15
Przesypiam zaledwie dwie godziny nad ranem, ponieważ całą noc spędzam na przemyśleniu wszystkiego i zrobieniu planu. Ostatnio wyglądałem znacznie lepiej, więc nie chcąc martwić Draco pojawieniem się pod moimi oczami cieni nie przespanej nocy, rzucam zaklęcie maskujące. Gdy wchodzę do jadalni, blondyn już tam jest i czyta gazetę. Wnioskując po jego zniesmaczonej minie, znów napisali o naszej dwójce.
-Dzień dobry- mówię i siadam przy stole.
Malfoy kiwa mi głową na powitanie, a chwilę po tym pojawia się skrzat domowy i zaczyna kłaść na stole jedzenie.
Nie przeszkadza mi cisza. Na talerzu komponuje typowe angielskie śniadanie; dwie kiełbaski, jajko sadzone, fasolę w sosie pomidorowym i bekon. W myślach powtarzam plan dzisiejszego dnia i modlę się żeby wszystko poszło po mojej myśli.
-Zastanawiałem się czy może chciałbyś wyjść ze mną gdzieś w najbliższych dniach?- pyta nagle, a ja prawie dławię się kawałkiem tosta.
Gdy w końcu udaje mi się opanować sytuację, spoglądam na Malfoya i zastanawiam się co mu chodzi po głowie.
-Eee... To znaczy?- pytam niepewnie, obserwując jak zgrabnymi ruchami smaruje chleb dżemem.
-Wydaje mi się że przydałby ci się taki wypad. Rozluznisz się trochę. Mogę sprawdzić czy Fatalne Jędze mają może jakiś koncert lub możemy iść po prostu do baru- wyjaśnia i patrzy na mnie uważnie.
-Umm... Zaskoczyłeś mnie- mówię powoli, nie wiedząc do końca jak odmówić.
Draco przewierca mnie swoim szarym spojrzeniem, jak by wiedział co planuję. Czuję się zagubiony i coraz bardziej upewniam się że dobrze zdecydowałem. Jego sprzeczne sygnały doprowadzały mnie do szału, a nie miałem odwagi zapytać w prost.
-Propozycją wyjścia?- marszczy brwi w niezrozumieniu.
-To miłe i uprzejme. Myślę jednak że mam na razie dość rewelacji i ludzi- kłamię i kontynuuje śniadanie, jak gdyby nigdy nic.
-Nie możesz się zamykać bo taki buc jak Weasley...
-Draco, proszę- przerywam mu stanowczo.
Wzdycha zirytowany i pije kawę.
-Po prostu to przemyśl- rzuca, a jego twarz wydaje się obojętna.
Rozlega się stukanie o szybę. Wstaję więc, otwieram okno i odbieram list od sowy, która od razu rusza w podróż powrotną. Na liście widnieje moje nazwisko i pieczęć ministerstwa magii. Otwieram i zaczynam czytać, a z każdym słowem czuję coraz większe niedowierzanie i złość.
-List od Hugesa- mówię cicho, łapiąc wzrok Draco.
-Co napisał?
-Że śledztwo może się nieco zmienić, ze względu na nowe dowody i to na moją niekorzyść.
-Jakie dowody?- dziwi się Malfoy.
-Uważa że mogłem sprowokować Ginny, moją zdradą i mogło być ich więcej skoro na przesłuchaniu o tym nie wspomniałem.
-Przecież to niedorzeczne!- prycha.
Przez chwilę myślę co jest nie tak z moim szefem. Od początku sprawiał że miałem pod górkę. Nawet mój pierwszy awans był do końca jego decyzją, bo interweniował Kingsley. Co mu zrobiłem?
Malfoy również wydaje się być zamyślony. Szybko kończy posiłek i wstaje, sięgając po płaszcz uzdrowiciela. Nie zatrzymuję go. Gdy mija mnie, pochyla się i ku mojemu zdziwieniu całuje mnie w czubek głowy.
