~ • 03 • ~

Ivan Pogromca był surowym wodzem. Surowym to mało powiedziane. Lud bardzo się go bał, a to przez pewne wydarzenia z przeszłości, które odbiły się na najstarszym synu Moskala. Ivan był najgorszym możliwym wodzem, a jednak każdy mógł przysiąc, że w stosunku do obcych, Pogromca, był jeszcze gorzej nastawiony niż do osadników. Zazwyczaj takich poddawał torturom, odcinał kończyny jak i języki. Wszystkich ludzi brał za potencjalnych wrogów, jak i osoby chcące odebrać mu władzę, która z resztą była ogromna. Rozsławiona po całym archipelagu, jak i w dalszych stornach niosła konsekwencję, o których wódź nie miał pojęcia.

W momencie kiedy na statku pojawiła się nowa, obca mu, osoba musiał działać. Nieważne, kim była, czego chciała. Jeśli była groźna została zabijana od razu... Jednak, na pokładowej podłodze leżało dziecko, dodatkowo wyglądało na lewo żywe. W umyśle Ivana powstała myśl, była ona dość przebiegła i drastyczna, ale z drugiej strony była genialna.

– Weźcie go do klatek – głos zadudnił w ciszy, kiedy Pogromca cofnął się o krok, następnie, wracając spokojnym krokiem do nadpokładówki, zaczął wydawać rozkaz –  I przygotujecie się, za chwilę dopłyniemy – powiedział jeszcze zamykając drzwi.

Chwilę po tym większość zaczęła ze sobą dyskutować i zajmować się swoim sprawami. Przy leżącym, bezładnie, małolacie została dwójka osób. Młodszy syn wodza, oraz Selva.

– Ty, może weźmiemy go do siebie? – mruknęła dziewczyna kucając nad brązowowłosym.

– No nie wiem – Dev jedynie mruknął patrząc na, ociekającą wodą, sylwetkę – A co jeśli jest szpiegiem z jakiejś wyspy?

– Wątpię – dziewczynka wstała – Widzisz jak wygląda? Jak rybi szkielet! – parsknęła gestykulując zawzięcie – Co ci taki zrobi? No co?

– Nic... – przyznał – Ale tacy są zawsze najmniej podejrzani! Jak tylko się obudzi ucieknie i zda wszystko swoim... Z resztą, sama zobaczysz, będą z nim same kłopoty!

Cóż, tak czy inaczej, syn wodza podszedł do, najprawdopodobniej, młodszego, jednocześnie patrząc krzywo jak przyjaciółka podnosi nogi nieprzytomnego do góry.

– Łap go za ramiona! Sama sobie nie dam rady! – miauknęła marszcząc nos. Na pokładzie zaczęły pojawiać się pierwsze krople deszczu, a wiatr utrudniał normalną widoczność

– Dobra – westchnął w końcu – Zostaw żesz go, bo  mu nogi połamiesz – warknął i pochylił się nad przyszłym przyjacielem – Ja go wezmę, leć na dół i powiedz reszcie, by zrobili miejsce – podniósł chłopka tak, że jedną rękę miał w miejscu zgięcia nóg, a drugą pod jego plecami. Dziewczynka potaknęła i zbiegła schodami na dół zaraz znikając pod pod podkładem. Dev wyprostował się i spojrzał na twarz chłopca, która była cała mokra. Na policzku miał niewielkie rozcięcie, nad wargą wodorosty. Ta samo na czole i pod prawym okiem.

Włosy miał całe w wodorostach, oraz jakiś innych rzeczach z oceanu. Dev wsłuchał się w oddech młodszego, nie był tego pewien, jednak intuicja podpowiadała mu możliwy scenariusz. Nie wyglądał on jak dojrzały nastolatek, to na pewno... Widział w jego raczej dziecko, które zobaczyło za dużo złego w swoim życiu. Oddychał spokojnie, Dev zgadnął w myślach, że całej wody z płuc musiał się pozbyć wcześniej. Najpewniej podczas wyciągania z wzburzonych oceanicznych fal, jakie otaczały statek.

