11
(Pogrubiona czcionka to wspomnienia)
Wszyscy pokolei wchodzą do sali zerkając na mnie i siadają na miejscach dla świadków, gdy ja siedzę po drugiej stronie, próbując poukładać sobie w głowie nowe fakty.
-Otwieram sprawę wyjaśniającą Harry'ego Jamesa Pottera i Ginevry Molly Weasley, dotyczącą przemocy fizycznej i psychicznej, na podstawie dostarczonych dowodów przez Dracona Lucjusza Malfoya. Aktualnie Ginevra Weasley nie odpowiada na wezwania ministerstwa magii i jest poszukiwana w całej Wielkiej Brytanii.- zaczyna mówić Kingsley, a jego asystent wszystko dokładnie zapisuje.
Czuję spojrzenia na własnej osobie, ale staram się je ignorować, wpatrując się zawzięcie w Shacklebolta. W stresie wyłamuję sobie palce, z każdą upływającą minutą jestem mniej gotowy.
-Proszę o zeznanie i przedstawienie dowodów panie Malfoy.
Draco wyszedzi na środek z małym plikiem kartek, zachowując nieprzenikniony wyraz twarzy. Siada na krześle dla przesłuchujących i na chwilę patrzy na mnie łagodnym spojrzeniem, zanim zaczyna mówić.
Gdy z jego ust padają słowa o licznych pobiciach, dopiero po dłuższej chwili spoglądam Weasleyów, nieco obawiając się ich reakcji i szybko tego żałuję. Są świadomi tylko ostatniej sytuacji, gdy prawie zginąłem.
Molly zblednie i zalewa się łzami, Artur stara się ją uspokoić, chodź sam próbuje utrzymać rezon. Hermiona z Ronem patrzą na mnie niedowierzająco, a Blase tylko kręci że smutkiem głową. Nie mam wystarczająco odwagi by sprawdzić reakcję reszty Weasleyów i Fleur.
Gdy blondyn kończy, zalega cisza, przerywana pociąganiem nosem. Ja sam staram zachować spokój, chodź znów czuje mdłości, a łzy ledwo hamuję. Dobrze wiem że zaraz nadejdzie moja kolej.
-Skąd wiadomo czy mówi prawdę?- odzywa się nagle Ron, wstając, a ja patrzę na niego zaskoczony- skąd wiadomo czy nie sfałszował tego dokumentu, by odsunąć Ginny od Harry'ego?
-Po co miał bym kłamać Weasley?- prychnął blondyn- Magi nie da się oszukać.
-Harry powiedz coś! On kłamie, prawda?- przyjaciel zwraca się bezpośrednio do mnie.
-Ja...- czuję ból w piersi, bo tego właśnie się obawiałem; nie uwierzą mi.
-Panie Weasley, proszę się uspokoić- grzmi minister- pan Malfoy mówi prawdę. Nie może skłamać, bo obowiązuje go magiczna przysięga uzdrowiciela.- kiwie do Draco, a ten wraca na swoje miejsce- Teraz proszę o zeznania pana Pottera.
Gdy wstaję, czuję jak sztywne jest moje ciało. Moje dłonie trzęsą się i pocą, a serce bije, jak by chciało uciec z mojej klatki piersiowej. Zmuszam się do wyjścia na środek, unikając znów jakich kolwiek spojrzeń, udając że w sali jest tylko Kingsley. Połykam szybko veritaserum i czekam chwilę, zanim zaczyna działać. Nie potrafię powstrzymać słów i wszystko wyrzucam z siebie jak z automatu, nie mając nad tym kompletnie kontroli.
-Mój związek z Ginny był szczęśliwy, jeszcze przed drugą wojną czarodziejów- mówię i odchrząkam, czując chrypę- Wojna wiele zmieniła. My się zmieniliśmy. Każdy... Starał się dojść do siebie na swój sposób. Ginny... Ona... Załamała się po stracie brata. Starałem się pomóc jej przejść przez żałobę, chodź sam w niej byłem. Zamieszkaliśmy razem i naprawdę starałem się jej pomóc ale... Było jeszcze gorzej. W końcu próbowała odebrać sobie życie.
