robi tak wcześnie i to na tym piętrze, gdzie powinien być w swoim sklepie.
-O! Już jesteś - uśmiecha się szeroko, w jednej dłoni dzierżąc kubek z herbatą, a drugą łapie mnie za ramię i nieświadomie ściska siniaka. Mimowolnie syczę z bólu i odsuwam się- Co jest?
-Nic takiego. Jak próbowałem zawiesić nowa roślinę wczoraj wieczorem w mojej oranżerii, drabina załamała się i spadłem. Mogłem się posłuchać Ginny i kupić tą lepszą- kłamię szybko, starając się brzmieć wiarygodnie.
-A Hermiona mówiła że to bezpieczne hobby- prychnął przyjaciel- Właściwie ona mnie tu wpuściła i pozwoliła się rozgościć. Byłem u niej i pomyślałem że cię wpadnę.
-Coś się stało?- pytam, bo jeszcze nigdy nie odwiedził mnie w pracy.
- Jestem tutaj bo nie mogę cię złapać,  stary. Nagle stałeś się nieco zajęty- krzywi się, a ja czuję ukłucie winy- Mam sprawę. Ja i Herm robimy urodziny niespodziankę mojej mamie w następną sobotę. Wchodzisz w to, prawda?
-Mam coś przynieść? Przygotować?- łapię szybko temat z nadzieją, że uda wyrwać mi się z domu.
-Właściwie to już wszystko mamy. Ale jeśli chcesz, możesz zrobić tą twoją lazanię na...- urwa na chwilę, zaczynając liczyć na palcach- osiem osób. Bill i Charlie nie mogą się pojawić.
-Jasne- zgodzam się, starając się ukryć rozczarowanie.
-Świetnie!- klepie moje ramię ponownie, a ja znów się krzywię. Zanim znika za drzwiami windym uprzednio wpychając mi kubek, woła- idź do tych waszych magomadyków, na pewno ci pomogą.
A potem zostaję sam, czując pustkę w środku. Maska opada, a w oczach pojawiają się niechciane łzy.
Jak mogłem do tego wszystkiego dopuścić?

🪄🪄🪄

-Po proszę jeszcze wina- podaję kieliszek Arturowi, posyłając mu uśmiech.
Nieco kręci mi się w głowie przez ilość alkoholu we krwi, ale przestaje mnie to interesować już po drugiej lampce. Potrzebuję odprężenia i by choć na chwilę zapomnieć o tym co rozgrywa się za zamkniętymi drzwiami.
-Myślę że mu wystarczy, tato- odzywa się słodkim głosem Ginny, wbijając boleśnie paznokcie w moje udo pod stołem.
-Z tym też masz mnie zamiar kontrolować?- mruczę do niej cicho bez zastanowienia, tak by nikt nas nie usłyszał.
Nie mam pojęcia, co mnie napada by ją prowokować.
-Jeśli mnie do tego zmusisz- jej spojrzenie płonie.
Ostatnimi czasy, że wzgląd na jej wysoką agresję i to jak łatwo przychodzi jej mnie krzywdzić, miałbym się na baczności ale teraz mój umysł czuł się swobodnie, jak by codzienność nie istniała. Czuję się tak przyjemnie wolny i chcę zachować ten stan jak najdłużej. Nie myślę o konsekwencjach.
-Arturze ostatni proszę.
-Tato, on naprawdę nie powinien już pić.
-Ginny do cholery...
I nagle jakby ktoś przełączył przycisk. W oczach rudowłosej pojawiają się łzy, a jej warga drży jak by miała zaraz wybuchnąć płaczem. Strach ściska moje gardło, a w moim umyśle pojawia się tak wiele myśli dotyczących jej nagłego załamania, że ledwo oddycham i nie spodziewam się użycia manipulacji.
-Miałam dziś nadzieję na normalny wieczór...Ale jeśli chcesz by wiedzieli...
-Ginny co się stało?
Alarm w mojej głowie zawyje mocno, ostrzegając mnie o nadchodzącej katastrofie, bym szybko to przerwał. Jednak ja milczę, boję się że pogorszę swoją sytuację. moje ręce drżą, więc wpycham je pod stół i zaciskam boleśnie na materiale spodni.
Co jej do cholery chodziło po głowie? Czego spodziewać się teraz? Czy powie jak bardzo zawodzę jako jej partner?
-Harry ma problem z nadużywaniem alkoholu.
Zalega cisza, a ja w momencie po tych słowach iracjonalnie wybucham nerwowym śmiechem, który szybko zamiera pod nadmiarem ciężkich spojrzeń. Szybko rozumiem że jestem na przegranej pozycji.
Ginny jest niesamowitą aktorką, ciągle ukrywa swój prawdziwy stan psychiczny, a teraz idealnie gra załamaną dziewczynę.
-Muszę do łazienki -wyduszam z siebie.
