Rozdział 3
- Sierota.
- Tak, dokładnie to powiedziałem. I nie wytrzeszczaj tak oczu, bo ci zostanie.
- Ale czekaj, przecież na dowodzie pisało, że miała oboje rodziców.
- Adopcyjnych, tak. Miała nawet brata. Adopcyjnego w sensie. Urodził się niedługo po adopcji. - Jack podał Davidowi pożółkłą teczkę. - Jericho Tanaka. Miły chłopak, rok starszy ode mnie. Miał parę zgrzytów z prawem, ale jest dobry.
David ostrożnie otworzył drugą już teczkę (pierwsza należała do ofiary). Niebyła ona gruba, taka jaką pokazują w tych wszystkich filmach kryminalistycznych. W środku było zaledwie zdjęcie i trzy kartki.Jack i tak powiedział, że to dużo. Okazało się, że każdy mieszkaniec Walruses miał założoną jedną i zazwyczaj jest tam oprócz zdjęcia (David zastanawiał się jakiego jego zdjęcia użyto; miał nadzieję, że wygląda przynajmniej przyzwoicie)zaledwie jedna kartka z danymi.
- Gdyby ktoś się dowiedział, że ci to dałem, cholera nawet, że wyniosłem to z posterunku to miałbym przejebane, więc ty nic nie wiesz, jasne?
- Jak słońce.
Rozłożył na biurku przed sobą wszystkie trzy kartki oraz zdjęcie, od którego zaczął.
Na zdjęciu widniał młody młody mężczyzna (według daty urodzenia dwudziesto-czterolatek, choć wyglądał dużo młodziej) również, jak ofiara,azjatyckiej urody. Mimo to, w odróżnieniu od siostry, nie był niezdrowo blady, wręcz opalony (Jake powiedział, że Thomas, ich ojciec, był Mulatem). Roztrzepane czarne włosy ukryte były pod szarą czapką typu beanie, a na sobie miał białą koszulkę z logiem AC/DC i jeansową kurtkę. Zdjęcie zrobione było z lekkiego profilu.
Odłożył zdjęcie na bok i zabrał się za przeglądanie kartoteki chłopaka.
Pierwsza kartka rzeczywiście była tylko spiskami jego danych. Dane osobowe,lekarskie i jako-taki opis charakteru i zainteresowań.
Druga kartka, prawie pusta, zajmowana była przez występki Jericho. Bójka, drobna kradzież, znowu bójka i przekroczenie prędkości. Nic więcej.
,,Po co..."zadał sobie pytanie David, gdy odkładał drugą kartkę do teczki.Nie widział sensu przeglądania papierów Jericho.
Wszystko się wyjaśniło, kiedy złapał za trzecią kartkę. To znaczy, poniekąd się wyjaśniło.
- To...
- Ta. Trochę drastyczne. Sorki, powinienem ostrzec.
Do kartki przyczepione były spinaczami dwa zdjęcia, które David dopiero zauważył. Na jednym widniał zakrwawiony, tępy nóż z numerkiem jeden. Dowód w sprawie. Na drugim zaś widniał Tanaka. Leżał,zapewne w szpitalu, na łóżku. Nieprzytomny. Posiniaczony i zawinięty w bandaże.
Jones natychmiast zaczął czytać tekst pod spodem. Było tam napisane, że Jericho uległ wypadkowi.
Lub raczej został zaatakowany.
,,W nocy z dnia 24 na 25 stycznia, Jericho William Tanaka uległ wypadkowi na Chump Street 21 w mieście Waruses w stanie Ohio. Zamaskowany mężczyzna poderżnął ofierze gardło tępym nożem - dowód numer 1; zdjęcie A - około 3:47 rano, co zarejestrowała jedna z kamer ze sklepu spożywczego ,,Creezen's". Oprawca nadal nie został zidentyfikowany. Motyw: nieznany. Poszkodowany trafił w krytycznym stanie do szpitala Świętej Helgi w Walruses 25 stycznia o 4:13. [...]"
David przełknął ciężko ślinę.
- Czy on..?
- Żyje. Szczerze,sam nie wiem jak. Lekarze praktycznie nie dawali mu szans.
- I nic mu się nie stało?