Cichy okrzyk z ust Hermiony, sprawia że stracę na moment wątek, ale eliksir szybko działa i zmusza mnie do powiedzenia każdego szczegółu.
-Obwinialem się za to. Może nie czuła ode mnie wystarczająco wsparcia. Więc starałem się to zmienić, naprawić. Po tamtej sytuacji jakby wszystko zaczęło iść w dobrą stronę, czułem efekty moich większych wysiłków- przez chwilę uśmiecham się- do czasu balu ministerialnego. Była zazdrosna jak nigdy, upiła się i... W domu wpadła w szał. W tedy poraz pierwszy mnie uderzyła. Wybaczyłem jej i wmówiłem nam że to przez alkohol i silne emocje. I myślę że w tedy popełniłem ogromny błąd. Ginny zaczęła coraz częściej tracić nad sobą panowanie, a ja nie wiedząc jak to powstrzymać, dałem się wciągnąć w tą grę. Myślałem że jeśli się wyżyje, będzie lepiej. Nie było.
Gdy dochodzę do pierwszych napadów agresji Ginny, jest mi coraz ciężej mówić.
-Do agresji doszły manipulacje, kłamstwa, a każdy mój protest kończył się pomówieniem w oczach osób dla mnie bliskich. Po wizycie Rona, gdy próbowałem wyjaśnić kłamstwo, wiele się zmieniło. Zacząłem wierzyć że to we mnie jest problem, a jednocześnie nie mogłem sobie wyobrazić przyszłości bez Ginny. Ja na prawdę myślałem że robię coś źle, że nie okazuje jej wystarczająco miłości, uwagi przez pracę. Postanowiłem być jeszcze bardziej uległy i pozwalałem jej na więcej niż powinna. Stopniowo zaczęła mnie odsuwać od wszystkich. Czułem że na to zasługuję. Ukrywałem siniaki i rany zaklęciami maskującymi. Nikt się nie zorientował co się dzieje, nie musiałem też specjalnie kłamać. W końcu w oczach innych byliśmy szczęśliwi, planowaliśmy wspólna przyszłość, a ja dostałem nawet awans. Starałem się nie wychylać. Stać się niewidzialny. Czułem że i tak nikt nie może mi pomóc. Bo co powiedzą inni? Auror który pokonał Voldemorta, który łapał śmierciożerców i złoczyńców, nie może sobie poradzić z własną partnerką? To absurdalne. Już straciłem wystarczająco w oczach moich bliskich i nie potrzebowałem stać się upadłym bohaterem-wyrzutkiem... Po za tym Ginny używała tak dobrze manipulacji, że z łatwością mogłaby wmówić ludziom, że to ona jest ofiarą i raz to nawet zrobiła, wmawiając moim bliskim że jestem alkoholikiem i jestem agresywny.
Moje ręce trzęsą się tak mocno, że nawet nie jestem wstanie wziąć do ręki szklanki, nie rozlewając jej.
-Wszystko się zaczęło komplikować w dniu zdrowotnego bilansu rocznego. Gdybym w tedy poszedł do innego uzdrowiciela niż Draco, może udało by mi się dalej wszystko trzymać w tajemnicy. Ale to on nauczył mnie zaklęcia maskującego, to jego zainteresowały siniaki i to że znikam z każdym dniem. Jako jedyny zauważał prawdę. Dostałem ataku paniki, a potem uciekłem gdy tylko nadarzyła się okazja. Nie widziałem w tym szansy na zdobycie dowodów; widziałem powód, który mógł by mnie zniszczyć. Oznaczało to kolejną karę. Draco nie dał za wygraną i to był jego częściowy błąd, bo nie wiedział z czym się mierzę. Ja sam nie byłem w stanie przewidzieć, że Ginny zamieni mój przymusowy urlop zdrowotny w piekło.
