7. Nauczyłem się do życia z nią.
#jasfanfic
Avianne
Po trzech godzinach spędzonych u Gavina postanawiam, że wypadałoby wrócić do domu. Nie, żeby mi się to uśmiechało, ale powinnam się pogodzić z Charliem. I ustalić jedną wersję związaną z naszym ślubem, z której oboje będziemy zadowoleni. Kocham go i chcę zostać jego żoną, ale nie w taki sposób. Nie chcę za kilka lat żałować tego, jak wyglądał jeden z najważniejszych dni w moim życiu. Mam swoje warunki i liczę, że z Charliem uda nam się dojść do jakiegoś porozumienia.
Chcę mieć normalny ślub. Z rodziną, znajomymi, długą, białą suknią, welonem, kwiatami i całym tym zbędnym szumem. Chcę i tyle.
Siedzę dłuższą chwilę w samochodzie pod blokiem, zanim decyduję się wysiąść z niego i wrócić do mieszkania. Mam nadzieję, że przez ten czas on też ochłonął i próba rozmowy nie skończy się kolejną kłótnią.
Wchodzę do domu i kucam, żeby zdjąć buty. Charlie pojawia się w przedpokoju w przeciągu kilkunastu sekund. Podnoszę się z podłogi i spoglądam na niego.
— Przepraszam — odzywa się jako pierwszy, nim ja zdążę w ogóle pomyśleć o powiedzeniu czegokolwiek. — Nie powinienem był na ciebie naskakiwać. Będziesz miała taki ślub, jaki sobie wymarzysz.
— Ja też przepraszam, nie powinnam się tak szybko zdenerwować. Chciałabym, żebyśmy oboje zaplanowali ten dzień i żeby był idealny, to ma być nasz dzień, Charlie.
Podchodzę do niego, a on obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie, po czym składa całusa na moim czole. Uśmiecham się i wtulam twarz w miękki materiał jego koszulki.
— To będzie najwspanialszy dzień mojego życia, wiesz, Avi?
— Będzie cudownie. A na razie możemy się cieszyć narzeczeństwem, prawda?
Unoszę głowę, by móc na niego spojrzeć, a on jedynie uśmiecha się i kiwa głową. Uwielbiam jego uśmiecha.
— I przepraszam za to, co powiedziałem o Shawnie. Wiem, że nie stawiasz go ponad nas, po prostu bardzo to przeżyłaś, wszyscy wiemy, jak bardzo wrażliwa jesteś.
Przełykam ciężko ślinę i potakuję. Czuję się bardzo źle z tym, że w pewien sposób go okłamuję. Żałuję, że na samym początku naszego związku nie powiedziałam mu o tym, że byłam dziewczyną Shawna. Wtedy bałam się, że go to spłoszy, że to sprawi, że nasza relacja spali się już na starcie, a mi zaczynało na nim zależeć. Teraz jest już za późno, by mu o tym powiedzieć.
— Dziękuję, że to rozumiesz — dukam cicho.
— Będziesz chciała go odwiedzić? — pyta, czym totalnie zbija mnie z tropu.
Nie zastanawiałam się nad tym. Ciągle mam w głowie jego smutne, puste spojrzenie i to, jak tulił do siebie Alexa, ale nie myślałam o odwiedzinach. Powinnam? To tak, jakbym sama się pchała w paszczę lwa. Shawn jest obezwładniający i już raz przekonałam się o tym, że skradł moje serce, choć zapierałam się jak mogłam.
Ale tym razem mam Charliego. Mendes nie będzie miał już wstępu do mojego serca, prawda?
— Chyba tak — odpowiadam, a on kiwa głową, po czym znów całuje mnie w czoło.
— Ale nie dzisiaj, nie jutro i nie dopóki jestem tutaj. Chcę jak najlepiej wykorzystać te dwa dni, kochanie.
Składa pocałunek na moim policzku, potem kolejny, nieco niżej. Schodzi powoli w kierunku mojej szyi, a ja uśmiecham się pod nosem, odchylając głowę. Uwielbiam, gdy to robi.
— Kocham cię — mruczę cicho i sekundę później czuję, jak jego usta wykrzywiają się w uśmiechu.
***
Ściskam mocno Charliego i nie chcę go puszczać, ale zdaję sobie sprawę z tego, że zaraz będę musiała to zrobić. Jego menadżer stoi za nami i zapewne się niecierpliwi, ale serce mi pęka, gdy pomyślę, że wyjeżdża na aż tak długo.
