Rozdział 1- Dominika - Konsekwencje trzeba ponosić

Nie do opisania ból i smutek, wydarzenie, które na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Choć nie zapomniałam tego, co mnie spotkało, jestem gotowa to powstrzymać, byś mogła czuć się swobodnie w klubie i wyjść stąd z tym, czego pragniesz. Ubrałam czerwoną sukienkę, malując się przy lustrze, mówiąc do siebie: "Jestem Dominika, 24 Letnia wojowniczka, i nikt nie skrzywdzi cię w klubie, bo zostanie dokonane zatrzymanie obywatelskie." Uśmiechnęłam się do lustra, dodając: "Nie bój się."
Po zakończeniu makijażu założyłam szpilki, gotowa do wyjścia. Wysłałam wiadomość do mojego kolegi "Zaczynam działać."
Odpowiedź przyszła natychmiast: "Uważaj na siebie, wiem, że dasz radę."
Z uśmiechem schowałam telefon do kieszeni i opuściłam mieszkanie. Po chwili zatrzymałam taksówkę i dotarłam na miejsce, gdzie klub nocny tylko zapraszał do środka. Światła migotały, a napis brzmiał "Tutaj jest Raj." Zaśmiałam się do siebie, zadając pytanie: "Raj czy piekiełko?" Westchnęłam, czując, że po tym, co mnie spotkało, wciąż mam w sobie siłę, by stawić czoła nowym wyzwaniom.
Gdy pojawiłam się w środku, od razu poczułam ten niepowtarzalny imprezowy klimat. Rozejrzałam się, dostrzegając parkiet do tańca i migoczącą dyskotekową kulę. Kiwnęłam głową, myśląc: "Można stracić film..." Przysiadłam się do barmana, zamawiając bezalkoholowy drink. Nie spuszczałam wzroku z przygotowanego dla mnie napoju, bo pamiętaj pierwszą zasadę: w klubie nigdy nie odwracaj wzroku od swojego drinka. Wypij, a jeśli wrócisz z parkietu, zamów kolejny, ale już nie z kieliszka, który zostawiłaś.
Zapłaciłam za drinka i wypiłam go do dna. Po chwili spojrzałam na parkiet, widząc młode dziewczyny, które pragnęły zasmakować imprezowego życia . Patrzyłam na nie z zmartwieniem, ale i z uśmiechem. Taniec wyrzuca z siebie emocje, jesteś tu, by zaznać szczęścia i świetnie się bawić, ale niepostrzeżenie wieczór może nie skończyć się tak, jakby każdy z nas chciał. Wtedy dostrzegłam dziewczynę, która ledwo stała na nogach, a chłopak prowadził ją w stronę wyjścia. Zaniepokojona podeszłam bliżej, nie rzucając się w oczy, słysząc te słowa - "spokojnie, nic się nie dzieje, ja się tobą zaopiekuję". Dziewczyna milczała, a w mojej głowie kłębiły się pytania. Jakie intencje miał chłopak? Czy naprawdę chciał tylko pomóc? Nie mogłam ich spuścić z oczu, bo w moim sercu narastało przeczucie, że coś jest nie tak. Kiedy prowadził ją na górne piętro, a ich kroki prowadziły ku niepewności, czułam, że muszę działać.
Gdy dotarli do celu, chłopak położył dziewczynę na kanapę i pytał, czy słyszy go, ale ona leżała bez ruchu, z zamkniętymi oczami. Jego uśmiech, kiedy powiedział "bardzo dobrze", wzbudził we mnie przerażenie. Już wtedy wiedziałam, że sytuacja staje się niebezpieczna. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, nie mogąc dłużej milczeć. "Hej, hej, nie posuwasz się za daleko?" - powiedziałam, czując, jak adrenalina pulsuje w moich żyłach. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, a w jego głosie wyczułam nerwowość. To była chwila, w której musiałam stanąć w obronie tej dziewczyny.Chłopak odsunął się od dziewczyny, a jego spojrzenie przeszywało mnie jak zimny nóż. "Kim jesteś, by mi zwracać uwagę?" - zapytał, a w jego głosie brzmiała nerwowość, jakby niepewność ta mogła go zniszczyć. Uśmiechnęłam się delikatnie, ale w moim sercu tlił się ogień. "Kim ja jestem? Nazywaj mnie jak chcesz, ale kim ty jesteś, sądziłeś, że nie poniesiesz konsekwencji? Że to wszystko przejdzie ci bez echa?" Spojrzałam mu prosto w oczy, a moje ostatnie słowa były jak ostrze, które przebijało jego pewność siebie.
