- 4 -
- Młocie – szepnął, wyciągając delikatnie rękę i gładząc chłopaka po policzku.
Ten jeden dotyk tym bardziej utwierdził go w przekonaniu, że Naruto jest teraz z nim. Że jest bezpieczny. Niczego więcej już nie potrzebował...
- Sasuke? Co ty... - zaczął Naruto, nie do końca wiedząc jak zinterpretować takie zachowanie przyjaciela. Zanim jednak zdążył dokończyć, został zamknięty w uścisku silnych ramion.
Naruto przez chwilę był zbyt oszołomiony, aby coś zrobić, jednak, czując ciepło ciała Sasuke oplótł go ramionami, przygarnął mocniej do siebie i odetchnął z ulgą.
****
Kiedy zaczął biec był pewien, że przyjaciele są tuż za nim. Strach dodał mu sił. Z niespotykaną gracją omijał wszelkie przeszkody. Zupełnie jakby unosił się nad ziemią i nim się zorientował, wybiegł z lasu. Dopiero tam spostrzegł, że jest sam. Że Sasuke, Kiba i Akamaru zostali w ciemnym lesie wraz z... Zadrżał na samo wspomnienie. Jeśli to rzeczywiście był Kakuzu, to przyjaciele byli w poważnym niebezpieczeństwie.
- Cholera! – przeklną, zaciskając pięści. Strach nie strach, ale tam był Sasuke. Jego Sasuke. Nie może, po prostu nie może zostawić go na pastwę losu.
Rozejrzał się dookoła. Wyglądało na to, że był na drodze prowadzącej do miasta, tylko w którą stronę ono powinno być? Z obu otaczał go pogrążony w ciemnościach las.
- Cholera! – krzyknął, przestępując z nogi na nogę. Co powinien teraz zrobić? - Dobra, uspokój się – mamrotał, biorąc kilka głębszych wdechów.
To pozwoliło mu oczyścić nieco umysł i uspokoić oszalałe serce. Jeszcze raz spojrzał w jedną i drugą stronę i, wybierając na oślep, ruszył biegiem w prawo. Jeżeli po dziesięciu minutach biegu nic się nie zmieni, zawróci i spróbuje w drugą stronę. Przecież miasto powinno być już blisko, chociaż kręcili się trochę po tym lesie. Nie ma jednak co teraz o tym myśleć. Musi jak najszybciej odnaleźć Sasuke.
Nie biegł nawet pięciu minut, gdy droga skręciła niemal pod kątem dziewięćdziesięciu stopni i oczom Naruto ukazała się łuna światła bijąca z miasta.
- Dobra! – krzyknął, uradowany. Teraz mógł wrócić niemal po swoich śladach w poszukiwaniu Drania.
Nie zawracając sobie głowy powrotem na miejsce, z którego wyruszył, wbiegł w las kierując się nieco pod kątem. Tym razem jego nogi nie były już tak pewne w swoich krokach i raz za razem potykał się o wystające korzenie, a gałęzie wczepiały się w jego włosy. Co chwila nawoływał przyjaciela, niemal zdzierając sobie gardło. Kilkukrotnie próbował się do niego dodzwonić, ale za każdym razem odbijał się od poczty głosowej.
- SASUKE, DRANIU, ODEZWIJ SIĘ! – krzyczał, przykładając dłonie do ust, aby jego głos poniósł się dalej. Bez skutku.
