*12*

Zayn


- Że co, kurwa zrobiliście?! - wrzasnąłem na cały pokój.

Uderzyłem dłonią w stolik przed sobą. Kendrick podskoczył wystraszony. Przyniósł mi wiadomość z ostatniej chwili. Ci debile tak po prostu zostawili najlepszy towar, który sporo mnie kosztował. Tak po prostu sobie uciekli. Nie wiedziałem, że można być aż tak tępym.

- Sam szef powiedział, że Niall jest nietykalny. Oni przyszli się zemścić i postanowiliśmy się wycofać. - wyjaśnił, już nieco ciszej, wciąż bojąc się mojej reakcji.

- Wycofać, tak?  - prychnąłem, powtarzając ostatnie słowo.

Opadłem na kanapę i złapałem się za głowę. Opuszkami palców masowałem swoją skroń. Jeśli przed trzydziestką nie zejdę z tego świata, to będzie chyba cud. Jak na razie się na to zapowiadało. Zamknąłem oczy, próbując się wyciszyć. Miałem ochotę powybijać całą tę gromadę nieudaczników. Kto by pomyślał, że te ofermy, gdy tylko zobaczą blondyna, podkulą ogon i uciekną? Porzucili jeszcze towar, to już szczyt debilizmu!

- Panie Malik? - zaczął niepewnie chłopak.

- Zjeżdżaj mi stąd. - warknąłem. - Do końca tygodnie nie chcę widzieć waszych wstrętnych mord.

Nastolatek pokiwał energicznie głową i ruszył do wyjścia. Sięgnąłem teraz po szklankę whiskey stojącą na stoliku przede mną. Spędzałem właśnie miły wieczór sam ze sobą, gdy wpadł Kendrick. Przez niego straciłem humor. Opróżniłem szybko szklane naczynie i podniosłem się. Czym jeszcze mnie zadziwi ta banda nieudolnych nastolatków?


Na drugi dzień obudził mnie budzik. Chciałem jeszcze pospać, ale nie mogłem. Musiałem stawić się w firmie. Z ociąganiem podniosłem się z łóżka i ruszyłem do łazienki. Szybki, zimny prysznic, założenie garnituru, śniadanie w biegu i byłem gotowy.

W firmie zaparkowałem jak zwykle w tym samym miejscu. Srebrne BMW świadczyło  o tym, że Niall już był na miejscu. W środku znajdował się Louis, który rozmawiał przez komórkę. Zapewne za chwilę odjedzie. Chyba robił za szofera po ostatnim wydarzeniu. Wyszedłem z samochodu i ruszyłem do biura.  Jak co dzień na powitanie ujrzałem szeroki uśmiech Chloe. Właśnie układała kupkę dokumentów.

- Dzień dobry panie Malik. - kulturalnie się przywitała i już zaczęła szukać dla mnie papierów do podpisu.

- Dobry. - skinąłem. - Jest Niall?

Podała mi teczkę z dokumentami. Chwilę się zastanowiła. Odłożyła plik kartek na bok.

- Jest w gabinecie. - odparła.

Skinąłem tylko głową i zacząłem iść w stronę jego biura. Chciałem porozmawiać na temat wczorajszej akcji jaką odwalił. Przez niego byłem zadłużony u jakiegoś gangstera. Towar należał do niego, a przez tego farbowanego blondyna miałem nie za ciekawą sytuację. Musiałem ją jakoś sprostować.

- Pan Horan jest w pańskim gabinecie. - poinformowała mnie Chloe.

Zatrzymałem się w pół kroku. Odwróciłem się do niej, sprawdzając czy nie żartuje. Co robiłby Niall u mnie? Przecież unika mnie jak tylko może. Przychodzi do mnie tylko w ostateczności i gdy ma jakąś sprawę odnośnie firmy. Podejrzane, nie powiem.

Zawróciłem i poszedłem do siebie. Otworzyłem drzwi i spojrzałem w stronę biurka. Farbowany blondyn kręcił się na fotelu, był plecami do mnie. Nawet mnie nie zauważył. Wyglądał przez przeszkloną ścianę. Zdrową ręką wystukiwał jakiś rytm na podłokietniku. Zamknąłem za sobą drzwi i bardzo ostrożnie ruszyłem w stronę blondyna. Chciałem go zaskoczyć.

