Rozdział 1
Cholera
David siedział na swojej ostatniej lekcji, historii, zapatrzony w plakat o Jerzym Waszyngtonie i bitwie o Yorktown. Ile to już minęło? Dziesięć minut? Piętnaście? Pół godziny?
Tak czy siak, szatyn w ogóle nie zwracał uwagi na to co mówi nauczycielka. Podświadomie słyszał szum jej głosu, ale jego mózg nie rejestrował ani słowa z jej wykładu, zajęty czymś kompletnie innym.
Płytą winylową czekającą pod stosem książek na jego biurku.
A dokładniej jazzową płytą winylową, którą przypadkiem znalazł przy miejscu zbrodni.
Nie znajdowało się na niej nic niezwykłego. Farba na jej środku złuszczyła się i jedyne co udało mu się z niej wyczytać to słowo jazz.
Albo JoL], ale wersja z jazzem bardziej mu pasowała.
Możliwe, że to jedna z grupek nastolatków, które często chodzą do lasu pić, zostawiła płytę jako jakiś przezabawny pijacki żart lub czysty przypadek. Tej wersji David uparcie chciał się trzymać.
Jednak na płycie były skrzepy krwi, co razem z trupem raczej wyraźnie daje znać, że morderca ciała był niezłym popaprańcem.
Ciała nadal nie zidentyfikowano. Jedyne czego dowiedział się od kolegi swojego kuzyna, Jacka, który jakimś cudem dostał się do miejskiej służby śledczej i także potępiał pracę innych funkcjonariuszy, to to, że zmarła to kobieta.
Jane Doe.
David na początku chciał wyrzucić płytę jak najdalej da radę. Jednak z doświadczenia (a dokładniej godzin spędzonych na zgłębianiu zagadek kryminalnych w internecie lub, gdy miał szczęście, to i szkolnej bibliotece. Kto by pomyślał, że w tych pożółkłych gazetach znajdzie szczegóły spraw Alberta Fisha czy Leonardy Cianciulli. Chłopak do teraz ma wstręt do domowych ciasteczek.)domyślał się, że morderca znowu uderzy.
W takim wypadku płyta mogłaby być jednym z ważniejszych o ile niekluczowym dowodem. Zaschnięta krew, która nie koniecznie musiała należeć do ofiary. Mogła zaatakować oprawcę w obronie i a nóż jego lub jej DNA na niej pozostało.
Mogły tam być również odciski palców, o ile zabójca być na tyle głupi by o nich nie pomyśleć.
David pomyślał i cały czas trzymał kawałek winylu przez swoje rękawiczki (jak dobrze, że nawet jesienią je nosi), a później przez rękaw swetra.
A może znalazłyby się tam włosy lub ślina?
Nie, wyrzucenie jej definitywnie nie wchodziło w grę.
Potem na myśl przyszło mu oddanie jej służbom miejskim. Jednak, kiedy przypomniał sobie jak nieprofesjonalnie zachowywali się oni przy ciele, łamiąc je przypadkowo i nawet przy tym nie mrugając, stwierdził że nie ma to większego sensu.
Myślało jeszcze jednym, mało logicznym, rozwiązaniu.
Było ono nierozważne i wręcz kuriozalne.
,,Masz dopiero szesnaście lat, debilu. Prędzej się zabijesz.'' upominał siebie samego w myślach.
W tym samym czasie sama myśl o tym napawała go pewnego rodzaju ekscytacją.
,,Cholera, jestem w dupie.''
Nagle uświadomił sobie, że zrobiło się dziwnie cicho.
Wyrwał się ze swoich myśli, gdy dyskretnie dostał łokciem między żebra od Lilianne, która jako jedyna z ich grupy chodziła z nim na historię.
Spojrzał tępo na nauczycielkę, której oczy ciskały teraz w niego gromami zza okrągłych okularów.
Ledwo wiedział jaki temat obrabiają i, spoglądając szybko na notatki lekcji na tablicy, strzelił mając nadzieję, że tym razem szczęście mu dopisze.
-Ee... Aleksander Hamilton..?- miał nadzieję, że zabrzmiało to bardziej pewnie niż mu się zdawało.
