3. À bientôt!
– To jakiś żart? – Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy może płakać. Moje oczy były szeroko otwarte, a ja wciąż analizowałam to, co wydarzyło się przed chwilą...
***
W poniedziałek wstałam kilka minut przed szóstą, zaraz po zbudzeniu się. Było to do mnie niepodobne – bardzo lubiłam, zwłaszcza na wakacjach, leżeć jeszcze kilka, kilkanaście minut po tym, jak otworzyłam oczy. Było to spowodowane trzaskiem, jaki usłyszałam zza drzwi. Ubrałam więc pantofle stojące przy moim łóżku i jeszcze w piżamie, jaką w lecie były krótkie spodenki i koszulka z księżycem – postanowiłam wyjrzeć na korytarz. Zobaczyłam przez otwarte drzwi sypialni Jasmine dwie walizki, jednak oczywista myśl jeszcze do mnie nie docierała. Poczułam chłodny, poranny wiatr. Okazało się, że drzwi zewnętrzne były otwarte. Bez zastanowienia wyszłam. Ciotka miała na głowie duży kapelusz ze wzorem „zeberką" i mnie nie zauważyła, dopóki nie dotknęłam jej ramienia. Rozmawiała przez telefon. Pożegnała się słowami À bientôt!, gdy tylko się odwróciła i na mnie spojrzała.
– Co ty... robisz? – wydukałam, widząc na twarzy Jasmine zaskoczenie moją obecnością.
– O, Elena! A co mam robić? Nie widzisz? – Zaśmiała się, po czym podniosła ręce.
– Otóż widzę. Co tu się dzieje?! – Stałam się zdenerwowana. Zmarszczyłam brwi, by to pokazać ciotce. Rudowłosa kobieta dalej wyglądała, jakbym właśnie uniemożliwiła jej realizację cichej wyprowadzki.
– No jak to co, Eleno! Ile ty masz lat? Przecież jestem lepidopterologiem! Motyle do mnie nie przylecą, to ja muszę udać się tam, gdzie mieszkają... – Wypowiedziała te słowa bez okazywania jakichkolwiek emocji, jakbym przynajmniej od tygodnia była świadoma jej wyjazdu. Sęk w tym, że nie byłam – i ciekawe, kiedy bym została uświadomiona, gdybym postanowiła nie ruszać się z łóżka. I przez kogo.
– No dobrze, ale przecież mogłaś powiedzieć, że jedziesz, raz chociaż! – krzyknęłam, choć prawie nigdy dotychczas nie podnosiłam głosu na ciotkę.
– Miałaś ostatnio tyle na głowie, że nawet nie zauważyłaś... Skarbie, weź i przynieś te walizki z mojej sypialni, jak już wstałaś. – Uśmiechnęła się, ale wydawało mi się, że kompletnie nieszczerze.
– Sama je sobie przynieś! A gdzie ty w ogóle jedziesz, czy tego też nie raczysz mi powiedzieć? – Zrobiłam krok w tył, w stronę domu.
– No do Demokratycznej Republiki Konga, a gdzie, słońce?
– To jakiś żart? – Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy może płakać. W międzyczasie, kiedy jeszcze raz analizowałam, co się właśnie wydarzyło, Jasmine udała się po walizki.
– Proszę, oto klucz... – Przerwała ciotka, gdy składałam, by jak najlepiej brzmiały, już przynajmniej kilkanaście pytań, które chciałam jej zadać. – Wracam 20 sierpnia. Pieniądze masz w kopercie w moim granatowym płaszczu. Mam nadzieję, że dobrze je wydasz: na opłaty, jedzenie... Znam cię przecież, nie sądzę, że wydasz je na imprezy. Gdy wrócę, pojedziemy do sklepu i kupię ci sukienkę, czy co tam będziesz chciała... – dodała, wyjaśniając część kwestii, jakie chciałam poruszyć.
– Ale...
– Ale mi się spieszy. – Przerwała mi ciotka. – O, prawie zapomniałam. Masz list. – Wręczyła mi do ręki kopertę. – Ode mnie. Otwórz go, gdy się uspokoisz. Znajdziesz tam wiele odpowiedzi na pytania, które cię niegdyś interesowały... Ja już muszę iść. – Zakończyła, po czym podeszła do mnie, pocałowała w policzek, a następnie włożyła walizki na tylne siedzenia i wsiadła za kierownicę. Odjechała.
– Kupię ci sukienkę... – przedrzeźniałam ją.
Co tu się właśnie wydarzyło? – myślałam. Nic nie rozumiałam. Jedzie za ocean badać motyle, a ja dowiaduję się kilka minut przed jej odjazdem. Ostatnio zauważyłam zmianę w jej zachowaniu – była do mnie mniej miła niż wcześniej, ale skąd mogłam przypuszczać, że lada dzień zamierza się udać do Afryki...