W końcu udaje mi się upić wody, a przez myśl mi przeszło że moje ciało, jakby znów przechodzi moment detoksu.
-Nie miałem wtedy dobrago kontaktu z Ginny. Nasza relacja głównie wyglądała tragicznie. Ignorowała mnie całymi dniami, była zimna, niedostępna, albo biła za najmniejsze przewinienie, a potem była dla mnie dobra i... Nie potrafiłem jej powstrzymać. Jej sprzeczne komunikaty robiły mi sieczkę z mózgu, a ja tylko pragnąłem zadowolić ja na tyle, by dała mi trochę swojej uwagi czy miłości.
-Czy kiedy kokwiek próbowałeś się bronić? Oddać?- pyta Huges, co wytrąca mnie z równowagi.
-Nigdy nie podniósł bym ręki, ani na Ginny ani na inną kobietę.- odpowiadam.
-Kontynuuj.
- Gin znikała na całe dnie jeszcze przed moim urlopem, zostawiając mnie samemu sobie. Nie zaskoczyło mnie to że w pierwszy dzień jak zwykle byłem sam w domu. Zdążyłem nawet odwiedzić Weasleyów, zanim zastałem ją w końcu w domu razem z koleżanką. Wtedy zorientowałem się że zażywa narkotyki.
-Pamiętasz imię tej koleżanki? Była czarownicą? Skąd ją znała?- pytania zaczął zadawać Huges.
-Poznały się na balu. Znam tylko imię. Edith.
-Czy jesteś w stanie przesłać nam jej wygląd do myślodsiewni, żebyśmy ją mogli zidentyfikować?- poprosił Kingsley.
Spełniam szybko prośbę, podchodząc na drżących nogach do Shacklebolta.
-Była odpowiedzialna za dostawę narkotyków-kontynuuję, siadając sporwotem na swoim miejscu- Nie wiem kiedy poraz pierwszy znalazłem się sam pod ich wpływem. Prawdopodobnie to moment białej plamy w pamięci pomiędzy moja rozmową z Ginny w kuchni, a nagłym znalezieniem się w salonie otumaniony. Już w tedy Edith nakręcała i zachęcała Ginny do bicia mnie i upokarzania. Ginny również pozwalała by Edith nie jednokrotnie przejmowała pałeczkę. Wydaje mi się jednak że to Ginny była z każdym dniem coraz bardziej agresywna i nie obliczana. Nie wiem co mi podały, ale skutecznie to sprawiało że czułem się jak lalka, nie zdolna do prawidłowego odczuwania bólu czy innych skrajnych emocji. Nie wiem ile trwał ten ciąg narkotykowy, godziny zaczęły się zlewać w dni. Czasami byłem więcej lub mniej świadomy co się ze mną dzieje.
Oczami umysłu zobaczyłem wspomnienie, gdzie kobieta łapie mnie za kark i każe całować stopy, a rudowłosa nie opodal głośno śmieje się i prosi o więcej 'show'. Ja natomiast byłem kompletnie bezsilny i otumaniony. Wszystko dochodziło do mnie w zwolnionym tempie, jak bym częściowo był w swoim świecie.
-Jesteś takim śmieciem Potter, powinieneś być wdzięczny, że pozwalamy ci nas dotykać. Jesteś tylko zwykłym kawałkiem gówna. Nie zasługujesz na nic dobrego.
-Wymyślały mi na przemian 'obowiązki', które zawsze kończyły się karą, zważywszy na mój stan odurzenia. Często poddawałem się senności tylko po to, by znów mogły się mną bawić. Ginny nie miała zahamowań i często traktowała mnie jak seks zabawkę- wyrzucam z siebie.
