~ • 02 • ~

Sztorm nie ustępował. Woda falowała niespokojnie, obijając się co jakiś czas o wybrzeża wysp. Podmywała tereny i zalewała nisko położone wioski. Zwierzęta uciekały w popłochu, nie chcąc zostać zmyte przez żywioł. Noc błyszczała gwiazdami, ponad warstwami ciemnych, burzowych chmur, a statki Moskali sunęły przez pienistą wodę rozbryzgującą się o kadłub dużego statku. Kajuty pełne były kości po przetrzymywanych tam smokach, a wszędzie roznosił się fetor śmierci. Załoga siedziała pod pokładem rzucając kośćmi po planszy zrobionej z jaczej skóry.

- I zabieram! - Selva, jedna z córek głównych doradców wodza, wstała przysuwając do siebie wszystkie żetony - I tym samym wygrywam! Na konia morskiego, wy grać nie umiecie, a to raptem początek gry! - zaśmiała się siadając i odchylając jednocześnie na krześle, jej białe włosy obijały od siebie światło pochodni.

- Już się mądralo tak nie pusz - mruknął Dev biorąc do ręki kości i, odsuwając się od stołu, zaczął nimi podrzucać. Wraz z każdym rzutem rękaw jego brązowej, skórzanej bluzki obniżał się, a na wierzch wychodziła wypalona, blada blizną. Miała kształt prostokąta bez jednego z krótszych boków*. Znaczyło to tyle, że chłopak został zaprzysiężony do Moskali... Trochę dziwnie to brzmi, jednak tak to wygląda. Dzieci w wieku pięciu lat zostawały wysłane na pełne morze by przeżyć Smoczą Rzeź. W zimnych rejonach, na moskalskich terenach, trudniej było o potężne smoki, tak więc wyprawy trwały długimi miesiącami. Smocza Rzeź była czymś zupełnie innym od Smoczego Szkolenia. Było to bardziej brutalne, aczkolwiek Moskale byli do tego przyzwyczajeni, a co za tym szło? Zabicie smoka było czymś łatwym i rzeczywiście osiągalnym. Ćwiczyli do swojego wielkiego dnia przez pięć lat, trochę dziwne co nie? Jak dziecko ma nauczyć się obsługiwać topór i tarczę? Otóż ojcowie darowali swoim potomkom małe maczugi... Rzeczywiście, wydaje się to dziwne, aczkolwiek przynosiło efekty. Dzieci od małego chodziły na specjalne zajęcia bojowe, a sztuki walki z bronią były podstawą. Wykłady z najlepszymi; słabe punkty przeciwników - ludzi jak i smoków - musieli znajdować sami. To budowało orientację w zagrożeniu, jak i szybką reakcję. Na przestrzeni lat tworzyli się najprawdziwsi wojownicy, jak i nieustraszeni zabójcy smoków. Jednak był jeden minus takich szkoleń, wszyscy nienawidzili emocji. Nie rozmawiali o nich, nie pokazywali, nie próbowali ich zrozumieć, a gdy ktoś płakał, lub był szczęśliwy - był zabijany. Wszystko odbijało się na młodszych, którzy jednak byli dziećmi, a radość, łzy oraz cierpienie wypływała z ich ciała falami. Dorośli jednak byli przychylni do swoich pociech, bo jak tu nie być z nich dumnym? Zabijali smoki jakby to była zabawa, a przecież wraz z latami zobaczą jak wygląda prawdziwe życie i cała dziecięca radość odejdzie, a oni pozostaną skorupą stworzoną by walczyć.

Dev był synem wodza, Ivana Pogromcy. Jednego z najbardziej nieustępliwych w swoich poszukiwaniach, Moskala. Archipelag pełny był szaleńców, a jednak ten był najbardziej znanym... Co w latach się zmieni ze względu na Dagura, którego okrzykną Szalonym...

Kiedy pod port napływali kupcy, Moskale pojawiali się dnia następnego sunąc na swoich Marach Wód. Wieść o ich nadejściu powodowała w porcie poruszenie, a kupcy starali się wyciągnąć z swoich statków jak najcenniejsze zdobycze, aby nie być na czarnej liście przywódcy. Nikt im jeszcze nie dał rady podskoczyć, a na wodach czuli się jak na swoich własnych włościach. Było tak i tym razem.