– I co ja mam tu z tobą zrobić? – powiedział schodząc pod pokład – Wątpię by ojciec pozwolił ci tu zostać... Z resztą! Dlaczego ja do ciebie mówię? I tak mnie nie słyszysz – parsknął idąc korytarzem – Może jak się obudzisz coś zaradzimy? – mruknął dochodząc do kajuty.

~~~~

Wyspa Berk już dawno nie była tak pusta. Zgliszcza po wiosce całkowicie zniszczyły obraz pięknej, zalesionej, wyspy. Wszystko było zadymione, a spalone budynki waliły się jeden po drugim. W jamie po drugiej stronie wyspy przeczekiwali Wandale. Każdy miał w jakimś stopniu dość, a jednak nikt nie mówił o tym głośno. Początkowa, i nagła, chęć ucieczki przeradzała się pomału w osłabienie sił. Mężczyźni coraz to niechętnie walczyli z zasypanym wyjściem, a kobiety starały się utrzymać swoje dzieci przy życiu przez coraz dłuższy czas... Nie wiedzieli ile już siedzą w zamknięciu, na granicy obłędu... A to wszystko do pewnej chwili.

– Wodzu! Przekopałem się! – krzyknął jeden z wikingów wpuszczając do środka strugę światła. Było ono przymglone, jednak dawało nadzieję.

~~~~

Selva wraz z Kirry i Sajori patrzyły na chłopaka, którego przyniósł Dev. Trec stał w cieniu pomieszczenia ostrząc nóż o kamień.

– Wygląda na młodszego – mruknęła Kirry stukając się palcem w brodę. Chwyciła dłoń chłopca pomiędzy palce i przystawiła do oczu – Nie wyglądają na ręce wikinga, czy też rybaka... Zero odcisków lub blizn – mruknęła odkładając jego dłoń. Spojrzała na twarz nieprzytomnego.

– Dev uważa go za szpiega – mruknęła Selva wystawiając język w stronę jednego z braci.

- Wątpię by taki by się nadawał... Jednak z drugiej strony jego niepozorność może wzbudzać sprzeczne uczucia – mruknęła Kirry patrząc na piegowatego – Sajori, co o tym wszystkim sądzisz? – zapytała widząc, że Selva i Dev zaczęli się kłócić o to, kto ma rację.

– J-ja... Nie mam pojęcia – mruknęła dziewczynka cicho – Wydaje się być niegroźny... – westchnęła patrząc na nieprzytomnego jak zaczarowana. Kirry wypuściła ciężki powietrze, widząc jak dziewczyna odpływa. Usiadła na krześle i zaczęła myśleć.

– Jaki rozkaz wydał ojciec? – najstarszy w pomieszczeniu wyszedł z cienia – Skoro i tak nie mam nic lepszego do roboty to wam pomogę – mruknął poprawiając czarne włosy. Selva od razu zaprzestała bicia Dev'a, a sam chłopak wstał z ziemi.

– Kazał go wrzucić do lochów – mruknął młodszy brat prychając. Trec pokiwał głową i oparł się o krzesło, pomasował brodę patrząc w przestrzeń. Reszta spojrzała na niego wyczekująco

– Okej zróbmy tak, że- – resztę jego zdania zagłuszył dźwięk idący z góry. Zawyły tuby, których używano jako oznaka wielu rzeczy, wydarzeń, czy też oznakę bitw. W tym przypadku odpowiedzialne były za ogłoszenie dobicia do wyspy. Trec zamilkł i spojrzał na brata z góry, ten już zdążył żegnać się z przyjaciółkami i ruszył do drzwi. Starszy z braci warknął coś do siebie i wrócił do ostrzenia noża, jednocześnie obserwował brata wrogim spojrzeniem. W momencie kiedy Dev wyszedł, chłopak odetchnął i odłożył to co miał w rękach, na stół. Trójka dziewczyn poczuła jak temperatura znacznie się obniżyła, a ich czoła zroszył pot. Żadna nie chciała przyznać tego na głos, jednak starszy brat Deva był przerażający.

