8. Co nie znaczy, że nie jesteś dla mnie ważna.


Kończę dziś 21 lat, yay!

#jasfanfic
Avianne

Siedzę z Alexem na kanapie i oboje wpatrujemy się w ekran telewizora. Chłopczyk nadal jest nieco ospały, zapewne przez to, że ma podwyższoną temperaturę. Shawn poprosił mnie, żebym popilnowała go przez chwilę, żeby on mógł w tym czasie się trochę ogarnąć. Widzę, że jest zmęczony i wcale mu się nie dziwię, a ja nie mam nic przeciwko siedzeniu z Alexandrem. Jest naprawdę przeuroczy.

Czuję się nieco dziwnie będąc tutaj, w tym mieszkaniu, razem z Shawnem i jego synem. Myślałam raczej, że wypiję szybką herbatę, porozmawiam z nim przez chwilę, po czym wyjdę i już więcej się z nim nie spotkam, ale to, jak normalne wydaje mi się siedzenie z Alexem, może inaczej, jak bardzo odpowiednie mi się to wydaje, naprawdę mnie zadziwia. Nie potrafiłabym mu odmówić, bo czuję, że on potrzebuje pomocy. Został sam. Jego rodzice mieszkają prawie godzinę drogi z Toronto, nie wiem skąd jest jej rodzina. Ale mimo wszystko, oni też mają swoje obowiązki i pracę. Nie wątpię, że chcą mu pomóc, ale tak na dobrą sprawę, on musi poradzić sobie z tym sam.

A ja w jakiś dziwny sposób czuję się zobowiązana pomóc im. Nie wiem z czego to wynika. Może z tego, że kiedyś nas dużo łączyło i w momencie, gdy znów się spotkaliśmy, stała się ta tragedia, a może po prostu to przez to, że bardzo mu współczuję, tak po ludzku. Nie wiem.

— Okej, już jestem.

Odwracam głowę i patrzę na Mendesa, który faktycznie wygląda dużo lepiej. Ogolił się, ogarnął trochę włosy, zapewne wziął prysznic i przebrał się.

— A my siedzimy.

Siada obok nas na kanapie. Alex patrzy na niego i wczłapuje się na jego kolana, po czym wtula się w jego brzuch, nadal obserwując akcję na ekranie. Shawn schyla się i całuje go w główkę, a ja nie mogę się nie uśmiechnąć. Są przeuroczy.

— Lubisz siedzieć z Avi, co? — pyta go, choć maluch nie jest nim za bardzo zainteresowany. — To rodzinne.

Czuję, jak mój żołądek robi jakiegoś dziwnego fikołka, gdy sens jego słów do mnie dociera. Nie powinien mówić takich rzeczy. Nie jesteśmy już razem, a ja mam narzeczonego. To nie na miejscu.

— Jest uroczy.

— Bo to Mendes. — Shawn wzrusza ramionami, zupełnie, jakby to była największa oczywistość na świecie, a ja wywracam oczami. — No co? Zaprzeczysz?

— Oby nie odziedziczył braku skromności po tobie.

— Ja jestem bardzo skromny.

— Właśnie widzę.

Patrzę na niego i unoszę brew, a on znowu wzrusza ramionami i uśmiecha się uroczo. Kurwa.

Przestań, Shawn. Proszę.

— Co u ciebie i Charliego? — pyta, zupełnie jakby wyczuł, że potrzeba mi takiego kubła zimnej wody.

Imię mojego narzeczonego sprawia, że jakby trzeźwieję, wyrzucając z głowy myśli o tym, jak bardzo uroczo uśmiecha się Shawn.

Tym razem to ja wzruszam ramionami.

— Dobrze. Mieliśmy w planach wziąć ślub w Vegas przed jego wyjazdem, ale postanowiliśmy zrezygnować z tego pomysłu.

— To chyba dobrze, zawsze marzyłaś o ślubie z prawdziwego zdarzenia — stwierdza niemalże od razu.

Pamięta, co mówiłam, gdy byliśmy razem?

— Tak, podjęliśmy wstępną decyzję o ślubie w Vegas pod wpływem emocji po zaręczynach, jak ochłonęliśmy doszliśmy do wniosku, że to zły pomysł.