"Posłuchaj, złotko, lepiej dla ciebie, byś opuściła to pomieszczenie. To był błąd, że mi przeszkodziłaś" - powiedział, a w jego głosie słychać było groźbę. Ale ja nie byłam osobą, która by się cofnęła.
- "Wybacz lub nie, ale twoje zdanie mam gdzieś w cuchnącym śmietniku, jakim jesteś ty!" Dotknęłam dłonią policzka dziewczyny, wołając
-Hej, dziewczyno, słyszysz mnie?" Chłopak ponownie zwrócił się do mnie
- "Zostaw ją!"
"To ty ją zostaw!" - odpowiedziałam, czując, jak adrenalina pulsuje w moich żyłach, gdy mnie odepchnął, trzymając za podbrzusze.
;"Nie rozumiesz? Ja nie zrezygnuję!" "Powiedz mi powód, dlaczego jesteś takim idiotą!" - krzyknęłam, a jego odpowiedź była niczym zimny prysznic: "Zakład... muszę go wygrać." Z usłyszanych słów spoliczkowałam chłopaka, patrząc mu prosto w oczy, mówiąc: "Żaden zakład nie jest warty zniszczenia życia dziewczynie." Jego odpowiedź była pełna niepewności: "To moi koledzy..." Pokręciłam głową, wzdychając
- "Koledzy... A masz zaufanie do nich, że dotrzymają słowa i dadzą ci przeznaczoną wygraną? Masz!?"
-"Nie mam..." - przyznał zrezygnowany.
-"Przykro mi, że cenisz siebie za mało, gdy dałeś się podpuścić i zniszczyć swoje życie."
Gdy powiedział
"Ale do gwałtu nie doszło...", zaśmiałam się, czując, jak gniew we mnie narasta. "Do gwałtu nie doszło i ręce mam czyste, nie doszło, bo do tego nie dopuściłam, lecz do próby gwałtu już tak..." W tej chwili zauważyłam, że barman podszedł do niego, a widząc mnie, zwrócił się w moją stronę: "Słucham, jaki drink?" Odpowiedziałam śmiało: "Poproszę Angel shot."
Barman, słysząc moje zamówienie, bez zastanowienia przeszedł do działań. Podeszłam do dziewczyny, sprawdzając jej oddech, i odetchnęłam z ulgą: "Ile jej podałeś, GHB?
Chłopak odpowiedział zdezorientowany, a jego oczy błyszczały od strachu. "Nie, nie jestem pewny, może jeden albo dwa..." Zwróciłam się do niego, pytając z intensywnością, która wypełniała powietrze: "Czy masz w sobie jakiekolwiek poczucie winy?" "Nie," odpowiedział, ale ja wiedziałam, że to nie koniec. "Będziesz mieć czas na przemyślenia w celi," odparłam, czując, jak napięcie rośnie.
Gdy jego twarz zbladła, spytał z przerażeniem: "W celi? O nie, do kicia ja nie trafię!" Zaczynał iść w stronę wyjścia, lecz jego szok przerodził się w panikę, gdy zobaczył funkcjonariuszy. "Jestem niewinny..." wykrzyczał, ale funkcjonariusze udali, że nie słyszeli, mówiąc: "Zostaw mowę na komendzie." W tym momencie nie mogłam się powstrzymać. "Proszę, wezwać pogotowie, dziewczynie obniża się puls," zwróciłam się do funkcjonariuszy, czując, że czas się kurczy.
Kiedy chłopak rzekł, że nie chce ponosić za to konsekwencji, spojrzałam na niego zimnym spojrzeniem, a mój głos stał się poważny: "Trzeba było zastanowić się przed podjęciem wykonania zakładu. Konsekwencje trzeba ponosić."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top