Rudowłosa przyciągała mnie do namiętnego pocałunku, górując nade mną. Nie wiem czym byłem bardziej otumaniony- narkotykiem czy jej bliskością. Jej piękne ciało wiło się nade mną, gdy ja jedynie co mogłem zrobić do dotknąć jej ud, leżąc jak ociężała kłoda. Stwierdziłem że jednak to nic złego, bo pomimo niepokoju i uczucia że tego do końca nie chcę, mój penis reagował prawidłowo.
Milknę na chwilę, gdy mój głos załamuje się.
-Raz przyszła Hermiona, w tedy miałem większą świadomość co się ze mną dzieje. Ginny związała mnie i zakneblowała w sypialni, udając że mnie nie ma.
Krzyczałem ze szmatą w ustach o pomoc, dławiąc się łzami. Słyszałem głos Hermiony, która pocieszała Ginny, mówiąc że nie długo wrócę i na pewno ich nie porzuciłem.
-Wszystko w porządku, panie Potter?- słyszę głos drugiego uzdrowiciela, gdy dość długo milczę.
-Skatowała mnie po wyjściu Hermiony, gdy udało mi się strącić książkę z szafki nocnej-wyduszam z siebie- Nie potrafiłem się bronić, bo to czym mnie wcześniej nafaszerowała zaczęło działać i sprawiło że nie miałem wystarczająco sił...
Do sypialni weszła Ginny, wydawała się pełna energii i jednocześnie nie spokojna.
-Miałeś tylko jedno zadanie, być cicho. Teraz możesz być pewny, że następnym razem nikt cię nie usłyszy.- syknęła z taką pogardą, że przeszły mnie dreszcze.- Aż w końcu zapomną o twoim istnieniu.
Następnie zaczęła mnie bić i kopać w napadzie furii, do momentu aż zemdlałem od obrażeń.
Znów zalega cisza, a ja gdy udaje mi się zdławić szloch, kontynuuję.
-Wiedziałem że jestem pod wpływem jakiś narkotyków, ale nie myślałem o tym, jak wciągu tych czterech tygodni się od nich uzależnię. Właściwie w tedy nie wiele myślałem. Ginny przestała podawać mi narkotyki, a ja miałem wrażenie że oszaleję z głodu. Oprócz niego, przestało się liczyć cokolwiek i byłem tak zdesperowany że błagałem na kolanach, o nawet odrobinę dragów, gdy Ginny i Edith dawało to rozrywkę. Gdy stałem się zbyt nachalny, w końcu Edith wbijała mi strzykawkę w żyłę. Nawet nie interesowało mnie co mi dała, ważne że zaczęło działać.- opowiadając to, czuję tak wielki wstyd, że nie jestem wstanie spojrzeć na nikogo.
-Zaklecia wykryły, że podano ci GHB* i fentanyl, a nawet małą dawkę amfetaminy, zmodyfikowaną czarami- cichy głos Dracona, sprawia, że unoszę na niego spojrzenie- nie powinieneś się obwiniać. To jedne z najsilniejszych narkotyków. Nie miałeś na nic wpływu, one tak działają.
Przez chwilę patrzymy na siebie, aż w końcu, decyduję się przejść do ostatniej części wspomnień.
-Nigdy nie przyszło mi do głowy kto za nie płaci, dopóki nie byłem świadkiem kłótni Ginny i Edith.
Stałem na schodach, prowadzących na piętro, gdy rozległy się podniesione głosy w salonie.
-Nie dostaniesz więcej towaru, dopóki nie zapłacisz.
-Nie mam teraz... Muszę... Wyślę Harry'ego do skrytki. On ma pieniądze. Musi tylko trochę wytrzeźwieć. Rzuci się na niego Confundus albo Imperius jak wcześniej i nikt nie zauważy.
-W tej chwili, to on jest tak naćpany, że ledwo chodzi. Sama domagałaś się żeby dać mu coś nowego.
-Fentanyl sprawia że nie jest tak senny i depresyjny. Edith, błagam, skończył mi się już zapas Amfy, a to wszystko... To dla mnie za dużo. Chce zapomnieć.
