✖27✖

-Nie odbiera-rzekłam smutno odkładając telefon.

-Dlaczego?- zastanawiała się Maggie.

-Nie wiem dlaczego, naprawdę nie wiem czemu on nie odpiera tego cholernego telefonu, czy to jest serio takie trudne żeby kliknąć tą zesraną zieloną słuchawkę!-warknęłam ze złości nie wiedząc dlaczego tak mocno się wkrzyłam.

-Spokojnie, to i tak nic nie da.-uspokajała mnie. Może po prostu śpi i nie odbiera.-dodała wiargodnym głosem.

-Nie o to chodzi, boje się jednego, że mnie zostawił i już nigdy się do mnie nie odezwie.-pojedyncza łza leciała mi po policzku.-A co gorsze, mógł tylko bawić się moimi uczuciami-wstałam z kanapy a Maggie trzymała mnie mocno za nadgarstek.

-Przestań! On nie jest taki jak Michael.-spojrzała się na mnie z troską w oczach i pociągnęła mnie na kanapę.

-Maggie, on się nie odzywał do mnie przez kilka dobrych tygodni.-sprostowałam.

-Wszyscy się dziwnie zachowują, już nawet nie wiem jak mam sobie poradzić.-siadłam ponownie na kanapę i schowałam głowę w kolana. Już byłam na tyle zmęczona że poszłam położyć się do mojego łóżka, a Maggie postanowiła spać na kanapie. Nawet nie miałam siły przebrac się w piżamy, po prost to wszystko mnie przerasta, dom, dziecko,Jackob, dosłownie wszystko. Na dodatek muszę znaleźć sobie pracę, bo jak tak dalej pójdzie to wyrzucą mnie z tego mieszkania. Miałam w planach oddać dziecko do żłobka, na ten czas kiesy będę w pracy. Jak narazie to był najlepszy plan jaki mogłam zrobić w tym czasie. Chwilę poleżałam i zasnęłam. Niestety się obudziłam, w pokoju było tak zimno że się trzęsłam po prostu znowu zapomniałam zamknąć okna, wstałam ledwo zaspana z łóżka podeszłam do okna, przetarłam oczy i powoli zamknęłam okno aby nikogo nie obudzić bo one były tak stare że okropnie skrzypiały. Położyłam się ponownie do łóżka, zamknęłam oczy ale coś mi nadal przeszkadzało, za oknem po prostu ktoś szedł i śpiewał jakąś popularną piosenkę. No dobra on się darł, darł się niemiłosiernie że postanowiłam iść zobaczyć czy Matt się nie obudził. Wyjrzałam zza rogu ale chłopca nie było na swoim miejscu. Moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Pobiegłam wyrwałam kołdrę i rzuciłam na podłogę ale nie ujrzałam mojego dziecka. Udałam się do salonu i Maggie też nie było. Co tu się do cholery dzieje?! Upadłam na kolana na środku kuchni i zaczęłam płakać. Łzy zaczęły lecieć jak wodospad, nie umiałam ich opanować. Niespodziewanie ktoś puka do drzwi, może po prostu Maggie gdzieś wyszła na spacer z Matt'em. Modliłam się żeby tak było. Podnoszę się z obolałych nóg i lekko przekręcam klamkę od drzwi wejściowych. Nie spodziewałam się kogo tam ujrzę, w drzwiach stał Jackob, chciałam do niego podejść i rzucić mu się na ramiona, mocno przytulić i nie puszczać, lecz coś mi przeszkadzało.

-Musimy pogadać-rzekł i odepchnął mnie aby wejść do środka.

-Dlaczego tak długo się do mnie nie odzywałeś?-zadałam pytanie szybciej niż on się tego spodziewał.

-Nie wiem jak to ująć.-podrapał się po karku.

-Znudziłam ci się już?-spytałam smutna.
-Po prostu nie możemy już się ze sobą spotykać-zignorował moje pytanie.

-Ale jak to?! Jackob..... ja..... ciebie.....
-Kate, ja już nie czuje tego, przepraszam.-powiedział i zniknął tak po prostu.

Po prostu.

-----------------------------------

Jeśli się rozdział podobał a nie powiem taki nie typowy rozdział, wiecie co za 45 gwiazdek pojawi się od razu rozdział więc..gwiazdkujcie i piszcie co sądzicie !!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top