21


Niall

Cała sprawa z Malikiem zajęła mi sporo czasu. W życiu nie załatwiłem tylu spraw w mniej niż tydzień. Wydałem niemało pieniędzy, aby przyśpieszyć robotę papierkową. Zayn też mi niemało pomógł, podpisując umowy i dokumenty, które tylko podetknąłem mu pod nos. Dobrze, że nigdy w zwyczaju nie miał czytać papierów. Teraz miałem tylko nadzieję, że stary Malik nie okaże się sprytniejszy ode mnie.

Wszystko już zaplanowałem. Mój plan był ryzykowny, ale musiałem spróbować. Stawką było życie moich znajomych oraz rodziny. Byłem pewien, że Malik sobie ich nie odpuści. Musiałem to rozegrać po swojemu. Dzisiaj miałem swoją udawaną randkę. Oczywiście chłopakiem, który wszedł wtedy do mojego biura był nowym członkiem gangu. Miał udawać, co poszło mu znakomicie. Zayn od tamtego czasu był dla mnie nieprzyjemny. W nocy próbował mnie zabić. I to nie były jakieś wygłupy. Dwa razy otarłem się o śmierć. Raz przeciął hamulce w moim aucie, ale na szczęście nie zdążyłem wyjechać z parkingu. Innym razem dopadł mnie w ciemnej uliczce. W jego oczach widziałem czystą furię. Wiedziałem, że nie cofnie się przed niczym.  O to mi właśnie chodziło.

Zadbałem, aby mulat dowiedział się o moim dzisiejszym wyjściu. Gdy tylko przekroczyłem teren firmy, czułem na sobie czyjś wzrok. Wziąłem głęboki oddech  i szedłem chodnikiem. Jedną rękę trzymałem na pistolecie ukrytym za kurtką. Pistolet miał posłużyć dla niego jako zachęta. Kiedy byłbym bezbronny, mógłby się wahać. Skręciłem w mało uczęszczaną uliczkę i szedłem dalej. Nie odwracałem się pomimo iż słyszałem odgłosy kroków.

- Horan! - usłyszałem krzyk. - Nie zapominasz się czasem?!

- Zee... - westchnąłem, cały czas wpatrują się w punkt przed sobą. - Śledzisz mnie?

- Gdzie zgubiłeś swojego kochasia? - prychnął i podszedł jeszcze o dwa kroki.

- Właśnie po niego szedłem. A co? Zazdrosny? - zaśmiałem się.

Usłyszałem odgłos wystrzału. Pocisk przeleciał kilka centymetrów od mojej głowy  i wbił się w mur budynku przede mną. Starałem się uspokoić. Przecież robiłem to nieraz. Wyciągnąłem broń i odwróciłem się w chwili, gdy postrzelił mnie w rękę. Krzyknąłem z bólu i zacisnąłem zęby. Wyciągnąłem pistolet przed siebie i strzeliłem, trafiając go w łydkę. To go zdenerwowało, ponieważ teraz mierzył prosto w moją klatkę piersiową. Zayn wydawał mi się  inny. Nie zachowywał się jak zawsze. Nie zdziwiłbym się, gdyby znów sięgnął po narkotyki. Obiecał, że nigdy więcej ich nie weźmie. Nie chciałem, aby się przez nie wykończył.

- Prędzej zdechniesz, niż pozwolę ci być z tamtym dzieciakiem. - warknął.

- Chyba, że cię uprzedzę. - mruknąłem.

Lewa ręka swobodnie zwisała wzdłuż mojego ciała. Bolało jak diabli. Zanim zdążyłem strzelić kolejny raz, on był szybszy. Dostałem w biodro. Zacząłem się cofać. Jeśli mój plan miał się powieść, powinienem zacząć uciekać. Z ranną nogą wcale nie było to takie proste zadanie. Byłem już prawie przy wyjściu z uliczki na chodnik, gdy strzelił ostatni raz. Ból przeszył moje ciało i nie mogłem nabrać  powietrza. Czułem, jakby ktoś usiadł mi na klatce piersiowej. Mój oddech był urwany. Nabranie powietrza kosztował mnie wiele wysiłku. Chwyciłem się ściany, aby się podeprzeć. Za sobą wciąż słyszałem kroki mulata.

- Tego właśnie chciałeś, prawda kochanie? - zaśmiał się.

Podszedł do mnie nieśpiesznym krokiem. Gdy znalazł się przy mnie, złapał za moje włosy, szarpiąc za nie. Syknąłem z bólu i próbowałem się uwolnić. Do ulicy zostały niecałe cztery metry. Znajdowaliśmy się za budynkiem, więc nikt nawet nas nie widział. Dzięki tłumikowi nawet nikt nie słyszał głośnych  wystrzałów.

- Właśnie tego. - wychrypiałem i kątem oka spojrzałem na niego.

Ostatni raz strzeliłem. Pocisk utkwił w jego stopie. Dopiero wtedy mnie puścił. Ostatkiem siły wybiegłem z ciemnej uliczki na chodnik. Powinienem dotrzeć do taksówki, która na mnie czekała, lecz nie dałem rady. Upadłem tuż przed nią na beton. Od razu wokół mnie zgromadzili się ludzie. Ktoś coś do mnie mówił, ale już do mnie nie docierało. Ostatnie co widziałem to wystraszone spojrzenie Zayna. Schował się w cień. Przedstawienie dobiegło końca, myślę, że dobrze sobie poradziłem. Reszta już nie zależała ode mnie.


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

To jest mój pierwszy rozdział jaki napisałam po kilkumiesięcznej przerwie. Wcześniejsze poprawiałam i dodawałam tylko. Nie mogę za bardzo wczuć się w to opowiadanie, więc przepraszam za ten rozdział. Mam nadzieję, że za bardzo nie poplątałam fabuły i jakoś dobrniemy do końca.

&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top