✖14✖

-Maggie, dlaczego do cholery palą się tu znicze, nie dowiedziałam tego miejsca od kilku lat.-powiedziałam potykając się o kamień na co moja przyjaciółka zaczęła się śmiać.
-Nie śmiej się.-rozkazałam i udawałam urażoną.
-Może ktoś z twojej rodziny to zapalił.-powiedziała tak jakby nie było to oczywiste.
-Brawo tylko kto?Ojciec w szpitalu, kuzynostwo wyjechało za granice..
-Brad!-krzyknęła uradowana blondynka.
-Maggie, ciiii...-uciszyłam ją.-Myślisz?-dodałam potem
-A masz kogoś innego?-spytała na co pokręciłam głową.
-Ej, Maggie!-krzyknęłam łapiąc się za brzuch. -Boli!-usiadłam na jakiejś zielonej ławeczce i probowałam złapać oddech.
-Na kiedy masz termin?!-zapytała zbulwersowana.
-Jeszcze... trochę... dwa dni...-wydusiłam z siebie. Ból powoli się unormował.
Kiedy przestał mnie całkowicie boleć brzuch pomodliłam się przy grobie mamy i niestety ale musiałyśmy już wyjeżdżać. Maggie pomogła mi wejść do samochodu i wyruszyłyśmy w drogę domu.
-Kate?-spytała podczas jazdy autem.
-Hmm?-odpowiedziałam.
-Jaka była twoja mama?-nie ukrywam że zdziwiło mnie to pytanie.
-Była cudowną kobietą,można było z nią porozmawiać o wszystkim, można było jej się wygadać jak przyjaciółce nawet te najgłupsze i zawstydzające tematy, wspierała tak jak nikt inny, często jeździłyśmy na zakupy i kupowałyśmy sobie największe lody w mieście potem nie mogłyśmy tego zjeść. Mama zawsze była uśmiechnięta. Nigdy z Bradem nie czuliśmy jakby nam czegoś brakowało. Oczywiście nie zawsze było różowo w naszym życiu, ale nigdy się nie poddawała i dążyła do celu. Zawsze powtarzała że rodzina i przyjaciele są najważniejsi. Byłam najszczęśliwszym człowiekiem że mogłam spędzać z nią czas. Wszystko wtedy widziałam w innym świetle. Obiecała że mnie nigdy nie opuści i że zawsze będzie przy mnie. Tak bardzo chciałabym ją przytulić, spytać co się u niej dzieje. Ale niestety, odeszła tak szybko że się tego nie spodziewałam.
Maggie zaczęły spływać pojedyncze łzy, a ja się powstrzymywałam żeby nie wybuchnąć płaczem.
-Wzruszyłam się-odparła po chwili.
-Nie płacz!-krzyknęłam.
-Katie, tak strasznie mi przykro.-powiedziała wycierając ręką łzy i zostawiając plame na jej bluzce.
-Jest w porządku Maggie-uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
Po kilkunastu minutach jazdy ponownie zaczął mnie boleć brzuch. Ale to nie był już taki sam ból, to było jak by jakiś młot pneumatyczny nawalał w mój brzuch od środka.
-Ałłłł..-zwijałam się w bólu.
-Wytrzymaj, już jedziemy do szpitala!-wystraszyła się Maggie i dała gaz do dechy, że po 5 minutach byłyśmy w szpitalu.
-Przepraszam moja przyjaciółka rodzi!!-przepychała się w szpitalu trzymając mnie pod ręką a ja chciałam dać sobie ręką w twarz.
Pielęgniarka złapała za wózek inwalidzki i szybko pobiegła ze mną na oddział. A Maggie cały czas biegła za nami.
-Zadzwoń do Jackoba.- wydusiłam po cichu,gdy już miałam wchodzić do sali porodowej
-Okej, pamiętaj trzymam kciuki-odkrzyknęła pokazując zaciśnięte kciuki na co się uśmiechnęłam.
----------------------
2 rodział maratonu!! Kolejny za 30 gwiazdek :p
Mam nadzieje że się podoba:)) Tak w końcu Katie urodzi :D
P. S Dedykacje dodam jak bede na komputerze ;))

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top