-To zapłać.
-Nie mam czym! Oddałam ci już wszystko co miałam! Sprzedałam wszystko co wartościowe... A ja muszę... Potrzebuje jej... Zrobię wszystko!
Ogarniam włosy z czoła, przymykając oczy.
-Zawarły porozumienie. Ginny miała u niej dług, o który miała się kiedyś upomnieć Edith i szybko to zrobiła. Spłatą długu byłem ja.
Milczę dłuższą chwilę, ale veritaserum szybko zareaguje, dając o sobie znać i przymusza mnie bym powiedział wszystko.
Pewnego dnia Edith wróciła do naszego domu z jakimś mięśniakiem. Wyczułem kłopoty, więc starałem się wycofać jak najszybciej. Zanim jednak zdążyłem zamknąć w łazience, mężczyzna mnie złapał i obezwładnił.
-No już Harry, uspokój się. Będzie przyjemnie.-mruknęła kobieta, dotykając mojego policzka.
Moje serce tłukło się w piersi i poraz pierwszy od dawna, przez moje odrętwiałe ciało przebił się strach i obrzydzenie.
-Zajmiemy się tobą dobrze, lepiej niż twoja dziewczyna ćpunka.
-Ginny, pomóż mi!- krzyknąłem spanikowany, patrząc w stronę rudowłosej.
Ta jednak była zajęta nową dostawą amfetaminy. Sprzedała mnie za dragi, jak nic nie warte ścierwo.
-Podali mi więcej narkotyków, żebym był bardziej uległy. Mam plamę w pamięci. Po tej sytuacji zdecydowałem się uciec, ale Ginny szybko mnie przejrzała i ukarała.
Rudowłosa zacisnęła palce na mojej szyi, gdy znudziło się jej kopanie mnie i z dużą siłą zaczęła uderzać moją głową o ścianę, aż po jej boku zaczęła spływać krew, a ja osunąłem się na podłogę.
-Chyba go zabiłam!- panika w jej głosie to ostatnie co usłyszałem przed utratą przytomności.
-Obudziłem się jak gdyby nigdy nic w łóżku, przez mój budzik, z brakiem wspomnień. Byłem przerażony, wszystko mnie bolało, moja twarz była obita i miałem ogromny siniak pod żebrami, ale nie pamiętam jak powstał. Nie pamiętałem nic co się działo przez ostatnie cztery tygodnie. Musiałem wrócić do pracy, a tam było jeszcze gorzej. Wściekła Hermiona i szef, kpiący sobie z tej sytuacji Blase... Nie wiem jak udało mi się zachować spokój przed wszystkimi... No prawie. Wpadłem na Draco w pomieszczeniu socjalnym gdzie się załamałem pod natłokiem emocji.
Draco był jedyną osobą w tym czasie z którą miałem dość dobre relacje. Był jedyną osobą, która nie była zamieszana w tą sytuację i jako jedyny nie licząc moich nieświadomych przyjaciół czy Molly, wykazał zainteresowanie moją osobą od wielu tygodni. Zaufałem mu, częściowo wyrzuciłem z siebie to co czułem. Myślę że zbliżyło to nas jeszcze bardziej, niż kiedy kolwiek. Zaproponował pomoc w ustaleniu co się ze mną działo- biorę głęboki wdech- to jednocześnie sprawiło, że czułem się jeszcze bardziej zdezorientowany i przytłoczony. No i została sprawa wyjaśnień co się ze mną działo przez cztery tygodnie moim bliskim, a Ginny nie wydawała się być pomocna. Wydaje mi się że przed spotkaniem z Wesleyami i Hermioną, dodała coś do mojego napoju, gdy zacząłem czuć nie świadomie głód narkotykowy. A potem ukarała za to że nie byłem zbyt przekonujący dla Rona.
Wciąż unikam spojrzeń Weasleyów i Hermiony jak ognia.