Pani Kambell spojrzała na niego z podniesioną siwą brwią i, chyba usatysfakcjonowana odpowiedzią, zwróciła swoje oczy do książki,którą czytała klasie i, poprawiwszy okulary, zaczęła czytać dalej.
Jones odetchnął cicho z ulgą i pożyczył zeszyt od Lily, by spisać notatkę którą przegapił.
Do końca lekcji starał się uważać i nie myśleć o płycie.
.--. ..- .--. .-
David wyszedł z klasy i odetchnął z ulgą. Pani K uwzięła się na niego za nie uważanie na lekcji i zapytała go jeszcze siedem razy o najdrobniejsze szczegóły, próbując go udupić.
Gdyby nie Lily, zdecydowanie skończyłby z uwagą.
Dziewczyna, zbyt nieśmiała by zgłosić się samej, bardzo często podpowiadała Jonesowi na lekcjach.
Szli powoli ramię w ramię z okularnicą w stronę głównego wyjścia, gdzie umówili się z resztą.
Tak jak przewidywali, na miejscu byli już wszyscy poza nimi.
Ledwo wszedł w pole widzenia grupy, gdy poczuł delikatne dłonie na swojej twarzy, obracające ją w różne strony.
Zmartwione oczy Alyssy dokładnie oglądały twarz Davida w poszukiwaniu jakichkolwiek ran czy siniaków.
- Po. Chuj. - powiedziała, zaznaczając każde słowo i puszczając twarz chłopaka. - Biegliście za tym jebanym radiowozem?
Grupa wyszła ze szkoły i zaczęli powoli iść do domów.
- Po pierwsze, gdyby nie John - Sophia szturchnęła znacząco młodszego brata w ramię.- żadne z nas by nie zwróciło na ten radiowóz większej uwagi. A po drugie, nikt nas nie zauważył. Chyba. -
- Ale skąd ja miałem wiedzieć, że wejdziemy na jebane miejsce zbrodni. Myślałem, że to będzie nie wiem, Jason i jego ekipa pod jakimś monopolowym i że się pośmiejemy.- bronił się John, zakładając ręce na piersi.
- Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie to nie było w najmniejszym stopniu zabawne. - odpowiedziała mu siostra. - Mówiłam ci, żebyś zostawił ten jebany radiowóz w spokoju. Ile, powiedz mi ile razy cię kurwa po drodze wołałam?
- Przecież powiedziałem, że przepraszam! Myślisz, że na umyślnie nas tam zaprowadziłem?!
- A skąd ja to mam wiedzieć?! Ja sama już nie nadążam za twoimi debilnymi pomysłami!
- Uspokójcie się na chwile dobrze? - przerwał im David, wiedząc że za chwilę jak oboje się rozkręcą, któreś z nich powie coś, czego będzie żałować. Nie byłby to pierwszy raz. - Potrzebuję was. Dzisiaj u mnie. O...- spojrzał szybko na swój zegarek.- szesnastej. I bez dyskusji. - dodał kiedy John otwierał usta.
- Nie da rady. - odezwał się, po raz pierwszy Logan, podnosząc twarz znad telefonu. - O piętnastej czterdzieści muszę iść odebrać Charlotte z jej przedstawienia w szkole. Ojciec musi zostać dłużej w pracy.
- Na którą się wyrobisz?
- Szesnasta dwadzieścia? Trzydzieści?
- Okej, czyli spotykamy się szesnasta u mnie i zaczekamy na Logana. Jeszcze jakieś problemy? - nikt już się nie odezwał. - Świetnie. Zobaczymy się u mnie.
Skręcił w prawo, odłącząc się od grupy. Normalnie odchodził od grupy ostatni, ale dzisiaj znowu, jak w każdą środę musiał iść odebrać brata ze szkoły.
Jego myśli ponownie wróciły do płyty.
Spóźnił się, ale na szczęście jego młodszy brat i tak zagadał się z koleżanką. Później razem wrócili do domu.
.--. ..- .--. .-
- Posiedzenie licealnych morsów uważam za otwarte.- Powiedział Culver, kiedy tylko Logan przekroczył próg pokoju Davida, po czym klasnął w ręce.