Wróciłam do domu. Zamknęłam drzwi na klucz, zamykając tym samym – chyba można tak powiedzieć – pewien rozdział w moim życiu. Rozdział ściśle związany z moją ciotką, która zastępowała mi mamę. Jednocześnie otworzyłam coś nowego – coś, czego się bałam, bo tego nie znałam – rozpoczęło się, a przynajmniej tak mi się wydawało, około półtora miesiąca poznawania smaku samodzielności. Ale: czy chciałam go już znać, tak wcześnie?
Trudno było mi zrozumieć, co kierowało Jasmine, że podjęła decyzję o nieinformowaniu mnie o swoim pierwszym tak długim wyjeździe. Może lęk przed niezrozumieniem? Może obawiała się, że się rozkleję, gdy będzie wyjeżdżać? Może chciała uniknąć wielu moich pytań, które bym być może jej zadała? Może to, może tamto – mogłam gdybać, jakbym była winna. Nie byłam niczego winna – jednego byłam pewna – ciotki nie należy przez pryzmat tej decyzji oceniać negatywnie. Zrobiła dla mnie naprawdę wiele dobrego.
Udałam się do sypialni ciotki. Było to nieduże, wąskie pomieszczenie. Po lewej ścianie stało łóżko, po prawej wzdłuż całej ściany szafa, a między nimi korytarz, na którego końcu stała komoda. Zza niej wyłaniał się jeszcze nieduży kaloryfer. Odłożyłam kopertę z listem na szafkę nocną, koło lampki. Następnie miałam już otwierać szafę w celu znalezienia gotówki, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Chyba jeszcze nigdy nie przestraszyłam się tak dzwonka. Odskoczyłam i potknęłam się na fioletowym kapciu ciotki, a następnie upadłam na łóżko. Spowodowałam tym nieduży hałas, co usłyszała osoba zza drzwi.
– Halo? – Dało się słyszeć cichy, kobiecy głos.
– Jasmine! – krzyknęłam z radości, mając płomyczek nadziei na to, że to ciocia.
Wstałam szybko i podbiegłam otworzyć, nie zaglądając nawet w wizjer. Niestety, zawiodłam się. W sumie to mogłam się spodziewać, że to jednak nie ona.
– O, pani Brown... – Głośno odetchnęłam.
– A kogo się spodziewałaś? Świętego Mikołaja? – odparła trzydziestopięciolatka z kpiną.
Jej brązowe włosy były tego dnia upięte w kok. Swój przenikliwy wzrok z niebieskich oczu skierowała prosto we mnie, by po niedługiej chwili ciszy przekroczyć próg – jakby triumfalnie – i zamknąć za sobą drzwi.
– Nieważne... – Cicho odpowiedziałam, po czym wbiłam swój wzrok w podłogę, chcąc uniknąć jej spojrzenia. – W jakim celu pani przybyła? – zapytałam.
– Nie zauważyłaś nawet, że ciotuni nie ma, heh. – Zaśmiała się krótko i nieszczerze.
– Zauważyłam. Jest w drodze na lotnisko. – Spojrzałam na chwilę na zegar.
– Nie taki był plan! To ja miałam cię o tym poinformować! Co tu się wydarzyło? – Zdenerwowała się kobieta.
– Jak to co? Pani i nie wie. Nie do pomyślenia – odpowiedziałam w jej stylu, chociaż nie miałam zamiaru jej obrażać.
Nie miała gotowej riposty. Po kilku sekundach bezruchu w ciszy zdołała w końcu coś powiedzieć:
– Muszę już iść na pocztę. Mam do wysłania rozwiązania krzyżówek. Główną nagrodą jest wyjazd do stolicy Francji... Ja tam celuję w mniejsze nagrody jak rower. Do widzenia. I spodziewaj się moich wizyt, bo nie wiem, czy wiesz, ale mam nad tobą sprawować opiekę pod nieobecność Jasmine. Coś dziecko takie zdziwione? Nie jesteś jeszcze pełnoletnia, czyż nie? – zapytała retorycznie, kończąc swój monolog, po czym szybko opuściła mój dom. Nie zdołałam nawet odpowiedzieć.
Będzie się działo – pomyślałam. Mając przed oczyma między innymi czas, kiedy ciotka wyjechała na pogrzeb babci i pamiętając, co odstawiała w naszym domu sąsiadka, spodziewać się mogłam wszystkiego. Od zmuszenia mnie do próbnej ewakuacji na wypadek, gdyby z zoo uciekła lama i zapukała do okna w mojej kuchni po podsłuch rozmów z Kate.