🪄🪄🪄
Omiatam spojrzeniem ostatni raz moją byłą już teraz sypialnię, upewniając się że zabrałem wszystkie moje rzeczy. Pokój wydaje się teraz naprawdę pusty, mimo że nie miałem wielu rzeczy. Wszystkie nowe ubrania, kosmetyki oraz eliksiry od uzdrowiciela, wrzuciłem do plecaka, powiększając go zaklęciem zwiekszająco-zmniejszajacym. Na biurku zostawiłem starannie zapieczętowany list dla Dracona i po chwili wychodzę z mieszkania.
Aportuje się w kompletnie innej dzielnicy Londynu, gdzie przed jednym z szeregowców czeka na mnie szatynka w średnim wieku. Kiwiemy sobie na powitanie. Podaje jej kopertę z dokumentami i pieniędzmi, a ona daje mi klucze.
Dom jest urządzony w bardzo domowy ciepły sposób. Na parterze znajduje się mała toaleta, kuchnia i salon, a na piętrze są dwie sypialnie i spora łazienka. Mieszkanie oprócz typowego mugolskiego sprzętu posiada również czarodziejskie ułatwienia, za co jestem wdzięczny. Z tyłu domu jest mały ogródek, a w nim drewniana ławka że stolikiem.
Zostawiam plecak w kuchni i wychodzę z domu by aportować się w ministerstwie. Staram się iść wyprostowany i ignoruję szepty w moim kierunku. Gdy wchodzę do windy wypuszczam drżący oddech i zakładam pelerynę niewidkę- nie chce by widziała mnie Hermiona, bo to może pokrzyżować moje plany. Pukam cicho do biura Kingsley'a i zanim wchodzę do środka, zdejmuję pelerynę.
-Harry- minister uśmiecha się pogodnie na mój widok i wskazuje mi krzesło.
-Przepraszam za tą niespodziewaną wizytę.- mówię.
-Nie szkodzi. Rozumiem że podjąłeś decyzję odnośnie oświadczenia?- pyta i sięga po pergamin i pióro.
-Oh. Nie, ja jestem w innej sprawie- szybko prostuję- Potrzebuję przyslugi, sprawa jest dość delikatna.
-O co chodzi Harry?- Sakebolt marszczy brwi.
-Cóż... Chodzi o to że potrzebuję zniknąć na jakiś czas. Jestem bardzo wszystkim wdzięczny za to co dla mnie zrobili, ale muszę... Przemyśleć kilka spraw w samotności. Nie chcę jednak kompletnie się odcinać jeśli by coś się wydarzyło. Moi przyjaciele i Draco nigdy by mi nie pozwolili odejść dlatego muszę postawić ich przed faktem dokonanym.- wyjaśniam- wiem że będą się martwić ale jeśli tego nie zrobię, wiem że nigdy nie będzie w porządku.- sięgam do kieszeni i wyciągam dwie koperty oraz mały zwitek prgaminu, który kładę na biurku pierwszy- Potrzebuję strażnika tajemnicy i kogoś kto będzie ze mną na bieżąco w sprawie śledztwa. To mój nowy adres.
Minister bierze zwitek do rąk i czyta uważnie. Milczy przez chwilę, aż w końcu podnosi wzrok na mnie.
-Dziękuję za zaufanie Harry- mówi powoli i wzdycha- znam cię od dawna i wiem że czasami miewasz dość... Specyficzne podejście to pewnych spraw, co nie znaczy oczywiście, że jest złe. Ale muszę spytać. Jesteś w stu procentach pewny?
-Tak- odpowiadam krótko- Nie wiem na ile zniknę.
-No dobrze. Zróbmy to- zgadza się w końcu Kingsley- ale najpierw mnie wysłuchaj w jednej sprawie. W porządku?
Kiwam głową, patrząc na niego wyczekująco.
- Jesteś w tej chwili zawieszony w obowiązkach, póki co na czas nie określony. Obowiązek wstawiania się u nowego uzdrowiciela ze Świętego Munga wciąż cię obowiązuje.-już miałem zaprotestować ale uciszył mnie uniesieniem dłoni- Draco sam przyznał, że wciąż go potrzebujesz. Więc nawet jeśli 'znikniesz' wymagam byś wstawiał się u niego na wizytach.