- Jasne, że się stało. - Jake wzruszył ramionami. - Nikt nie ma na tyle szczęścia.Chłopak co prawda nie wykrwawił się się, ale nóż przerwał jego struny głosowe i od tamtej pory nie mówi.
- Czyli jest niemy?
- Od trzech lat,tak.
David jeszcze raz przyjrzał się zdjęciu chłopaka. Kiedy wiedział, czego szuka, dał radę dostrzec delikatną bliznę w okolicy jabłka Adama.
- Okej... Fajna historia, ale nie mam pojęcia o co ci w tym momencie chodzi. Znaczy okej - podniósł ręce w geście obrony. - brat ofiary i tak dalej,ale... co?
- Bez urazy, ale jesteś głupi czy tylko udajesz? Chłopie i ty chcesz rozwiązać tę zagadkę? Pomyśl o tym, trzy lata temu zamaskowany gostek próbuje nie wiadomo dlaczego, bądźmy szczerzy, zamordować Jericho, nie wychodzi mu, a teraz nagle ginie jego siostra?
- No... Ma to jakiś sens. Ale po trzech latach?
- Nie wiem, może go gdzieś zobaczył i mu czy jej się przypomniało. Może to planował. Nie chciał wszczynać podejrzeń. Nie żeby ta sprawa nie była zapomniana po miesiącu odkąd Jericho wyszedł ze szpitala.
- Chyba jak wszystkie. Nienawidzę tej służby miejskiej.
- Ja też, ale sami nic nie zrobimy.
Między chłopcami zapadła cisza. David jeszcze raz, przelotnie obejrzał akta Jericho,jednak nie znalazł nic nowego.
- Czekam na wyniki z laboratorium. - odezwał się nagle Jack. - Na razie szukają odcisków i krwi na portfelu, który mi dałeś. Nie liczyłbym, że zrobią to szybko, ale sam nie zrobiłbym tego w ogóle. - chłopak wziął swoją czarną, skórzaną kurtkę z łóżka Davida, gdzie ją zostawił. - Będę dzwonił jak coś. A o tym -zebrał wszystko do teczek i schował je do plecaka. - nic nie wiesz.
- Nic a nic. - David uśmiechnął się i odprowadził Jack'a do drzwi.
.--. ..- .--. .-
- Dlaczego chcesz mu włożyć chochlę w dupę? - zapytała Charlotte.
- Charlotte! -Krzyknął Logan do siostry, wybałuszając oczy. - Nigdy, potarzam nigdy, tego nie mów. Zwłaszcza przy rodzicach.
- Twój brat to po prostu dupek. - Powiedział John dziewczynce na jego kolanach.
Dziewczynka zachichotała.
- Kto to dupek?
- Nie, dosyć.Charlotte, mogłabyś zaparzyć herbatkę Pani Claire? Założę się,że chce jej się pić.
- Ojejciu, masz rację! - krzyknęła przerażona siedmiolatka, podskakując z kolan piegusa i uciekając do swojego pokoju.
- Pani Claire? -zapytała Sophia.
- Jej lalka.Okropna, ale Lotta ją kocha, chyba nawet bardziej niż mnie, więc nic z tym nie zrobię.
- Jak można nie lubić lalek?
- Alyssa, ta lalka jest starsza od nas wszystkich razem wziętych. Ma takie wyjebane oczy. I założę się, że pewnej nocy obudzę się z nożem przyszy i, który ten pomiot szatana będzie trzymał.
Na wspominkę o nożu przy szyi, David przypomniał sobie historię Jericho.
- Czekaj, czekaj -przerwał roześmiany John, wyciągając telefon. - czy ty próbujesz powiedzieć, że boisz się lalek?
- Nie boję się lalek! - natychmiast obronił się Stokes. - Nie wszystkich przynajmniej. - dodał ciszej.
- Nie bój się,twój książę na białym koniu, Johnathan Henry Culver III,przybędzie w razie potrzeby i obroni cię od diabelskiej Pani Claire.
- Co za ulga. -sarknął mu w odpowiedzi. - Tylko żeby Neeks nas nie zaatakował.
- Hej! To było dawno i nie prawda!
- Nie tak dawno,miesiąc temu. - wtrąciła Sophia, rozbawiona przez kłótnię jej chłopaka i brata.
- Po czyjej jesteś stronie?