Wypłynięcie w morze w sztormową noc było niczym wejście w pierwszy ogień na wojnie. Armia statków, z tym głównej załogi na czele, sunęła przez ogromne falę. Wszystko kołysało się, a woda kapała spomiędzy desek. Wypłynęli w sprawie zjazdu przywódców z całego Archipelagu jak i trochę dalej oddalonych terenów. Nie było to, to co Ivan chciał robić tej nocy, a jednak, sprawy wód należały również do niego. Tak więc teraz płynęli całą na przód, prosto na południe.

Dev westchnął myśląc nad sytuacją, w której się znaleźli. Woda kąpała na planszę gdy całą czwórką siedzieli w jednej z kajut pod pokładem. Grali w Smocze Wizję co jakiś czas przekrzykując się i wsłuchując w szum fal na zewnątrz.

- Myślicie, że długo będziemy płynąć? - mruknęła Kirry, była to córka drugiego kapitana. Miała czarne, jak skrzydła Nocy, włosy z jasnymi pasmami, które okalały oliwkową cerę i błyszczące, brązowe oczy. Powiedzieć, że dziewczyny na wyspie były ładne to jak nic nie powiedzieć. Jednak Dev jak dziecko tego nie zauważał i myślał tylko o nowej włóczni lub zabijaniu smoków...

- Biorąc pod uwagę to na jaki kurs jesteśmy nakierowani, to powinniśmy tam być jutro wieczorem - mruknęła Selva zza kart ze smokami - Wystawiam Szybkiego Szpica! - krzyknęła podskakując na krześle - Iii... Stawiam na niego tuzin żetonów! - przesunęła je na środek planszy. Dev zajrzał w karty uśmiechając się.

- Wystawiam... - spojrzał na nią spod brwi, a uniesiona ręką z kartą zawisła w powietrzu, uśmiechnął się kącikiem ust - Śmierci Pieśnia - położył kartę na stół i z uwagą patrzał jak twarz dziewczyny staję się purpurowa.

- Oszukujesz! Mówiliśmy, że nie gramy srebrnymi kartami - Selva oburzyła się patrząc na zielone oczy czarnowłosego. Był on średniej postury chłopcem. Miał szmaragdowe oczy, a po jego prawej brwi szła biała kreska, która była blizną. Chłopiec nabył ją podczas walki z Koszmarem Ponocnikiem. Chcąc odciąć łeb, ziejącej ogniem bestii, ona zahaczyła ostrym pazurem jego twarz, za co zginęła. Wszyscy byli dumni z przyszłego wodzą, mimo, że na jego drodze do władzy stał jeszcze starszy, o pięć lat, brat. Matki nie mieli.

- Przecież mieliśmy grać wszystkimi kartami jakie mamy w naszych zbiorach - dopowiedziała czwarta osoba w pomieszczeniu. Głosik był słodki i cichy... Jakby cukierkowy i nie z tego świata. Właścicielką niego była rudowłosa Sajori, dziewczynka o porcelanowej cerze jak i ciemnych, jak dno oceanu, oczach. Uśmiech jakim obdarzyła trójkę roztopił gniew wiszący w pomieszczeniu.

- Ah wiem - Selva podrapała się po skroni. Ona natomiast była twardą dziewczyną o białych jak śnieg włosach i dwu kolorowych oczach. Prawe było ametystowe, a drugie o kolorze czerwonego kwarcu. Każdego z nich, każde z siedzący w kajucie dzieci, coś różniło, a jednak każdy siebie potrzebował... Niczym powietrza, a jednak o tym się dowiedzą gdy dołączył do nich 'Ostatni element'

- No dobra - zaczęła Kirry dokładając swoją kartę, był nią Tajfumerang - Ale jedno mnie zastanawia, skoro to tylko spotkanie widzów, to po co nam jedna szósta floty? - mruknęła widząc jak jej ostatnie żetony uciekają - Dobra, więcej z wami nie gram - prychnęła układając brodę na ręce. W drugiej natomiast miała niewielki nożyk, którym obracała pomiędzy palcami.

- Zawsze tak mówisz, a potem co? Znów przegrywasz - mruknęła kolejna osoba w pomieszczeniu, był to brat Dev'a, który przyglądał się przyjaciołom z uniesioną brwią - Bracie, ojciec chcę cię wiedzieć - mruknął nie patrząc na czerwoną twarz Kirry, której podobał się umięśniony chłopiec.