Zgadzam się bez protestów. Wiedziałem że to była tylko kwestia czasu. Z drugiej strony szło mi to na rękę by zdystansować się od wszystkich postronnych.
-Zanim pójdziemy do mnie... Mógłbym cię prosić o jeszcze jedną przysługę?
-Oczywiście.
-Proszę przekaż Hermionie te listy. Jest jeden dla niej, a drugi dla Weasleyów- wyjaśniam podając mu koperty.
Sakebolt bez słowa bierze koperty, wsuwa do kieszeni i kieruje się do kominka. Jeszcze tego południa nakładam na nowy dom zaklęcie Fideliusa i mogę odetchnąć w spokoju.
🪄🪄🪄
Pierwsze samotne dni spędzam na dostosowaniu domu pode mnie. Z sypialni gościnnej robię bibliotekę, a w kuchni rozstawiam sprzęt do robienia eliksirów. W końcu mogę na spokojnie uzupełnić zapasy eliksirów przeciw bólowych, nasennych czy wiggenowych. Kuszę się nawet by spróbować zrobić eliksir na kaca. Resztę eliksirów wolę kupić od specjalistów.
W salonie rozstawiam wielką tablicę na którą przyklejam wszystkie dowody w mojej w sprawie, bym mógł w spokoju przeanalizować wszystko i wyłapać coś co mi umknęło. Osoba poboczna na pierwszy rzut oka mogłaby to nazwać miejscem obcesji.
Siódmego dnia nie wstaje z łóżka. Poddaję się. Tęsknota i ból wszystkich wydarzeń przygniata mnie niczym ogromny głaz. Analizuję setki razy moje zachowanie i to czy mogłem zrobić coś lepiej. Ostatnia sytuacja z Ronem sprawia że jestem rozdarty. Z jednej strony jestem na niego niesamowicie wściekły i mam ochotę już nigdy więcej nie zamienić z nim słowa. Moja podświadomość też wytyka mi że jest niebezpieczny i agresywny. A z drugiej strony myśl o kompletnym zniszczeniu wieloletniej relacji przechodzi mnie taki ból i żal, że ledwo potrafię to znieść.
Łapię się na tym że sama myśl o Ginny, oprócz przyjemnych wspomnień sprzed wojny, sprawia że czuje tylko same negatywne emocje. Moje uczucia do niej całkowicie zaniknęły.
Za to pojawiły się za to nowe względem Draco. Nieco tęskniłem za jego osobą, za wspólnymi śniadaniami, za jego drobnymi gestami, całowaniem mnie w czoło i przytulaniu. Tęskniłem ja jego arystokratycznymi manieram i sarkazmem.
Kilka razy jestem gotowy wejść do kominka i przerwać samotność, gdy przypominam sobie, że blondyn sam wydaje się być zagubiony i nie pewny tego co jest między nami.
Uderzam w lustro pięścią, a ból rozprasza mnie. Odnajduje w bólu spokój.
🪄🪄🪄
Mija miesiąc. Wmawiam sobie uparcie że wszystko przestało mnie ruszać i że eliksiry stabilizujące spełniają swoje zadanie. Radziłem sobie z Ginny, więc gorzej nie może być.
Nie myślę o wyprowadzce z nowego domu. Czuję się w nim komfortowo i czuję że mam gdzie się schować gdy wszystko mnie przerośnie. Gdy czuję zbyt wiele, pozwalam sobie na cięcia żyletką na biodrach lub udach i to naprawdę pomaga.
Dzięki eliksirowi na apetyt przybieram na wadze i ubrania już na mnie nie wiszą, chodź do efektu z przez kilku miesięcy wciąż wiele brakowało.
Zawzięcie ignoruję to, że gdy wrócę, mogę już nie mieć posady aurora. Kto wie co przez ten czas wymyślił Ben?
Aportuję się w atrium ministerstwa. Ludzie nie szeptają o mnie i Malfoyu, ale nie mogą powstrzymać się przed spoglądaniem w moja stronę, co za pewne było skutkiem oświadczenia ministralnego z przed trzech tygodni, na który w końcu się zgodziłem.