John leżał wyłożony na łóżku, zajmując prawie cały materac.
Właśnie przez to sam David siedział odwrócony na krześle przy biurku, na którym z kolei siedziała Alyssa.
Sophia siedziała na podłodze, opierając się o łóżko. I tak już kilka razy zmieniała miejsce, bo jej brat znalazł sobie jakże zabawne zajęcie, którym było szturchanie jej stopą w głowę.
Lily siedziała tuż obok niej, jednak ją John oszczędził. Znała zbyt wiele jego sekretów i już nie raz groziła mu, że komuś je wyjawi.
Wszyscy wiedzieli, że blefuje, ale John wolał być ostrożny.
Logan, ignorując głupie odzywki bruneta, usiadł na podłodze po drugiej stronie Sophii, który niemal od razu położyła swoją głowę na jego ramieniu.
- Jak..? - zapytał David, patrząc na Stokesa.
- Ryan mnie wpuścił. - odpowiedział, widząc zdezorientowaną minę przyjaciela i domyślając się o co pytał.
- Wszystko jasne. - Jones potrząsnął głową. - Mniejsza, skoro już jesteśmy wszyscy to przejdę od razu do sedna.
Zaciągnął rękawy bluzy na dłonie, sięgnął w stronę książek na rogu biurka, podniósł je i wyjął spod spodu to o czym tak intensywnie dzisiaj cały dzień myślał. Wyjął płytę z koszulki, w którą ją zawinął i pokazał przyjaciołom.
- Wow, - odezwał się John, podnosząc się do siadu, by lepiej obejrzeć płytę w rękach Davida. - kawałek plastiku. Weź się podziel.
- Po pierwsze - David przewrócił oczami. - nie plastiku tylko winylu. - powiedział zirytowany. - A po drugie, nawet się nie waż dotykać tego gołymi rękoma. Właściwie jak o tym myślę, lepiej żebyś w ogóle tego nie dotykał.
Reszta grupy spojrzała na niego jak na debila.
- Tą płytę - wytłumaczył, podnosząc ją - znalazłem wczoraj na... nad jeziorem. - nie chciał używać słów miejsce zbrodni.
Przez dłuższą chwilę w pokoju panowała cisza. Wszystkie oczy, szerokie ze zdumienia, przyglądały się płycie. Oprócz Davida, który poprzedniego wieczora już dokładnie ją obejrzał. Teraz przyglądał się twarzom przyjaciół.
- Co ty sobie kurwa myślałeś, - odezwała się po kilku minutach Sophia, podnosząc głowę z ramienia swojego chłopaka. - zabierając cokolwiek z pieprzonego miejsca zbrodni. To coś może mieć zamontowany jakiś... nie wiem nadajnik GPS czy inne gówno, a ty to przyniosłeś do własnego domu?!
Faktycznie o tym nie pomyślał.
Był prawie całkowicie przekonany, że tak nie było. Obejrzał tą płytę dziesiątki razy i ani razu nic takiego nie zauważył.
A co jeśli Sophia ma rację?
- Hej 'Phia - Logan położył jej dłoń na ramieniu. - Uspokój się trochę. Nawet jeśli jest na tym zainstalowane jakieś urządzenie namierzające, w co szczerze wątpię, bo sama wiesz jak świetnie nasze miasto jest pod tym względem rozwinięte, to nie zmienia faktu, że jakby morderca chciał zaatakować Davida albo któreś z nas to takie coś nie byłoby mu potrzebne. Co nie zmienia faktu, że to, że to zabrałeś było głupsze od wielu genialnych pomysłów Johna. - zwrócił się do Jonesa.
- Hej! - krzyknął oburzony brunet. - Chociaż to w sumie racja.
- Chociaż to nadal chujowe usprawiedliwienie, Logan. Tak czy siak, płyta jest tutaj i jeżeli miała... ma podłączone jakieś naprowadzanie to już za późno. Stało się. - Alyssa pochyliła się nad ramieniem swojego chłopaka, żeby dokładniej przyjrzeć się kawałkowi winylu. - Ale oni mają rację. To był debilny pomysł. Gorszy nawet od tej całej chochli czy co to tam było. - Tym razem John siedział cicho i tylko opadał dramatycznie na plecy i obrócił się twarzą do ściany, pokazując że jest obrażony. - Co cię podkusiło?