- Już idę - mruknął odsuwając krzesełko - Panie wybaczą - zaśmiał się, a wraz z nim dziewczyny. Trec jedynie przewróci oczami wychodząc na drewniany korytarz statku, zaraz za nim ruszył Dev, który nie był zadowolony z wezwania ojca - Mówił ci co chce? - zapytał patrzący na plecy brata, ten natomiast wzruszył ramionami - No jasne, bo po co mi to wiedzieć? - przewrócił oczami prychając - Stary, zgorzkniały... Ah! - młodszy wpadł na plecy brata, który zaraz odwrócił się, jednocześnie odpychając brata, ręką, na ścianę. Następnie przycisnął przedramię do szyi młodszego, no co chłopiec chwycił je starając odsunąć i zaczerpnąć świeżego powietrza.

- Myślisz, że kim jesteś? - w drugiej dłoni starszego zabłyszczało ostrze, a nacisk na szyi został wzmocniony. Patrzeli sobie w oczy, jedne, czarnej jak atrament, drugie zielone jak zorza w zimną noc. Obie pary oczu pałały do siebie nienawiścią i w tym momencie ciskały piorunami - Myślisz, że ojciec zrobi kogoś takiego jak ty wodzem?! - prychnął starszy przykładając ostrze pod oko brata. Ten rzucił na nie jedno krótkie spojrzenie, czując jak jego ciało zaczyna słabnąć - Nie na mojej warcie - warknął odsuwając się gwałtownie, szybki oddech roznosił się po długim, ciemnym, korytarzu.

Młodszy uklęknął, jedną rękę przykładając do klatki piersiowej, drugą natomiast podpierał się o podłogę. Spojrzenie maił utkwione zaraz obok swojej ręki, a z jego, otwartych ust ciekła strużka gęstej śliny, która kapała na drewno.