Może to z powodu braku jakiegokolwiek sumienia w tak młodym wieku? A może dlatego, że jego przeszłość była, po prostu, okropna i mało kto wierzył, że dzieciak tak się przez to wszystko zmienił... Dziewczyny nie wiedziały praktycznie nic o Trec'u, a usłyszane płotki od starszych tworzyły obraz starszego chłopaka.

– Co mówiłeś? – najrozsądniejsza z młodszych spojrzała twardo w czarne oczy starszego, który jedynie westchnął kręcąc głową na prawo i lewo. Kirry podniosła brew zakładając ręce na klatce piersiowej, po jej plecach przebiegły ciarki. W końcu nie zawsze ma okazję tak śmiało porozmawiać ze starszym... Już nie biorąc pod uwagę faktu, jak cholernie się rumieniła na jego widok, lub najmniejszą rzecz jaką zrobił.

Trec natomiast stał podpierając ręce na biodrach. Że musiał zostać akurat on z tymi... Dziewuchami.

– Za późno – powiedział do dziewczyn – Ja się nie powtarzam – dodał przywracając oczami. Selva spojrzała na niego pewnie i, cała czerwona że złości, zaczęła mu wygrażać oraz obrażać. Chłopak jedynie patrzał na to wszystko pobłażliwie, zaraz ruszając dalej, do jednej z szafek – Trzeba zacząć od spędzenia dokładnego oddechu... Może być tam woda, więc najlepiej go położyć na boku – dziewczyny stały słuchając, dopiero po chwili rozumiejąc, że starszy mówi to do nich. Sajori od razu sprawdziła oddech i przełożyła chłopca na bok – Warto mu coś tam podłożyć, bo gdyby się obudził, będzie wymiotować – dodał przekładające fiołki – Gdzie ja to mam... – mruknął do siebie czytając etykiety – To nie... Maź nasenna nie, wywar z... Nie... No gdzie jest to cholerstwo?

– Czego szukasz? – z jego plecami rozległ się spokojny głos, na co chłopak prychnął – Przpras-

– Nie przepraszaj – Trec odwrócił się do dziewczyny przodem, przerywając jej jednocześnie – Nie masz za co przecież – dodał, na co Kirry zdążyła się uśmiechnąć i piekielnie zarumienić.

– J-jasne – wydukała patrząc gdzieś w bok – To... Czego szukasz? – dopytała. Chłopak odwrócił się spowrotem do szafki przodem wznawiając poszukiwania.

– Kilku fiolek, bez których się nie ruszam... Na zbicie gorączki, kaszel... Maści rozgrzewające... Maści na obtarcia... Wyciąg z... Żeń-szenia, napary... Mieszanki ziołowe, które rozgrzewają... Coś na rany otwarte... I jeszcze trochę tego jest – mruknął, a Kirry wzrokiem zaczęła szukać tych przedmiotów.

– Skąd to wszystko znasz? – zapytała będąc na prawdę ciekawą, w końcu on był tym starszym, który zawsze siedział cicho, albo zawsze gdzieś walczył, albo po prostu trenował.

– Interesuje się tym – mruknął – A w tajemnicy przed ojcem uczę się u naszej szamanki, lub też czytam o tym księgi – mruknął wylewając z siebie słowa, a Kirry aż otworzyła szerzej oczy.

– To ty umiesz czytać? – zapytała głupio, na co starszy przybił sobie piątkę z czołem.

– No tak, a co sobie głupia myślałaś? – warknął kręcąc głową.

– A... A-ale t-ty się ciągle bijesz z każdym i w ogóle... M-myślałam, że... – ucichła automatycznie gdy chłopak przeniósł na nią swój pusty, zimny, wzrok.

