*15*
Niall
Następny tydzień bardzo szybko zleciał. Jak zwykle był pracowity, przynajmniej dla mnie. Pan Malik czemu zwyczaj bujał w obłokach, bo po co pracować, skoro można poświęcić godziny pracy na relaks? Miarka się przebrała, kiedy na środku korytarza zaczął grać w golfa. I to moim ulubionym kijem! Musiał go zabrać z domu, to tam miałem wszystkie swoje rzeczy. Teraz przynajmniej byłem w jego posiadaniu.
Cały dzisiejszy dzień spędziłem w konferencyjnej, a mulat w biurze, grając w pasjansa. Póki nie pokazywał mi się na oczy, było w porządku. Nie denerwował mnie, nie miałem na kogo się złościć. Miła odmiana. Niedawno zdjęli mi gips, co tylko poprawiło mi humor.
Teraz znajdowałem się poza biurem. Kilka godzin temu skończyłem pracę.
- Wszystko już wiecie? - spytałem obserwując bacznie twarze dwójki osób.
- Tak. - odpowiedział najwyższy z nich i wrócili do swoich spraw.
Były to osoby nieco młodsze ode mnie. Chodzili jeszcze do liceum. Jakiś miesiąc temu przyłączyli się do naszego gangu. Jeden z chłopaków był bratem Carla, mojej drugiej prawej ręki - zaraz po Lou. Mogłem mu ufać.
Dziś odmierzali towar, starannie pakowali i rozsyłali. Mój zysk, Zayna strata. Dzięki niemu uda mi się zarobić nieco więcej pieniędzy. Miałem nadzieję, że sprzedaż zakończy się bez żadnych niespodzianek. Nie dalej, jak dwa miesiące temu policja złapała naszych dwóch dealerów. Zapłaciłem niezłą sumkę, aby ich wypuścili. I kto powiedział, że pieniądze nie dają władzy?
Dzięki firmie, którą wspólnie z Malikiem założyliśmy, mieliśmy ogromne zyski. Byliśmy jednymi z najbogatszych ludzi w kraju.
- To ja będę się już zbierał. - powiadomiłem resztę chłopaków i zmierzałem do wyjścia z budynku.
- Niall, czekaj! - usłyszałem za sobą znajomy głos.
- Lou... Co tu robisz? - zapytałem zdziwiony jego obecnością. - Nie powinieneś być na randce ze Stylesem
- Teoretycznie tak, ale wpadłem przypilnować biznesu. To ciebie nie powinno tu być. Po pracy miałeś jechać do domu. Sam spytałeś się mnie, czy dziś się tu pokażę. - wyjaśnił.
- Możliwe... - zamyśliłem się. - Jak zwykle zapomniałem. I tak wpadłem tylko na chwilę. Carl zajmie się wszystkim, a ty leć do swojego Harry'ego.
Zaczęliśmy kierować się do wyjścia. Na zewnątrz zaczerpnąłem świeżego powietrza. Dzisiejsza noc nie należała do tych najcieplejszych. Zimny wiatr rozdmuchał mi włosy na wszystkie strony.
- A jak u ciebie i Zayna? Rozmawialiście, prawa? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak... - westchnąłem. - Rozmawialiśmy.
- I? - dopytał, chwytając mnie za kaptur bluzy, tym samym mnie zatrzymując.
- I co? Nic. Powiedział co miał powiedzieć i go wyrzuciłem.
- Niall... Przemyśl to jeszcze. - poprosił. - Przecież gołym okiem widać, że wciąż coś was ku sobie ciągnie. Na pewno jest coś...
- Harry na ciebie czeka. - szybko zmieniłem temat i wskazałem na srebrne auto.
- Jak kocha, to poczeka. - zaśmiał się i położył obydwie dłonie na moich ramionach, intensywnie mi się przyglądając. - Na pewno nic nie da się zrobić?
Zamiast odpowiedzieć, pokręciłem głową. On nie rozumie. To nie takie proste. Spojrzałem na niego i przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu odpuścił.
- My tego tak nie zostawimy. - dodał, mając na myśli siebie i Harry'ego. - Wszystko się ułoży, zobaczysz.
- Tak, tak. A teraz idź już i nie gadaj. Harry straci swoją młodość, zanim w końcu do niego się ruszysz. - zaśmiałem się. - Miłej zabawy!
