9; Zaciągnij się raz a pożądanie, obiecuję, że nie będziesz żałować.
Czego szukasz? — oddzywa się głos zza moich pleców. Odwracam się i zauważam wkurzonego Zayna.
— Co ty tutaj robisz? — jąkam się.
— Podobno mieszkam. Dlaczego tu przyszłaś? — zaciska dłonie w pięści.
— Martwiłam się o ciebię.
— To nie jest odpowiedź na moje pytanie, czy ja przygodzę do ciebie do domu? — zbliża się.
— Zayn zrozum mnie... - wypuszczam powietrze.
— Tylko, że ciebie się nie da zrozumieć... Nachodzisz mnie w moim własnym domu, przeszukujesz moje rzeczy... jesteś okropna! - krzyczy, chwytając się za głowę.
— Przestań... nie grzebałam nigdzie.
— Nie mam pewności, nie powinnaś tu wchodzić bez mojej zgody. - oznajmia, próbując zachować spokój.
— Twoja mama mnie wpuściła.
— No tak... matka. — łapie się za głowę.
Odwracam się do niego tyłem.
— Dlaczego to robisz? — chwyta mnie za bark.
Zauważam gitarę w prawym kącie.
— To twoja? — zmieniam temat, wskazując na instrument. Nie odpowiada dlatego podchodzę do niej i biorę ją do rąk.
— Zostaw. — wyrywa mi ją, odstawiając na miejsce.
— Grasz na niej? — pytam.
— Nie zadawaj głupich pytań Stewart.
— Po nazwisku... — przerywa mi.
— To po pysku. — zbliża się. — Zachowujesz się tak dziecinnie... — przygryza wargę.
— A ciebie to kręci. — kiwam głową.
— Nie pochlebiaj sobie — odwraca się.
— Nie, dlaczego? — ciągnę go za przedramię. — Nie rób tak. — ściska mnie za nadgarstek.
— Przestań, to boli idioto.
— Przepraszam, nie wiedziałem, że tak mocno cię chwyciłem. — puszcza mnie.
— Nic się nie stało. — uśmiecham się.
— Nie mógłbyś być taki zawsze? — znowu się zaczyna... swoją drogą nie wiem co ty tutaj dalej robisz... — Co się zaczyna? — zbliżam się.
— Melodramat.
— Co ty pieprzysz Malik?
— Nie oddzywaj się do mnie w taki sposób. — przywiera mnie do ściany. — Nie interesujesz mnie, ani trochę. Daj sobie spokój i odpuść.
— Dlaczego, więc ciągle mnie trzymasz?
— Chcę mieć pewność, że wszystko do ciebie dotarło.
— Nie łatwiej byłoby zapytać?
— Kurwa! — puszcza moje ręce uderzając w ścianę.
O co Ci chodzi... Zayn...
— Dziewczyno, mam cię dość. Nie wtrącaj się w moje życie i moje problemy...
— Nie rozumiesz, że martwię się o ciebię? Chcę Ci pomóc, opowiedz mi o wszystkim, tak będzie łatwiej.
— Nie chcę być dla ciebie niemiły, ale sama się o to prosisz.
— Kurwa mać! — nie wytrzymuję. — Dlaczego nie doceniasz z tego co dla ciebie robię? Zaczęłam palić bo pieprzony Zayn Malik fajczy. Uganiam się za tobą, czego chyba zaczynam żałować.
— I bardzo dobrze, odpuść sobie. — włącza laptopa.
— Idiota... nawet nie umiesz porozmawiać.
— Cały czas z tobą rozmawiam. - zwraca wzrok w moją stronę.
— Daj mi szansę.
— Słucham? — śmieję się.
— Chcę być przy tobie, pomóc Ci.
— Dziewczyno. — ciągnie mnie za przedramię. — W czym ty chcesz mi pomóc? Czy ja mówiłem Ci, że mam jakieś problemy? — prycha.
— No... nie, ale widzę, że coś złego się z tobą dzieje.
— To nazywa się korzystanie z życia. — gestykuluje dłońmi w powietrzu. - zaczekaj, pokażę Ci coś. — podchodzi do komody, z której wyciąga dziwny przedmiot.