Nie chcę sprawdzać czy spojrzenia są pełne współczucia. Nie potrzebowałem tego. To nie sprawi że moje życie nagle stanie się łatwe i nie będzie pożywką dla czarodziejskiego świata. Tym razem też nie staram się ukrywać mojej obecności. Pewnym krokiem przemierzam korytarz prowadzący do gabinetu ministra, gdy z biura wychodzi Hermiona.
-Ty cholerny dupku!- krzyczy, gdy uświadamia sobie moją obecność.
Szybko pokonuje odległość między nami, z furią wypisaną na twarzy. Gdy jest już w moim zasiegu, unosi dłoń. Cofam się gwałtownie, potykam się o dywan i żeby zachować równowagę opieram się o ścianę. Zamykam oczy, czekając na cios, który nie nadchodzi. W końcu nie śmiało podnoszę wzrok i widzę że przyjaciółka stoi jak sparaliżowana, a na jej twarzy zamiast złości maluje się poczucie winy i zmieszanie.
Gdy jestem pewny że nie chce mnie spoliczkować, przerywam ciszę.
-Cześć Hermiono.
Nie odpowiada, a na jej twarzy znów widzę przebłyski złości. W końcu podchodzi do mnie, dużo spokojniej i przytula. Przez chwilę stoję wyprostowany, zaskoczony gestem, aż w końcu odwzajemniam uścisk.
-Odchodziłam od zmysłów. Co ty sobie myślałeś, co? Myślałeś że jeden marny list i zapewnienia Kingsleya że żyjesz mi wystarczą?- syczy mi do ucha.
Fala tęsknoty uderza we mnie i mam ochotę płakać, ale powstrzymuje się. Mocniej się wtulam w Granger.
-Nie chciałem zniknąć bez słowa. Tylko tyle mogłem ci dać- szepczę.
-Masz zamiar znów zniknąć?- pyta i odsuwa się by złapać moją twarz w dłonie.
-Nie.
Przygląda mi się uważnie, aż w końcu na jej wargi wplywa mały uśmiech.
-Wyglądasz lepiej, Harry- wydaje werdykt.
-Staram się o siebie dbać- odwzajemniam uśmiech i nie jest on wymuszony.
Kiwa ze zrozumieniem głową i znów mnie przytula tym razem krócej.
-Minister jest u siebie.
Nie idzie za mną do biura, ale mogę wyczuć jej śledzący mnie wzrok. Wywracam oczami i wzdycham na jej opiekuńczość, ale sprawia że w moim sercu pojawia się odrobina przyjemnego ciepła i ulgi. Wybaczyła mi.
🪄🪄🪄
Gdy wychodzę z gabinetu Kingsleya, Hermiona wciąż jest na korytarzu i towarzyszy jej nie kto inny niż Malfoy.
Blondyn wydaje się być jak zwykle zadbany bardziej niż od niego wymagano. Miał na sobie szatę uzdrowiciela, a włosy miał spięte zieloną wstążką.
Robię kolejne kilka kroków zanim zauważa mnie. Jego oczy skanują mnie kontrolnie, upewniając się że jestem cały i nic mi nie dolega. W końcu gdy staje przed nim, przyciąga mnie do mocnego uścisku, a ja nie protestuję. Przyciskam policzek do jego ramienia i zaciągam się dyskretnie jego zapachem, delektując się nim.
Winda nagle otwiera się i wylewają się z niej głosy. Szybko się od siebie odsuwamy, a zanim zdążę coś powiedzieć, Hermiona robi to za mnie.
-Idzcie do mojego biura. Tam nikt wam nie przeszkodzi, a wydaje mi się że macie sporo do porozmawiania- patrzy wprost na blondyna, który wzdycha.
Łapie mnie za łokieć i bezceremonialnie wpycha mnie do pomieszczenia, zanim intruzi zdążą mnie zauważyć. Zamyka zaklęciem drzwi i odwraca się do mnie; jego twarz nie wydaje się już beznamiętna, a przepełniona zmartwieniem. Nie mówi jednak nic, ale znów zmniejsza odległość między nami. Łapie moją twarz w dłonie i całuje niespodziewanie. Moje ciało zdradza mnie i lgnie do niego samoistnie. Oddaję pocałunek, ale po chwili odsuwam się. Malfoyowi to nie przeszkadza. Wpycha dłonie pod moją koszulę i przejeżdża po moich żebrach a potem brzuchu.