***
Przyjaciele są najlepszym rozwiązaniem na trudne chwile – kierując się tą zasadą, postanowiłam odwiedzić koło dwunastej Kate.
– Motyle jej do szczęścia potrzebne... – Uniosłam bezradnie ramiona, gdy kończyłam opowiadać przyjaciółce o tym, co się wydarzyło tego poranka.
Kate nie mogła początkowo w to uwierzyć. Wydało się jej to naprawdę dziwne, że kobieta, którą utożsamiała z idealną opiekunką i ogrodniczką, tak bez słowa wyjechałaby od swojej ukochanej siostrzenicy.
– A może ona coś przed tobą ukrywa? – Nieśmiało zapytała moja przyjaciółka.
– Przecież ją znam, coś ty! – Wypowiedziałam te słowa, jakbym była ich pewna. Jednak, w tej chwili, gdy dotarły one do moich uszu, już taka pewna nie byłam. Znam ją? – spytałam w myślach sama siebie. Zamknęłam oczy, by się dłużej zastanowić.
– Ej, jak chcesz się zdrzemnąć, to może nie na siedząco? – zaśmiała się brunetka po chwili, wyrywając mnie z rozmyślań, z których w sumie nic znaczącego nie wynikło.
***
Tłumiłam w sobie emocje, które mnie nachodziły co chwilę. Było to trudne, ale jak to by wyglądało, gdybym się rozpłakała w miejscu publicznym? Dlatego wracając od Kate, wybrałam drogę na „niby-skrót", czyli praktycznie dłuższą, ale wiodącą przez spokojniejsze okolice – na wskroś przecinała ona lasek. W jej połowie, przed dużym kamieniem skręcałam w lewo i stamtąd przez rzadko stojące brzozy widziałam już od tyłu mój dom i stojące przed nim z tej perspektywy: płot i żywopłot. Podsunęłam sobie kawałek drewna i już miałam wchodzić na przycinany niedawno ligustr, ale wtedy ktoś kopnął w gruby słój będący moją podporą...
– Aj! – Zdołałam krzyknąć, po czym zahaczyłam ubraniem o płot. Zawisłam tak na kilka sekund, aż w końcu bluzka puściła, rozdzierając się. Moja głowa zderzyła się z twardą ziemią, a pod moimi plecami znalazł się kilkucentymetrowy kamień, który sprawił, że z bólu obróciłam się na drugą stronę. Dopiero wtedy otworzyłam oczy.
A nade mną stała Christina Brown. Bo któż by inny?
– To była moja ulubiona bluzka – wyszeptałam, jakby nie zastanawiając się w tej chwili nad niczym innym. A mogłam przecież zacząć pytać, co ją kierowało. Czy ten dzień mógł być gorszy?
– Życie daje ci cenną lekcję – odpowiedziała jakby z dumą, kobieta. Zwróciłam wtedy uwagę, że miała szpilki. Kto ubiera szpilki do lasu? – zastanawiałam się.
– Życie? To pani mnie strąciła z tego pniaka! Czy to jest normalne? – spytałam, po czym próbowałam wstać, ale po podniesieniu się o kilka centymetrów, upadłam głową ponownie. Na szyszkę. Ból nie był bardzo wielki, ale nieprzyjemny. Sprawił, że mimo potłuczenia całego ciała odruchowo przekręciłam się na bok.
– Coś przede mną ukrywasz. – Stwierdziła, po czym podniosła głowę.
Co miałam powiedzieć? Że szłam tędy, bo bałam się, że się rozpłaczę przez smutek z powodu nieobecności ciotki, która trwała wtedy jakieś osiem godzin? Szukałam logicznej odpowiedzi, w którą by ona uwierzyła. Czas działał na moją niekorzyść.
– Powiedz – chyba że chcesz, żebym sama się dowiedziała.
W końcu nie wypowiedziałam żadnego słowa przez jakieś pół minuty.
– Tak grasz? Widzę, że czeka mnie nie lada wyzwanie przez te półtora miesiąca. – Podsumowała, po czym odeszła w stronę swojej furtki, którą miała i z tej strony domu, w przeciwieństwie do mnie i Jasmine.
Nie tylko ją czekało ciężkie półtora miesiąca, ale i mnie. Nie wiedziałam jednak jeszcze jak ciężkie. Dopiero miałam się o tym przekonać...
Pisanie tego rozdziału nie było dla mnie bardzo łatwe, co mogliście sami widzieć - długo się nie pojawiał. Tymczasem jeszcze dzisiaj (10.04.2017 r.) powinno się ukazać 10 faktów o mnie z nominacji _Nee__ .
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top