Rozdział 6
Hermiona obudziła się późnym popołudniem w samej bieliźnie i z okropnym kacem. Leżała sama w ciemnej sypialni pamiętając jedynie urywki z poprzedniego wieczoru, taniec, śmiech, dużo Ognistej i Draco. Szybko zerwała się z łóżka przypominając sobie o chłopaku, ale gdy spojrzała w kierunku, gdzie powinien on leżeć, zauważyła tylko pogiętą pościel. Zaczęła szukać swojej sukienki. Znalazła ją w kącie pokoju całą poplamioną. Jęknęła lekko podnosząc ją i wyjmując z wewnętrznej kieszonki swoją różdżkę. Szybko wyczyściła ubranie zaklęciem i skierowała się po schodach do jadalni. Myśląc o tym, że musi poprosić Ginny o jakieś normalne ciuchy.
*
Parkinson po rozmowie z Draco udała się w stronę schodów, żeby sprawdzić, jak czuje się Hermiona. Ślizgonka była w niej zakochana od dłuższego czasu i miała nadzieję na wzajemność z jej strony. Wiedziała, że Granger przez jakiś czas umawaiała się z Ronem, ale jej też podobali się i faceci i kobiety, więc sprawa nie była jeszcze przesądzona. Gdy tak szła zamyślona potknęła się o dywan i runęłaby boleśnie na ziemię, gdyby nie coś miękkiego. Coś, a raczej ktoś. Pech chciał, że wpadła na dawną Gryfonkę.
- Eee... ja przepraszam. - brunetka wstała i zarumieniła się.
- Nic się nie stało. - Pansy pomogła jej wstać. - Dziękuję.
- Może... może jesteś głodna? - próbowała nawiązać rozmowę.
- O tak, zdecydowanie. - jej słowa potwierdziło burczenie w brzuchu.
- Zaraz zawołam skrzaty. - skierowała swe kroki w stronę kuchni. - Co chcesz?
- O nie, nie będziemy wykorzystywać tych biednych stworzeń. - spojrzała na nią gniewie. - Sama sobie zrobię jedzenie.
- Eee... jasne, to może... może ja ci zrobię jedzenie, co ty na to? Robię świetną owsiankę z wiśniami.
- Chyba zaryzykuję. - zamilkła na chwilę. - Pansy?
- Tak? - zapytała dziewczyna jednocześnie przygotowując posiłek.
- Dlaczego jesteś dla mnie taka miła? - położyła głowę na dłoniach.
- A jak myślisz? - zbliżyła się do niej. - Dlaczego mogę być miła dla tak pięknej dziewczyny? - zakręciła pasmo jej długich, włosów na swoim palcu.
- Ja... nie wiem.
- Wiesz, jesteś taka bystra, musisz to wiedzieć. - weszła na stół.
- Pansy?
- Hmmm...
- Zejdź ze stołu.
- Najpierw zgadnij. - zbliżyła się do niej tak, że ich nosy prawie się stykały.
- Ty też jesteś śliczna. - pacołowała Parkinson w usta, a ona wplotła dłonie w gęste włosy Hermiony i wciągnęła Granger na stół. Po czym przekreciła się, żeby znaleźć się nad nią.
- No widzisz, mówiłam ci, że zgadniesz.
- Możemy już zejść ze stołu?
- Dlaczego? Przecież nam wygodnie. - podparła się na łokciach nad Gryfonką.
- Bo ktoś może nas nakryć!
- Nie histeryzuj. Poza tym nikt nas nie nakryj.
- Skąd ta pewność? - próbowała uwolnić się spod ciężaru niższej dziewczyny.
- Blaise i Wiewióra pracują nad moim chrześniakiem, Draco i Nott wyszli, a Ron pewnie dalej śpi. Trzeba przyznać, że nieźle się wczoraj upił.
- Tak, ja też wczoraj dużo wypiłam. - złapała się za głowę. - Muszę porozmawiać z Draco.
- Już z nim rozmawiałam. Nie masz się czym martwić. - wstała ze stołu. - Chodź, dam ci jakieś normalne ciuchy.
Skierowały się po schodach do pokoju krótkowłosej brunetki. Po czym weszły do garderoby.
- Po co ci tyle ciuchów? - Granger stanęła z wrażenia.
- Skarbie, ja tu praktycznie mieszkam.
- Co?
- Och, normalnie. Zamieszkałam z Blaisem po śmierci ojca. - zaczęła szperać w szafie. Zmierzyła ją wzrokiem i rzuciła w jej kierunku kilka ubrań. - Spodnie mogą być trochę za krótkie.
- Przykro mi... z powodu ojca.
- Daj spokój i tak się z nim nie dogadywałam.
- Och.
- Wszystko jedno. Przebieraj się, chciałam ci pokazać coś w miasteczku.
___________________________
Kto lubi Pansmione? Buziaczki 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top