-Skłamałem że wyjechałem do Grecji, było łatwiej. Następnego dnia zacząłem myśleć o śmierci. Spotkanie z Draco odwiodło mnie na chwilę od tych myśli, a potem rzuciłem się w wir pracy i... Gdy dostaliśmy wezwanie, nie zastanawiałem się ani minuty. Szybko okazało się, że to jednak moja drużyna potrzebuje pomocy, gdy cała akcja poszła nie tak. Nasz lider zginął, a przez moja mój umysł przeszła myśl że jeśli ktoś będzie miał jeszcze zginąć to będę ja. Miało to same plusy, to była moja szansa by nie sprawić nikomu problemu. Nikt nie odkryłby prawdy. Uratowałem resztę autorów. Gdy unieszkodliwiłem napastnika, a ten dźgnął mnie zatrutym sztyletem, zrozumiałem, że wcale nie chce umrzeć. Byłem w takim stanie, że to był jedyny akt desperacji na jaki było mnie stać. Cudem aportowałem się do ministerstwa. Draco uratował mi życie.
Patrzę znów blondynowi w oczy, które były pełne łez, ja sam już dawno przestałem kontrolować płacz.
-Gdy doszedłem do siebie, Draco zabrał mnie na kolację, by wszystko wyjaśnić. Pokazał raport. Tego wieczoru wyznałem mu resztę prawdy.
-W tedy postanowiłeś przekazać raport?- pyta Huges.
-Nie, wciąż paraliżował mnie strach, że skończy się to jak próba powiedzenia o wszystkim Ronowi. Następnego dnia Draco uświadomił mi, że nie przeczytałem szczegółowo raportu, zwłaszcza z ostatniej akcji. Przekonał mnie bym to zakończył, żebym walczył o siebie. Nocowałem w hotelu i postanowiłem następnego dnia wszystko zakończyć. Draco błagał bym nie robił tego sam, bo możliwe że jest niebezpieczna. Miał rację. Poprosiłem więc Rona by w padł w nadziei, że zareaguje gdy pójdzie coś nie tak. Gdy pojawiłem się w domu i oświadczyłem że odchodzę, Ginny w pierwszej chwili mnie zignorowała. Więc poszedłem spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Zaskoczyła mnie i uderzyła w tył głowy. Gdy odzyskałem przytomność, leżałem na podłodze w sypialni, a na dole był Ron. Jednak Ginny zadbała by mnie nie usłyszał.
Nie ublagalnie zbliżam się do końca opowieści.
-Gdy wróciła do mnie, zaczęliśmy się sprzeczać, aż w końcu uderzyła mnie i zepchnęła ze schodów. Naćpała mnie, a ja straciłem przytomność przez byt liczne urazy i obudziłem się w samym środku pożaru. Nie było ze mną najlepiej. Uzdrowiciel powiedział mi później, że przedawkowałem i nie wiele brakowało by sam fentanyl mnie zabił. Ogień miał chyba zatuszować ślady.
W pomieszczeniu zapada cisza, a ja boję się ją przerwać. Co teraz będzie ze mną?
Siadam znów na swoje poprzednie miejsce, i w ciszy pozwalam by Kingsley przesłuchał resztę osób w pomieszczeniu, chodź wiem że moje zeznania są wystarczające.
Nie reaguję kompletnie na nic, zatapiając się w swoich myślach i nieco ciesząc się, że nie pamiętam samego aktu wykorzystania seksualnego przez Edith i obcego mężczyznę. Drgam dopiero, gdy obok mnie siada Malfoy i obejmuje mnie ostrożnie ramieniem. Wzdrygam się, ale pozwalam mu na to, a nawet kładę głowę na jego ramieniu.
Wtedy zdaję sobie sprawę że zostaliśmy w pomieszczeniu sami.
-Chodź, wracamy.
_______
*GHB( kwas gamma-hydroksymaślan)- tzw pigułka gwałtu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top