Rozdział 2
Po parterze rozchodził się zapach przygotowywanego przez Iskierkę, czyli skrzata domowego, którego Blaise dostał od matki w prezencie ślubnym, śniadania. Od zapachu boczku, naleśników i kawy Draconowi ciekła ślinka i chciał się znaleźć jak najszybciej w kuchni. Przy stole siedział już Harry i gospodarze tego dworu. Ten pierwszy patrzył na chłopaka dosyć złowrogo. Po chwili wstał i zapytał blondyna, czy mogą porozmawiać w cztery oczy. Zszokowany Malfoy jedynie skinął głową i ruszył za bliznowatym.
- Widziałem cię wczoraj z Hermioną. - zaczął. - Jeśli zrobisz jej krzywdę...
- Czyżby zazdrosny Potter. - wszedł mu w słowo.
- O ciebie? - zadrwił.
- Co? Miałem na myśli Granger.
- Oh.
- I nie martw się o nią Potter nic bym z nią nie zrobił. - puścił do niego oczko.
- Bo, co bo jest szlamą? - zbliżył się do niego z jeszcze bardziej złowrogim wyrazem twarzy.
- Nie, po prostu nie ruszam kobiet.
- Co? - Harry nie mógł ukryć zdziwienia.
- Na Merlina, myślałem, że jesteś bardziej spostrzegawczy. Jestem gejem.
- A ja myślałem, że ty i Pansy, że no wiesz...jesteście razem.
- Nie. - zaśmiał się Draco. - Ona jest tylko moją przyjaciółką. A ty i Hermiona? Dlatego tak się o nią martwisz?
- Co? Nie, oczywiście, że nie. Ja traktuję ją jak siostrę. Tak w sumie to ja też... No wiesz.
- Co wiem?
- Merlinie, czy naprawdę muszę to mówić? - przewrócił oczami. - Jestem homo. - szepnął patrząc na buty.
- Wiem, tylko się z tobą droczyłem i nie wstydź się tego. - uśmiechnął się w jego kierunku i uniusł delikatnie podbródek znacznie niższego od siebie chłopaka.
- Aaa... Ale skąd wiesz? - Harremu zdecydowanie ciężko przychodziło racjonalne myślenie, gdy blondyn był blisko.
- Merlinie, przecież to widać na kilometr. - opuścił ręce załamany głupotą Pottera.
- Wiesz, ja... ogólnie to nie spotkałem jeszcze nikogo, kto byłby... jak ja. - Harry wykręcał palce.
- Na pewno spotkałeś, tylko jesteś mało spostrzegawczy. - uśmiechnął się w jego kierunku.
- A ty, znasz kogoś takiego?
- Jasne, ale niestety zobowiązuje mnie tajemnica więc nie mogę ci zdradzić, o kogo dokładnie chodzi. - puścił mu oczko.
- Wieczysta Przysięga? - Harry zrobił wielkie oczy.
- Nie głupku, przyjaźń.
- Och, nie wiedziałem, że Ślizgoni są, aż tak wierni swoim przyjaciołom.
- Oczywiście, że są. Myślałeś, że tylko Gryfoni są lojalni? - Harry zaczerwienił się po tych słowach. - Hej nie rumień się tak. - zbliżył się do niego tak, że jego ciepły oddech otulał szyję czarnowłosego. - Albo w sumie rób tak dalej, wyglądasz wtedy uroczo. - nagle zaburczało mu w brzuchu. Oczywiście w najmniej odpowiednim momencie. - A teraz wybacz, ale naprawdę muszę coś zjeść.
- Zaczekaj. - przyspieszył kroku, żeby zdążyć za szybko oddalającym się platynowłosym. - Możemy jeszcze porozmawiać później? Proszę.
- Jeśli chcesz. - przystanął na chwilę, a na jego twarzy pojawił się zalotny uśmieszek.
- Tak! To znaczy byłoby fajnie. -cmoknął go w policzek i szybko udał się w innym kierunku, a Malfoy stał tam jak wryty z zaróżowionymi policzkami i ręką przyłożoną do miejsca, w które pocałował go Wybraniec.
Gdy szedł korytarzem z powrotem myśląc o tym, jak nieziemsko wręcz wyglądał Potter z tymi zmieżwionymi włosami, błyszczącymi oczmi i różowymi policzkami. Zagryzł wargę, to przecież niemiżliwe, żeby on, Draco Mlafoy zauroczył się w tym chłopaku, ale wszystko mówiło mu inaczej i po prostu nie mógł się doczekać ich kolejnej rozmowy. Gdy zasiadał do stołu w kuchni pojawił się Ron z butelką Ognistej w ręce. Rudowłosy chyba wyznawał zasadę, że należy leczyć się tym, czym się strujesz. Coraz głośniej podśpiewywał piosenkę zespołu Fatalne Jędze, jednocześnie potykając się o własne stopy. Na ten widok wszyscy w pomieszczeniu, łącznie z Iskierką, zaprzestali swoich czynności, a brat Ginny po prostu zahaczając stopą o dywan runął na podłogę jak długi po czym bezceremonialnie zwymiotował.
___________________________
Nie, Ron nie będzie alkoholikiem. Ja po prostu shipuje go z butelką Ognistej xD Nie no, a tak serio to nie lubię gościa po prostu. Pamiętajcie, że liczę na wasze komy. Buziaczki 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top