Wstęp (przeczytaj nie pomijaj, jest ważny)
- Axel Johnson!
Z jednej z ławek podniósł się nastolatek średniego wzrostu, w eleganckiej koszuli i równie eleganckich czarnych spodniach.
Tak naprawdę, to ubrania KIEDYŚ były eleganckie. Teraz koszula była nierówno zapięta i okropnie zmięta, a spodnie poprzecierane w każdym możliwym miejscu.
Zresztą - chłopaka to nie obchodziło. Zawsze jego jasne włosy sięgające mniej więcej do uszu lub w dłuższych fragmentach - do ostro zarysowanej szczęki chłopaka, były rozwalone na wszystkie strony świata, a ubranie niechlujne. Buty nosił byle jakie - zależało mu tylko na tym, by nie spadały z nóg i żeby dało się w nich jako-tako chodzić.
Ale miał jedną ciekawą cechę - uwielbiał czapki. Jakich on czapek nie miał! Czapki z daszkiem, na zimę, z pomponem i bez, na drutach, kupne, firmowe, z lumpeksu, w jasnych i ciemnych kolorach, w pasy, w kropki, za duże, za małe, eleganckie, street wear'owskie, hip-hop'owe, kapelusze, meloniki, berety - byle by mu się podobały.
Teraz też miał czapkę - elegancki granatowy melonik z srebrną wstążką.
Chłopak podszedł do kobiety, która wręczyła mu uroczyście kartkę papieru z biało-czerwonym paskiem z boku.
- Axel, gratuluję ci świadectwa z wyróżnieniem i oczywiście promocji do następnej klasy.
- Dziękuję bardzo.
- Brawo. Możesz usiąść.
Chłopak skierował się spowrotem do ławki. Na krześle obok, siedział inny nastolatek. Axel i on przybili sobie piątki.
- Stary - Axel siadając, szepnął do chłopaka. - Gdyby nie ty nie miałbym tego paska! Dzięki temu bezsensownemu świstkowi papieru - wskazał na świadectwo. - będę mógł wreszcie pojechać do Nowego Jorku!
- Nie ma problemu, Ax. Zresztą czego się nie robi dla przyjaciół, czyż nie?
Axel tylko się uśmiechnął.
∆ ∆ ∆
*Axel*
Po wyjściu z dusznego budynku, powietrze było dla mnie jak zbawienie - powoli wdychałem przez nos wspaniałe, leśne powietrze. Jakie szczęście, że mieliśmy las obok szkoły...!
Na dziedzińcu szkolnym stało mnóstwo uczniów - bez względu na to, jakie otrzymali świadectwo - każdy był już szczęśliwy, że mordęga dzisiejszego świata zwana potocznie 'szkołą' robi sobie urlop i na dwa miesiące zniknie z ich planu zajęć.
Ja też się cieszyłem. Perspektywa, która otwierała się przede mną za sprawą mojego świadectwa, była tak wspaniała...
- ...więc tak właśnie go stworzyłem! - powiedział wyraźnie szczęśliwy niski ciemnowłosy chłopak idący obok mnie. - Dasz wiarę?
Jego słowa wyrwały mnie z zamyśleń, ale nie byłem w stanie sobie przypomnieć o czym mówił mi przez ostatnie kilka minut.
- Eeeee... To rzeczywiście niezwykłe. - powiedziałem tylko.
Spojrzał na mnie z powątpiewaniem.
- Znowu odbiegasz myślami gdzieś indziej, co?
- Nie! Znaczy... Niezupełnie... Bo też myślę o... O twoich... Wynalazkach? - powiedziałem, ale nie wierzyłem w moje słowa. Westchnąłem.
- Przepraszam Peter... - dodałem. - Wiem, że to dla ciebie ważne, ale już tak okropnie nie mogę się doczekać tego wyjazdu...!
- Spoko, już się przyzwyczaiłem. - uśmiechnął się.
Nagle moje bębenki uszne porządnie naruszył nieznośny krzyk.
Megan.
Bo kto by inny.
- PITU PITU!!! - rzuciła się na mojego przyjaciela. - Tyle cię nie widziałam!
- Kobieto, widzieliśmy się raptem kilkanaście godzin temu! - zaśmiał się Pete.
Przyglądałem się tej dwójce i zastanawiałem się dlaczego jeszcze nie są parą. Zaśmiałem się pod nosem.
- Megan, ja też istnieję! HELOOOOOOŁ?!
Dziewczyna odwróciła się ku źródle głosu.
- Wiem przecież, mordo. - mówiąc to dała mi kuksańca w ramię.
Typowe.
- Więc... Jak świadectwo? - zagadał Peter. - Lepiej niż ostatnio?
- Nie lol. Ale co tam! Ważne żeby przejść dalej, tak? - gdy to mówiła, miałem wrażenie, że twarz Megan znowu zajmuje maska.
Zresztą, nie dziwię się. Meg już tyle przeżyła... Nie można się dziwić, że kryje swoje emocje. Może wam to po krótce opowiem...
Na początku żyła w normalnej, szczęśliwej rodzinie - ona, tata, mama i jej malutki brat przeżywali razem wszystkie rodzinne trudy. Ojciec wydawał całą swoją siłę na to, aby utrzymać rodzinę. Po pewnym czasie zaczął się przemęczać i pracować zdecydowanie bardziej ponad swoje siły. Wracał do domu kompletnie wycieńczony i nie miał nigdy siły na żadną rozmowę, tylko od razu szedł spać. Po pewnym czasie, zdarzało się, że siedział w pracy tak długo, że go w ogóle nie widywali.