To było bardzo dobre pytanie. Szczerze mówiąc David sam nie miał pojęcia dlaczego podniósł wtedy tą płytę. Tym bardziej dlaczego zabrał ją do domu. Na szczęście został uratowany od odpowiedzi.
- Hej, David - zawołał głos zza drzwi. - mógłbyś mi tu pomóc?
- Już idę! - położył płytę na koszulce i wstał z krzesła. - Zaraz wrócę. -powiedział i poszedł pomóc bratu.
Na dźwięk zamykanych drzwi od pokoju, John podniósł się z uśmiechem z siedzenia i już planował zejść z łóżka, kiedy dostał w piszczel od Logana.
Momentalnie wskoczył spowrotem na łóżko i złapał się za bolące miejsce.
- Ał?- odezwał się z pretensją w głosie, patrząc na tył głowy szatyna.
- Nawet nie myśl o dotykaniu tego. - powiedział Logan nawet nie oglądając się na zielonookiego.
- Wcale nie chciałem tego dotykać. Ciałem tylko... - spojrzał szybko na biurko Davida - obejrzeć tą... książkę.
- Tę książkę. - poprawiła go siostra.
- Tak, tę książkę. Mniejsza. Dlaczego zawsze podejrzewasz mnie o najgorsze? To boli. O tu. - wskazał na swoje serce i zrobił smutną minę.
Logan w końcu odwrócił się i spojrzał na Johna z podniesioną brwią. Wstał, podszedł do biurka i podał chłopakowi książkę, którą rzekomo chciał obejrzeć.
- Wystarczyło poprosić. - powiedział, uśmiechając się perfidnie.
- Ta. Dzięki. - Odpowiedział mu obrażonym głosem brunet i, z braku lepszego zajęcia, rzeczywiście zaczął oglądać podaną mu książkę.
Harry Potter i Więzień Azkabanu.
John nigdy nie przeczytał ani jednej książki z sagi, ale obejrzał wszystkie filmy i nawet mu się podobały, więc zaczął kartkować książkę.
W tym czasie Sophia zaczęła cichą rozmowę z Loganem, ponownie kładąc mu głowę na ramieniu. Nadal była niezadowolona z działań Davida. Po prostu martwiła się o resztę. Jako najstarsza robiła to bardzo często, ale nigdy nie było to coś, aż tak poważnego.
No dobrze może nie była najstarsza, bo Logan był od niej o całe pięć miesięcy starszy, ale to ona zachowywała się dojrzalej.
Dojrzalszy był chyba tylko David, mimo, że był prawie najmłodszy. To on był tak jakby matką w ich grupie.
Wszystkie swoje obawy po cichu przekazała Stokes'owi, który uznał fakt, że ta się martwi za słodki i pocałował ją w czubek głowy, co skutkowało głośnym ,,Bleh, znajdźcie sobie jakiś pokój." od Johna (za co ten został zdzielony w stopę przez siostrę) i ciepłym uśmiechem na twarzy rudowłosej.
Alyssa zeszła z biurka i siadła kolo Lily na podłodze, zaczynając z nią krótką rozmowę.
Szczerze to bardzo często reszta zapominała o Lilianne. Brunetka zawsze była cicha i wolała się nie udzielać. Mało kto, poza Johnem z którym przyjaźniła się od dziecka i czasem Sophią, potrafił nawiązać z nią dłuższą rozmowę.
Chociaż ostatnio dziewczyna stara się przełamać i coraz bardziej otwiera się na innych.
Przez chwilę wszyscy siedzieli w ciszy, kiedy drzwi do pokoju ponownie się otworzyły.
- Zrobiłem wam herbatę. - David otworzył szczerzej drzwi nogą z dwoma kubkami herbaty w rękach. - I kawę. - Dodał spoglądając na Logana.
Szczerze to nikt nie wiedział, czy szatyn pija coś poza kawą i energetykami.
