Mortem - Victuri

Moje powieki stają się coraz cięższe, zachęcając mnie do snu.

Wiecznego snu.

Biała koszula, którą mam na sobie barwi się na bordowy kolor w okolicy serca. Czerwień coraz bardziej... bardziej pochłania biel.

Na początku, zaraz po postrzale czułem ogromny ból, ale z czasem znikał coraz bardziej, tak jak moja ostrość wzroku.

Twoje słone łzy skapywały na moją twarz, kiedy krzyczałeś me imię w rozpaczy, z bólem i ze strachem w oczach.

Powtarzałeś mi wciąż, że mnie kochasz i błagałeś, abym cię nie opuszczał, abym nie zamykał oczu.

Wybacz, ale nie daję rady. Jestem taki senny.

Kiedy chciałem odpowiedzieć ci na twe wyznanie i powiedzieć, że będzie dobrze, zamiast słów, gdy otworzyłem swe usta, pociekła krew, która sprawiała, że ciężko mi się oddycha.

Słona ciecz tym razem pojawiła się w moich oczach.

Obraz zaczął mi się rozmazywać, niemal znikać, a ciebie sparaliżował strach.

Dźwięki coraz bardziej stawały się głuche, przez co miałem wrażenie, że znajduję się pod taflą wody, zanurzając się coraz głębiej w jej odmęty, pozwalając pochłonąć mnie bardziej tej strasznej ciemności.

Czemu jest mi tak zimno?

Czemu już nic nie czuje?

Nie czuje wiatru wiejącego znad zachodu, bawiącego się naszymi włosami. Nawet nie jestem świadom, że płaczę, tak jak ty.

Powieki coraz bardziej mi ciążą, ale walczę, chociaż mam marne szanse na wygraną.

Plama krwi, przeobraziła się w kałużę, twoje ubrania i moje są ubrudzone od cieczy, która tak niedawno płynęła w moich żyłach.

Wziąłeś mnie swe ramiona, tuląc jak do snu, zapewniając mnie, że wszystko będzie dobrze, że pogotowie zaraz przyjedzie. Obiecałeś mi, że jak wypuszczą mnie ze szpitala, przejdziemy się po plaży oglądając piękny zachód słońca.

Twój głos z każdym słowem łamał się.

Chciałem cię przytulić, pocieszyć, ale z moich ust wydostała się kolejna dawka krwi.

Nie mam już w ogóle siły by walczyć.

Kładziesz swoją mokrą, od łez twarz na mój bark. Twoje platynowe włosy brudzą się szkarłatem, ale ciebie to nie obchodzi.

Ciemność wody śmierci coraz bardziej mnie pochłania.

Chce cię ostatni raz przytulić, ale nie mam sił. Chce ci ostatni raz powiedzieć, że cię kocham, ale krew w moim przełyku mi to nie umożliwia.

Zaczynam się bać śmierci, która bierze mnie coraz bardziej swe ramiona.

Pomimo łez, uśmiecham się lekko, ciesząc się, że tym razem to ja obroniłem ciebie, kiedy to ty zawsze chroniłeś mą skórę przed złoczyńcami... przed wszelkim złem. Przypominam sobie nasze pierwsze spotkanie na komisariacie... naszą pierwszą wspólną misję. Twój prawdziwy nieudawany uśmiech, nasze wspólne chwile. Pierwsze ,,kocham cię" wypowiedziane przez nas... Pierwszy pocałunek... Nasze zaręczyny...

Każda chwila mojego życia, odtwarza się niczym film w mej głowie. Jak na początku byłem nieszczęśliwy, załamany, zagubiony, samotny, to z czasem po poznaniu ciebie nabrałem pewności siebie i znalazłem miłość.

Moje oczy opadały, kiedy czerwono-niebieskie światła padały na moją twarz.

Odsuwasz ode mnie na chwilę swoją głowę , spoglądając z nadzieją w oczach na zatrzymujący się ambulans. Chcesz coś do mnie powiedzieć, ale kiedy widzisz, że mam zamknięte oczy, twoje wszystkie mięśnie napięły się.

- Yuri - niepewnie dotykasz moją nienaturalnie bladą twarz, szepcząc me imię. - Yuri - gładzisz kciukiem mój polik, ścierając z niego łzy. Moja klatka piersiowa uniosła się po raz ostatni... moje serce należące w całości do ciebie, zatrzymało się. - Yuuuuri!!!! - usłyszałem przed śmiercią, twój krzyk pełen rozpaczy, po czym przytuliłeś mnie mocno do siebie, płacząc głośno... 

Ratownicy medyczni znaleźli się koło naszej dwójki, ale ani ty, ani oni nie wiedzieli, że było już za późno na uratowanie mnie, gdyż umarłem w twych ramionach, ciesząc się, że jesteś bezpieczny i nadal żyjesz.

Victor cieszę się, że cię poznałem.

Cieszę się, że los sprowadził nas na ten sam tor.

Mam nadzieję, że nie będziesz długo rozpaczał po mojej śmierci.

Pamiętaj... zawsze będę cię kochał, zawsze będę z tobą w twym sercu.

Kocham cię i będę kochał, więc nie nie zapominaj o tym.

Do zobaczenia w wieczności... naszej wspólnej wieczności, mój kochany Victorze...

**********************************************************

Hm... jestem ciekawa ile osób mnie zabiję za tego krótkiego (baaaardzo krótkiego) OS, w którym uśmierciłam Yuriego. Ale cóż... spełniłam życzenie mojej przyjaciółki co do gatunku (mogłam się spodziewać, że będzie chciała tragedię... T^T).

PS Z góry dziękuje za gwiazdkę i za ewentualny komentarz ^^

Długość One Shota- 642 słowa. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top