12
Olbrzymi anioł z rozpostartymi czarnymi skrzydłami, wpatrywał się w nią swoimi pustymi oczodołami. Panowała w nich ciemność, która połykała cały mrok świata i przeistaczała go w coś jeszcze gorszego. Znajdowała się w nich śmierć.
Piękne, arystokratyczne rysy anioła odznaczały się swoją wyniosłością i perfekcją, burząc dawny nieład. Pełne, różane usta zostały uchylone w złości oraz agresji, wyglądając jak wściekły Zeus wśród piorunów. Z jednej wargi płynęła gęsta substancja, która torowała sobie drogę wzdłuż wysoko postawionego podbródka. Inni nazwaliby ją krwią, jednak ona była zbyt majestatyczna na tak przyziemne określenie, zwłaszcza ze względu na swój kolor. Na czerń, która była już wszędzie.
MinKi otrząsnęła się z rozmyślań i przestała wpatrywać się w figurę anioła, która wzbudzała w niej dziwne odczucia. Wiedziała, że kogoś jej przypomina, że nadnaturalna siła przyciągała ją w jego stronę, jednak nie miała pojęcia, czym ona była. Potrafiła tylko tak stać i patrzeć na niego oczarowana, poddając się kłębiącym myślom.
Dziewczyna zrobiła krok do tyłu i rozejrzała się po całym ogrodzie Kima. Znajdowało się w nim wiele innych posągów, jednak żaden nie przykuwał tak samo jej uwagi. Każdy był z tej samej czerni ulepiony, co jej anioł, górujący nad jej głową. W tym ogrodzie, pełnym majestatu oraz czającego się mroku, jedynym kolorem, który przykuwał uwagę wśród śmiertelnej czerni, były czerwone róże, które uchylały swe płatki w stronę zainteresowanego.
MinKi wyciągnęła rękę, by pogłaskać jedną. Jednak zamiast kwiatu, dotknęła jego sterczącego kolca, która od razu ugodził ją w opuszek palca. Dziewczyna przyglądała się przez chwilę, ściekającej krwi, a następnie przeniosła się wzrokiem na anioła i jego ranę w wardze. Tak jak myślała, była to sama substancja i gęstość, tylko kolor inny. Pokiwała głową do swoich myśli i starła krew, której zbierało się coraz więcej.
- Co tu robisz? - Usłyszała głos za plecami i z lekkim uśmiechem odwróciła się w jego kierunku.
- Przecież wiesz, z pewnością sprawdzałeś mnie na kamerach. - Odpowiedziała.
W tym ogrodzie pełnym śmierci, tylko dźwięk jej głosu pozostawał żywy.
- Za chwilę mamy spotkanie. Musimy wszystko omówić. - Odpowiedział mężczyzna, a ton jego głosu pozostawał groźny.
- Dlaczego akurat róże? - Zapytała MinKi, przenosząc swój wzrok na wymienione kwiaty, które unosiły swe płatki tak, jakby wyłapywały każde ich słowo.
- Bo są ładne. - Warknął TaeHyung. Wyglądał na zezłoszczonego.
Zresztą był już taki od czasu ich rozmowy w siłowni. Od tego momentu traktował ją cały czas jak wroga, nie rozmawiał z nią. A ona nie prosiła o jego uwagę. Dziwnym trafem stała się lekkoduchem i przesiedziała cały swój czas w ogrodzie. Już samej siebie nie poznawała.
Nawet pomimo jego słów, które usłyszała wczorajszego dnia, że jego wrogowie stają się sztywni. Wyczuwała wtedy w jego głosie pewną nutę groźby. Groźby, która w każdym momencie mogła się spełnić.
- Mam wrażenie, że chodzi o coś głębszego. - Wyszeptała dziewczyna i spojrzała w ciemne oczy, w których błysnął cień bólu.
MinKi w duchu przybiła sobie piątkę, że wykonała świetną dedukcję. Być może ostatnią w jej życiu.