- Jesteś taki jak matka - prychnął starszy podchodząc i kucając przed Dev'em. Chwycił za włosy brata i podniósł jego zamglone spojrzenie na siebie. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie obrzydzenia - Lepiej się ogarnij inaczej ojciec zrobi z tobą to samo co z nią - zaśmiał się, jednak nie był to śmiech radosny, a gorzki i złośliwy. Przepełnieni nienawiścią oraz wyższością - Jesteś jej warty, też nie umiała zachować się jak inni, chciała być emocjonalną, a tu co? U... - monolog przerwały głosy nadchodzące z zza zakrętu. Starszy wstał ciągnąć brata za sobą - Zachowuje się normalnie, inaczej poderżnę ci gardło - sarknał, a Dev jedynie pokiwał głową. Gardło niemiłosiernie dawało o sobię znać, a na jego skórze pojawiły się zaczerwienienia. Chłopak chwiejnym krokiem ruszył z bratem w dalszą drogę korytarzem.

~~~

- Chciałeś się ze mną widzieć ojcze - wychrypiał chłopiec stając przed czarnobrodym. Mężczyzna za biurkiem, zawalonym papierami, spojrzał na syna spalając ze sobą palce.

- Musimy porozmawiać synu - głęboki i szorstki głos odbił się od ścian. Ivan Pogromca, jeden z niewielu wodzów, którzy na łowy smoków wysyłają dzieci. Mężczyzna o rządach twardej ręki. Z jego miecza zginęły tysiące osób... Były w tym i kobiety i dzieci, starzy ludzie jak i noworodki. Po prostu wszyscy, którzy w jakiś sposób nadszarpnęli nerwy wybuchowego władcy. Tak samo rodzina wodza oblana jest czarną historią, a ludzie przez ten jeden incydent, jak najszybciej usuwali się spod nóg gdy Ivan szedł wioską.

Mimo, że jego władza zawsze była ciężka większość nie narzekała, a raczej nie wypowiadała swoich negatywnych słów na głos.

- Usiądź proszę, tak samo ty, Trec - mruknął ojciec patrząc kolejno po braciach, gdy ci zajmowali miejsca - Sytuacja jest skomplikowana - mruknął plecami opadając na oparcie dużego krzesła - Wezwałem was - zaznaczył patrząc na synów - Aby porozmawiać o zebraniu wodzów

Starszemu z synów zaświeciły się oczy i natychmiast skupił się na słowach ojca. Dev natomiast westchnął i opadał łokciem na blat, a na dłoni kładąc brodę

- O co chodzi tato? - Trec zapytał wyginając sobie palce.

- Już wam mówię - ojciec zamrugał znudzony - Wiele lat temu, narady wodzów wyglądały inaczej - mruknął wstając i podchodząc do jakiejś mapy - Najpierw było oprowadzanie po danej osądzie, potem wspólne polowanie na smoki, a na sam koniec narada z późniejszą ucztą. Cóż, czas mijał, a wraz z nim przywileje na takich spotkaniach - westchnął zakładając ręce na piersi, sam usiadł z powrotem za biurkiem - Lecz teraz nastąpił przełom... Tak, to jest zdecydowanie najlepsza zmiana - mruknął do siebie - Wódz może wziąć ze sobą na spotkanie swojego potomka...

Trec wciągnął gwałtownie powietrze, a jego oczy rozbłysnęły nagłym światłem. Jakby ktoś wsypał w nie całą galaktykę. Może i był zimnym draniem, a jednak chował w sobie pewien sekret... Którego był pewny.

- I co w związku z tym? - mruknął sennie Dev, wolał siedzieć teraz z przyjaciółmi i szlajać się po statku,  niż słuchać jak Trec ma mokro, ponieważ ojciec go weźmie, bo tak miało być, prawda?

- Wezwałem was po to by oznajmić, który z was ze mną pójdzie - dziwny cień nagromadził się w oczach mężczyzny kiedy on skierował swój wzrok na najmłodszego syna - I Dev, synu, ty jesteś odpowiedni aby ze mną tam pójść - powiedział głośno, a chłopakowi krew zaczęła szybciej płynąć, by zaraz odpłynąć całkowicie. Spojrzał powoli na brata, który był cały czerwony na twarz. Jego zaciśnięte usta w cienką linię, pięści oraz zmarszczone brwi wskazywały na to, że chłopak jest zdenerwowany.

- Ale jak to on?! - krzyknął wstając. W jego oczach Dev widział ból i zdziwiło go to niezmiernie. Jego brat nigdy nie odnosił się z emocjami, był taki sam jak wszyscy inni, chociaż nie... Gdy nikt nie patrzał... Ale to nie możliwe by okazał swoją drugą stronę przed ojcem. Chłopięce oczy przeskoczyły na osobę ojca, który natomiast znudzonym wzrokiem przeglądał papiery.

- To moje ostatnie słowa - mruknął posyłając im wzrok spod krzaczastych brwi - A teraz idźcie.

Starszy z braci jedynie prychnął i, czym prędzej wyszedł, z kajuty trzaskając drzwiami tak, że pochodnie uwieszone na ścianach poruszyły swoim płomieniem. Dev westchnął również wstając, posłał ostatnie spojrzenie ojcu, który już nie zwracał na niego uwagi, i czym prędzej wyszedł zamykając cicho drzwi. Oparł się o nie, potarł oraz zmarszczył czoło. Przez całą wypowiedź ojca, czuł, że ta rozmowa nie zamierza ku dobrej stronie, a jednak nie przewidział takiego obrotu sprawy.

Ponownie odetchnął odbijając się od drewna. Ruszył korytarzem wszystko jeszcze raz analizując. Dlaczego on? Dlaczego nie odmówił? Odpowiedź była prosta, ojciec był z niego dumny... Bardziej od jego starszego syna, który wielokrotnie pokazał ile jest wart i, nawet jeśli był postrzegany w wiosce za autorytet, ojciec widział w nim tego gorszego.

Dev już jako dziecko był faworyzowany przez większość osady, a jednak sześciolatek nie pragnął bycia tym najlepszym, chciał bawić się życiem, móc posiedzieć z przyjaciółmi nad brzegiem morza, móc wrócić do ciepłego domu. Chciał by ktoś się o niego martwił...

Pokręcił głową, mijając kolejny zakręt. Tego typu myśli nawiedzały chłopaka raz po raz, aż ponownie grzebał je w sobie. Korytarze pod pokładem były niemal puste kiedy sześciolatek dotarł do kajuty, którą dzielił z dziewczynami. Ze środka dochodziły głosy przykrywane salwą śmiechu.

- Jestem - mruknął wchodząc do środka, trzy pary oczu skierowały się od razu w jego stronę

- O! - Selva poderwała się do góry - Jak było?

Chłopak potarł szyję w miejscu gdzie brat go podduszał, po czym usiadł u szczytu stołu.

- A jak miało być? - westchnął osuwając się na oparcie krzesła - Drętwo...

- A jakieś szczegóły? - mruknęła Kirry z nad księgi - O kurde! Widzieliście, że mary nocne piją ludzką kre...

- Kirs, skończ - westchnęła białowłosa, przerywając tym samym wypowiedź przyjaciółki. - I nie czytaj jak rozmawiamy, okej? - dodała zabierając dziewczynie książkę. Ta jedynie mruknęła oburzona i wlepiła wzrok w Dev'a, który westchnął zaczynając wszystko opowiadać. Nie było tego dużo...

