Rozdział 5 - Na powierzchni
Przemoczona kobieta z trudem wypłynęła na brzeg i łapczywie złapała powietrze po czym wypluła siedzącą w płucach wodę. Głośno oddychając, próbowała przywrócić swój oddech do porządku.
- Proszę pani! - usłyszała.
Spróbowała skierować głowę w stronę źródła głosu, ale gdy próbowała ją przekręcić poczuła ostry ból w karku i jęknęła.
Poczuła że jakieś palce ostrożnie przekręcają ją na plecy. Zauważyła nad sobą twarz młodego policjanta.
- Słyszy mnie pani?
- T-tak...
- Dobrze. Coś panią boli?
- Tak... Głowa i... kręgosłup i... wszystko inne... no i trudno mi się oo...oddy-dycha... - splunęła wodą.
Mężczyzna odwrócił głowę i krzyknął do innych policjantów:
- Znalazłem jedną osobę! Niech tu przyjdzie ktoś z karetki! - odwrócił głowę z powrotem w stronę kobiety. - Proszę pani, czy pamięta pani co się stało?
- Nie wiem... A co się stało?
- Ktoś wjechał w panią samochodem tak, że zepchnął panią z mostu i razem z samochodem spadła pani w wodę. Coś świta? - w trakcie wypowiedzi mężczyzny do kobiety podeszli lekarze i zabrali ją na nosze.
- Tak... Coś tam tak...
- Jechała pani jeszcze z kimś w samochodzie?
*Mama Axela*
Miałam ciemno przed oczami i ledwo widziałam tego chłopaka nade mną. Próbowałam krok po kroku zwizualizować sobie co się dokładnie stało, ale szło mi to bardzo mozolnie. Dopiero kiedy policjant krótko opisał mi co się stało, przypomniałam sobie wszystko.
"- Jechała pani jeszcze z kimś w samochodzie?"
Bez zastanowienia odpowiedziałam:
- Nie. - prosto po wypowiedzeniu tego doznałam okropnego olśnienia i gwałtownie się podniosłam - BOŻE KOCHANY! MÓJ SYN!!!
Poczułam ogromny ból w kręgosłupie, a szczególnie w karku.
Ale milion razy większy ból sprawiała mi jedna myśl:
"Co się stało z moim synem?..."
Tymczasem na moście...
*Raphael*
Samochód ostro skręcił i zatrzymał się obok karetki. Wyskoczyłem z auta jak jakiś pocisk, wyminąłem pojazd, a potem policję i podbiegłem do ogrodzonego żółto-czarną taśmą kawałka mostu. Moim oczom ukazało się, stojące w poprzek drogi, zniszczone przez wyraźne uderzenie z jednej strony, czarne auto. Na jezdni było widać odciśnięte ślady kół, które urywały się w miejscu, gdzie także urywały się barierki oddzielające pobocze od tej cholernej przepaści. Wszędzie walały się kawałki zarówno czerwonego jak i ciemnego auta.
Bez zastanowienia uniosłem taśmę i przeszedłem pod nią, by skierować się bliżej. Zatrzymał mnie jakiś przypakowany facet w mundurze policjanta.
/////////////Przerwa na
Czemu nie powiedziałem po prostu 'policjant'? Nie wiem. Nie czepiać się, okej? Ta dupiasta autorka po prostu nie ma weny.
Aut: Stul pysk, Raph! Nie przerywaj mi takich momentów!
Przepraszam kochaniutka, ale pozwoliłaś mi coś napisać, to się pogódź z tym, że napiszę to, co będę chciał, zrozumiano?
A teraz wracamy do fabuły. *mówi głośniej:* O ILE JAKAKOLWIEK TU JEEEST...
Aut: Zabiję cię, jak tylko skończysz to pisać!
Nie możesz! Będę miał przecież tu jakiś fajny wątek! Mówiłaś, że zrobisz, że będę miał dep...
