✖8✖
Po kilkunastu minutach Jackob był już u mnie pod drzwiami. Ledwo zapukał, lecz jakoś usłyszałam dźwięk uderzenia o drewno. Szybko podbiegłam aby otworzyć drzwi. Jackob opierał sie ledwo o ściane na klatce. Miał poobijana cała twarz, rozcięty łuk brwiowy z którego sączyła sie krew.
-O matko, z kim ty sie biłeś-powiedziałam zmartwiona tym jak wyglada i wpuściłam go do środka. On usiadł na kanapę a ja przyniosłam bandaż i wodę aby zdezynfekować rany. Przyłożyłam okład na twarz i wycierałam starannie krew na co czasami się wzdrygał. Zrobiło mi się go żal.Nie wiem z kim się wdał w bójkę ale postaram się dowiedzieć.
-Powiesz mi z kim się biłeś-zapytałam gdy już skończyłam wycierać z twarzy krew i nakleiłam tam plaster z kubusiem puchatkiem. Podeszłam do kuchenki i nastawiłam wodę na herbatę.
-Taki jednen-powiedział cicho.-Chłopak Angeli, ale on też dostał pare ciosów.-uśmiechnął się lekko.
-Bez powodu na pewno się nie biliście.
-No nie.
-Jaki był powód?- zapytałam bojąc się odpowiedzi.
-Możemy o tym nie rozmawiać?-powiedział oburzony.
-Okej- dziwiłam się czemu ukrywa to przede mną.
-Przepraszam.-spojrzałam na niego dziwnie. -Pocałowała mnie na jego oczach.- Zaczeło mnie dziwnie kłuć w brzuchu, tak bardzo że aż złapałam się za bolące miejsce.
-Wszystko w porządku?
-Tak, czemu ją pocalowałeś?-powiedziałam smutna.
-Sama mnie pocałowała.Jest bardzo ładna, ale nie jestem nią zainteresowany.
-Spokojnie nie musisz mi się tłumaczyć.-uśmiechnęłam się serdecznie i podałam herbate którą wcześniej zaparzyłam.
-Dzięki.-odpowiedział upijając łyka. -Kiedy termin?-spytał wskazując na brzuch.
-Jutro.
-Serio?!-jego oczy zrobiły się bardzo duże.
-Nie no, za tydzień-stwierdziłam po czym zaczęłam się głośno śmiać.
-Nie śmieszne-szturchnął mnie lekko w ramię udając urażonego i zaczął się śmiać ze mną.Bardzo słodko wyglądał z tym plastrem, a jeszcze słodziej gdy się uśmiechał.
-Wiem kto jest ojcem dziecka.-stwierdziłam nieco ciszej.
-Kto?-spytał.
-Nie wiem czy znasz, Michael.
-A nazwisko?
-Sama nie znam, wtedy kiedy jest termin porodu wyjeżdża akurat do Hiszpanii, cóż za zbieg okoliczności nieprawdaż?
-Dupek-stwierdził.-Nie będzie ci smutno jak nikt nie będzie przy prodzie?
-Trochę-powiedziałam drapiąc się po karku.
-Może ja będę?-wyszczerzył zęby.
-Jasne.-uśmiechnęłam się.
-Wiesz co mam ochote na naleśniki-powiedziałam na co się zaśmiał. Podeszłam do szafki z której wyjęłam mąkę jajka i mleko. Z szuflady wzęłam łyżkę i wlałam i wsypałam wszystkiego po trochu. Jackob wstał i mi pomógł mieszać. Gdy szukałam patelni dostałam z mąki w prosto w twarz i byłam cała biała.Odwróciłam się i zaatakowałam go tak samo jak on mnie ale niestety nie trafiłam i mąka została na ścianie. Złapał mnie za brzuch od tyłu i znowu trafił mi lekko w twarz mąką.
-Jackob! Proszę puść mnie-prosiłam aby przestał śmiejąc się.
-Pod jednym warunkiem-wyszczerzył zęby które były idealnie proste. -Dasz mi buziaka. -powiedział na co się zarumieniłam.
-To ja rozumiem-stwierdził gdy dawałam mu buziaka i kontynuowaliśmy robienie naleśników. Jak juz dobrze wymieszałam to wylałam masę na patelnie i po chwili byly juz gotowe i zajadaliśmy sie nimi w salonie.
-Bardzo pyszne naleśniki robisz.
-Dzięki, dzięki były by szybciej jak byś mnie nie umył mąką-zaśmiałam się poprawiając włosy do tyłu żeby nie wpadły do jedzenia i wybuchnął nieoczekiwanie śmiechem.
-Co jest?-zapytałam sie.
-Nadal masz na nosie mąke-powiedział zdejmując ją palcem.
-Mam nadzieje ze zostajesz na noc?-stwierdziłam.
-Pewnie. -uśmiechnął się biorąc kęsa naleśnika.
- Wiesz co idę sie już umyć. -na co sie dziwnie spojrzał. -Jutro mam do pracy, już ostatni tydzień trzeba to wykorzystać-wstałam i postawiłam naczynia w umywalce.
-Czemu ostatni?
-Bo jak bede miała dziecko to nie bede jego mogla z nikim zostawić-powiedziałam smutno.
-Nie martw się, poradzimy sobie.
---------------------
Jeśli się podobało daj gwiazdkę bo to bardzo motywuje! Piszcie kto chce dedykacje :)) Pa! ❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top