- Masz złe wrażenie. Chodźmy już. - Odpowiedział mężczyzna, a jego ton ani trochę się nie zmienił. Wkradł się w niego tylko pewnego rodzaju chłód, który objął MinKi za ramiona, a ona zadrżała.
Mimo tego ruszyła za TaeHyungiem w stronę willi. Przeszli przez wielki pokój dzienny, który pomieściłby pięć domów jednorodzinnych, a następnie zaczęli skręcać w różne korytarze. Po pewnym czasie mężczyzna podszedł do małych drzwi i otworzył je kluczem, który trzymał w ręce. Przed zrobieniem tego, spojrzał na MinKi z jawną kpiną i schował go pod dywan, a następnie znów wyciągnął z zaskoczoną miną, jakby wygrał los na loterii. Dziewczyna dobrze wiedziała, że tym samym naśladuje ją, ale nie okazała żadnej oznaki nieśmiałości czy niepewności. Przewróciła tylko oczami i popędziła Kima ręką.
- Przestań odstawiać cyrki i ruszaj się. - Syknęła przez zęby, jakby niesamowicie jej się spieszyło. Choć tak wcale nie było.
Bo żelazne ręce właśnie objęły jej żołądek i wywróciły go z nerwów na drugą stronę. Chłodny strach przeszedł przez jej ciało i zatrzymał się w gardle jak ogromna gula, którą nie sposób było przełknąć.
TaeHyung tylko uśmiechnął się arogancko, a następnie uchylił drzwi. Po chwili schodzili oboje, po krętych schodach, a MinKi w pewnym momencie omal nie spadła na mężczyznę. Sprawę utrudniał fakt, że nie było żadnej poręczy, a ona musiała przytrzymywać się ceglanej ściany. Jej nogi wiły się pod nią, a ona co pewien czas traciła równowagę. Czuła się jak ostatnia ciamajda, ale ona po prostu nienawidziła wysokości i krętych schodów.
TaeHyung odwrócił twarz w jej stronę i widząc, jak ta robi się lekko zielona, wyciągnął w jej stronę dużą dłoń. Dziewczyna przystanęła z szoku i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
Kim TaeHyung, okazujący empatię wrogom, doprawdy ciekawy widok.
Chciała odtrącić jego rękę, powiedzieć, że sama da radę. Jednak wiedziała, że to byłby ostatni gwóźdź do trumny. Do jej trumny, która już może właśnie jechała w stronę willi, spowita we wnętrzu wozu pogrzebowego.
Dlatego chwyciła pomocną dłoń, a następnie, nie wiedzieć czemu, oblała się gorącem. W ciemnościach, które przybierały coraz to mocniejsze barwy, ścisnęła ją mocno, po czym poczuła delikatny dotyk na swojej skórze. To mężczyzna dla uspokojenia jej nerwów wykonał parę okrążeń swym kciukiem. A MinKi wzięła głęboki oddech.
Ich pierwsze, prawdziwe porozumienie. Może nawet nić przyjaźni, choć oboje ich nie zawierali. MinKi uśmiechnęła się szeroko, myśląc, jak podobni są do siebie.
A ich ręce odnalazły się w mroku, idealnie dopasowując się swoim kształtem i wielkością.
Jednak po chwili nić pękła, przerwała się. Nadszedł koniec schodów, a ich dłonie zostały rozłączone. Twarz TaeHyunga na powrót pozostała obojętna, choć MinKi dałaby sobie rękę uciąć, że wcześniej widziała igrający uśmieszek. Oczywiście byłaby to lewa ręka, bo prawą trzymała dłoń mężczyzny, która dawała jej niesamowite ciepło.
TaeHyung, nie oglądając się na nią, ruszył w stronę szklanych drzwi. Dziewczyna podreptała grzecznie za nim i zobaczyła, jak przy wielkim, konferencyjnym stole siedziało sześciu mężczyzn. Każdego z nich kojarzyła, a jeden mierzył ją wyjątkowo nieprzyjemnym spojrzeniem. Pan Arogant.
