Rozdział 7 - Na własną rękę
*Megan*
"HEEEEEEEYYYEAH - I WANNA SHOOP, BABE!" - rozpoczęła się piosenka. Zawsze twierdziłam, że rap jest najlepszy do wykonywania z muzyką przeróżnych czynności - w końcu ma przecież wyraźny bit i tempo. (dop. aut. tj początek piosenki w mediach. Jeśli nie będzie wam to przeszkadzało w czytaniu, zachęcam do słuchania w czasie czytania tego rozdziału)
Biegnę nieśpiesznym tempem w sportowym stroju, z moimi nieogarniętymi lokami związanymi w kucyka, z słuchawkami w uszach oraz z opaską na telefon na ramieniu. Krótko mówiąc - wyglądam jak jakaś zakompleksiona nastolatka która poszła biegać żeby zrzucić już i tak nieliczne kilogramy. Typowe. Jednak ja bynajmniej nie mam teraz na głowie odchudzania. Biegnę w kierunku rzeki do której wpadł samochód z Axelem i ciocią Johnson.
Po co?
Cóż, policja niby otwarła jakieś śledztwo, podobno bardzo się do niego przykładają... Przynajmniej tak mówią matce Axela. Ale biedna kobieta nie potrafi się tym zadowolić i czuje się coraz gorzej, zatruwając się myślą, że nie pomogła wydostać się z auta swojemu synowi. Strasznie jej współczuję...
Wkurza mnie tylko ten dupek Raph. Przyspieszam odruchowo. Ten debil ani nie martwi się połamanym ciałem matki, bo mówi że 'wyliże się', a dodatkowo ma totalnie gdzieś co się stało z jego bratem. Minęło już kilka godzin od zdarzenia, a jego nadal nie znaleziono...
W tym czasie tyle się zdarzyło... Najpierw wypadek, potem gliny i karetki, potem my dojechaliśmy, następnie zabraliśmy się z ulubionym policjantem Raphaela do najbliższego szpitala, który uparł się, że musi pilnować chłopaka. W trakcie drogi dyskretnie rozszyfrowaliśmy wiadomość pozostawioną przez sprawcę - zawierała datę i dokładne miejsce prawdopodobnie kolejnego zamachu, więc mimo oporów tego idioty, dałam policji tłumaczenie i przekazałam zrobione przeze mnie zdjęcie. Potem Raph i pani Johnson zostali w szpitalu, a ja pojechałam z powrotem na miejsce wydarzeń, żeby zbadać tą sprawę.
Dobrze wiedziałam, że policja będzie miała - za przeproszeniem - w dupie tą sprawę (dop. aut. TĄ czy TĘ sprawę?) . Nie słyszałam, żeby załatwili jakiegoś detektywa czy innych speców w tych sprawach. To cholernie denerwujące. Przecież to raczej nie jest takie zwyczajne przestępstwo jak na przykład kradzież ulubionego naszyjnika pięcioletniej dziuni. To mega dziwne i niespotykane zdarzenie, a jedynie co oni zrobili, to wysłali pobliską policję i kilka dalszych miejscowych policji, jednego osiłka na pokaz i karetkę sprzed stu lat, wóz strażacki z zepsutą drabiną i przestarzałego Ace Venturę z równie przestarzałym psem tropiącym.
Dlatego postanowiłam sama podjąć się wyzwania rozwiązania tej sprawy.
Wizytówka zakompleksionej nastolatki jest tylko przebraniem. Tak naprawdę chcę bez podejrzeń móc zbliżyć się do rzeki. Skupiam się na równomiernym biegu i nie budzeniu podejrzeń. Jest dość ciemno, więc nie widać w którą stronę się patrzę. Korzystam z tego i uważnie lustruję otoczenie oczami, nie ruszając głową.
Dzisiaj przyszłam tu tylko się rozeznać. Zobaczyć co naprawdę robi policja, obejrzeć brzeg rzeki (kto wie może znajdę Ax'a?) i rozejrzeć się za jakimiś detektywami. Powoli zbliżam się do rzeki. Dowiedziałam się, że w pewnym momencie znajduje się tu most, który przechodzi z jednej strony rzeki na drugą. Postanowiłam zacząć z jednego brzegu rzeki, potem przejść mostem na drugą stronę, przyjrzeć się przeciwległym do pierwszego brzegu, brzegowi, a następnie wrócić tą samą drogą. W końcu czego nie uda ci się dostrzec za pierwszym razem, za drugim zobaczysz.
Dobiegłam do miejsca gdzie było najwięcej policji i innych ludzi, kiedy jeszcze obserwowałam rzekę z drogi, na której zdarzył się wypadek. BYŁO. Teraz nie widzę ani żywej duszy oprócz kręcących się tu i ówdzie Zielonych zbierających odpadki pozostawione przez policjantów.
''Żeście się wzięli do tego tak pięknie jak nic, wy pseudostróże prawa..'' - parsknęłam w głowie.
Biegnę dalej.
___________________
*?*
Przyglądam się dziewczynie. Nie widzi mnie. Nie widzi też, że widzę jej uważnie patrzące i rozglądające się bystre oczy.
"Ciekawa osóbka..."
Posiadam bardzo spostrzegawcze oko i nawet bez bliższego przyjrzenia się danej osobie potrafię dużo o niej stwierdzić. Podejmuję się śledzenia jej. Jestem ciekawy dokąd zmierza i czy jest tu z takiego samego powodu jak ja. Zaczynam się nad tym zastanawiać.
- Kim jesteś? - rozlega się głos tuż przede mną.
Kręce głową wyrwany z zamyśleń. Nie wierzę własnym oczom. Przed chwilą przecież biegła kilka metrów oddalona ode mnie, a teraz stoi praktycznie przed moim nosem. Jak mogłem poddać się zamyśleniu?!
- Więc? - pyta przeciągniętym tonem.
- Po co tu jesteś? - pytam ignorując jej własne pytanie.
- Jest pan detektywem? - niby zapytała, ale jednak bardziej stwierdziła. - Przyjechał pan tu, bo zapłacono panu za usługi. Wybrał się pan tu o tej porze, aby nikt panu nie przeszkadzał w poszukiwaniach i wstępnym rozeznaniu, oraz rozeznaniu.
- Jesteś genialna... Skąd ty to, no wiesz... - powiedział zdziwiony.
- Już cię chwilę obserwowałam. Wyobraź sobie jak mi było zabawnie jak patrzyłeś, jakbyś sądził, że cię nie widzę. Proponuję układ - rozwiązujemy spawe w duecie, a potem ja ci się jakoś odwdzięczę.
Wyciągnęła zgiętą rękę przed siebie, czekając na moment w którym odtrące bądź uścisnę jej dłoń.
Wyciągam powoli rękę...
Ale cały czas waham się z decyzją...
~iamidiotguys
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top