— Będę dzwonił i jeśli tylko nadarzy się okazja, to przylecę, obiecuję. — Całuje mnie we włosy, obejmując mnie jeszcze ciaśniej.
Normalnie pewnie powiedziałabym, że zaraz mnie udusi, ale teraz mi to w ogóle nie przeszkadza. Nie chcę, żeby wyjeżdżał.
— Zrób tak, proszę. Będę tęsknić jak cholera.
— Ja też, słońce. Kocham cię.
Podnoszę nieco głowę, a on schyla się ciut, by złączyć nasze usta w pocałunku. Przymykam oczy i mimowolnie uśmiecham się pod nosem, czując jego wargi na swoich.
— Muszę lecieć — szepce, gdy odsuwa się ode mnie.
Składa ostatni pocałunek na moim policzku, po czym odsuwa się ode mnie, zostawiając nieprzyjemny chłód w miejscach, w których jeszcze niedawno były jego ramiona.
— Kocham cię, będę tęsknić.
— Ja za tobą też. Kocham cię najmocniej na świecie, Avi.
Uśmiecham się, choć czuję napływające do oczu łzy i patrzę, jak zmierza w kierunku tych przeklętych bramek.
Jest marzec. Wróci dopiero w sierpniu. A ja chyba uschnę z tęsknoty.
W końcu Charlie i jego menadżer znikają z mojego zasięgu wzroku, a ja wzdycham ciężko i odwracam się na pięcie, po czym zaczynam zmierzać w kierunku wyjścia.
Teraz czeka mnie kolejna trudna rzecz, o ile nie jeszcze trudniejsza. Mam zamiar odwiedzić Shawna. Rozmawiałam o tym z Charliem. Uznaliśmy, a raczej on uznał, że powinnam przynajmniej raz do niego pojechać i dowiedzieć się, jak się trzyma. Stwierdził, że oboje byliśmy przyjaciółmi Mendesa i dobrze będzie okazać wsparcie.
Ta, kochanie, tylko nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakie to dla mnie ciężkie.
Po drodze wchodzę do jakiejś cukierni, żeby kupić ciasto. Głupio mi iść tam bez niczego. O czym ja mówię, głupio mi tam w ogóle iść. Nie wiem, jak Shawn zareaguje na moją wizytę. Nie wiem, jak się trzyma. Czy chce w ogóle kogokolwiek wiedzieć. Czy chce mnie widzieć.
Zbieram się dłuższą chwilę w sobie, zanim decyduję się wysiąść z samochodu i po prostu tam pójść. Korzystam z tego, że znam kod do otworzenia pierwszych drzwi, bo chyba nie byłabym w stanie zadzwonić domofonem i powiedzieć, że to ja, a potem poczekać, aż mnie wpuści. Wjeżdżam windą na odpowiednie piętro i wzdycham ciężko, gdy już stoję przed drzwiami do mieszkania Shawna. Niepewnie wciskam dzwonek, a moje serce w tym momencie bije już tak szybko, że to chyba zaczyna się robić niebezpieczne.
Zatrzymuje się w momencie, gdy drzwi się otwierają, a moje spojrzenie napotyka na oczy, w które niby patrzyłam masę razy, ale nie wyglądały jak te wieczne pełne emocji, piękne oczy. Są puste, wyprute z jakichkolwiek emocji. Mierzę go wzrokiem i ogarnia mnie przerażenie. Nigdy go takiego nie widziałam. Wymięta koszulka, dres, włosy, które odstają we wszystkich kierunkach i kilkudniowy zarost. To nie jest Shawn, jakiego znałam.
— Cześć — odzywam się jako pierwsza, choć nie przychodzi mi to łatwo. — Mogę wejść?
— Hej. Oczywiście, śmiało.
Otwiera szerzej drzwi, a ja przekraczam próg mieszkania. Podaję mu pudełko z ciastem, a sama zdejmuję buty i kurtkę. W mieszkaniu jest czysto, wbrew temu, co się spodziewałam, widząc, w jakim stanie jest Shawn. Gdzieniegdzie walają się zabawki Alexa, ale to normalne, gdy w domu jest małe dziecko.