Kim uchylił drzwi i, o dziwo, poczekał na nią, by mogła przejść pierwsza. Dziewczyna nawet wolała się nie łudzić, że okazywał jakąś dozę dżentelmeństwa. Po prostu wolał mieć ją w garści i nie dopuścić do jej ucieczki.
- Cześć i czołem. - Powiedział TaeHyung, a następnie zamknął drzwi. Spojrzał na MinKi, która sadowiła się na miejsce obok barczystego mężczyzny i udawał, że nie widzi jej pełnego napięcia spojrzenia.
Choć dziewczyna próbowała ukryć to napięcie. Usiadła wygodnie i założyła nogę na nogę. Na ustach błąkał jej się pełen kpiny uśmiech. Jednak on i tak to zobaczył, a ona o tym wiedziała. Zacisnęła usta i przymrużyła oczy. Ona naprawdę się bała.
W końcu właśnie znalazła się w jednym pokoju z siedmioma mężczyznami, a w dodatku została uznana za wroga. Jeden z nich nienawidził jej od samego początku, a dla innych była nikim. Teraz powoli się to zmieniało. Teraz była pyszną przekąską, która wyglądałaby naprawdę smakowicie z martwymi oczami i nieruchomym ciałem.
MinKi odsunęła od siebie te ponure myśli i zacisnęła zęby. Musiała zachować swoją siłę i odwagę, które nigdy jej nie opuszczały. Nie da się tak łatwo, musiała walczyć. Nawet jeśli była skazana na porażkę.
Dlatego dziewczyna po raz kolejny poprawiła się na krześle i usiadła prosto. Z gestem pełnym powagi podniosła głowę do góry i spojrzała powoli każdemu mężczyźnie twardo w oczy.
Nie przegram tak łatwo, mówił jej wzrok, choć w duszy rozgrywały się pierwsze nuty muzyki pogrzebowej.
- Zarządziłem to spotkanie, ponieważ odnalazła mnie wtyka HyungSika. W dodatku myślała, że może mnie wykiwać i porwała atrapę naszego, cennego pierścionka. - Powiedział TaeHyung, stojąc nad stołem, na którym położył obie duże dłonie.
Po jego słowach w całej sali rozbrzmiały głośne śmiechy ubawionych mężczyzn. MinKi udawała, że ich nie słyszy i nie zmieniła swojej postawy, choć ktoś inny, gdyby był na jej miejscu, już dawno znalazłby się pod stołem.
- A to dobre! - Krzyknął jeden, a MinKi obrzuciła go wściekłym spojrzeniem.
Durny koń, pomyślała.
- I teraz, moi drodzy panowie, co my mamy z tym fantem zrobić? - Zapytał TaeHyung, a nuta w jego głosie zabrzmiała figlarnie. Dziewczyna przeniosła na niego wzrok i zobaczyła dziwny błysk w jego oczach.
- Zabić. - Charknął arogant, który od samego początku wbijał w dziewczynę wściekłe spojrzenie. MinKi pokryła się purpurą na jego słowa.
TaeHyung spojrzał w jej kierunku, jakby liczył, że będzie go błagać o życie. Zamiast tego dziewczyna zaczęła kręcić loka na wskazującym palcu i uśmiechała się lekko. Mężczyzna pokręcił głową na ten widok, a swój wzrok skierował ponownie na członków swojego gangu.
- Mam lepszy pomysł. - Powiedział, a MinKi podniosła gwałtownie głowę. Ich spojrzenia złączyły się na moment, a dziewczyna próbowała wyczytać cokolwiek z jego oczu poza niebezpiecznym błyskiem.
- Streszczaj się, jestem na dzisiaj umówiony ze swoją dziunią. - Powiedział Jimin i i mrugnął do mężczyzny. TaeHyung uśmiechnął się szeroko.
- Wtyka zostanie przynętą. Urządzimy własne polowanie na HyungSika, a ona nam pomoże. Potem możemy ją zabić. - Powiedział.