– To nie myśl, bo ewidentnie ci to nie wychodzi – mruknął wracają do szukania, co Kirry również postanowiła zacząć robić. Milczeli chwilę cały czas pracując – A tak przy okazji to... – Trec przerwał ciszę – umiem też pisać – dodał, a Kirry zawiesiła głowę czując, że chłopak się z niej nabija.

W drugim końcu kajuty natomiast trwała cicha rozmowa pomiędzy Sajori, a Selvą.

– Oni na bank będą razem – białowłosa spojrzała na plecy przyjaciółki, która szukała czegoś z Trec'em.

– Wątpię – właścicielka cukierkowego głosu zaprzeczyła ruchem głowy – Uczucia... Emocje... Przecież oni by nawet do siebie...N-nie pasowali... – mruknęła cicho patrząc jak dwójka idzie w ich stronę niosąc kilka fiolek. Selva jedynie przewróciła oczami pukając Sajori w czoło.

– Głupiaś ty, los jeszcze będzie po naszej stronie, zobaczysz – powiedziała i uśmiechnęła się do Kirry – Co tam trzymasz?

– Nic dla ciebie – mruknęła czarnowłosa udając poważną by zabłysnąć w oczach starszego – O czym rozmawiałyście? – zapytała odkładając wszystko na stole.

– O tym, że mamy niedokończoną rundkę Smoczych Wizji – wybrnęła szybko puszczając oczko do Sajori. Czarnowłosa spojrzała jedynie po przyjaciółkach i odsunęła się z podniesioną brwią – No co tak patrzysz Kirs, przecież wiesz jak  uwielbiam tę grę.

– Taak... Powiedzmy – mruknęła już dając sobie spokój z wypytywaniem o nie ważne rozmowy.

Trec przyglądał się temu wszystkiemu nalewając jednocześnie wody z cebrzyka na kawałek materiału. Wzruszył ramionami zajmując się swoją robotą, podczas gdy dziewczyny zaczęły coś szeptać w kółeczku.

– On jest strasznie inteligentny – jeknęła prawie nie słyszalnie czarnowłosa, będąc oczarowana starszym. Selva słuchała tego podekscytowana, natomiast Sajori obserwowała z uwagą co robi czarnooki – Potrafi nawet żartować!

– Co ty gadasz? – Selvą wytrzeszczyła oczy – O żesz smocze jaja... – mruknęła i zaraz ona wraz z Kirry patrzyły na pracę starszego, który uwijał ruchy przy młodszym, starając się dać mu jakąś pomoc. W międzyczasie zapisywał coś na kartce.

– Okej – powiedział w końcu odwracając się do dziewczyny – Sprawa wygląda w następujący sposób – odchrzknął – Mój ojciec nakazał go wrzucić do klatek, jednak tak nie zrobimy – powiedział sam niedowierzając. Pozwalał sobie na zwiększenie luzu w chwilach takich jak ta - gdy jego ojca nie było w najbliższym otoczeniu, a on sam nie miał 'ręki na gardle', która by tylko go kontrowała – Ojciec, znając go, widzi w... Nim jakiegoś wroga, dlatego też chciał go wrzucić do lochów... Dlatego też tak nie zrobimy. Podczas pobytu ojca na wyspie zostawimy go tutaj... Znając ich wszystkich będziemy tu góra cztery dni, bo zanim się wszyscy pojawią trochę minie... Tak czy inaczej, ludzie z głównego statku zostaną przenocowani na wysp-

– I co ma to wszystko wspólne z tym chłopcem, no? – Selva wyrwała się z pretensjami... Co było złym pomysłem. Sekundę potem była trzymana za gardło przez starszego. Drugą dłonią, chłopak, mocno chwytał ostrze, które wysunęło się z jego rękawa. Dziewczyna spojrzała w czarne oczy, a pod jej brodę została nakierowana naostrzona stał.

