*13*
Niall
Niedziela szybko zleciała. Chciałem odwlec naszą rozmowę jak najdłużej. W końcu zanim zdążyłem się zorientować, zegar wybił dwudziestą trzecią. Miałem godzinę. Obiecałem Louisowi, że porozmawiam z Zaynem jeszcze w tym tygodniu. Nie chciałem przecież wyjść na kłamcę. Pomimo iż była niedziela, ja pracowałem. Podczas zawierania kontraktu ze znaną firmą wkradły się błędy. Byłem zmuszony osobiście je poprawić i w poniedziałek, z samego rana dostarczyć dokumenty.
Praca zabrała mi sporo czasu. Na zakończenie postawiłem pieczątkę, podpisałem się i gotowe. Podniosłem się od biurka i rozprostowałem kręgosłup. Czasami aż nienawidziłem swojej pracy. Może powinienem ją porzucić? Malik by się wszystkim zajął, a ja zrobiłbym sobie wakacje... Tylko był jeden problem. Gdybym tak zrobił, nie miałbym do czego wracać. Zayn nie ogarnąłby tego wszystkiego i zbankrutowalibyśmy. No właśnie, Zayn.
Zgasiłem lampkę i ruszyłem do drzwi. O tej porze powinien być w nasz... w swoim domu. Pewnie jak zwykle beztrosko spędza weekend. Zazdrościłem mu takiej beztroski. Wszedłem do windy i po chwili znalazłem się na parkingu. No tak... Nie miałem samochodu. Pożyczyłem go Lou w zamian za to, że będzie mnie przywoził do firmy.
Wyszedłem przed biuro i spojrzałem w niebo. Była ładna pogoda. Zero deszczu czy wiatru. Poprawiłem garnitur i ruszyłem przed siebie. Nie chciałem dzwonić po taksówkę, kiedy mogłem się przejść. Spacer dobrze mi zrobi. Powinienem dotrzeć do Malika przed północą.
Tak też właśnie było. Za pięć dwunasta stanąłem pod jego drzwiami. Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem. Otworzył mi po chwili. Nie był sam. Za nim stała jakaś kobieta w czarnej, obcisłej sukience. Trzymała kieliszek wina i wyjrzała nad ramieniem Mulata.
- Niall. - zaczął Zayn.
- Może jednak przyjdę później... - stwierdziłem. - Nie będę wam przeszkadzał.
Odwróciłem się i ruszyłem przed siebie. Co ja sobie w ogóle myślałem? Taki jest Zayn. On się nigdy nie zmieni. Poczułem ukłucie zazdrości.
- Niall! Zaczekaj do cholery! - krzyknął.
Słyszałem jak za mną biegł. Szybkim ruchem ręki starłem zbierające się łzy. Byłem taki beznadziejny. Czemu zawsze jestem taki naiwny?
Szedłem dalej przed siebie, do czasu, kiedy nie zostałem szarpnięty za ramię. Malik odwrócił mnie w swoją stronę. Mierzyliśmy się spojrzeniami, po czym on się uśmiechnął. W ogóle go nie rozumiałem.
- To Sarah. Wraz z Thomasem przyszli na kolację. To nasi nowi sąsiedzi.
- Już tu nie mieszkam. - uciąłem.
- Wprowadzili się dwa dni temu. Do tego opuszczonego domu naprzeciwko, pamiętasz go? Zaprosiłem ich na kolację, chciałem się czegoś o nich dowiedzieć. - wytłumaczył.
- Nie musisz się z niczego mnie tłumaczyć. Jesteś dorosły, ty masz swoje życie, ja swoje. I chyba tak powinno pozostać. - doszedłem do wniosku. - Dobrej nocy, Zayn.
- Ni... - westchnął, chwytając mnie po raz kolejny za rękę. - Chciałeś porozmawiać, w porządku. Daj mi minutę i ich już nie będzie, chodź.
- Nie Zayn, przyszedłem nie w porę. - dodałem od razu. - Idź do nich i bawcie się dobrze.
- Ale...
- Nie martw się, porozmawiamy jutro, masz czas? - zapytałem. - Powinienem cię uprzedzić, wybacz, nie pomyślałem.
- Jutro, w porządku. - skinął głową. - Chodź do nas, poznasz nowych sąsiadów. Wysłałem ci nawet wiadomość o tej kolacji.
- Nie odczytałem. Nie będę cię dłużej zatrzymywać, do jutra Zayn. - pożegnałem się.
Ruszyłem chodnikiem w swoją stronę. Teraz w duchu przeklinałem, że wybrałem najbardziej oddalone mieszkanie od mulata. Zapowiadał się bardzo długi spacer. Schowałem dłoń do kieszeni i wolnym krokiem zacząłem iść.
Przeszedłem może ze sto metrów, gdy zatrzymał się obok mnie samochód. Było to czarne BMW. Szyba została opuszczona w dół i od razu poznałem kierowcę.
- Może pana podwieźć? - zapytał posyłając mi delikatny uśmiech.
- A kolacja? - zdziwiłem się.
- Grzecznie im powiedziałem, aby sobie poszli. Wskakuj Ni. - sięgnął do klamki i otworzył drzwi z mojej strony.
Zaśmiałem się mimowolnie, wyobrażając sobie tę sytuację. Zayn i uprzejme wypraszanie gości? Pewnie ich zwyczajnie wyrzucił, tym samym robiąc sobie wrogów z nowych sąsiadów. To było bardziej w jego stylu.
Po chwili znalazłem się w samochodzie. Dzięki temu szybciej dotrę do domu. Byłem zmęczony. Zayn ruszył, kierując się na główną drogę. Nawet nie zauważyłem, kiedy usnąłem. Obudziłem się dopiero, gdy się zatrzymaliśmy.
- Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? - zapytałem sennie, wpatrując się w niego. - Nie ważne.
Znając go, to pewnie przez cały ten czas mnie śledził. Adres zamieszkania nie był aż taką wielką tajemnicą. Louis i Harry od początku o nim wiedzieli. To w końcu oni pomogli mi się tu urządzić. Styles nie był moim wrogiem. Zachowywał się jak zawsze, był moim przyjacielem. A to, że nawzajem z Zaynem próbujemy się zabić, to już inna sprawa.
Otworzyłem drzwi i wyszedłem. Po chwili w moje ślady poszedł Zayn. Spojrzałem na niego pytająco. Powinien przecież wracać do siebie. Nie zapraszałem go tu. Nie miałem ani nastroju, ani siły się z nim kłócić.
- Sam trafię do drzwi. - powiedziałem i na poparcie swoich słów ruszyłem w stronę budynku.
- W to nie wątpię, Ni. - zaśmiał się i znalazł się zaraz za mną. - Już jest poniedziałek i teoretycznie jutro już nastąpiło. Porozmawiajmy, w porządku?
Otworzyłem drzwi i wpuściłem go do środka. Przepuściłem w drzwiach i wskazałem salon. Rzuciłem klucze na szafeczkę obok drzwi wejściowych. Chciałem mieć to jak najszybciej z głowy. Im szybciej powie to, co ma powiedzieć, tym szybciej się od niego uwolnię. Przecież tego właśnie chciałem, prawda?
&&&&&&&&&&&&
Dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki! :D
&&&&&&&&&&&&
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top