Po jego słowach nadeszła głucha cisza, odbijająca się od ścian. MinKi zamarła na krześle, a jej wzrok zatrzymał się na wypolerowanym stole. Siłą woli powstrzymywała impuls ogryzania paznokci.
Było tak cicho, że dziewczyna słyszała, pracujące trybiki w głowach mężczyzn, którzy przetwarzali słowa swojego bossa. Ona sama je analizowała, zatrzymała się w czasoprzestrzeni, by móc je rozebrać na czynniki pierwsze i dobrze je przejrzeć. Wynik nie dawał upragnionego rezultatu.
Po chwili cała sala rozgrzmiała od braw i okrzyków. Mężczyźni powstawali z miejsc i zaczęli przybijać sobie piątkę z TaeHyungiem. Tylko MinKi siedziała sztywno na krześle, obserwując całe zajście. Patrzyła jak szczęście mieni się w oczach facetów, których spojrzenia ją omijały. Jednak gdy te zatrzymywały się na drobną chwilę, MinKi widziała w nich kpinę i pogardę, którą sama zaczęła odczuwać wobec siebie.
Miała być przynętą. Miała zostać wykorzystana do celów gangu, który w każdym momencie mógł ją zabić. Miała odgrywać złą rolę. Miała być nieszanowana i zostać obiektem kpin. MinKi już wolała, by ją zabili.
Bo już chyba do końca życia zostanie tą cholerną myszą, o której mówił wcześniej Kim. Tym razem nie będzie ona biegać w kółko w pogoni za serem. Tym razem miała zostać wypuszczona, by sprawdzić, czy olbrzymi kocur ją dopadnie.
- JeongGuk, wyprowadź naszą przynętę i pilnuj jej. Niech nie próbuje skontaktować się ze swoim szefem. A my w tym czasie opracujemy plan działania na jutro. - Powiedział TaeHyung z szerokim uśmiechem.
MinKi podniosła się z krzesła i wykonała mechaniczne kroki w stronę drzwi. Za nią kroczył przystojny mechanik, który miał ograniczyć całą jej prywatność. O ile ona jeszcze w ogóle istniała.
°°°
Olbrzymi anioł z rozpostartymi czarnymi skrzydłami ponownie się w nią wpatrywał. Wokół niego burzowe, granatowe niebo tworzyło aureolę, która otaczała go, dodając mu siły. Na jego tle wyglądał nadzwyczaj groźnie, jego rozchylone wargi, z których toczyła się krew, znów wymawiały nieznane jej słowa. Może śpiew do innych aniołów, a może wściekłe wrzaski do demonów.
MinKi podążyła za krwią, która skapywała z wargi. Ciągnęła ona swoją wędrówkę po podbródku, następnie po szyi, na której perfekcyjnie odznaczało się potężne jabłko Adama. Później skapywała na odkryty tors, który ukazywał cudowne umięśnienie. Klatka piersiowa anioła błyszczała, przykuwała wzrok, była aktem pożądania. Każdy idealnie wyrzeźbiony mięsień, każda żyła ciągnąca się pod skórą, każdy płatek skóry były perfekcyjne, jakby pracowali nad tym najlepsi rzeźbiarze oraz styliści. Jakby mieli najpiękniejszą muzę.
MinKi zapragnęła dotknąć tego dzieła sztuki. Musiała poczuć jego dotyk pod opuszkami palców. Chciała wiedzieć, czy ta skóra jest tak samo gładka, a jednocześnie twarda. Musiała się przekonać.
Dziewczyna wyciągnęła rękę i dotknęła torsu anioła, a przyjemny dreszcz objął całe jej ciało. Na jej ustach rozlał się błogi uśmiech, jakby anioł zaprowadził ją do samego nieba.
Po chwili sceneria się zmienia, wszystko huczy, obraz wiruje. A wyniosły szept atakuje uszy nieprzytomnej dziewczyny:
- Co ty wyrabiasz?