Musi go znaleźć. Po prostu musi! To było teraz najważniejsze i nawet armia zombie z Hidanem na czele go przed tym nie powstrzyma. Sasuke, zaraz po rodzicach i Jiraiyji, był najważniejszą osobą w jego życiu. Nie tylko jako przyjaciel... Sasuke zawsze zajmował specjalne miejsce w jego sercu, ale od dłuższego czasu to uczucie się zmieniło. Pogłębiło i rozlało się jak fala przypływu. Nie wiedział dokładnie, kiedy to się zaczęło. Może w te wakacje kiedy wyjechał? Wówczas te mordercze treningi pozwalały mu się uporać z tym, co czuł. Przecież nie mógł powiedzieć Sasuke, że się w nim zadurzył! Musiał nauczyć się panować nad tym uczuciem i zachowywać się jak dawniej, bo co, jak co, ale Sasuke nie tylko by go wyśmiał, ale zapewne więcej by się do niego nie odezwał. A już woli cierpieć z powodu niespełnionej miłości przy nim niż bez niego. Człowieka, który był obecny w jego życiu niemal od samego początku. Nie był gotowy na taką stratę. Chciał być z nim jak najdłużej, gdyż zdawał sobie sprawę, że kiedyś i tak go straci na rzecz jakiejś dziewczyny. Wtedy dopiero będzie prawdziwie cierpiał i usunie się w cień, ale póki co miał go w pewien sposób, tylko dla siebie. Bo Sasuke nigdy go nie odtrącał, kiedy się do niego tulił w chwili strachu. Nie unikał wspólnych wyjść i zabaw. Zawsze był obok, kiedy Naruto go potrzebował. A potrzebował go zawsze. Dlatego teraz musi pokonać własny strach i go odnaleźć.
Stracił poczucie czasu, zmókł do suchej nitki, zmarzł i jeszcze padła mu komórka, a Sasuke jak nie było, tak nie ma. Błąkając się na oślep, przedzierając przez krzaki i co chwila nawołując przyjaciela, wyszedł znów na drogę, tym razem nieco bliżej miasta. Deszcz nie dawał za wygraną i on również nie chciał. Miał już wracać do lasu, kiedy przyszła mu do głowy pewna myśl. A może Sasuke siedzi w domu i czeka na niego? Że też o tym nie pomyślał! Przecież dziś miał u niego nocować! Mieli, jak zawsze, grać w gry, gadać do rana i dobrze się bawić, więc może Sasuke siedzi teraz w swoim pokoju i czeka na niego, a on traci bezcenny czas na bieganie po lesie. Przecież to możliwe! Bardzo możliwe.
Pognał co sił w nogach. Kiedy wypadł na główną ulicę miasta, część latarni się nie świeciła, ale tak naprawdę wcale nie były one mu potrzebne. Znał tę trasę na pamięć i trafi do domu Sasuke nawet z zamkniętymi oczami.
Serce mu łomotało nie tylko z wysiłku, woda chlupała w butach, twarz miał umazaną błotem, ubranie lepiło się do ciała, ale to nie miało znaczenia. Znów czuł jakby leciał nad ziemią. Chciał teraz tylko zobaczyć jego twarz, jego oczy, w których tonął za każdym razem, kiedy w nie spoglądał. Poczuć jego ramiona i upewnić się, że nic mu nie jest.
Kiedy dopadł do jego domu, drzwi były zamknięte, a dzwonek nie działał. Dobijał się przez chwilę, poczym obszedł budynek i zastukał w okno jego sypialni. Cały dom pogrążony był w ciemności, co nie powstrzymało Naruto przed wtargnięciem przez uchylone okno. Przecież Sasuke mógł być w łazience i go nie słyszeć, a on już miał serdecznie dosyć moknięcia na deszczu.
Nieraz już wchodził do pokoju Sasuke przez okno, starając się uniknąć spotkania z jego bratem, Itachim. Nie to, że go nie lubił, wręcz przeciwnie, ale chłopak miał podejrzaną skłonność do rzucania w jego kierunku dość dwuznacznych aluzji związanych z nim i Sasuke. Niby nic poza wygłupami starszego brata, który na każdym kroku chciał dokuczyć młodszemu, ale... No, Naruto sam nie wiedział, ale może Itachi się czegoś domyślał? A co jeśli tak i co jeśli któregoś dnia zdradzi Sasuke jego tajemnicę? Pokręcił energicznie głową, to nie był czas na żadne takie rozmyślania. Teraz musiał skupić się na zupełnie czymś innym.
Rozejrzał się po pokoju. W ciemności ledwie dostrzegał zarys mebli, mimo to potrafił się swobodnie poruszać. W końcu znał ten pokój równie dobrze jak swój własny. Tylko, że, ku jego przerażeniu, nie było w nim właściciela. Zrezygnowany, usiadł na podłodze, łapiąc się za głowę. Musiał się zastanowić nad kolejnym krokiem.