Aut: ...KONTYNUUJ TO PISANIE IDIOTO!!!
Okej, okej...
Wracając/////////////
- Cywilom wstęp wzbroniony. - powiedział twardo mięśniak.
- Spokojnie, bo się spocisz. - odparłem z nonszalancją. W końcu co - drobnemu nastolatkowi miałby jakiś dwumetrowy mutant podskakiwać? Błaaaagam. Przeszedłem do rzeczy - Słuchaj, muszę się tam rozejrzeć, bo tak się składa, że w tym samochodzie, który spadł, była moja matka i brat bliźniak.
- I tak nie możesz wejść, młody. - powiedział bezbarwnym tonem, cały czas zagradzając mi drogę, policjant.
- PO PROSTU MNIE PUŚĆ! NIKOGO INNYM NIE MAM W TYM ŻYCIU, NO! - zasymulowałem panikę, choć tak naprawdę chciałem się trochę pobawić w detektywa.
- Może w przyszłym trafi ci się więcej szczęścia. - odparł bezlitośnie i wypchnął mnie spowrotem do nieogrodzonego terenu.
Zirytowałem się, ale nie protestowałem. Nadal gapiłem się na miejsce wypadku analizując sytuację. Lustrowałem wzrokiem cały teren i w końcu zatrzymałem wzrok na ledwo widocznej kartce na siedzeniu w samochodzie, który spowodował wypadek. W tym czasie podeszła do mnie Megan.
- Pytałam się taksówkarza, czy zaczeka, ale odmówił. Chyba z powrotem będziemy musieli zabrać się z policją. - westchnęła, ale szybko zmieniła temat. - Strasznie to wygląda, nie?
- Tak...
- Niech mnie, mam nadzieję, że udało im się uratować... Ale mieli raczej marne szanse...
- Eeee co ty, na pewno nic im się nie stało. Ja się nawet nie martwię. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Wtem usłyszeliśmy męski głos dobiegający z dołu, z okolic rzeki:
- Znalazłem jedną osobę! Niech tu przyjdzie ktoś z karetki!
Na zawołanie kilku ludzi ze stojącej opodal karetki, szybko zabrało sprzęt i równie szybko skierowało się do zejścia, którym można było trafić na brzeg rzeki. Pobiegłem za nimi, a za mną przyjaciółka Axela, ale ten sam irytujący policjant mnie zatrzymał.
- E e e. - pokręcił mi palcem przed nosem.
- WRRRRRR! CHCĘ SIĘ Z NIĄ LUB Z NIM ZOBACZYĆ!!! - rozwścieczyłem się na niego. Czemu on się tak stawia?
Jednak Megan bez słowa mnie od niego odciagnęła. Zabrała mnie na bok, złapała mnie za ramiona, popatrzyła w oczy i powiedziała wymuszonym spokojnym tonem:
- Raphaelu Wade Johnsonie, chociaż tutaj nie bądź taki wredny jak zawsze. Gość cię nie przepuści, jak będziesz miał takie nastawienie. - popatrzyła wrogo na mnie. - Poza tym nie rób dram, kiedy nie wiadomo co stało się z twoją rodziną i moimi przyjaciółmi. - na te słowa miałem wrażenie, że oczy jej się zaszkliły.
- No dobra, dobra Wiewióra, puszczaj, bo się zarumienię.
Na te słowa Megan trzasnęła mnie po twarzy. Zresztą cóż się dziwić?
Wróciłem myślą do kartki na siedzeniu w aucie.
- Słuchaj. Musimy przekraść się do tego auta. - wskazałem ciemne auto. - Przyjrzyj się dokładnie. Na siedzeniu kierowcy leży kartka. To jest dość dziwne, nieprawdaż? Musimy się tam przekraść i sprawdzić co to. Może pomoże nam to w dowiedzeniu się kto prowadził ten samochód.