– Grzeczniej – wzmocnił uścisk – No chyba, że mam cię poszatkować? – zapytał. Po chwili odsunął się od dziewczyny, która osunęła się po ścianie – Mam nadzieję, że da ci to trochę pokory do starszych – warknął chowając broń. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę, która z niedowierzaniem patrzyła prosto w jego oczy.

– Selva... – do dziewczynki od razu podbiegła rudowłosa, która zaczęła oglądać szyję przyjaciółki – Jak śmiałeś... – młodsza spojrzała na brata jej przyjaciela – Dlaczego to zrobiłeś?

Chłopak jedynie wzruszył ramionami zakładając ręce na klatce piersiowej, dziewczyny ciągle mu się przyglądały. Kirry zauważyła, że chłopak nieznacznie się spinał przez ten cały czas. Nie chciała być po żadnej stronie, aczkolwiek jej 'pierwsza miłość' zaatakowała jej przyjaciółkę bez większego powodu i... Nie, dziewczyna musiała być bezstronna.

– Spokój wszyscy. Nie jesteście teraz najważniejsi, a wasze przepychanki to możecie zostawać na potem – brązowooka stanęła pośrodku. Selva ponownie chciała się odezwać, jednak oczko puszczone w jej stronę, przez Kirry, zbiło ją z tropu. Wielka mi bezstronności - pomyślała dziewczyna przewracając oczami – Dobra, Trec, jaki jest ten twój pomysł? – dopytała odwracając się przodem do chłopaka. Ten jedynie westchnął i odszedł do medykamentów, które leżały w pobliżu.

– Przed tym jak mi przerwano – powiedział znacząco – Chciałem wytłumaczyć wszystko od A do Z, tak więc teraz nie będę się produkować i skrócę to do minimum. On tu zostaję, a my na zmianę przychodzimy się nim zajmować – zakończył mieszając jakieś składniki – Jakieś pytania?

Dziewczyny spojrzały po sobie.

– Tak, ja mam kilka. Co jaki czas będziemy tu chodzić? – zapytała Kirry siadając obok przyjaciółek pod ścianą.

– W dzień, co trzy godziny, tyle samo w nocy – odparł bez zająknięcia.

– Co jeśli zapytają nas gdzie tak znikamy? – uniosła brwi.

– Będziemy siedzieć na wybrzeżu, a chodzić tu pojedynczo, tak więc zawsze ktoś będzie w pobliżu ludzi – mruknął szykując kilka okładów.

Kirry pokiwała głową.

– Wszystko wydaje się logiczne, tylko...  – zacięła się spoglądając niepewnie po przyjaciółkach. Selva uśmiechała się z pewności przyjaciółki, a Sajori przyglądała nieprzytomnemu na łóżku.

– Tylko co? – chłopak odwrócił się do dziewczyn mierząc je wrogim spojrzeniem – No?

– Tylko dlaczego tak ci na tym wszystkim zależy? Przecież jesteś jak totalnym szmaciarz – zaczęła Selva – Nic cię twój brat nie obchodzi, my jesteśmy dla ciebie nikim, a jedyne na co patrzysz to by całkowicie oddać się walce czy innemu mordobiciu... Ale się nagadałam – zaśmiała się.

Trec spojrzał na dziewczynę i jedynie odłożył z hukiem miseczkę z ziołami, które ścierał.

– ... – milczał, a cisza w pomieszczeniu stawała się chwytać każdego za szyję lekko podduszając – Okej, radźcie siebie same. Mi limit cierpliwości się skończył – ruszył do drzwi odprowadzony wzrokiem reszty, kiedy po kajucie rozniósł się trzask Kirry przyłożyła ręce do twarzy.

– Pięknie... – mruknęła Kirry – Pięknie po prostu... Dziękuję bardzo Selva – zamilkła.

~~~~~~~~~~

Y.P ~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top