Nie miał pojęcia, ile tak siedział, miał wrażenie, że ta chwila trwała wieczność. Wieczność, w której i tak nie udało mu się znaleźć żadnego dobrego rozwiązania. Pozostawało mu jedno: skontaktować się z Itachim albo Fugaku. Tylko jak on miał im powiedzieć, że Sasuke został w lesie na łasce jakiegoś nie umarłego psychopaty?!
Nim zdążył jednak się nad tym zastanowić, usłyszał, jak drzwi do pokoju otwierają się z cichym skrzypieniem. Drgnął. Doskonale wiedział, że w domu nie powinno być tej nocy nikogo, bo Sasuke uprzedził go, iż jego rodzice wyjeżdżają, a Itachi ma nocną zmianę na komisariacie. Jedyną osobą, która mogła tam być, był więc sam Sasuke. Ulga, jaką poczuł, kiedy to sobie uzmysłowił, sprawiła, że spadł mu z serca niewyobrażalny ciężar. W jednej chwili poderwał się z miejsca i bez zastanawiania się nad niczym ruszył w kierunku chłopaka.
****
- Draniu... - Naruto próbował coś powiedzieć, ale jego głos nienaturalnie zadrżał.
Dopiero teraz, kiedy Sasuke trzymał go w ramionach, zaczynało do niego docierać, że tej nocy mógł być o krok od jego utraty. Równie dobrze mógłby go już nigdy więcej nie zobaczyć, nigdy więcej nie móc usłyszeć jego głosu, nie poczuć jego zapachu, nie spędzić z nim więcej ani jednego dnia... A te myśli sprawiły, że uczucia uderzyły w niego ze zdwojoną siłą.
- Zamknij się, Młocie – Sasuke warknął, wtulając się bardziej. Nie interesowało go w tej chwili, co sobie pomyśli Naruto. On musiał się przekonać, że to nie jest żaden cholerny sen. Że ma w objęciach żywego i zdrowego Naruto. Chciał nacieszyć się tą chwilą.
Czas mijał, a emocje Sasuke powoli zaczynały opadać. Zdenerwowanie i strach malały z każdą chwilą, kiedy Naruto był blisko niego. Z wolna zaczynał się uspokajać i tylko jego serce ciągle biło jak szalone. Z tym że nie było to już wynikiem przerażenia. Teraz już wszystko było na swoim miejscu. Chociaż...
Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale kiedy się opanował poczuł jak Naruto drży w jego ramionach. Dopiero wtedy sobie uświadomił, że chłopak jest cały przemoczony, a pojedyncze krople wody z jego ubrania skapują nawet na jego ciało. Był kompletnie zmarznięty, a to musiało oznaczać, że błąkał się po tym lesie przez dłuższy czas. Sam. Albo raczej z tym psychopatą rozkopującym po nocy groby... Coś takiego nie powinno nigdy mieć miejsca. Powinien był lepiej zadbać o Naruto. A co gdyby coś mu się stało? Nawet nie chciał o tym myśleć...
- Coś ty sobie myślał, tak uciekając? – mruknął, odsuwając Naruto od siebie.
Chciał mu zasugerować, iż powinien się przebrać, bo inaczej się przeziębi, ale najpierw musiał go po prostu opieprzyć za ten bezmyślny ruch, jakim była samotna ucieczka. W takiej sytuacji nie powinni się byli rozdzielać i teraz zamierzał to Naruto uświadomić. Mimo radości, że chłopakowi nic się nie stało, nie mógł mu darować, że zadziałał tak pochopnie i przede wszystkim tego, co sam musiał przejść, szukając go po tym cholernym lesie.
