III full moon
Ci, co śnią za dnia, wiedzą o wielu rzeczach niedostępnych dla tych, co śnią tylko nocą.
~Edgar Allan Poe
Gdy w połowie kwietnia w środku nocy zamykałem za sobą skrzypiącą furtkę placu zabaw, nie spodziewałem się ujrzeć Yoongiego leżącego na kraciastym kocu i wpatrującego się w przejrzyste niebo.
— Dzisiaj pełnia — powiedział, nawet nie odwracając głowy. — Też nie mogłeś spać, co?
Podszedłem do niego, a on dał mi znak, bym położył się obok. W świetle okrągłego księżyca jego twarz emanowała mistyczną energią, a oczy zdawały się stapiać wraz z granatowym niebem.
— Zawsze kochałem takie noce. Księżyc świeci tak jasno, że wzywa tych wybranych do popatrzenia w górę i odczytania jego sekretnej wiadomości.
— Jak myślisz, co właśnie chce nam powiedzieć? — zapytałem, próbując ukryć skrępowanie spowodowane bliskością jego ciała. Zawsze miałem wrażenie, że jeśli dotknąłbym jego mlecznej skóry, moja ręka zatopiła się w niej niczym w gwiezdnym pyle.
Yoongi napiął dolne powieki, jak zawsze, gdy myślał o takich rzeczach. W niemal nieuchwytnym momencie tuż przed zabraniem głosu po jego twarzy przemknął delikatny uśmiech.
— Że jest tutaj. A jego blask nie jest wcale słabszy od słońca.
Zamilkliśmy, wsłuchując się w odgłosy przyrody. Gdzieś za drzewami świeciła latarnia, do której żółtego światła przylatywały wszystkie ćmy z okolicy, których skrzydła co jakiś czas obijały się o żarówkę.
— Przybiegamy do księżyca niczym ćmy do rozżarzonej latarni. Widzimy tylko najbliższe źródło światła, które przyćmiewa wszystko to, co jest poza nim. Czym różnimy się od ćmy spalającej się w migocącym płomieniu świecy, podczas gdy sami patrzymy w niebo, nie mogąc go dosięgnąć?
Moje słowa odbiły się echem od wierzchołków drzew, a Yoongi w milczeniu przekręcił się na bok, skracając dystans między nami o kolejne kilka centymetrów.
— Wierzę w to, że ćmy umierają wtedy szczęśliwe — wyszeptał, a jego oddech oparzył moje policzki. — Zaznają największego bólu poznania światła, podczas gdy my kroczymy w mroku przez całe życie, licząc na to, że chmury odsłonią nam księżyc.
— Ale jest także dzień i światło słońca.
— Nie wszyscy śpią w nocy — powiedział niemal bezgłośnie.
Zapadła kolejna przeciągająca się chwila ciszy. Ledwo widoczne pasma chmur przesuwały się szybko, tworząc złudzenie ruchu gwiazd. Wyciągnąłem z kieszeni kurtki paczkę papierosów, i poczęstowałem nimi Yoongiego. Wypuszczany dym zdawał się rozdmuchiwać Drogę Mleczną.
Moich myśli nie opuszczało porównanie Yoongiego do Drogi Mlecznej. W błękitnym blasku zdawał się być rozproszony w ciemności, emanował w każdej swej cząstce na miliony różnych sposobów. Każdy ruch jego warg, trzepot rzęs, smukłe palce podnoszone raz za razem, wydawały się jedynie pozorne. Gdy leżał tak na ziemi, z włosami w kolorze nocnego nieba opadającymi na jego alabastrowe czoło, był skończoną całością, perfekcyjną symetrią, mlecznym księżycem, najjaśniejszym w najciemniejszej nocy.
— Hoseok przesypiał takie noce — dodał po dłuższym czasie. Zmarszczył brwi, jakby bił się z myślami, chcąc dodać coś jeszcze. Nie chciałem naruszać tej cienkiej granicy, leżałem więc cierpliwie w oczekiwaniu na kolejne zdawkowe słowa. — Uwielbiał dzień, unikając mroku. Jego energia wyczerpywała się z chwilą zachodu słońca. Zawsze się mijaliśmy.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Tak bardzo chciałem mu pomóc, pocieszyć go, ale słowa więzły mi w gardle. Pragnąłem go przytulić, dać mu ciepło w mroźne poranki, lecz był zbyt nieuchwytny na ludzki dotyk. Gdy dziś cofam się wspomnieniami do tamtych chwil, żałuję, że nigdy nie okazałem mu, jak bardzo go rozumiem i jak wiele niedopowiedzeń dopełnia się w moich myślach. Przyjąłem jednak rolę obserwatora, patrzyłem na niego przez szkło teleskopu, ale nie byłem go w stanie dosięgnąć. Zastanawiam się, ile mroźnych nocy musiał przeżyć samotnie, zanim spotkał Hoseoka i sparzył się pod jego dotykiem.
Nie zareagowałem wtedy na jego słowa. Przepełniały mnie wszystkie możliwe uczucia i tłumione odruchy, ale na każdym kroku bałem się, że nie zasługuję na to, aby naruszać jego przestrzeń.
Postawę bierności wyrobiłem wiele lat temu w trakcie wszystkich bezcelowych ucieczek. Zawsze wolałem uciekać, milczeć, czekać, zamykać się w sobie. Nie potrafiłem inaczej radzić sobie z rzeczywistością, inaczej bronić się przed nieustającym bólem i strachem, zapętlony w powtarzający się cykl, zawsze zawieszony między zachodem a wschodem słońca, ucieczką a powrotem.
Chciałem, żeby bezsenne noce były wyborem a nie konsekwencjami przeszłości. Nienawidziłem się za to, że wciąż jestem związany z tamtymi wydarzeniami, żyjąc tak daleko od miejsca, które mnie dusiło. Świadomość, że nie mogę od nich uciec, bolała jeszcze bardziej niż one same.
Zauważyłem, że Yoongi wpatruje się we mnie od dłuższego czasu tym samym wzrokiem, którym patrzyłem na niego, gdy nie wiedziałem, jak mu pomóc. Chyba byliśmy zbyt podobni i różni jednocześnie, aby tego dokonać. Przeciwni, ale nigdy symetryczni.
— Dopiero z czasem nauczyłem się doceniać noc — wyznałem w końcu. — Wcześniej była dla mnie światem cieni. Ale ostatnio odnajduję w niej coraz więcej światła.
Pokiwał głową w zrozumieniu i wykonał niespodziewany ruch, jakby chciał dotknąć mojej twarzy. Zawahał się jednak w ostatniej chwili i opuścił ciężko rękę na kraciasty koc.
Chmury powoli odsłaniały księżyc, który zdawał się z każdą sekundą powiększać i rozjaśniać nocne niebo. Można by odnieść wrażenie, że był na wyciągnięcie ręki, lecz każda próba dosięgnięcia go wiązała się z rozczarowaniem. Zaśmiałem się w duchu ze słów Yoongiego o ćmach. W tym momencie byłem właśnie tą ćmą, szukającą sposobu na poznanie bólu światła. Ale wciąż nie potrafiłem przebić się przez własny mur. I czułem, że Yoongi również nie potrafi go zburzyć.
Ostatnie okruchy skalne pozostałe po nieszczęśliwie zakochanym w Słońcu sercu nie mogły sobie pozwolić na zderzenie z Ziemią.
◯◯◯
Dziękuję Wam za rosnące zainteresowanie tą historią. Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top