Rozdział 16
O dziwo pokręcona i pełna metafor paplanina Luny spowodowała, że Potter stał pod mieszkaniem Malfoy'a, którego adres zdobył nie do końca legalnie z biura aurorów, gdzie pracował jego znajomy. Wahał się czy powinien wejść do środka, ale czuł potrzebę przeproszenia go. Co prawda Draco obraził jego przyjaciół, ale Harry czuł, że sam również przesadził. W końcu powinien przewidzieć tą sytuację. Czy te wszystkie spory za czasów Hogwartu niczego go nie nauczyły? Westchnął więc głośno i nie pukając nacisnął klamkę. Jednak nie był przygotowany na to, co zastanie w środku.
Mieszkanie wypełnione było dymem papierosowym, który drażnił nozdrza i krtań bruneta. Wszędzie walały się odłamki szkła, a po środku tego leżał spokojnie arystokrata z roztrzepanymi włosami i łzami widniejącymi na policzkach. Źle się czuł patrząc na Malfoy'a w takim stanie.
- Draco? Czy wszystko w porządku? - zapytał łamiącym się głosem, chociaż wiedział, że pytanie było retoryczne pragnął usłyszeć, że się myli.
- A jak myślisz dupku? - jego głos słychać było jakby zza mgły. - Wiesz, że jesteś dupkiem?
- Piłeś coś? - to mogło być irracjonalne, ale mina chłopka w momencie wypowiadania tych słów nie ukazywała nic prócz troski.
- Co cię to do cholery obchodzi? Co to obchodzi kogokolwiek? - poruszył się przez co szkło wbiło się jeszcze bardziej w jego plecy. - Jestem tylko tym głupim Malfoy'em, który powinien gnić w Azkabanie.
- Ktoś ci tak powiedział? - nagle w zielonookim pojawiła się chęć mordu na osobie, która kiedykolwiek wypowiedziała te słowa.
- To nieważne, wszyscy tak myślicie. - machnął ręką, jakby chciał wskazać na cały otaczający go świat po czym zaciągnął się papierosem.
- To nieprawda i ktokolwiek tak powiedział kłamał. - chciał przytulić byłego Ślizgona, tak bardzo tego pragnął, chciał go pocieszyć.
- Pieprz się Potter. - pokazał mu środkowy palec. - Dobrze wiem, że też tak myślisz.
- Nie myślę tak. Uważam, że jesteś wspaniałą osobą i po prostu robiłeś co musiałeś, żeby przeżyć. - widział, jak na policzki Draco wypływają świeże łzy.
- Jestem potworem. - mówił płacząc. - Nawet nie wiesz, co robiłem z jego rozkazów. Torturowałem ludzi Harry.
- Przecież tego nie chciałeś. Nie jesteś potworem. - podszedł do niego rozkruszając pod stopami resztki tego, co niegdyś było lampą. - To była wojna, ja też zrobiłem wiele rzeczy, których żałuję, ale to już za nami. Jest okej Draco. - dotknął jego policzka.
- Zostań ze mną. Proszę nie zostawiaj mnie tu. Nie chce być sam. - blondyn przywarł mocno do jego ramienia i szlochając powtarzał te kilka słów w zdawałoby się nieskończoność.
- Jest okej. Nigdzie nie idę. - po jego policzkach również zaczęły płynąć łzy.
Niezniszczalna zdaniem wszystkich osoba, ten wredny Ślizgon płakał w jego ramionach, a Harry wiedział, że ten świat jest zły do szpiku kości, skoro dał radę złamać nawet Malfoy'a. Życie, gdybyś miało twarz inaczej byśmy porozmawiali, pomyślał, a była to myśl przesycona smutkiem, gniewem i troską. Jego koszula była już przesiąknięta, ale nie przeszkadzało mu to tak długo, jak długo blondyn go potrzebował. Na jego policzkach zaczął zakwitać nieśmiały uśmiech, ktoś znowu go potrzebował. Przytulił mocniej szarookiego i wiedział, że zrobi wszystko by ochronić tego pozornie niezniszczalnego chłopaka, bo potrzebowali się nawzajem.
- Draco? - zwrócił się do niego po długiej ciszy. - Może posprzątam tu, a ty się położysz? Nigdzie nie ucieknę, obiecuję. - odpowiedziało mu tylko prychnięcie. - Chodź musisz wziąć prysznic i trzeba ci opatrzyć te rany. - pociągnął go za rękę.
- Nie chce stąd iść. - Draco położył się ponownie na ziemi.
- Czy naprawdę mam użyć Vingardium Leviosa, żeby cię unieść? - uniósł brew bliznowaty.
- Pójdziesz ze mną? - spytał nie patrząc na bruneta.
- Mam iść z tobą pod prysznic? - Harry myślał, że się przesłyszał.
- Tak. Chodź ze mną. - wstał do pozycji siedzącej i spojrzał na niego swym przeszywającym wzrokiem. - Nie chce być teraz sam.
- Dobrze już, dobrze. - odpowiedział.
Draco nadal roztrzęsiony wszedł do wanny i skulił się, jakby chciał zniknąć. Harry siedział na podłodze przyglądając się smukłym ramionom blondyna okalającym kolana i jego ranach, które znajdowały się na ramionach, plecach, szyi. Część z nich krwawiła, ale co bardziej zdziwiło byłego Gryfona to fakt, że niektóre były już zabliźnione.
- Dlaczego to robisz? - wyrwało mu się.
- Bo mi to pomaga. Dzięki temu czuję, że żyje, że jeszcze tu jestem pomimo tego, że wiele osób wolałoby, żebym zniknął. - spojrzał na okularnika. - Przepraszam, że cię w to wciągam. Zasługujesz na kogoś lepszego.
- Nie chce nikogo innego. - podszedł bliżej. - Chce tylko ciebie. - złączył ich usta w pocałunku, który był tak inny od poprzednich przepełnionych strachem i pożądaniem. Ten pocałunek był jak obietnica, jestem tu i cię nie opuszczę, jestem tu i tylko to się liczy.
Blondyn przyciągnął go ramieniem bliżej do siebie przez co drugi wpadł do wody, ale zdawało się im to nie przeszkadzać. Po policzkach byłego Ślizgona nadal ciekły łzy, a okulary Pottera zsunęły się z nosa. Cała łazienka była zachlapana, a ich usta nadal przysięgały sobie tym pocałunkiem więcej niż potrafiły słowa.
——————————————
Cześć to mój świąteczny prezent dla was i jednocześnie chyba pierwszy rozdział od początku do końca tylko o Drarry. Chciałbym wam też złożyć gwiazdkowe życzenia, ale za bardzo w to nie umiem, więc mam tylko nadzieje, że rozdział wam to w jakiś sposób wynagrodzi. Wesołych Świąt.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top