- Co ja sobie myślałem?! – Naruto był naprawdę zaskoczony tym pytaniem i to jeszcze wypowiedzianym z tak jawną pretensją w głosie. Chyba go już do reszty powaliło! To on się martwił, odchodził wręcz od zmysłów, biegając za Sasuke po nocy, nie będąc nawet pewnym, czy nie włóczy się za nimi jakiś morderca, a Uchiha chciał mu teraz coś zarzucać?! Oj nie! Tak to nie będzie! – Co ja sobie myślałem?! – powtórzył głośniej, podrywając się na równe nogi. – Co ty, do cholery, sobie myślałeś, nie ruszając się z miejsca?! Na podziwianie widoków ci się zebrało?! Chcesz się zabić czy jak?! A może chciałeś z Kibą zaproponować temu psycholowi pomoc w odkopywaniu zwłok?! Od kiedy to się taki uczynny zrobiłeś?! – krzyczał, mocno gestykulując rękoma. Naprawdę Sasuke potrafił w dwie sekundy doprowadzić go do białej gorączki.
- Co?! Odbiło ci... - Sasuke również wstał. Zupełnie nie rozumiał tego napadu złości u Naruto.
- Mi odbiło?! MI ODBIŁO?! Nie wierzę. – Naruto aż złapał się za głowę. – Czy ty wiesz, co ja przeżyłem, kiedy spostrzegłem, że nie ma cię za mną?! – Sasuke już otworzył usta, chcąc odpowiedzieć, ale Naruto nie dał mu dojść do głosu. – Nie! Oczywiście, że nie! Bo ty, kurwa, nie wiesz, jak się czuje ktoś, kiedy uświadamia sobie, że osoba, którą kocha, została na łasce jakiegoś psychopaty!
Naruto jeszcze dosłownie przez ułamek sekundy wpatrywał się gniewnie w twarz Sasuke, a przynajmniej starał się, bo ciemność sprawiała, iż nie widział jej aż tak dokładnie. Później z kolei uświadomił sobie, co powiedział i aż się zapowietrzył. Odruchowo zakrył usta dłonią i cofnął się o krok. Jak te słowa w ogóle mogły opuścić jego usta?! Nerwowo rozejrzał się po pokoju, jakby szukając drogi ucieczki, a jednocześnie uparcie omijał wzrokiem postać Sasuke. Sasuke, który dosłownie zastygł w bezruchu...
- Naruto? – szepnął, niepewny, czy dobrze usłyszał, albo czy dobrze zrozumiał. To byłoby przecież zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe...
- Nie... - jęknął Naruto i pokręcił nerwowo głową, cofając się o kolejny krok. Sasuke z kolei zrobił jeden krok do przodu.
W tej właśnie chwili światło w pokoju rozbłysło. Sasuke, wchodząc do niego, odruchowo nacisnął włącznik, w pośpiechu zapominając o tym, iż nie było prądu. Dzięki temu teraz miał okazję dostrzec dosłownie przerażoną twarz Naruto, która tylko utwierdziła go w przekonaniu, iż Uzumaki miał na myśli dokładnie to, o czym on tak dawna marzył, aby usłyszeć. Naruto go kochał. Kochał go... Na jego ustach mimo woli pojawił się szeroki uśmiech. Zbliżył się do Naruto o kolejny krok i w tym samym momencie ten... zwiał! Kiedy tylko Sasuke się poruszył, Naruto obrócił się na pięcie i uciekł najpewniej jeszcze bardziej spanikowany, niż wtedy gdy zobaczył tego gościa rozkopującego groby.
Tym razem Sasuke ruszył zaraz za nim i dopadł go dosłownie w trzech krokach. Chwycił mocno za nadgarstek i jednym szarpnięciem obrócił w swoją stronę. Nie mógł przestać się uśmiechać, kiedy w głowie cały czas huczały mu słowa wypowiedziane przez Naruto. „Bo ty, kurwa, nie wiesz, jak się czuje ktoś, kiedy uświadamia sobie, że osoba, którą kocha, została na łasce jakiegoś psychopaty!"
- Mylisz się – zaczął Sasuke, wpatrując się w czerwoną twarz Naruto. Widział jego zawstydzenie, strach, ból i rozpacz. Doskonale go rozumiał. Przecież sam przeżywał dokładnie to samo, ilekroć pragnął powiedzieć mu o swoich uczuciach, tylko nigdy by nie przypuszczał, że Naruto czuje to samo. Przecież zawsze uganiał się za Sakurą, więc jasnym było, że woli dziewczyny, a jednak...
