Prolog

Pov. Dark

Kolejny mroczny dzień w moim świecie. Bardzo uwielbiam takie ciche dni jak ktoś mi nikt nie przeszkadza. Każdy z naszych egos dobrze wie, jaki jestem, a szczególnie Wilford i Actor. Sam nie wiem czemu ten Actor musi być akurat z nami w tym durnym domu, ale jakoś do tego przywykłem. Ostatnio nic się u nas dziwnego nie dzieję, co dla mnie jest całkowitym zaskoczeniem. Zawsze coś się dzieje dziwnego w naszym domu. Nawet mnie to nie ruszyło, bo ja bardzo uwielbiam taką ciszę. Podczas mojego czytania, wszedł do mnie Wilford z buta w moje drzwi do mojego pokoju. Prawie dostałem przez niego zawału jak on taki odruch robi.

- DARK!!! Mam do ciebie mega sprawę, w której ty możesz mi jedyny pomóc!! - krzyknął do mnie jakby przerażony Wilford.

- A czy następnym razem zapukasz do mnie do drzwi jak normalny człowiek? - zapytałem się go spokojnym głosem.

- Może kiedyś, ale nie dzisiaj, bo nie mam czasu na takie rzeczy! Bo to jest sytuacja kryzysowa!! - krzyknął po raz kolejny. Zaczyna mnie to wnerwiać, ale wiem, że Wilford nie przestanie.

- Dobra, dobra. Spokojnie. Mów ogólnie, o co ci chodzi? - zapytałem się go. Zawsze to ja muszę mu pomóc.

- No... pamiętasz jak zawsze jestem w swojej jaskini, co nie? - powiedział do mnie lekko zestresowany.

- No tak. No i? - zapytałem się po raz kolejny. Zaczynam mieć chyba przeczucia.

- No i chciałem zabić muchę, ale... no... jakby to powiedzieć... zabiłem niechcący kolejnego człowieka - gdy to usłyszałem od razu miałem zamiar na niego się rzucić, ale szybko się uspokoiłem.

- Wilford, kiedyś cię za to utłukę, bo to jest... 26 człowiek z tego świata, którego zabiłeś. A paru niektórych z nich byli to bogacze - powiedziałem lekko zdenerwowany.

- Ale ten teraz był to bezdomny. Słowo, że nie chciałem go zabić - powiedział płaczącym głosem do mnie.

- Dobra. Chociaż go zakop, czy coś. Proszę cię tylko o to - powiedziałem do Wilforda, by coś wreszcie z tym zrobił.

- Jasne, ale... będzie mi w tym pomoc, czyli twoja - powiedział lekko zawstydzony. Znam go od długiego czasu.

- Dobra. Idę tam z tobą, bo jeszcze sobie zrobisz krzywdę - powiedziałem do niego poważnie. Poszedłem z nim do jego jaskini i zanieśliśmy znowu kolejne ciało. Tym razem poszliśmy nawet z tym do lasu. Sam już nie wiem, czy Wilford wróci do dawnego stanu, czy na zawsze będzie głupi i niebezpieczny. Obawiam się, że to może być to drugie. Był kiedyś moim przyjacielem... gdy byłem nim. Może kiedyś odzyska swój dawny rozum. Podczas naszego zakopywania kolejnego ciała, usłyszeliśmy jakieś krzyki z daleka. Byłem zaskoczony, że ktoś tutaj krzyczy w tym lesie.

- Co to było? - zapytał się zaskoczony Wilford.

- Chyba to są kolejny mroczni ludzie z naszego miasta, ale najlepiej trzeba iść i sprawdzić - odpowiedziałem i zaproponowałem.

- Jasna sprawa! - powiedział zadowolony i poszedł szybko z bronią w ręku za hałasem. To mnie zaniepokoiłem i szybko poszedłem szybko za Wilfordem, by nie zrobił tego samego błędu. 

- Wilford, do jasnej ciasnej choinki, czekaj na mnie!! - krzyknąłem do niego i pobiegłem za nim. Szybko zatrzymałem za jednym krzakiem i go wciągnąłem do środka, by nie narobił kolejnych kłopotów.

- Co ci jest, żeby się kryć w tych durnych krzakach?! - lekko krzyknął do mnie Wilford.

- Tak, żebyś nie narobił kłopotów, o to dlaczego to robię - powiedziałem lekko cicho. Popatrzyłem się w inną stronę i widziałem... ludzkie dziewczyny?!

------------------------------------------------------------

568 słów

Takie o to początki. Wiecie już kim są te ludzkie dziewczyny?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top