- Myślałem, że już nie przyjdziesz. - westchnął i w tym momencie odwrócił się do mnie twarzą.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Jak zwykle czujny. Usiadłem na krześle, po drugiej stronie biurka. Pomimo iż Niall siedział na moim wygodnym fotelu, nie robiłem mu awantury. Zajął moje miejsce. Byłem zbyt ciekawy tym, co miał mi do powiedzenia.

- Co cię do mnie sprowadza? - spytałem, złączając swoje dłonie na brzuchu.

Przyglądałem się uważnie blondynowi. On sam wpatrywał się we mnie tymi swoimi intensywnymi, niebieskimi tęczówkami. Za każdym razem jak go widziałem, strasznie za nim tęskniłem. Chciałbym go przytulić do siebie, pocałować i...

- Chciałeś porozmawiać. - przerwał moje rozmyślania.

Otworzyłem szerzej oczy. Czy ja dobrze usłyszałem? Zgodził się na rozmowę? Tu? Teraz? Zaraz? Czyżby piekło właśnie zamarzło? Ten pan Horan chciał rozmawiać?

- J-jasne! - zawołałem ożywiony. - Więc...

- Nie tu Zayn. - uciął i podniósł się z fotela.

- Ale... - zacząłem, ale po chwili urwałem.

Niall wpatrywał się we mnie jeszcze przez dłuższą chwilę. Po tym odwrócił się i ruszył w stronę okna. Wyjrzał przez nie, obserwując ulice Londynu. Stąd był wspaniały widok. Uważnie go obserwowałem. Każdy grymas na jego twarzy, mrugnięcie powieki.

- Do końca tygodnia się do ciebie zgłoszę. - kontynuował. - Masz coś przeciwko?

Odwrócił się twarzą znów w moją stronę. Zdrową ręką poprawiał sobie temblak. Musiało mu być niewygodnie z tym gipsem. Podniosłem się z miejsca i podszedłem do niego.

- Nie... skąd... - westchnąłem. - Dziękuję, Ni.

Wyciągnąłem ręce w jego stronę. Spojrzał się na mnie z grymasem. Poprawiłem mu uwierający pasek z którym męczył się przez dłuższy czas.

- Dzięki. - wydusił z siebie, lekko się rumieniąc.

Jak ja go za to kochałem! Spojrzałem się w jego błyszczące oczy. On kłamał. Był cholernym kłamcą. Widać było, że wciąż coś do mnie czuje. Nie ważne, że za każdym razem mówi inaczej, że mnie nienawidzi. To jeszcze nie był koniec. Wiedziałem to zarówno ja, jak i on.

- To ja już pójdę. - powiedział po chwili milczenia. - Mam masę roboty.

Skierował się w stronę wyjścia. Szedł powoli. Nie śpieszyło mu się, jak miał w zwyczaju. Chyba też był zmęczony tą całą sytuacją, jaka panowała między nami. Nie dziwiłem mu się.

- Zaczekaj Niall! - podszedłem do niego szybko, po chwili się z nim zrównując.

- Ja naprawdę nie mam czasu Zee... - westchnął, odwracając się przodem do mnie.

To była chwila. Dosłownie ułamek sekundy. Złapałem go za krawat i przyciągnąłem do siebie blisko. Zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, złączyłem nasze wargi. Byłem tego tak spragniony, myślę, że on też. Oderwaliśmy się od siebie i jeszcze przez chwilę tak staliśmy. Wciąż trzymałem go za krawat, bojąc się, że mi ucieknie, jak ma w zwyczaju. Niall wciąż był lekko skołowany. Na twarzy pojawiły się jeszcze większe rumieńce. Miał przyśpieszony oddech.

- Cham. - mruknął po chwili.

- Idiota. - odparłem z uśmiechem.

- Bezmózg.

- Głupek. - nie dawałem za wygraną.

- Jesteś tak głupi, że nawet jakby cię zabili, nie wiedziałbyś, że umarłeś. - mruknął i wolną ręką wyszarpał swój krawat.

- Głupek z ciebie, ale kochany. - dodałem na zakończenie.

Niall chciał coś jeszcze powiedzieć, ale się powstrzymał. Odwrócił swój wzrok na bok. Przez chwilę zapanowała grobowa cisza. W końcu bez słowa opuścił moje biuro.

Wszystko szło w dobrym kierunku. Nie mogłem się doczekać tej naszej rozmowy. W głowie układałem już miliony scenariuszy. Teraz może być już tylko lepiej, prawda?


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top