Nieco naginam prawdę, ale nie chcę mu mówić,    że w międzyczasie zdążyliśmy się jeszcze pokłócić, między innymi o niego.

— To dobrze. Powinnaś mieć taki ślub, jaki chcesz. Druhny, ślub w uroczym kościele, dużo kwiatów, Ed Sheeran na pierwszy taniec i inne takie.

— Pamiętasz o tym wszystkim? — pytam zdziwiona.

Naprawdę jestem zaskoczona, bo to wszystko, o czym mówi, to prawda. Opowiadałam mu o moich marzeniach dotyczących ślubu raz, gdy spałam u niego. Pamiętam ten wieczór. To nie było nic wielkiego, po prostu leżeliśmy na kanapie i snuliśmy plany dotyczące naszej przyszłości. Bawił się moimi włosami, podczas gdy ja opowiadałam mu o moim wymarzonym ślubie. A teraz siedzimy na kanapie, on ze swoim synkiem na kolanach, ja z pierścionkiem od innego mężczyzny. A on nadal pamięta.

— Jasne, że tak. Pamiętam o wszystkim, co mówiłaś, Avi. Nie zapomina się o rzeczach, które są ważne dla tej drugiej osoby.

— Oh.

Czuję, że w tym momencie moja wizyta tutaj powinna się zakończyć, że najrozsądniej byłoby po prostu wstać, pożegnać się i wyjść, ale nie potrafię tego zrobić.

To wszystko przez jego słowa. Ja już nic do niego nie czuję.

Tak, nic.

Tylko sympatię. Mam narzeczonego, ale to nie oznacza, że nie mogę mieć też przyjaciela, prawda? A Shawn byłby dobrym przyjacielem.

— Proszę cię, to nic takiego. Jestem pewien, że Charlie też pamięta o wielu takich rzeczach związanych z tobą, a ty o rzeczach związanych z nim, choć ty nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy.

— No tak, ale ja i Charlie jesteśmy razem, a my... nie.

— Co nie znaczy, że nie jesteś dla mnie ważna  — mruczy pod nosem, po czym podnosi się z kanapy, chwytając mocniej Alexa. — Dobra młody, koniec oglądania, idziemy zrobić coś do jedzenia, bo zaraz mi tu padniesz i wyjdę na wyrodnego ojca. Idziesz z nami, Avi?

Kiwam głową, próbując udawać powagę i opanowanie, zupełnie, jakby moje serce nie waliło w tym momencie jak potłuczone. Jesteś dla mnie ważna.

Shawn nigdy nie należał do tych, którzy owijają w bawełnę. Podczas programu otwarcie mówił mi, że coś do mnie czuje. Wtedy to było nieodpowiednie, ale on miał to głęboko. Teraz to jest po prostu niemożliwe. Za kilka miesięcy wychodzę za mąż. Ja i Shawn już nigdy nie będziemy razem.

Oddałam swoje serce Charliemu. A Mendes musi się z tym pogodzić.

Chłopcy kierują się w stronę kuchni, a ja zmuszam się do wstania z kanapy i podążenia za nimi. Shawn sadza Alexandra w jego krzesełku, a sam podchodzi do lodówki.

— Jestem totalnie niekreatywny, jeśli chodzi o gotowanie. To była działka Daliah.

Drapie się po karku, przeglądając półki w lodówce.

— Może naleśniki? — Proponuję.

— Trzeci raz w tym tygodniu?

— Dobra, zostaw to mi. Robiłam kiedyś Eddy'emu krem, który chyba był zjadliwy, bo go lubił, zaraz sprawdzę, czy masz wszystko, co potrzebne, a jak nie, to pobiegniesz do sklepu.

— Oczywiście, szefowo.

Uśmiecham się, rozbawiona tą sytuacją i podchodzę do lodówki. Shawn cofa się, a ja rozglądam się po jej wnętrzu. Szału nie ma.

Sporządzam mu listę produktów, które ma kupić, dopisując też inne rzeczy, których brakuje, a jednak chyba by im się przydały. Widzę, że Shawn nie ma do tego wszystkiego głowy, a ja mu się wcale nie dziwię. Podział obowiązków w rodzinie jest bardzo ważny, a teraz do niego należy sto procent obowiązków.