~~~

Noc błyszczała na, uspokajającym się, otwartym oceanie. Ciemne włosy co chwilę porywane były przez wiatr, a czarne jak noc oczy utkwione w horyzoncie. Mgła otuliła maszty jak i podłogę pokładu, a wszystko wydawało się spać.

Trec siedział na rufie statku starając poukładać sobie w głowie wszystko co się stało tego wieczoru. Zawsze chciał być zauważony przez ojca... Jak i pewnego rudego chłopaka, który wraz z siostrą i ojcem przypływali na wyspę Moskali, aby odnowić traktat pokoju. Chłopak nie miał zbyt wielu znajomych, prócz brata i tych jego dziewczyn, z którymi wszędzie chodził, a na wyspie nie było dużo jedenastolatków.

Chłopak westchnął i rzucił mały kamyk do wody, by ten odbiła się kilka razy, a na koniec zatonąć. Trec uśmiechnął się na to lekko zamykając oczy.

- Um, bracie? - westchnienie opuściło usta starszego, a z jego twarzy zniknęło zrelaksowanie kiedy gdzieś za nim pojawił się młodszy brat. Chłopak odwrócił twarzy w jego stronę

- Co chcesz młody? - burknął starając się nie zwracać uwagi na kółko różańcowe stojące za Dev'em.

- Chciałem porozmawiać - westchnął chłopiec siadając obok brata, jednak nie był blisko niego. Roziskrzone dziecięce spojrzenie, spotkało się z tym twardszym, znającym życie.

- Uh, jeśli musisz - odbrurknął starszy wracając wzorkiem na falującą wodę - Byle szybko, mam pełno zajęć na głowie.

Dev uśmiechnął się, a dziewczyny czym prędzej dosiadły się do chłopaków. Tej nocy coś zaiskrzyło...

Rozmawiali długo i zawzięcie, każdy się udzielał. Nie zabrakło śmiechu ze strony młodszych, jak i oburzonych prychnęć, przeplatanych uśmiechem, starszego.

- Ah! Mogłabym tak w nieskończoność - mruknęła Selva kiedy pierwsze promienie słoneczne otuliły ich twarze. Sajori pokiwała głową ziewając - Ale niestety, co dobre szybko się kończy, a ja chcę jeszcze trochę pospać - mruknęła prostując ramiona - O tak nóżki, idziemy na spacer - powiedziała głaszcząc się po nodze, następnie wskoczyła na pokład statku, a za nią reszta dziewczyn. Każda pocałowała, w policzek, kolejno Dev'a i Trec'a, by zaraz zniknąć pod pokładem. Bracia zaśmiali się, nie zwracając uwagi na spojrzenie mężczyzny za sterem. Nie zwracali uwagi na nic, a liczyła się chwila obecna.

- Nie widziałem, że pałasz do mnie czymś innym niż nienawiść - zaśmiał się młodszy zamykając oczy i wystawiając twarz do słońca. Nie mógł zobaczyć jak oczy starszego posepnieją, a on sam jest bliski powodzeniu bratu wszystkiego...

- Ja też - odszepnął jednie przekładając nogi tak, że stał na drewnianej podłodze - I... Przepraszam - odszedł zostając brata w szoku.

~~~

Dzień minął im na najzwyklejszym obijaniu się i chodzeniu po statku, do czasu gdy nastał wieczór. Wtedy też na horyzoncie pojawił się niebieski kształt, oddalonej wyspy.

- Cała naprzód! Kurs niezmienny! - zakrzyknął główny kapitan stojąc obok mężczyzny za sterem

- Tak jest! - okrzyknął patrząc z uwagą na dziób statku. Główny kapitan poklepał go po ramieniu i zeszedł po schodach na pokład statku. Wszędzie panował harmider, a załoga starała się jakoś to ogarnąć. Mężczyzna jedynie podkręcił na to głową, wchodząc do nadpokładówki.

- Wodzu już wszystko goto... - jego głos został zagłuszony przez krzyki za drzwiami. Mężczyźni wyszli natychmiast.

- Co się dzieje? - potężny głos dopadł uszu wszystkich, którzy nad kimś w okręgu. Wódz przecisnął się, a jego oczom ukazał się najzwyklejszy, nie przytomny, brązowowłosy chłopak, który oddychał z trudnością.

~~~~~

Ta da! Jest i rozdział!

Y.P ~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top