- No weź, mój rycerzu, nie obawiaj się jestem pewny, że Neeks cię lubi-
- Jeszcze jedno słowo i twoja szuflada magicznie stanie w płomieniach. - Logan dosyć często nocował u rodzeństwa, ale niezwykle religijny Julian Culver, nigdy nie pozwolił spać Sophii i Loganowi w jednym pokoju, więc chłopak zawsze nocował u Johna. A,że robił to często, dorobił się własnej szuflady w komodzie bruneta. A było tam wiele więcej niż tylko ubrania czy nawet papierosy.
- O nie, nie zrobiłbyś tego.
- Sprawdź mnie. -John uśmiechnął się perfidnie.
- Dobrze dziewczynki, obie jesteście śliczne, ale muszę wam powiedzieć zanim zapomnę.
I streścił im całą historię. Nawet pokazał im kilka zdjęć, które zrobił kiedy Jack akurat nie patrzył, co nie było łatwe.
- Szczerze to ten cały atak brzmi jak fabuła jakiegoś serialu. Powiedz jeszcze, żema jakieś super moce. Albo, że zabił go jego własny ojciec. -Skomentował John, który i tak połowę wywodu spędził na telefonie. - W sumie, obejrzałbym taki serial.
- Mógłbyś odłożyć ten telefon? - Skarciła go siostra. - Z kim ty tak piszesz w ogóle?
- Trzymaj swój malutki, wścibski nosek w swoich sprawach.
Wtedy Alyssa, która siedziała na łóżku, o które brunet się opierał, wyrwała mu telefon z rąk.
- Kto to Alex? -spytała, czytając nick. - Jakiś twój sekretny chłopak czy co?
- Po pierwsze, -John próbował wyrwać dziewczynie telefon. - Alex to dziewczyna.Alexandra Hamada. Po drugie, - Nadal próbował go odzyskać, podczas gdy Healy przeglądała ich rozmowę. - spierdalaj. Idź się z Davidem pomiziaj czy coś. Ałć! - Krzyknął, kiedy dostał w głowę. - Co wyście się tak na mnie uwzięli. - spojrzał spod byka na Dawida, od którego oberwał.
- Wow, -skomentowała Sophia, kiedy Alyssa oddała jej telefon. - to twoja dziewczyna, tak? Byłam prawie przekonana, że jesteś gejem.
Johnowi w końcu udało się odzyskać telefon, który pospiesznie zablokował, na wypadek, gdyby znowu go stracił.
- Tak, oczywiście,zmieniam chłopaka co tydzień tylko ty o tym nie wiesz.
-Czyli nie jestem jedyny? - zapytał smutno Logan. - Myślałem, że ta chochla coś dla ciebie znaczyła.
-Co? Nie, ja... Kurwa. - Johnowi zabrakło słów. Co, trzeba przyznać, nie zdarzało się często. - Nie jestem gejem. Serio.Ojciec by mnie zajebał gdybym był. A Alex to przyjaciółka.Szczęśliwi?
- Bardzo.
-Czy teraz, skoro już ustaliliśmy orientację Johna, możemy proszę wrócić do Kayli? - powiedział David, zanim ktoś znowu zacząłby kolejny głupi temat. Odpowiedziała mu Alyssa, która po odebraniu telefonu nie miała za wiele do roboty.
-Dla mnie to jasne. W sensie, jej brat się komuś naraził,poderżnęli biedaczynie gardło, ale nie udało się go zabić. Oprawca widzi Jericho całego, no prawie całego, ale ten się wyprowadza. Wtedy trzy lata później znajduje tutaj jego siostrę i wykorzystując okazję ją morduje, żeby się na nim odegrać, w końcu mówiłeś, że też miała rany kłute. Wow,teraz czuje się taka mądra.
- Ale wciąż nie wiemy co robiła w Ohio. Znaczy tak, mogła podróżować, ale dlaczego w takim razie, dlaczego wróciła do Ohio? Sama mieszkała w Virginii, a reszta jej rodziny wyjechała do Karoliny. Nie jestem pewny której. Poza tym, musiała wiedzieć, że skoro ktoś poderżął gardło jej bratu, mogą ją tu spotkać kłopoty.
- Wow, John, to było wyjątkowo... Mądre jak na ciebie.
- A dziękuję bardzo.
