8; 8096AS

Zayn od paru dni nie pojawia się w szkole, bardzo mnie to martwi. Przecież coś się mogło stać, powinnam być przy nim, jednak on tego nie chce. Boję się, że może mieć fobie społeczną, a to byłoby najgorsze.

Postanawiam się wybrać do niego wybrać, nie wiem gdzie mieszka, ale się dowiem.

Wybieram numer do Ellie.

- Halo? - oddzywa się głos w słuchawce.

- Cześć, mam do ciebie sprawę. Możesz rozmawiać? Jesteś zajęta? - opieram się o stołek.

- Mów, mam czas - odpowiada.

- Wybrałbyś się ze mną do Zayna? Dzisiaj - wypuszczam głośno powietrze.

- Willow, co się z tobą dzieje? O czym chcesz z nim porozmawiać? - stara się zachować spokój.

- Martwię się o niego, zaniedbuje naukę.

- Co z tego? Zayn to Zayn!

- A kto umarł ten nie żyje - śmieje się głośno.

- Laska masz nieźle pomieszane w głowie.

- Dlaczego? Bo martwię się o kolegę?

- Nie dlatego... - przedłużyła słowo.

- Dlaczego w takim razie?

- On się tobą nigdy nie zainteresuje, on nie ma uczuć idiotko.

- Ma, tylko je ukrył. Widzę to Ellie - mruknęłam.

- Szkoda mi ciebie, wiesz? Jesteś super laską, a uganiasz się za jakimś patafianem.

- Myśl co chcesz, pójdziesz ze mną?

- Nie będę robiła z siebie idiotki, jak chcesz to idź, ale mnie w to nie pakuj.

- Gdzie on mieszka?

- Napiszę Ci w esemesie, tylko nie mów że ją Ci powiedziałam, nie chce mieć problemów - rozłączyła się.

Ona mnie tak bardzo wkurwia... bardziej niż Malik.

Odczytuję wiadomość. Mieszka blisko mnie, w domu prywatnym. To bardzo ułatwi mi sprawę.

Wychodzę z domu ubrana cała na czarno, nie umalowana. Po prostu w ciemnych dresach. Włączam muzykę w słuchawkach w telefonie, do którego są podpięte słuchawki. Wkładam je do ucha i podśpiewuję w drodze na przystanek.

Jestem strasznym leniem, dlatego nie wysilam się na spacer.

Siadam na ławce i czekam na pojazd. Obok mnie siedzi jakaś dziewczyna, jest bardzo ładna. Zerkam na telefon, który obraca nerwowo w dłoniach.

- Przepraszam coś się stało? - kładę rękę na jej ramieniu.

- Nie, nic tylko telefon mi padł, a muszę wykonać ważny telefon - zwraca wzrok w moją stronę.

- Skoro ważny to mogę Ci pożyczyć mój - uśmiecham się.

- Naprawdę? Byłabym Ci wdzięczna do końca życia - wstaję z ławki.

- Bez problemu - wyciągam z kieszeni spodni smartfon, który po odblokowaniu jej wręczam - Proszę.

- Dzięki...

- Willow.

- Jen, dziękuję - szepcze, odchodząc na drugi bok.

Cieszę się, że mogę jej pomóc. Lubię pomagać ludziom. Chcąc nie chcąc słyszę jej rozmowę, z chłopakiem. Chyba ma po nią przyjechać.

- Dziękuję Ci - oddaje mi sprzęt - Jak mogę Ci się odwdzięczyć? - chwyta mnie za dłonie.

- Nie musisz, cieszę się że Ci pomogłam.

- Dokąd chcesz dojechać?

- North 11th Place.

- To nie daleko, jeśli chcesz mój chłopak może ciebie podwieźć, akurat mamy po drodze.

- Nie chcę robić problemu, zaraz mój autobus się zjawi - kiwam głową.

- Chcę Ci się jakoś odwdzięczyć, pomóż mi to zrobić - śmieje się.

- No dobrze, ale... zgodzi się? - mrugam nerwowo powiekami.

