*22*
Zayn
Chciałem dowiedzieć się co z blondynem. Wróciłem do domu późną nocą. Do mojego domu przybył Kendrick. Nie za bardzo miałem nastrój do zajmowania się teraz gangiem. Jeśli mieli problem, niech sami go sobie rozwiążą. Nie zawsze muszę rozwiązywać każdy konflikt.
- Zayn? - zawołał, gdy tylko otworzyłem drzwi.
- Nie dziś. - mruknąłem, próbując zamknąć mu je przed nosem.
Ten jednak się nie zniechęcił. Wsadził stopę miedzy drzwi i nie pozwolił mi ich zamknąć. Przytrzymał je również ręką. Spojrzałem na niego z mordem w oczach.
- Panie Malik. - zawołał ponownie. - Niall nie żyje.
- Pieprzysz... - mruknąłem, odchodząc od drzwi.
Przeszedłem do salonu. Nastolatek wśliznął się do środka i po chwili do mnie dołączył. Włączył telewizję i już na pierwszym kanale leciały wiadomości. Nagłówki głosiły, że znany londyński biznesmen zmarł w szpitalu. Była to wielka sensacja zważywszy, że Horan był milionerem, współwłaścicielem ogromnej firmy.
- To są jakieś żarty... - powiedziałem. - On nie zrobiłby tego. Nie mógł umrzeć.
- Podobno miał rany postrzałowe. Stracił dużo krwi i zmarł. Nie chcą nic powiedzieć dziennikarzom.
Spojrzałem uważnie w ekran telewizora. Wypowiadała się jakaś młoda dziennikarka. W okienku na dole ekranu leciało nagranie akcji ratowników. Ktoś nagrał to komórką. Nagranie było rozmazane, ale rozpoznałem postać leżącą na chodniku. Był to Niall. Nie ruszał się. Przystąpili nawet do akcji reanimacyjnej. Dalej nic nie było widać, bo ktoś zasłonił całe to zdarzenie.
Chłopak pomógł mi opatrzeć ranną nogę. Przez adrenalinę, która wciąż krążyła w moim organizmie nie czułem tak dużego bólu. Nawet nie wiem jak udało mi się dotrzeć do domu.
- Kto mógł to zrobić? - zapytał chłopak. - Mam zebrać pozostałych?
- Niee... - powiedziałem cicho. - Zostaw mnie samego.
- Panie Malik...
- Wynoś się! - warknąłem.
Kendrick posłusznie opuścił moją posiadłość. Podniosłem się z kanapy i skierowałem się do barku. Wziąłem dwie butelki jakiegoś alkoholu. To wszystko nie miało się tak potoczyć. To miały być jedynie... no właśnie, co? Jak mogę coś takiego nazwać? Zabiłem jedyną osobę którą kochałem nad życie! Ale w tamtej chwili tak o tym nie myślałem. Jedynie byłem wkurzony. Kierowała mną ślepa zazdrość. Ja naprawdę chciałem w tamtej chwili go zabić i udało mi się.
Nalałem do szklanki trochę złotego płynu i wypiłem. W ciągu nocy powtórzyłem tę czynność parokrotnie. Złość ani na chwilę niezmalała. Wręcz przeciwnie, czułem okropną złość i smutek. Nie panowałem nad sobą. Pokój zmienił się w istne pobojowisko. Chciałem wyładować na kimś lub czymś swoją złość.
Następnego dnia wszystkie stacje mówiły o jakichś porachunkach. Sądzili, że ktoś zabił młodego biznesmena z zazdrości. Podejrzewali nawet, że chodziło o brudne pieniądze, długi czy narkotyki. Żadnych z tych rzeczy nie można było powiązać z blondynem. Napad na tle rabunkowym od razu wykluczyli. Nikt nie ruszył portfela. Jakiemuś dziennikarzowi udało się dostać do szpitala, gdzie zrobił wywiad z jednym lekarzem, który zajmował się Horanem. Potwierdził, że pacjent zmarł jeszcze przed ranem. Sprawą zajęła się policja.
Byłem tak cholernie zły i wściekły na siebie. Już nie płakałem. Robiłem to przez całą noc, na przemian zapijając smutki alkoholem. W końcu sięgnąłem po coś mocniejszego. Kiedyś obiecałem, że nigdy więcej nie zażyję tego świństwa, ale teraz bardzo tego potrzebowałem. Biały proszek zdawał się przynieść ukojenie. Czułem się tak lekko. Jakby sprawa ze śmiercią mojego ukochanego blondyna mnie nie dotyczyła. Jakby był to tylko zły sen.
Policja przyszła do mnie tego samego dnia. Nie wpuściłem ich. Pojawili się kolejnego, tym razem z nakazem. Zadawali mi kilka pytań. To ja stałem się głównym podejrzanym. W końcu znaleźli mój włos na ubraniu blondyna oraz krople krwi. Prawdopodobnie musiałem go pobrudzić, gdy dopadłem go pod ścianą, gdy uciekał.
Kendrick znów do mnie przyszedł. Dał mi alibi, chociaż było to mało przekonujące. Sądzę, że mu nie uwierzyli. Mi było już wszystko jedno. Nie zatrzymali mnie. Nie pozwolili jednak wyjeżdżać z miasta. I tak nie miałem zamiaru. Nawet jeśli wsadziliby mnie do więzienia, to mógłbym łatwo z niego wyjść. Pieniądze dawały władzę na tym świecie. Jedyne czego nie potrafiły to przywrócić życia.
Tak, żałowałem. Żałowałem pierwszego naciśnięcia spustu. Mojej złości i wszystkich przykrych rzeczy, których mój mały chłopiec przeze mnie doświadczył. Kochałem go, nadal to robię. Chciałem nawet strzelić sobie w głowę, ale magazynek był pusty. Pieprzony Kendrick pozbył się z mojego domu wszelkiej broni i naboi. Zapomniał tylko o tym jednym pistolecie schowanym w zagłębieniu kanapy. Niestety nie miałem do niej pocisków. Obiecałem sobie, że się tym zajmę. Nie zasługiwałem aby żyć, skoro zabiłem kogoś tak dobrego jak blondyn.
Zanim jednak kupiłem naboje, dostałem bardzo ważny list. Był od mojego ojca z prośbą o spotkanie. Całkowicie olałbym tę sprawę, gdyby nie film z nagraniem ukazujący moich przyjaciół. Jeszcze tego samego dnia się do niego wybrałem.
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top