Dziewczyna przyjrzała się i myślała chwilę, chyba ogarnęła wewnętrzną bezsilność i przerażenie, po czym potrząsnęła głową potakująco z wyrazem twarzy gotowym do zemsty i działania.
- Czyli sam chcesz przeprowadzić śledztwo?
- Po to chcę tam wejść. - powiedziałem, jakby to było oczywiste.
- Myślałam, że choć trochę się o nich martwisz. - zgromiła mnie spojrzeniem.
- Eeee weź, co ty. Dobra, plan jest taki. Ty zagadujesz Gbura, a ja niezauważony przekradam się do auta, sprawdzam co jest napisane na kartce i wracam.
- Wątpię, żebyś mógł przekraść się niezauważony. Ten gość cały czas się na ciebie gapi. Lepiej ty go zagadaj, a ja sprawdzę kartkę.
- Racja. - przyznałem z odrobiną ubolewania. - No to zacznijmy.
*Megan*
Chłopak zajął się rozmową ze strażnikiem i całkiem nieźle mu to szło. Ja tymczasem skradałam się między pojazdami służb do celu. Cały czas przyglądałam się Raphowi. Co prawda był bliźniakiem mojego przyjaciela Axela, ale jak bardzo się różnił...!
Raphael ubierał się jak emo, w dodatku ściął włosy po bokach, zostawiając tylko idealnie ułożone postawione do góry włosy. W dodatku przemalował śliczny odcień blondu na czarny kolor. Był wredny, zboczony i pewny siebie, podczas gdy Ax był miły, szczery i raczej nieśmiały. Ax za to ubierał się niechlujnie, totalnie nie zważając co na siebie wkłada. Pamiętam, jak kiedyś przyszedł do szkoły ubrany w ubrania z pięcioma róznymi kolorowymi wzorami, że gryzło się to tak, iż został szkolnym pajacem w zaledwie jeden dzień.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, ale chwilę potem moje serce znowu scisnęło mnóstwo przerażenia o jego losy... Aby odtrącić myśli o tym, kupiłam się na skradaniu. Był półmrok, a ja byłam ubrana w dość ciemne ciuchy, więc łatwiej mi było się kryć. Zręcznie wymijałam strażników według porad ze 'Zwiadowców', mojej ulubionej książki i to się sprawdzało.
W końcu dotarłam do radiowozu, który stał najbliżej samochodu zamachowcy. Wokół kręciło się sporo ludzi, więc znalazłam jakiś ciemny kąt i zatrzymałam się w nim, zastanawiając się co dalej zrobić.
Na moje szczęście, usłyszałam, że przełożony policji, woła ich do złożenia raportów, więc czekam, aż wszystko sputoszeje i dobiegam do auta. Delikatnie zaglądam do środka, żeby nie zostawić odcisków palców ani innych śladów mojego DNA i przyglądam się kartce. Postanawiam, że lepiej będzie udokumentować co jest na kartce, więc szybko wyjmuję komórkę i robię zdjęcie. Przed odejściem sprawdzam czy wyszło wyraźne, a gdy już upewniłam się, że wyszło dobrze, szybko wróciłam z powrotem. Dałam znak Raphaelowi, że już może skończyć zajmować strażnika, na co ten teatralnie ukazał swoją ulgę.
. . . .
Usadowiliśmy się po drugiej stronie mostu, a ja wyjęłam telefon i odpaliłam galerię. Wybrałam zdjęcie kartki. Na zdjęciu zobaczyliśmy treść, którą ktoś na niej napisał:
"NDW RPYI ZGUKCZPNR
28.6.18.00
BPSTPN
MGSSGCHDLTS TLMOKID
PGI ST"
A na końcu dobitne:
"Do zobaczenia <3"
Wzdrygnęłam się z przerażeniem.
~iamidiotguys
__________________
Dlaczego to publikuję, skoro miałam mieć przerwę, zapytacie?
Otóż nie mogłam dużej wytrzymać, więc odwieszam się ^^
Szczęśliwi?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top