11
Kirishima
-tak a co- popatrzyłem facetowi w twarz.
-przekaż pozdrowienia swojemu chłoptasiowi i jeszcze to-zaśmiał się wrednie i uderzył mnie w twarz. Upadłem na chodnik trzymając się za szczękę.
-za co to było?! To nie było męskie zagranie!
-to było za to, że Bakuś wczoraj tak szybko zwiał -zaśmiał się głośno.
-skąd znasz Bakugo i mnie?!-wstałem z ziemi i popatrzyłem na niego.
-można powiedzieć, że Bakuś i ja jesteśmy "kumplami"-mruknął-i oczywiście jest stałym i starym klientem mojego pracodawcy, a o tobie dużo mówił-zaśmiał się.
-dużo, czyli co...?
-wydziedziczony przez rodzinę za to, że jest gejem, niemogący znaleźć żadnej pracy, nieumiejący gotować ani zajmować się domem biedny chłopaczek-pokazał łezkę palcem na policzku śmiejąc się ciągle-a nie przepraszam "mężczyzna"
-Katsuki nigdy by tak nie powiedział! -zawarczałem głośno
-trzeźwo na pewno-pokiwał głową- ale po tym, jak trochę wypije i trochę zapali no i może...przegra dużo kasy noo wtedy jest bardzo wylewny~
-...co...o czym ty mówisz...-zacisnąłem pięść gotowy mu przyłożyć, ale chciałem wiedzieć coś, co on wie o moim Katsu...czego ja nie wiem. Dlatego się na razie powstrzymałem.
-o długu jaki ma u mojego szefa czas się mu kończy, a raczej wam~-zbliżył się do mnie
-j..jaki dług...przecież wczoraj wszystko oddał...mówił, że idzie...
-ups? Okłamał cię? Oddał jedną trzecią tego, co powinien dać
-miał połowę...tak mi mówił-zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc już tego wszystkiego
-miał miał miał~ ale chciał więcej więc zainwestował połowę i przegrał-wzruszył ramionami- ooo jak smutno przez tyle czasu miał farta, asa w rękawie no cóż....przyszedłem po spłatę długu-uśmiechnął się
-karty...? przecież on już nie gra...pracuje dużo pracuje...
-myślałeś, że te wszystkie prezenciki to on miał z jego marnej pensji z pracy? On jest uzależniony i tonie w długach...a ty razem z nim idziesz na dno-zaśmiał się. Zrobiłem krok do tyłu jednak nie po to, by uciekać. Wolałem po prostu trzymać dystans od niego. Jednak za moimi plecami ktoś już stał
- więc to jest nasz Kirishima? No, no dzień dobry
Bakugo
Wstałem z łóżka i poczłapałem do kuchni, po drodze ubrałem jakieś dresy i bluzkę. Nalałem sobie kranówy i napiłem się jej. Przetarłem twarz, próbując sobie przypomnieć wczorajszy dzień.
-ja pierdole..-przetarłem twarz- kurwa...tak wczoraj zjebałem...? Nigdy nie miałem takiej wielkiej jebanej luki w pamięci..-nalałem sobie drugiej szklanki- gdzie ten idiota? Tak długo go nie ma?-wypiłem duszkiem całą zawartość i podszedłem do okna.
///
No, no, no! już jestem! jeeej!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top