*30*
Zayn
- Niall, wracaj tutaj! - krzyknąłem.
- Nie, nie mogę Zayn. - odparł i szybko schował się w łazience.
- Mieliśmy jechać na ten pieprzony urlop! - warknąłem, uderzając pięściami w drzwi łazienki. - Lot mamy za około pół godziny! Spóźnimy się!
- Najpierw oddzwonię do firmy! - odkrzyknął.
Starałem się zachować resztki cierpliwości. Wiedziałem, że tak będzie. Zawsze najpierw dba o firmę, dopiero później myśli o nas. Byliśmy już spakowani. Właśnie mieliśmy wyjeżdżać na upragniony urlop.
Oczywiście wcześniej przygotowałem się na to. Zabrałem Niallowi telefon, nawet ten prywatny. Niestety nawet to nie zdołało go powstrzymać. Gdy kończyłem pakować nasze bagaże, ten mały chochlik zabrał moją komórkę i schował się w łazience. Uparł się, że nie poleci nigdzie, gdy nie będzie miał pewności co do firmy.
- Proszę cię, Niall... - westchnąłem.
Nic mi nie odpowiedział. Zamiast tego słyszałem jak zaczyna rozmawiać z jakimś klientem. Przewróciłem oczami i zszedłem na dół. Upewniłem się, że niczego nie zostawiłem i wsiadłem do samochodu. Tak o to nasz upragniony wyjazd pójdzie w odstawkę. Nie było mowy, aby blondyn szybko skończył rozmawiać. Potrafił przegadać tak godzinę. Jakież było moje ogromne zdziwienie, gdy chwilę po mnie wsiadł i usiadł na miejscu dla pasażera.
- Jedziemy? - uśmiechnął się szeroko i oddał mi moją komórkę.
- Już? - zapytałem zdziwiony.
- Przepraszam, kochanie... - westchnął i dał mi szybkiego całusa w policzek. - Już z firmy nie będą nas niepokoić.
- Na pewno? - popatrzyłem uważnie. - Ostatnim razem też tak mówiłeś, a gdy wsiedliśmy do samolotu to ty...
- To było kiedyś. - uciął.
Zapiął pasy i czekał aż odpalę silnik. Zrobiłem to po chwili i wyjechaliśmy. Droga na lotnisko długo się ciągnęła. Nie wiem jakim cudem zdążyliśmy na ten samolot.
- Złapali ich. - powiedział blondyn, gdy zajęliśmy swoje fotele. - Ludzi twojego ojca. - dodał.
- Zamknęli ich?
- Trochę sobie posiedzą. - przyznał. - Zły jesteś na mnie za ten telefon?
- Myślałem, że się rozmyślisz i nie będziesz chciał lecieć. Ja naprawdę chcę spędzić tylko z tobą trochę czasu. Zawsze między nami stała praca. To przez nią były wszystkie konflikty.
- Wiem to. - westchnął. - Zauważyłem to już dawno, ale nie mogłem nic na to poradzić. Pozwoliłem, abyśmy powoli się od siebie oddalali. Ale wynagrodzę ci to.
- W jaki sposób? - spojrzałem na niego uważnie.
- Można powiedzieć, że przedłużyłem nieco nasz pobyt. - zaśmiał się. - Zawsze marzyłeś o podróżowaniu, lecz przez pracę nie mieliśmy na to czasu, więc pomyślałem...
- Mówisz poważnie? - odwróciłem się przodem do niego.
- Śmiertelnie poważnie. - dodał i wyszczerzył się. - Mam nadzieję, że zapakowałeś więcej ubrań. Do Londynu wrócimy za miesiąc.
- Miesiąc? Mówiłeś, że tydzień to jest za długo.
- Cóż... zmieniłem się. Zobaczymy, czy tyle ze mną wytrzymasz. - złapał mnie za dłoń, łącząc nasze palce.
Od zawsze bał się latać, lecz niechętnie się do tego przyznawał. Ja o tym doskonale wiedziałem. Byłem zdziwiony, że dla mnie był w stanie przeżyć to kilkanaście razy, gdy będziemy podróżować po Europie.
- Powiedz mi, kiedy już wystartujemy. - mruknął, ściskając mocniej moje palce.
- Na pewno poczujesz. - odparłem. - Zaraz stracę palce, a nawet się nie ruszyliśmy.
Posłał mi mordercze spojrzenie i postanowiłem więcej się nie odzywać. Potem ponownie zamknął oczy i czekał aż maszyna poderwie się do góry. Oparł głowę o moje ramię i próbował się zrelaksować, co nie szło mu za dobrze.
- Jeśli się rozbijemy, to chcę abyś wiedział, że zawsze cię kochałem. - wymamrotał, gdy po kilku minutach samolot próbował wzbić się w powietrze.
- Nie gadaj głupstw, frytko. - zaśmiałem się. - Ja ciebie też kocham.
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top