Tuż za Davidem, na wózku inwalidzkim, wjechał Ryan z tacką z herbatą na kolanach.
- Hejka Ryan. - Przywitał się John, odkładając książkę na bok i machając delikatnie ręką.
Potem i reszta się przywitała na co czternastolatek odpowiedział uśmiechem i skinieniem głowy.
David rozdał wszystkim po kubku i pomógł bratu odwrócić wózek. Ryan pomachał nastolatkom na pożegnanie i pojechał do swojego pokoju odrobić lekcje.
- Jak będziesz czegoś potrzebował to mnie zawołaj! - krzyknął jeszcze za nim brat.
- Nie będzie takiej potrzeby! - odpowiedział mu głos z korytarza.
- Ryan!
- Też cię kocham!- w głosie chłopaka wyraźnie było słychać rozbawienie.
David tylko westchnął i po upewnieniu się, że jego brat bezpiecznie dotarł do pokoju zamknął drzwi.
- Uwielbiam twojego brata. - odezwał się John, po czym napił się swojej herbaty, parząc sobie przy tym język.
- Uważaj bo zalejesz mu pościel.
David wrócił na swoje miejsce przy biurku i w pokoju ponownie zapanowała cisza.
- Powinniśmy tam wrócić. - odezwał się Jones po kilku minutach, kiedy cisza stała się zbyt niezręczna.
- Przepraszam, co? - Dopytywała Sophie.
- Może znajdziemy coś jeszcze. - tłumaczył szatyn - Znaczy.. Sami widzieliście jak oni się tym zajęli. Policja ma w dupie tą sprawę. Oni nic z tym nie zrobią, a ktokolwiek zabił tą dziewczynę będzie sobie chodził po mieście jak gdyby nigdy nic. P-Poza tym skąd mamy wiedzieć czy znów nie uderzy. Nie jesteśmy bezpieczni. Im szybciej zamkną tego świra... lub świruskę... tym lepiej. A skoro policja nie zrobi nic, żeby go znaleźć to trzeba znaleźć jakieś dowody. Ciężkie dowody, które udupią tego kogoś.
- Chwila, bo nie wiem, czy dobrze rozumiem, - odezwał się John, odkładając kubek z herbatą na stolik nocny. - chcesz, żebyśmy my - zrobił palcem koło, pokazując ich grupę. - wrócili tam i zaczęli na własną rękę szukać mordercy jak w jakimś Scooby'm Doo, ryzykując przy tym życie? - zapytał podnosząc brew.
- Mniej więcej. - odpowiedział niepewnie.
Między Davidem a Johnem zaczęła się bitwa na wzrok. Kiedy Jones nie złamał się pod spojrzeniem Johna, ten uśmiechnął się i wstał z łóżka.
- Wchodzę.
- John,- zaczęła Sophia ostrym tonem, patrząc na brata, jednak przerwała jej Alyssa.
- On ma rację. I tak jest niebezpiecznie, więc równie dobrze możemy ostrożnie - podkreśliła to słowo, spoglądając szybko na Davida. - zobaczyć czy możemy cokolwiek zrobić. A jeżeli nam się uda, możemy nawet uratować komuś życie.
Sophia nadal nie wyglądała na przekonaną.
- Ja też wchodzę. - Odezwał się Logan, po czym wstał i podał rudowłosej rękę. - Dalej 'Phi. Jak zrobi się zbyt niebezpiecznie, zawsze możemy się wycofać.
W tym czasie wstała także Lily
- Chyba nie mam zbyt wielkiego wyboru. Wchodzę. - powiedziała i założyła włosy za ucho.
- W porządku. - zdecydowała w końcu zielonooka. - Niech już wam będzie. Ale jak coś się stanie to nie mówcie, że was nie ostrzegałam. - przeniosła wzrok bezpośrednio na Davida. - Kiedy wychodzimy?
Szatyn już miał odpowiadać, kiedy usłyszał krzyk zza drzwi.
- Ryan, David, wróciłem! - z drzwi wejściowych dobiegł ich głos Isaaca Jones'a, ojca chłopców.
- Wygląda na to, że teraz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top