- Co? O czym ty mówisz? – szepnął Naruto, spuszczając wzrok. Nie był w stanie wytrzymać intensywnego wzroku Sasuke. Po tym co powiedział, spodziewał się, że Sasuke go wyśmieje, wyrzuci z domu, nazwie zwyrodnialcem i powie, że się go brzydzi. Och, jakże on chciał cofnąć czas!
- Naruto, spójrz na mnie – nakazał, łapiąc go za brodę i zmuszając, aby spojrzał mu w oczy. – Mówię, że się mylisz – ciągnął, wpatrując się w błękit jego oczu. - Wiem doskonale, jak czuje się ktoś, kiedy uświadamia sobie, że osoba, którą kocha, została na łasce psychopaty. W końcu mój strachliwy kotek postanowił sam uciekać po lesie... - Sasuke nie spuszczał z niego wzroku, chcąc się upewnić, że Naruto rozumie, co do niego mówi. Że rozumie, co on czuje i że nie musi się już z tym kryć. Że nie musi się obawiać odrzucenia.
Bo on też go kocha.
****
Kiba siedział oniemiały, wpatrując się w gąszcz zarośli, w których znikł Sasuke. Oddychał ciężko, wręcz spazmatycznie, nie mogąc dojść do siebie, zarówno po szaleńczym biegu, jak i ze strachu. Nie mógł pojąć, jak Sasuke mógł tam wrócić. Przecież tam czaił się Kakuzu! A być może już w tej chwili również ożywiony przez niego Hidan, ale...
Akamaru położył pysk na jego kolanach i zaskomlał cichutko. Dobrze rozumiał, co jego pan czuje.
- Wiesz – zaczął Kiba, głaszcząc go za uszami. – Boję się jak nigdy, ale tam gdzieś jest Naruto. On by mnie tak nie zostawił. – Ponownie przeniósł wzrok na las.
Kiba i Naruto zawsze trzymali się razem. Może nie tak jak Naruto z Sasuke, ale jednak byli dobrymi przyjaciółmi i Kiba zawsze mógł liczyć na pomoc przyjaciela. Nawet w najbardziej idiotycznych sytuacjach. Byli jak bracia, a brata nie można zostawić w potrzebie.
Wstał, przeczesał włosy, wziął kilka głębokich wdechów, zacisnął pięści i ruszył w mroki lasu, nim zmieni zdanie, a odwaga go opuści. Akamaru położył uszy po sobie, podwinął ogon, ale ruszył za swoim panem. Bądź co bądź będzie go bronił nawet za cenę własnego życia.
Ostrożnie stawiali kroki, starając się robić jak najmniej hałasu. Deszcz szeleścił w koronach drzew, wiatr śpiewał swoją rzewną pieśń, a nocne zwierzęta żaliły się na tak nieprzychylną aurę. Kiba rozglądał się i nasłuchiwał. Skręcił w prawo, skąd dobiegł go niesiony z wiatrem głos Sasuke. Musiał być bardzo daleko jednak zawsze lepiej przeczesywać las we dwójkę niż samemu. Chociaż on i tak miał lepiej niż pozostali. Miał przecież swojego wiernego psa.
Przez ten cały stres, alkohol niemal z niego wyparował, ale i tak bał się całkowicie zaufać swoim zmysłom. Czy za tym drzewem nie czai się jakieś zwierze? Albo czy w krzakach nie ukrywa się coś jeszcze groźniejszego? Co on sobie myślał?
- Akamaru, nie oddalaj się – szepnął, łapiąc go za sierść na karku. Pies szturchnął go nosem, dodając tym samym nieco otuchy, ale zaraz potem wysunął się nieco do przodu i zawarczał gardłowo.
- O matko... - wyrwało się Kibie.
