9

Kiriś

Droga do jej domu nie zajęła nam długo, spokojnym spacerkiem zajęło nam tak około tak pięć sześć minut. Przez to, że ją spotkałem kompletnie zapomniałem o tym, że miałem iść za Katsu. Wszedłem do jej dużego domu i uśmiechnąłem się lekko widząc, że jednak nic się tu nie zmieniło.

-lubię ten domu-rozejrzałem się ściągając buty- jest w nim tak dużo kolorów~

-mieszkasz z panem nie może być za kolorowo bo to wkurwia-sama zdjęła buty- u siebie masz ściany tylko szare, beżowe czy też piaskowe- mruknęła wzruszając ramionami-to herbatki?

-tak tak-usiadłem na kanapie i czekałem na dziewczynę, która przyniosła herbaty i kawałek ciasta na talerzykach 

-no to opowiadaj co u ciebie?-zapytała od razu zajadając się ciastem

-to samo... w kółko to samo-westchnąłem pijąc wywar-nie mam pracy, baku więcej pracuje...a ja tylko mu...psuje-westchnąłem ciężko

-co psujesz?-zmarszczyła brwi patrząc na mnie

-...Katsu zbierałby komuś coś oddać...a ja zapłaciłem z jego oszczędności czynsz...

-ale to chyba dobrze, że nie wywalili was...

-ale przez to on teraz poszedł dalej pracować...praca po pracy...on się w takim tempie wykończy...-westchnął cicho-a ja mu nie mogę pomóc 

-....kiriś...a wiesz, czy on naprawdę poszedł do tej pracy?

-co masz na myśli ?-podniosłem wzrok nad filiżanki Katsu by mnie nie okłamał... -kręciłem głową

-jeśli tak mówisz, tylko żeby nie było, że nie mówiłam-nałożyła na widelczyk kawałek ciasta i go zjadła- mmm~ jak ja kocham serniczek -uśmiechnęła się do mnie lekko

-tak ten jest bardzo pyszny -odwzajemniłem jej uśmiech 


Później

Było już późno... naprawdę teraz martwiłem się o Bakugo....poszedł do tej pracy...a ja byłem u miny dwie godziny...teraz minęła jeszcze jedna, a mojego blondyna nie było... Nagle usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu

-co tak długo?! tak się martwiłem!-krzyknąłem do niego tuląc go jednak...ten się zaśmiał

-ciiii~ eijiruś śpi-zaśmiał się kładąc palec na moich ustach-ni...budźmy goo- Wtedy zobaczyłem, że ledwo stoi, a bardziej to kołysał się na boki zamiast stać. -aleeee tu pięknie -oparł się o mnie-jaa teś chce takie kolorowe wlosy~ -znów zaczął się śmiać

-...blasty ile ty wypiłeś?-zmarszczyłem brwi patrząc mu w oczy

-tylko jeden kieliszek? Tak Nic więcej nic? Nic!-westchnąłem ciężko

-oddałeś koledze długi?-nie odpowiedział mi konkretnie ciągle gadał głupoty lub się śmiał z niczego. Poszedłem z nim do sypialni gdzie zacząłem go rozbierać. Blasty zawsze miał dobrą głowę do picia...co dziś się zmieniło?

-nie rozbieraj mnieee! Chodźmy tam tiim jest fajnie!-chciał się wyrwać

-idziemy spać-popatrzyłem na niego poważnie

-nieee chcee chodźmy jeszcze się napić...albo zap..

-nie nie nie będziesz już dziś nic pić-posadziłem go na łóżku- na pewno jednego kieliszka nie wypiłeś-westchnąłem kolejny raz kładąc go na łóżku. Było trudno ale  po kilku godzinach udało mi się go położyć spać...

///

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top