MinKi otworzyła oczy i zobaczyła, jak jej dłoń dotyka klatki piersiowej TaeHyunga. Dziewczyna cofnęła się szybko, a przyjemne uczucie momentalnie opuściło jej rękę. Ponownie poczuła, jak zalewa ją purpura, a gorąco policzków mogłoby ogrzać zmarzniętą dziewczynkę z zapałkami.
- Przepraszam. - Wyjąkała niepewna tego, co się działo. Spuściła głowę, pierwszy raz czując się głupio za swoje zachowanie.
Z pewnością lunatykowała. Ostatni raz miała taki wybryk w dzieciństwie, nigdy więcej się on nie powtórzył. MinKi przymknęła powieki. Już nawet sen ją zdradzał.
- Nie wiedziałem, że lunatykujesz. - Powiedział TaeHyung, a ostrożne spojrzenie jeździło po jej twarzy.
- Ostatni raz lunatykowałam w dzieciństwie. - Powiedziała MinKi, patrząc w ziemię i pocierając ramiona.
- Mam nadzieję, że ten wybryk się więcej nie powtórzy, jeszcze mógłby nam zaszkodzić. - Powiedział TaeHyung, a dziewczyna momentalnie podniosła głowę, a wściekłość wypełniała ją całą.
- W takim razie mam nadzieję, że się powtórzy. - Powiedziała i posłała mężczyźnie twarde spojrzenie. O dziwo, ten nie okazał złości. Lekki uśmiech wypełnił jego pełne usta.
- Masz, na lepszy sen. - Podał jej szklankę mleka, którą trzymał w prawej dłoni. Prawdopodobnie też nie spał najlepiej i przyszedł do kuchni, by zaspokoić pragnienie.
Dzięki tej myśli, MinKi przyjrzała mu się uważniej. Zobaczyła potargane od snu włosy oraz oczy, które pomimo tego, że znajdowały się za mgłą senności, to wciąż pozostały czujne. Obcisły podkoszulek zakrywał umięśniony tors, który MinKi dopiero co badała palcami. Dodatkowo mężczyzna miał na sobie czarne bokserki, a dziewczyna siłą woli powstrzymywała się, by nie patrzeć w dół.
Musiała przyznać, że mężczyzna nawet w takim wydaniu wygląda cholernie przystojnie.
- Dzięki. - Powiedziała i wzięła do ręki szklankę, z której mężczyzna wcześniej pił.
W kuchni zapanowała cisza, a MinKi wzięła łyk mleka, nie wiedząc, co powiedzieć. W zasadzie była wściekła na mężczyznę, jednak zostając z nim sam na sam, widziała za dużo przyjaznych gestów, które próbowały ją zjednać do niego. Mimo tego starała się go nienawidzić, co nie było aż tak ciężkie, choć czasem pewna sytuacja poważnie jej to utrudniała.
- Lepiej idź się wyspać, jutro nas czeka ciężki dzień. Zaczynamy misję. - Powiedział mężczyzna z aroganckim uśmieszkiem.
A MinKi już wiedziała, że jednak potrafi go nienawidzić.
- Mam w dupie waszą misję. - Burknęła i ponownie upiła ze szklanki. - Nic mnie ona nie obchodzi.
- A powinna. W końcu odgrywasz główną rolę. - Powiedział TaeHyung. - Jutro wyjeżdżamy.
MinKi wolała nie kwestionować jego słów i na nie nie odpowiadać. Powoli zaczynała boleć ją głowa, a senność brała górę. Dziewczyna odłożyła szklankę i odwróciła się napięcie, nie zaszczycając mężczyznę spojrzeniem.
- Poczekaj. - Usłyszała za sobą i zatrzymała się w pół kroku. - Chcesz, żebym z tobą spał?
- Spierdalaj. - Warknęła i odeszła, odprowadzona śmiechem mężczyzny.
Okej, dzisiejszy rozdział troszkę inny nie poprzednie, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba 💜 Gwiazdki i komentarze bardzo motywują!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top