-Draco!- sapię, zaskoczony jego natarczywością.
Boję się że dotrze do mojego kolejnego sekretu, ale naszczęście nie wsuwa dłoni pod spodnie.
-Przytyłeś. To dobrze- mówi i uśmiecha się, a ja nieco się odprężam.
-Co ty...
-Nie masz zamiaru już znikać, prawda?- patrzy mi prosto w oczy.
Prawie zapomniałem jak bardzo piękne i intensywnie szare są jego oczy. Na chwilę tracę wątek.
-Nie. Chcę wrócić do pracy- odpowiadam po dłuższej chwili- Ale wszystko zależy od Hugesa i czy uzdrowiciel mnie dopuści.
Blondyn znów mnie przytula i całuje w głowę. Między nami znów zapada dłuższą cisza.
-Muszę iść do Uzdrowiciela...
-Harry, nie chce dłużej...
Oboje mówimy i chichoczę cicho.
-Czego nie chcesz?- pytam i patrzę mu znów w oczy.
-Udawać że nigdy nic nas nie łączyło i nie łączy.
-Draco...
-Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem cię zobaczyć. Nie zbywaj mnie znowu- mówi, głaszcząc mój policzek.
-Draco...
-Wiem że masz teraz problem zaufać komu kolwiek i rozumiem to. Potrzebujesz czasu, a ja potrzebuję od ciebie tylko szansy, żeby pokazać ci jak możesz być szczęśliwy ze mną- kontynuuje- naprawdę nie pożałujesz... Pozwól mi zdobyć twoje serce. Jestem w tobie kompletnie zakochany.
W mojej głowie panuje chaos. Przychodząc do ministerstwa spodziewałem się naprawdę wiele scenariuszy, ale żaden nie zakładał tego że Malfoy w końcu konkretnie powie czego chce i wyzna na głos swoje uczucia. Mam ochotę na niego nawrzeszczeć, bo gdyby wcześniej nie dawał mi sprzecznych sygnałów, wszystko potoczyło by się inaczej.
Łapię go za przód koszuli i przyciągam do pocałunku. Staram się mu przekazać w nim tęsknotę i wszystkie uczucia. Draco odwzajemnia entuzjastycznie pieszczotę i wsuwa w moje włosy dłonie, na co mimowolnie jęczę. Siadam na biurku Hermiony, o które wcześniej się opierałem i pozwalam blondynowi stanąć między moimi nogami. Pocałunek staje się bardziej namiętny i w akcję wkraczają języki.
Blondyn znów wsuwa mi rękę pod koszulę i zaciska palce na moim biodrze, a ja zamieram. Zaklęcie kryjące ukrywa widok idealnych krwawych linii na biodrach i udach, jestem jednak pewny że wciąż można je wyczuć pod dotykiem. Czekam na pytania, które nie nadchodzą. W końcu przymykam oczy, gdy Malfoy schodzi wargami na moją szyję. Jestem pewny, że okaleczenia bierze za stare wypukłe blizny. Na krótki moment zapominam się. Pozwalam żądzić moim pragnieniom. Sięgam ręką do tyłu by oprzeć się o blat, ale zahaczam o stos dokumentów, który upada z cichym szelestem, ciągnąc za sobą kubek.
Podskakuję przez głośny huk i spinam się jeszcze bardziej. Wracam do rzeczywistości.
-Draco, muszę iść- odpycham go od siebie, ponieważ blondyn wciąż nie mógł się ode mnie oderwać.
Malfoy krzywi się nie zadowolony, poprawiając szatę i włosy. Uśmiecham się odrobinę, po przysięgam że chyba nikt poza mną i jego rodzicami, nikt nie widział go tak zmiętego z własnej woli.
-Widzimy się na Lunchu?- pyta, a ja kiwam szybko głową.- Porozmawiaj z Molly Weasley.
Po chwili zostaje w gabinecie sam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top