5; Bipolarny Malik.
Lekcja się skończyła.
Zayn od razu do mnie podbiega.
- To w bibliotece? - pyta, bawiąc się knykciami.
- Mówiłam Ci już wcześniej, dlaczego mnie nie słuchasz?
- Słucham cię, bardzo uważnie, nawet nie wiesz jak bardzo - uśmiecha się.
Ma taki piekny uśmiech... niesamowity.
- Nie zauważyłam, naprawdę.
- Nie zawsze daję to odczuć - przyciska buty do podłoża.
- Lubisz sie nimi bawić? - wskazuję na obuwię.
Wbrew pozorą, nie są to żadne adidasy, czy też najeczki. Po prostu białe supry.
- Lubię moje buty, ty też powinnaś je polubić - wskazał na moje czerwone tenisówki.
- Kosztowały dziesięć euro.
- Co z tego? Gdyby kosztowały pięć razy drożej, podobałyby Ci się?
- Nie wiem...
- Wiesz, zastanów się nad tym kiedyś.
- Nad obuwiem, które noszę?
- Widzisz, już wyciągnęłaś pierwsze wnioski.
- Nie rozumiem.
- Chciałbym cię tak dużo nauczyć - kiwa głową.
- Ty?
O co mu chodzi? Czego on chce mnie nauczyć? To ja od tego jestem, to ja chcę mu pomóc, nie on mi... on taki nie jest...
- Tak ja, ale nie francuskiego...
- A czego?
- Dowiesz się w swoim czasie - uśmiecha się - Chodźmy.
- Dobra.
Męczyły mnie jego słowa. Działały na mnie gorzej, niż mogłoby to się wydawać.
- Umiesz coś chociaż? - pytam, schodząc po schodach.
- Oczywiście, że umiem - śmieje się.
- Co? - zaciskam usta w poziomą linię.
- Bonjour, czy jakoś tak to szło.
- No, z taką wiedzą, możesz spokojnie startować na Harvard.
- Miło, że mnie chwalisz.
- Nie chwalę.
- Widocznie coś źle zrozumiałem.
- Przyznajesz się.
- Tak, po co mam kłamać.
- Jesteś dziwny.
- Okej... dobrze, że tak myślisz - kiwa głową.
- Oh... chyba sie nie dogadamy. Zacznijmy. Masz podręcznik.
- Mam, pani nauczycielko - wyciąga potargany zbiór kartek.
- Dlaczego to tak wygląda? - podnoszę podręcznik ku górze.
- Tak jakoś wyszło, kosztował tylko pięć euro.
- A czy gdyby kosztował więcej, szanowałbyś go? - pytam.
- Dlaczego posłigujesz sie moimi słowami.
- Tak jakoś wpadły mi w ucho.
- Widzisz ty też mnie słuchasz.
- Nauczyciele, musza słuchać uczniów, za to oni, nas nie koniecznie.
- Nie jesteś nauczycielką.
- Twoją tak.
- Moją, ale nie nauczycielką - patrzy mi w oczy.
- Wrócmy do zadań - przerywam chwile ciszy.
Zayn jest dziwny. Wiedziałam to już wcześniej, jednak teraz to co innego.
Otwieram jego książkę, na pierwszej stronie, i próbuję tłumaczyć.
Owszem, jest to trudne, ale jakoś mi się udaję. Wcale nie jest głupi, chyba takiego udaje...
Zerkam na książkę i z powrotem na niego.
Ma przechyloną głowę w prawo i nastawione ucho na mnie.
Przyglądam mu się.
Nie mogę odciągnąć od niego wzroku.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - przeciga się.
- Wydaje Ci się.
- No nie wiem.
Nie wiem co się ze mna dzieje, nie mogę się skupić.
Czy to normalne, że myślę jak jego usta smakują? Czy są smaczne?
Wiem jedno, nie zakochałam się.
Dzowni telefon Zayna.
- Musze odebrać - patrzy na mnie.
- D-dobrze.
Odbiera i wychodzi z biblioteki.
Nie zamyka drzwi, dlatego podchodze do nich i nasłuchuje.
Wiem, że nie powinnam, jednak to jest silniejsze ode mnie.
- Co jest? - krzyczy, i chwilę się nie oddzywa, za pewne czeka na informację od osoby po drugiej stronie słuchawki - Dobra, już idę, elo - wyłącza rozmowę i wraca.
Szybko siadam na miejscu i udaję, że nic nie słyszałam.
- Muszę sie już zbierać, przepraszam.
- Nie powtórzyliśmy całego materiału.
- Wiem, ale teraz nie mogę.
- Nie możesz powiedzieć swojemu kumplowi, że jesteś zajęty?
- Słuchaj laska, nie wpieprzaj się w moje życie, okej? Zakochałaś się czy co? Jesli tak to masz problem, nara - zabiera książkę, którą następnie pakuje do torby, i wychodzi.
On nie jest taki, Zayn jest inny... dlaczego znowu zachwuje sie inaczej.
Pieprzony Zayn Bipolarny Malik.
N/a: mam nadzieję, że się podoba, dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze. Do zobaczenia :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top