— Pomyślałam, że chcę cię odwiedzić i zobaczyć, jak się macie — wyjaśniam, nieco głupio, ale czuję, że to odpowiednie.
— Cieszę się, że przyszłaś. Jestem dzisiaj nieogarnięty, ale Alex w nocy chyba źle się czuł, bo dużo płakał. Teraz usnął, a ja trochę tu ogarniam. Kawy, herbaty?
— Herbaty.
— Już się robi.
Podążam za nim do kuchni. Czuję się nieco nieswojo. Dawno nie byłam w tym mieszkaniu razem z nim i to praktycznie sam na sam. Mam z tym miejscem tak wiele wspomnień i z tym człowiekiem też. Choć to ta sama osoba, wiem, że oboje jesteśmy już w całkowicie innych momentach naszego życia, żyjemy osobno i nie wiem, o czym możemy rozmawiać.
— Nie za wiele się tu zmieniło — rzucam, żeby po prostu przełamać niezręczną ciszę, a on kiwa głową, uśmiechając się słabo.
— Tak, Daliah zmieniła tylko kilka dekoracji, nie czuła większej potrzeby zmiany wystroju, a ja tym bardziej.
Widzę, ze mówienie o niej sprawia mu ból, ale mimo tego na jego twarzy widnieje uśmiech z rodzaju tych, jakie się ma, gdy się mówi o kimś dobrze, o kimś kogo już nie ma i za kim się tęskni.
— Jak sobie radzicie?
— Jest okej, chyba. Brakuje mi jej, Alex też tęskni i to widać, ale czasu nie cofniemy. Nauczyłem się do życia z nią, do tego, że jest i teraz tak tu pusto. Zresztą, sama wiesz, jak jest, gdy Charlie wyjeżdża w trasę.
— Tak, właśnie wracam z lotniska. Tak bardzo mi przykro, Shawn... — dukam, bo nie wiem, co mogę mu powiedzieć.
Ciężko jest mi wyczuć ile i co mówić, bo choć to tak znajomy ktoś, to minęły dwa lata i nie wiem, czy nadal jest tym samym Shawnem, którego znałam i kochałam.
— Wiem, Avi. Naprawdę wiem, że ci przykro i cieszę się, że przyszłaś. Nikt poza rodzicami moimi i Daliah, i Aaliyah nie był tu od czasu wypadku, a minął już ponad tydzień. A ja muszę normalnie żyć dalej. Mam dziecko, które trzeba wychować i które nie będzie żyło w żałobie, bo świat tego od niego wymaga. Chcę, żeby miał normalne dzieciństwo i żeby jak najmniej odczuł stratę mamy.
Wiem, że Shawn jest świetnym tatą. Nie widziałam go z dzieckiem zbyt wiele razy, nie znam jego relacji z Alexem, ale wiem, że jest świetnym ojcem. Kocha go najmocniej na świecie i naprawdę dobrze dla tego dzieciaka, że trafił mu się taki tata.
— Rozumiem. Wiem, że być może nie jestem osobą, jaką chciałeś zobaczyć, bo... po prostu wiesz, jak jest.
— Wiem, Avi. Niestety wiem. Ale cieszę się, że cię widzę. Wierz czy nie.
— Wierzę.
Naszą rozmowę przerywa płacz dziecka, dochodzący z jednego z pokoi. Shawn przeprasza mnie i opuszcza kuchnię. Wzdycham cicho i siadam na jednym z krzesełek przy wyspie kuchennej.
Chwilę później do pomieszczenia wchodzi Shawn z uczepionym do niego Alexem. Chłopiec przytula się do niego mocno, chowając główkę w zagłębieniu jego szyi. Jedną rączką ściska materiał jego koszulki, a ja czuję, jak moje serce zaczyna łomotać na skutek tego widoku.
— Jeszcze się nie przebudził, więc nie jest zbyt towarzyski — mówi cicho Shawn, po czym całuje chłopca w główkę. — Avi do nas przyszła, wiesz?
Uśmiecham się słabo, a on patrzy na mnie i także wykrzywia usta w słabym uśmiechu.
Nie wiem, czy przychodzenie tutaj było dobrym pomysłem, Avianne. Naprawdę nie jestem przekonana.
***
Hej słońca!
W środę nawalilam, ale dwa w tygodniu są!
Czekam na Wasze komentarze - są dla mnie niezwykle ważne ❤️
Buzi,
mrsgabrielleexx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top