Matka Megan postanowiła własnoręcznie się przekonać, czemu jej mąż tak długo przebywa poza domem. Zostawiła braciszka w domu z Meg, a sama od porannego wyjazdu do pracy męża, śledziła go. Mężczyzna pojechał prosto do pracy, jednakże, około godziny osiemnastej, zmęczony, skończył pracować i zamiast pojechać choć raz wcześniej do domu, skierował samochód w stronę klubu.
Mężczyzna całkowicie się upił podczas tej nocy. Matka zrozpaczona wróciła do domu i powiedziała o wszystkim Megan. Domyśliły się, że ojciec z przemęczenia postanowił odstresowywać się w alkoholu i że wpadł w alkoholizm. Kobieta aby potwierdzić swoje przypuszczenia, jeszcze przez kilka dni go śledziła i za każdym razem było tak samo - praca, klub, późny powrót do domu. Dziewczyny postanowiły nie mowić o swojej wiedzy mężczyźnie.
Niedługo po tym zdarzeniu wylali go z pracy. Za powód podali wieczne zmęczenie, kłótnie z innymi pracownikami i znęcanie psychiczne. Mężczyzna musiał szukać nowej pracy. Jednakże nigdzie nie udało mu się popracować na dłużej i w końcu poddał się i został bezrobotnym. Spędzał wtedy więcej czasu w domu.
I to był horror. Był wiecznie nerwowy i darł się o byle co. Poza tym, wymyślał głupie wymówki i nadal chodził do klubów. Pewnego razu, kiedy Megan wyszła z braciszkiem na spacer, mama Megan powiedziała mu o tym, że wie co robi i że się upija. Prosiła go, by z tym skończył i pozwolił na przeprowadzenie terapii.
Wtedy stała się rzecz straszna... Mężczyzna był tak wściekły, że zaczął bić swoją żonę i nie mogąc opanować swojej furii - zatłukł kobietę na śmierć. Chwilę przed śmiercią, do pomieszczenia weszła Meg z dzieckiem na rękach i wszystko ujrzała. Mężczyzna po zabiciu kobiety, zobaczył ją i kazał jej nikomu o tym nie mówić, bo inaczej i ją zabije. Zamknął dziewczynę w pokoju, razem z bratem, a sam zakopał ciało zmarłej żony w lesie.
Od tego wydarzenia Megan stara się przebywać jak najdłużej poza domem, ale gdy wraca nie obchodzi się bez bicia ze strony ojca. Sama też musi chronić brata przed jego złością. Mężczyzna oczywiście nie kryje się już z piciem - zabrał się też za narkotyki, przez co ich rodzina stoczyła się i nie raz przymierają głodem. Przez to, co się dzieje, Megan przybrała maskujący wyraz twarzy i wątpiłem, żeby kiedykolwiek to się zmieniło.
- Gdzie jedziecie na wakacje? - zmieniłem temat.
- Nigdzie. Będę włóczyć się po osiedlu. Jedyne na co jadę, to obóz sportowy. Zresztą - sama zarobiłam na ten wyjazd. - powiedziała Meg i wzruszyła ramionami.
- Ja jadę z ojcem na miesiąc na konferencje naukowe. Już nie mogę się doczekać!
- Eh ty i te twoje nauki, Pete... - westchnęła Megan.
- No co? - z wyrzutem odparł chłopak.
- Nic, nic.
- A ja... - zacząłem, ale Meg mi przerwała.
- To gdzie i kiedy ty wyjeżdżasz już wiemy od dawna, Ax. Najpierw jedziesz na trzy dni z mamą do Nowego Jorku, - zaczęła wyliczać bez żadnego wysiłku, wrecz niechlujnie - potem będziesz na półkoloniach, następnie jedziesz do babci, potem na obóz, znowu do babci - tym razem od drugiej strony i na koniec spędzasz trochę czasu w domu. Tak?
To 'tak' nie było raczej pytaniem. To było stwierdzenie. Albo pytanie retoryczne. Bo wiadomo było jaka jest na nie odpowiedź.
- Heh tak. - mimo wszystko postanowiłem odpowiedzieć. - Ale najbardziej cie...
Megan kolejny raz mi przerwała i naśladując mój głos zaczęła mówić dalej:
- Cieszę się z wyjazdu do Nowego Jorku, gdyż zawsze chciałem tam pojechać, a poza tym od dawna w dziwny sposób mnie tam ciągnie. Tylko co? Może przeznaczenie? - skończyła i zmieniła głos spowrotem na swój. - Taaaaak, wiemy. Twoja mama powiedziała tobie i twojemu bratu, że jeżeli uzyskacie pasek na świadectwie na koniec ósmej klasy, tego który będzie miał pasek, zabierze do wybranego przez niego miejsca w USA. A jako, że ty dostałeś pasek, a twój idiotyczny brat bliźniak nie, to ty wybrałeś, że chcesz jechać do Nowego Jorku z mamą, tymczasem twój brat ma zostać z twoją malutką siostrą.
Byłem pod wrażeniem, a jednocześnie byłem zawstydzony. Musiałem zrobić głupią minę, bo Megan i Pet wybuchnęli śmiechem.
∆ ∆ ∆
Ten wstęp jest trochę jak rozdział, ale wolę ochrzcić go mianem wstępu, bo tu się za bardzo nic nie dzieje. Aczkolwiek, poznajecie kilka ważnych postaci. Tak gwoli wyjaśnienia.
Boję się trochę odzewu, czy Wam się spodoba, czy nie, ale jeśli nie - wiedzcie, że to jest wstęp - akcja rozwinie się w pierwszym i późniejszych rozdziałach.
Tak na Nowy Rok dla Was wrzucam :)
Btw - Udanego Sylwestra!😁
~iamidiotguys😅
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top