- Może myślała, że morderca zapomniał, wyjechał albo nawet umarł.
- Nie wiadomo nic innego?
- Nic.
- To jesteśmy trochę w dupie.
-Nie. Znaczy tak. Znaczy dopóki Jake nie wyśle mi wyników. Wtedy ruszymy dalej. - chyba, ale tego już nie chciał mówić.
Zapadła między nimi chwila ciszy. Większość sprawy już przedyskutowali i rzeczywiście brakowało im tropów. John dostał kolejną wiadomość,lecz tym razem nawet nie wyciągał telefonu. Wiadomość dostała też Lily, tyle że miała wyciszony telefon i nikt nie zauważył żeby cokolwiek dostawała, tym bardziej tego jak szybko starała się komuś odpisać.
Ciszę przerwało cichutkie skrzypnięcie drzwi do pokoju, na które wszyscy momentalnie podnieśli wzrok.
- Logan, - zza drzwi wyszła Charlotte. W jednej ręce mocno ściskała Panią Claire. - to do ciebie?
W drugiej ręce brunetka trzymała płytę winylową. Prawie identyczną do tej,która siedziała ukryta w pokoju Davida.
- Patrzyłam na nią kilka razy i nic nie pisze.
Nawet nie poprawił jej, że mówi się ,,jest napisane" jak to miał w zwyczaju.Natychmiast poderwał się z siedzenia i podbiegł do siostry.Delikatnie odebrał od niej płytę, odłożył ją na podłogę i zaczął oglądać twarz Charlotte w poszukiwaniu jakichś ran. Na całe szczęście nie znalazł ani jednej.
- Kto ci to dał,Charlie? - specjalnie użył jej przezwiska. Rodzice ją tak bardzo często nazywali. Tak samo jak Logana nazywali Loui, ale to już inna historia.
Spojrzała na niego marszcząc brwi.
- Nikt. Jakiś Pan w śmiesznej smutnej masce ją wrzucił przez otwór na listy i odszedł.
- Masce?
-Takiej smutnej. Takie jak w logo tego kina, co byliśmy we Francji.
- Nic ci nie zrobił,prawda?
Spojrzała na niego z rażoną miną.
- Wiesz, że jestem silna. Nie dałby rady!
Wszyscy w to wątpili. Mowa była o dorosłym mężczyźnie w masce i siedmiolatce. Nikt jednak nie zaprzeczył, a Logan jej przytaknął,by jej nie denerwować.
- Nie, nie, Charlie.To o niego się martwiłem. - dziewczynka zachichotała, - Ale nic nie zrobił, tak?
Charlotte się zamyśliła.
- Nie, tylko wrzucił płytę. Ale jak nie zobaczyłam do kogo jest to go zawołałam.Krzyknęłam ,, Przepraszam, Panie Masko, ale nie pisze tu dla kogo to jest. Czy to dla mojego braciszka?'', ale on mi nie odpowiedział,tylko odwrócił się i pomachał. A potem odszedł bez odpowiedzi.To było bardzo niegrzeczne. Na pytania powinno się odpowiadać,prawda? Mama zawsze tak mówi.
- Tak... - Logan był przerażony. - Tak, prawda.
Ponownie zapadła cisza. Każde z nich podejrzewało to samo.
Morderca.
David podniósł płytę i również się jej przyjrzał.
Wcale nie była pusta. Widniały na niej kropki i paski, wymalowane białym markerem.
Kod Morse'a.
David pośpiesznie włączył swój telefon i wyszukał owy kod, po czym zaczął go odszyfrowywać.
Nie słyszał tego,jak do domu wracają Państwo Stokes, Anna i Benjamin, rodzice Logana i Charlotte.
Nie słyszał jak siedmiolatka krzyczy radośnie i wybiega im na powitanie.
Nie słyszał nic.Po prostu nie słuchał, zbyt zajęty tłumaczeniem. Kiedy w końcu po kilku minutach, które zdawały się być o wiele dla niego dłuższe, wypuścił płytę która z brzdękiem upadła na podłogę pokoju Logana. Reszta spojrzała na niego, ale tego również nie zauważył, myślał tylko o przekazie napisu na płycie.
,,Zagrajmy więc w grę.Czas start ;) - Michael Morse :D"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top