— Co to jest? — podchodzi bliżej.
— Bongo.
— Co się tym robi? — dotykam. — Wygląda jak wazon. - uśmiecham się.
- Pali trawkę. - odpowiada na pytanie. - Pokażę Ci. - wyciąga z portfela foliową torebkę.
- Czy to jest... - przerywa mi.
- Tak to marihuana.
- Uzależnisz się.
- Wrzuć na luz. - rozłożył się na kanapie.
- Zamierzasz palić przy mnie? - pytam.
- Zamierzam palić z tobą, podejdź. - przygryzł wargę.
Nie wiem co mam zrobić, chciałabym z nim zostać, tylko czy warto?
- Muszę to brać do ust? - pytam zniesmaczona.
- Nie ma innej możliwości.
Zayn... co ty ze mną robisz...
Podchodzę do niego i siadam na sofie obok niego.
- Śmiało, bliżej - przysuwa się, czuję jego zapach, jest taki przyjemny. - Chcesz pierwsza?
- Nie, ty najpierw.
- Okej... - kiwa głową. Chwyta do jednej ręki bongo, trzymając je od dołu. Wrzuca do dzbaba kostki lodu.
- Czemu to ma służyć? - pytam. Nie odpowiada mi, zamiast tego wkłada do cybucha narkotyk i podpala. Zaciąga się przechylając głowę do tyłu.
- Twoja kolej. - uśmiecha się podając mi przedmiot do rąk. Zdąża przejechać swoją chłodną dłonią po moich knykciach. Unosi wzrok wyżej, wpatrując się w moje usta, nie chowa się z tym.
- Możesz przestać? - przygryzam dolną wargę.
- Przepraszam - unosi wzrok wyżej, tym razem spogląda mi w oczy. Od samego patrzenia robi mi się gorąco. - Wszystko dobrze? - uśmiecha się wścipsko.
- Tak. - potrząsam głową, zwracając wzrok w stronę podarowanej mi fajki wodnej.
- Chwyć tutaj. - kładzie swoją dłoń na moim nadgarstku, instruując moje ruchy. Przełykając głośno ślinę. - Stres zaraz przejdzie. - unosi prawy kącik ust.
- Dobrze, już wiem. - zdejmuje dłoń, poprawiając się na kanapie. Naśladuje jego ruchy. Chwytam bongo od dołu, przykładając swoje usta do rurki. Biorę do drugiej dłoni zapalniczkę i podpalam narkotyk od strony cybucha. Zaciągam się nieumiejętnie. Czuję drapanie w gardle, przez co kaszlę.
- Nie musisz od razu tak ostro. - zabiera mi przedmiot z rąk, masując moje plecy dłonią. - Lepiej? - patrzy mi w oczy.
- T-tak. - jąkam się. - Mogę jeszcze raz? - pytam niepewnie.
- Dobra, Ci pomogę, okej? - jedzie dłonią wyżej. Ląduje na mojej szyi. - Przyjemnie? - śmieję się, zabierając rękę. Uśmiecham się do niego. - Chwytasz dokładnie za dzban. - instruuje mnie. - Podpalę Ci trawkę. - bierze do prawicy zapalniczkę, którą następnie odpala zbliżając płomień do tunelu. - Zaciągaj się. - rozkazuje. Kieruję wzrok w jego stronę i przykładam usta do rurki. Wtaszam się. Odchodzę wargami od fajki, trzymając dym ciągle w ustach. - Wypuść. - Unoszę głowę do góry, uwalniając dym.
- Przyjemnie. - potwierdzam, oddając mu bongo.
- Da się z tobą normalnie porozmawiać. - wykłada nogi na oparcie.
🌚
N/a: Heja! Czwartek jest! Rozdzialik również :)) Nowe części będą pojawiały się co tydzień w ten właśnie dzień. Piszcie co sądzicie o dzisiejszych wydarzeniach. Myślę, że akcja się powoli rozkręca. A ten Zayn coś za miły chyba jest... Do zobaczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top