Pomachałem do Harry'ego, który wysiadł z samochodu i teraz opierał się o drzwi. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy tylko Lou się do niego przytulił.
Jeszcze niedawno ja i Zayn tak samo się witaliśmy. Teraz zamiast czułego uścisku, rzucaliśmy w siebie czymkolwiek się dało. Ja to chyba przeszedłem samego siebie, kiedy pewnej nocy gonił mnie w ciemnej uliczce. Nie miałem kompletnie nic na swoją obronę. Na ratunek ruszył mi... kot. Złapałem go i cisnąłem nim w mulata, który znajdował się już bardzo blisko, na wyciągnięcie ręki. Kotu oczywiście nic się nie stało. Nie ucierpiał, co innego Zee. Na twarzy i szyi zostały mu ślady kocich pazurków. Może dlatego od tamtej pory unika tych czworonogów? Może przez to ma uraz?
Z rozmyślań wyrwał mnie odgłos zamykanych drzwi. Po chwili samochód ruszył i tyle go widziałem. Naciągnąłem na głowę kaptur i ruszyłem przed siebie. Dziś nie wziąłem ze sobą samochodu. Przyjechałem motocyklem, który swoją drogą był prezentem od Zayna na ostatnie urodziny. Pewnie nie miałbym go przy sobie, gdyby w czasie ostrej kłótni z Zaynem nie znajdował się w warsztacie. Po naszej sprzeczce wsiadłem w samochód i odjechałem. Nie wziąłem ze sobą nic więcej. O motocyklu przypomniałem sobie, gdy zadzwonił mój mechanik. Pytał się, czy go odbiorę, czy ma dzwonić do Malika. Oczywiście, że go wziąłem. Akurat się dzisiaj przydał.
Podszedłem do maszyny i nałożyłem kask. Usiadłem i ruszyłem. Z racji tego, że magazyny znajdowały się pośród małych, ciasnych uliczek, musiałem jechać wolno. Myślami już byłem w domu. Skręciłem teraz w boczną uliczkę. Przyśpieszyłem, ale zamiast się rozpędzić, czułem jak się przewracam. To był ułamek sekundy. Nie zdążyłem rozeznać się w sytuacji, kiedy leżałem na betonie. Podniosłem się i syknąłem z bólu. Czułem, że mam pościerane kolana i ręce.
-Pan Horan, miło, że zaszczycił pan nas swą obecnością. - usłyszałem chłodny ton głosu.
Spojrzałem na mężczyznę, wyłaniającego się z cienia. Za nim stało jeszcze dwóch. Nie miałem pewności, że nie ma ich tam więcej.
- To jeszcze nie czas. Daliście mi jeszcze dwa miesiące! Robię wszystko, co mówicie, wszystko! - z niemałym wysiłkiem podnoszę się na nogi. - Daliście mi gwarancję, nie możecie...
- Ty nie będziesz mówił nam, co możemy, a czego nie! - warknął i wyciągnął paczkę papierosów.
Wziął jednego i podpalił. Zaciągnął się dymem i spojrzał na mnie z pogardą. Cisza, która zapadła między nami zdawała się trwać wieki.
- Doszły mnie słuchy, że zawarłeś z Malikiem dość... intrygujący kontrakt, to prawda, że macie się nawzajem pozabijać?
Wbiłem spojrzenie w ziemię i zacisnąłem usta w wąską kreskę. Nienawidziłem tego gościa całym swoim sercem.
- Odpowiadaj, jak się ciebie pytam!
- Tak! - warknąłem. - To prawda.
- Dlaczego chcesz zabić osobę, którą kochasz? Czy coś się zmieniło przez te miesiące?
Popatrzył na mnie i się zaśmiał. Poruszyłem się niespokojnie w miejscu. Spojrzałem na mój przewrócony motocykl. Przed nim widziałem przezroczystą żyłkę. Nic dziwnego, że jej nie zauważyłem.
- Tak myślałem, więc czemu?
- Nienawidzę go równie mocno, co kocham. Wam nic do tego. - warknąłem.
- Nie będę się w to mieszał. - powiedział podchodząc blisko mnie. - Bylebyś dotrzymał umowy.
Wydmuchał we mnie dym, odwrócił się na pięcie i odszedł. Wraz z nim zniknęli też pozostali. Zostałem teraz sam.
Dwa miesiące. Tylko tyle mi zostało. Cholerny Malik.
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top