Tym razem to na pewno nie wiatr ani żadne przywidzenie. Z krzaków wyłoniła się postać i choć w pierwszej chwili miał nadzieję, że to któryś z jego przyjaciół, to gdy tylko spojrzał na trzymaną w dłoni niewielką łopatę, cała nadzieja prysła jak bańka mydlana. Starach na nowo zawładną jego sercem. Ciało odmówiło posłuszeństwa i padł jak długi, tracąc świadomość.
Kiedy otworzył oczy, pierwsze co zobaczył to wywieszony jęzor Akamaru, z którego ślina kapała wprost na jego nos.
- Zabieraj tę paszczę, bo zaraz pawia puszczę. Śmierdzi ci z pyska, jakbyś ze żarł padlinę i... - wyciągnął rękę i w tej samej chwili powróciły wspomnienia. Poderwał się gwałtownie i zamarł. Przed nim, na kamieniu z łopatą w ręku siedział...
- Shino? – Kiba zamrugał kilkukrotnie, aby sprawdzić, czy to nie jakieś przywidzenie.
- A kogo się spodziewałeś? Kakuzu albo Hidana? – Zadrwił, wspominając, jak słyszał krzyki przerażenia przyjaciół z drużyny.
Skończył czyścić saperkę, złożył ją i schował do plecaka. Zawsze ją miał przy sobie tak jak i pojemniki na znalezione okazy. Tym razem również się nie zawiódł. Znalazł bardzo trudnego do obserwacji mięsożernego, nocnego żuka, który w chwili zagrożenia wydalał okropnie śmierdzącą woń, przypominającą rozkładające się mięso. Właśnie odkopywał gniazdo innego ciekawego owada, kiedy wpadł mu w ręce żuk i w momencie, gdy podnosił do góry kamień na którym siedział, aby mu się przyjrzeć, owad wystraszył się i trysnął wydzieliną prosto w jego oczy. Może i wszyscy się z niego śmiali, że zawsze ma na nosie ciemne okulary, ale to właśnie dzięki temu przyzwyczajeniu ponownie ustrzegł się przed poważniejszymi konsekwencjami.
Kiedy usłyszał szczekanie Akamaru, chciał zawołać przyjaciół, aby pokazać im swoje znalezisko, jednak, jak tylko się do nich odwrócił, oni z krzykiem uciekli. Zabolało go to, ale cóż mógł poradzić. Żuk był bardziej interesujący.
– Naprawdę debile z was. Wracamy do domu.
***
- Itachi. Wszystko poszło zgodnie z planem. – Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy, kiedy zaglądał przez okno, obserwując pocałunek Sasuke i Naruto.
- No nareszcie! Już nie mogłem patrzeć, jak się z tym męczą. – Itachi mało nie klasnął z radości. – Kolejny kłopot z głowy! Oro, jakże ja ci się odwdzięczę?
- Na to znajdziemy jakiś sposób. – Uśmiechnął się perfidnie, mając już w głowie kilka pomysłów.
- Ty stary zboczeńcu, nawet o tym nie myśl. – Zaśmiał się, znając zapędy przyjaciela ojca. – Nie ze mną te numery. I idź już lepiej do domu, nie chcę cię aresztować za podglądanie. Zniszczyłbyś sobie reputację.
- Psujesz najlepszą część zabawy. – skwitował, niezadowolony. - Do zobaczenia na pokerze. – Dodał jeszcze, nim się rozłączył.
- No, panowie. – Itachi uśmiechał się szeroko, wracając do przemoczonych Kiby i Shino. – Dziękuję wam za informację, ale wygląda na to, że mój kochany braciszek i Naruto wcale nie zaginęli w lesie. Są cali i zdrowi. I nareszcie świetnie się bawią... Dzięki ci, o wielki Jashinie - dodał bardziej do siebie niż do zainteresowanych.
Kiba i Shino spojrzeli po sobie, nic nie rozumiejąc, ale skoro z przyjaciółmi wszystko jest dobrze, to cóż tu po nich, szczególnie że starszy Uchiha wyglądał, jakby właśnie wygrał milion w totolotka.
---------------------------------------
Na koniec jeszcze, tak w ramach bonusu, kilka Halloweenowych artów, na które wpadła Trollek buszując po internecie ;) Nacieszcie oczy :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top