- Oczywiście, że tak, tym bardziej że mi pomogłaś.

- W takim razie chyba nie pozostaje mi nic innego jak tylko pozwolić sobie pomóc.

- W takim razie czekamy - podparła się o mój bark.

Na przystanek podjechało czarne Volvo.

- To on - wskazała na samochód otwierając drzwi - Cześć skarbie - ucałowała go w policzek, klęcząc niezdarnie na przednim siedzeniu - To jest Willow, musisz ją podwieźć na
North Place.

- Wsiadaj Willow! - odblokowuję tylnie drzwi.

- Dzięki - przecieram dłonią po oczach i siadam na miejscu.

- Pasy zapięte? To jedziemy - ruszył.

- Willow mi pomogła, to od niej dzwoniłam - odwraca się do mnie.

- Do kogo jedziesz? - zmienia temat chłopak.

- Do... koleżanki.

- Przestań Alec... - szturcha go w ramię.

- Dobra już - śmieje się po czym wciska większy bieg.

Przecież cała drogę słucham historii, która opowiada mi blondynka.

- Jesteśmy - zajeżdża na wskazaną ulicę.

- Dziękuje wam jeszcze raz - uśmiecham się, opierając o przednie siedzenie.

- Nie ma sprawy, ja tobie też - kładzie dłoń na moim przedramieniu.

- Cześć - wychodzę z samochodu.

Rozglądam się dookoła. Domy są postawione po dwóch stronach długiej ulicy. Teraz tylko pozostało pytanie... który to dom.

Piszę do Ellie.

Ja: Jak wygląda jego dom? Niebieski? Zielony?

El: Taki podłużny... biały... nie pamiętam numeru. Jego ojciec ma Astona na parkingu.

Biały? Podłużny? Aston?

Idę przed siebie, przyglądając się uważnie wszystkim budynkom.

Wypatruję podobny do opisanego przez Ellie.

Podchodze bliżej.

8096AS

Pstanawiam zakupukać do drzwi. Staję przed nimi i kładę na nich dłoń, po czym w nie stukam. Zerkam na swoje trampki. Ktoś otwiera drzwi.

- Tak? - zerkam na niewysoką szatynkę, o zielonych oczach.

- Dzień Dobry, jest może Zayn? - oblizuje usta, w nadziei, że to ten dom.

- Zayn? Zayn Malik, tak? - przewraca oczami.

- Tak, właśnie o niego mi chodzi - powtarzam.

- Zayn jest na treningu, jednak zaraz ma wrócić. Wejdź - wpuszcza mnie o środka - Kawy, herbaty?

- Nie, dziękuję - uśmiecham się do kobiety, idąc za nią do kuchni.

- Usiądź - odsuwa krzesło.

- Dziękuje.

- Umowiliście się? - pyta wyjmując z szafki pudełko z przyprawami.

- Właściwie to można tak to nazwać.

- Wiesz co? Może zaczekasz na niego u góry? Tam ma pokój.

- Dobrze, nie chce przeszkadzać.

- Nie chodzi o to, nie chcę abyś czuła się nieswojo. Chodź zaprowadzę cię.

Idę za nią po schodach. Trzymam się barierki, jest stromo.

- To tutaj - otwiera drzwi.

- Okej - wchodzę powoli.

- Zostawię cię.

Kobieta opuszcza pomieszczenie.

Staję na środku i oglądam. Jestem nie miło zaskoczona. Jego pokój w całości jest obklejony plakatami z Nirvany, na białej ścianie są wypisane slangi. Nie ma panel, jest posadzka. Nie ma dywanu. Jego łóżko jest postawione w kącie, ma czarna pościel, i miśka z zalepionymi oczami taśmą. Przyglądam się bardziej jego ścianie... przeraża mnie, ale zarazem intryguje.

- Czego szukasz? - oddzywa się głos zza moich pleców. Odwracam się i zauważam wkurzonego Zayna.

X

Co sądzicie o tym rozdziale? Trochę się nad nim napracowałam, ale myślę, że było warto i się podoba (:
30 gwiazdek?





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top