Zostawia mnie samą z Alexem, ale nie jest to coś, na co mogłabym narzekać. Siadam przy stole i patrzę na chłopca, przeglądającego książeczkę, która leży na małym stoliczku. W zasadzie to ja mogłam iść na zakupy, ale wydaje mi się, że Shawnowi dobrze zrobi chwila oddechu i możliwość chociażby wyjścia na zakupy.

— Co tam, młody? — pytam, czym zwracam na siebie jego uwagę. Jest bardzo podobny do Shawna. — Twój tata bardzo cię kocha, wiesz o tym?

Patrzy na mnie z zaciekawieniem, ale nie odpowiada. Nie dziwi mnie to. Nie mówi, ale to chyba normalne. Nie znam się za bardzo na dzieciach, ale miałam do czynienia też z Eddym, który nie mówił praktycznie nic do czasu, aż skończył osiemnaście miesięcy.

Chłopczyk podaje mi swoją książeczkę, co wydaje mi się totalnie urocze. Chwytam ją i patrzę na jego reakcję. Nadal przygląda mi się z takim samym zaciekawieniem, jak przed chwilą. Wzdycham cicho i wstaję z krzesła, na którym siedzę, odkładając na chwilę przedmiot, który Alex mi podał. Wyciągam go z krzesełka i sadzam na swoich kolanach, po czym znowu chwytam książkę.

— To co? Poczytamy? — Wydaje się być zadowolony z mojej propozycji, więc otwieram ją na pierwszej stronie.

Staram się czytać to z odpowiednią intonacją, udawać te wszystkie występujące postacie, żeby chociaż trochę zaciekawić chłopca.

Darzę go dużą sympatią. I czymś w rodzaju współczucia. Stracił mamę i nawet nie będzie jej pamiętał. Ma duże szczęście, że trafił mu się taki ojciec, jak Shawn. Wiem, że będzie starał się mu to wynagrodzić i sprawić, by nie odczuwał straty matki, ale to nie będzie łatwe i boję się o to, czy w tym wszystkim nie zapomni o sobie.

***

Shawn

To było dziwne. Dziwne uczucie, gdy otworzyłem drzwi i zobaczyłem ją. Spodziewałbym się kogokolwiek, ale nie Avianne. I chyba nie zdawałem sobie sprawy z tego, że była osobą, którą potrzebowałem zobaczyć.

Avianne jest niesamowita. Pod każdym względem. Zakochałem się w niej bez pamięci dwa lata temu i teraz, gdy ona dba o samopoczucie moje i Alexa tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze ulokowałem swoje uczucia.

Z tym, że ona ma narzeczonego, którego kocha, a ja nie mogę z tym nic zrobić. Nie mogę zniszczyć jej szczęścia. Ona po prostu na to nie zasługuje. Jest z Charliem i muszę się z tym pogodzić.

Co nie wyklucza tego, że chcę się z nią widywać. A skoro ona też najwyraźniej tego chce, nie będę jej odtrącał. Nie wiem, czy będę w stanie patrzeć na nią w białej sukni mówiącą tak innemu facetowi, ale nie dbam o to w tym momencie. Cieszę się z tego, co jest teraz.

Także z tego, że mogłem jak człowiek wyjść na zakupy. Sam, po prostu wsiąść w samochód, zrobić zakupy i wrócić. To normalność, jakiej po kilkunastu dniach praktycznego niewychodzenia z domu, naprawdę potrzebowałem. Jeżdżenie na zakupy z Alexem to proces co najmniej dwukrotnie dłuższy. Trzeba go ubrać, zapakować do samochodu, wypakować z niego, zrobić zakupy, ignorując jego zainteresowanie wszystkim, co go otacza, bo w przeciwnym razie bym zbankrutował, znowu zapakować do samochodu, razem z zakupami, a potem wypakować i jego, i zakupy.

Skomplikowane. Naprawdę.

Tak więc te zakupy, choć to były zwykle zakupy spożywcze, były dla mnie jak największy relaks.  Taki półgodzinny urlop od bycia tatą.

Dzięki Avianne.

I poczułem się naprawdę dziwnie, gdy wszedłem do mieszkania, trzymając w ręku siatkę z zakupami i zobaczyłem Avi z Alexem na kolanach, czytającą mu bajkę, zupełnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Oddałbym wszystko, żeby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Naprawdę.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top