2; Zrobić coś dla niego.

— Willow, przestań bo nas przesadzi!

— To tylko kartkówka. — wzdycham.

— Tylko? — Daje sobie spokój i zerkam z powrotem na moją pustą kartkę. Ciągle nie mam nic zapisane.

Dlaczego sie nie nauczyłam? Niestety nie znajduję odpowiedzi.

Powinnam sobię chociaż ściągi zrobić — karcę się w myślach. Gdy próbuję sie skupić na zadaniu słyszę głos dobiegajacy z korytarza.

— Zayn — wzdycham.

Jest taki niezrozumiały dla mnie, w tym co robi, jednak to mnie do niego ciągnie. Nie mogę się nim przejmować, powtarzam sobie po raz kolejny. Zabieram się z powrotem do pisania klasówki.

Może bym tak, zeszyt wyciągnęła? Co mi szkodzi skoro i tak nie zdam.
Zerkam na nauczycielkę, na moje szczęście, jest zajęta ocenianiem sprawdzianów. Wyciągam delikatnie i bezszeslestnie zeszyt z plecaka, kładę go na kolana. Zerkam ponownie na kobietę i otwieram przedmiot na losowej stronie, spisuje ile się da. Jestem tym tak pochłonięta, że zapominam sprawdzić czy ktoś mnie obserwuje.

— Willow. — podchodzi do mnie Pani Sparks.

— T-tak? — jąkam się. Zerka pod ławkę.

— Idziemy do dyrektora. — ogłasza. — A wy uczniowie zostaniecie pod czujnym okiem, pani pedagog — zagląda do gabinetu obok, i prosi panią Catherine o zastępstwo. Jestem głupia.

—  I po co Ci to było młoda Panno?

— Zapomniałam, nie chciałam, aby tak to wyszło.

— Już nic nie zrobisz. Jesteś tutaj dopiero, drugi dzień. Szkoda, że tak szybko mi podpadłaś.

Idę ze spuszczoną głową, do gabinetu dyrektora. Nim wchodzę do środka pomieszczenia, drzwi się przede mną otwierają.

— Zayn, jeszcze nie skończyłem! — krzyczy mężczyzna.

— Za to ja, tak! — odwraca się Malik. Zerkam na niego, patrzę mu przez ułamek sekundy w oczy. Gorąco mi.

— Idź do diabła! — wyrywa mnie z zamyśleń głos mężczyzny. Wchodzę do pokoju.

— D-dzień dobry. — jąkam się.

— Witaj, usiądź. — zapinana guzik marynarki.

— To jest Willow, ściągała na lekcji, nie wiem co mam z nią zrobić. - przedstawia mnie pani Sparks.

— Willow? — zerka na mnie mężczyzna.

—  Tak, to ja. — spuszczam głowę. — jestem tu nowa i zapomniałam się nauczyć. — wzdycham.

— Jesteś tutaj nowa, dlatego Ci  podaruję, a teraz przepraszam, jednak muszę się napić kawy. Malik mnie wyprowadził z równowagi. — idzie do drugiego pomieszczenia. 

Właśnie Malik, Zayn Malik...

Wychodzę z gabinetu i kieruję się razem z nauczycielką do sali. Jestem zdziwiona, że dyrektor przymrużył oko na moje zachowanie.  Mogłabym już do końca szkoły zostać "Nową". Siadam z powrotem na swoim miejscu i marzę. Zamiast się uczyć, rozmyślam. Jestem marzycielką, ale czy to takie złe? Pogubiłam się.

— O czym rozmawialiście na dywaniku, u dyrektora? — wyciąga mnie z rozmyśleń Ellie.

— Oprócz ochraniacze nic wielkiego, ale widziałam Zayna, wychodził akurat z pokoju. — opieram się o ławkę.

— Malik? - westchnęła, tym razem głośno.

— Przestań, zaraz nas rozsadzi — upominam ją.

— Dobra — rzuca. Przez całą lekcję jestem myślami z Zaynem. Co robi, gdzie jest, i czy znowu sie w coś nie wpakował... Dzwoni dzwonek... Wybiegam z sali. — Wydaje mi się, czy tam było duszno? — pytam.

— Zakochałaś się. — zerka na mnie.

— Pójdziesz ze mną? — pytam — Gdzie? — niepokoi się.

— Do łazienki.

— No tak siusiu, ja też muszę. Nie chcę jej mówić prawdy. Dowie się w między czasie. Idziemy do ubikacji, oczywiście damskiej. Przed zamknięciem drzwi, zerkam czy, aby napewno nikt nas nie widział.

— Co ty robisz? — pyta.

— Daj mi fajkę. — rzucam

— Słucham? — śmieje się. 

— Daj mi papierosa. — powtarzam.

— Słyszałam co powiedziałaś, miałam jednak cichą nadzieję, że się przesłyszałam.

— Będziesz jeszcze długo marudzić? Po prostu mi go daj. Ellie zerka na mnie ponownie, po czym wyjmuje z torebki niebieską paczuszkę.

— Trzymaj.

— Wszystkie?

— Nie, głupia. Weź jednego, a resztę mi oddaj. — śmieje się.

Czy ja, aby na pewno to chce zrobić, a to wszystko dlatego, że Zayn pali?

Trudno...

— Palisz pierwszy raz, prawda?

— Tak, a co? — popatrzyła na mnie jak na idiotkę. Biorę papierosa do ust i niezdarnie odpalam.

— Zaciągnij się. — śmieje się blondynka.

Słucham jej i to robię. No bo w końcu, co może się wydarzyć? Kaszlę.

— Co tak słabo? Gardłem, dziewczyno.

— Nie umiem. — wypuszczam dym.

— To po co to robisz? — wyciąga mi papierosa z ręki.

— Zayn też pali, jak się nauczę to będę palić za bramą jak on i chłopacy z równoległych klas. Może wtedy mnie zauważy...

— Dziewczyno... dla chłopaka? Niszczysz sobie zdrowie dla jakiegoś dzieciaka?

— Też palisz. — przypominam.

— Ale to mój wybór.

— Przestań mnie pouczać! Nie jesteś moją matką.

— Ale za to przyjaciółką.

— Chyba muszę się zastanowić nad twoim ostatnim słowem.

— Rób co chcesz, ja Cię tylko ostrzegłam! — wybiega z ubikacji.

O co jej chodzi? Podoba mi się chłopak, a ona jest moją przyjaciółką, powinna mi pomóc, a nie jeszcze jakieś fochy strzelać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top