Odsuwam ze zgrzytem krzesło i prawie wypadam z salonu Weasley'ów. Zamkam się w łazience i spoglądam w lustro. Jestem blady jak ściana.
Nie spodziewałem się takiego zagrania. Byłem przekonany, że poza domem będzie udawać idealną partnerkę, a gdy wrócimy do domu przybędzie mi kilka siniaków, jako kara za moje 'wyskoki'. Nie przyszło mi do głowy że spróbuje manipulować naszych najbliższych. Nie mogę jej zarzucić kłamstwa, bo to by poskutkowało albo nastawieniem wszystkich przeciwko mnie, albo to ona by straciła zaufanie rodziny. W obu przypadkach utraciłbym zaufanie Ginny.
Biorę głęboki wdech, starając się uspokoić. Moje serce galopuje jak szalone, ręce trzęsą mi się jeszcze bardziej, a piersi czuję ucisk. Staram się przekonać mój mózg że wcale nie jest tak źle, jak wygląda.
Co może gorszego mi się przytrafić niż kilka tygodni w ośrodku odwykowym? Miałbym przynajmniej chwilę dla siebie a alkoholu ostatnio prawie nie piję; a tego akurat nikt nie wie. Nikt oprócz Ginny. Ale co się stanie Gin? Kto jej pomoże, jeśli jedyna osobę którą do siebie w miarę dopuszcza, to ja? Trzymam ją w kupie, kosztem siebie, ale czego nie robi się z miłości?
-Ogarnij się Harry, nie czas na panikę -mruczę do siebie pod nosem.
Szybko obmywam twarz zimną wodą, biorę głęboki wdech i postanawiam wrócić do towarzystwa, naprawić szkody. Muszę zabrać rudowłosą do domu i wszystko wyjaśnić.
Zanim jednak wkraczam do salonu, dobiega mnie płaczliwy głos Ginny.
-Na prawdę mieliście nie wiedzieć... Wymknęło mi się i teraz Harry na pewno będzie zły... O-obiecał mi, że dziś nie będzie pił...
-Czy Harry jest w stosunku do ciebie agresywny?- pyta stanowczym tonem Molly.
-Nigdy nie podniósł na mnie ręki mamo. Cz-czasami tylko krzyczy ale n-nigdy...
-Nam możesz wszystko powiedzieć córeczko- tym razem zabiera głos Artur.
-Harry jest naprawdę kochany... Przecież są osoby które mają taki problem, więc r-raz mu o tym powiedziałam...Odepchnął mnie w tedy ale przysięgam tylko to!
Na koniec spektakularnie wybucha płaczem, a mnie mdli. Nie potrafię tam wrócić, stawiam na ucieczkę.
Wycofuję się cicho, wychodzę na zewnątrz przez kuchnię, ale wpadam na Rona, który na mnie czeka.
Czuję jak tracę kontrolę nad wszystkim, jak wszystko wymyka mi się z rąk. Czuję się bardzo przerażony nie oczekiwaną sytuacją. Wciskam dłonie do kieszeni i próbuję resztką sił zachować spokój, chodź jestem krok od potężnej paniki.
Co mam do cholery robić?!
-Mogłeś mi powiedzieć. Teraz rozumiem dlaczego ostatnio odmówiłeś mi wypadu na drinka- odzwa się rudowłosy, badając mnie wzrokiem- zrozumiałym gdybyś tylko...
Przypominam sobie moment, gdy tego dnia Ginny była na powrót sobą; czuła i kochana. Chcąc jak najlepiej to wykorzystać spędziliśmy pół dnia w salonie okazując sobie czułość i oglądaliśmy mugolskie filmy, aż Gin zasnęła w moich ramionach.
-Ron, to nie tak...- zacząłem, ale głos mnie zawiódł.
Może lepiej; nie ufałem sobie jak nigdy.
-Harry idziemy do domu- nagle w progu staje Ginny; już nie płacze i patrzy mi prosto w oczy.
Dotyka mojego ramienia w momencie, gdy w drzwiach pojawia się kolejna osoba- Artur. Jego twarde spojrzenie, przeraża mnie i uwalnia panikę. Jest na mnie wściekły i nawet jeśli to, co na opowiadała Gin było nie prawdą, czuje że go zawiodłem.
Zanim dochodzi do kolejnej przykrej konfrontacji, aportujemy się wprost do naszego salonu.
Upadam na podłogę i chwytam za gardło, czując że nie mogę oddychać. Obseruję Ginny- jak ofiara obserwuje swojego zabójcę, aż wykona pierwszy krok. Mój umysł jest papką, a ja sam nie panuję nad sobą dławiąc się szlochem. Paradoksalnie pragnę by podeszła do mnie, wzieła w ramiona i zapewniła że wszystko jest w porządku.
Ginny jednak pozostawia mnie samego sobie w salonie, na odchodne rzucając mi pogardliwe spojrzenie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top