34. Na pewno.
Avianne
W dniu, w którym Alexander pierwszy raz nazwał mnie mamą, cały wieczór wypłakiwałam się w ramię Shawna. Nie wiedziałam, jak się zachować przy rodzicach Mendesa, w końcu wszyscy dobrze wiemy, że urodziła go inna kobieta, która stosunkowo niedawno zmarła. Ale wydawali się być tym równie wzruszeni, co ja. Po popołudniu spędzonym z nimi wiem, że życzą nam dobrze i mimo tej powalonej sytuacji, mamy w nich wsparcie.
Kolejny miesiąc minął nam aż nazbyt spokojnie. Co prawda, ludzie byli bardzo podzieleni w swoich opiniach, ale świadomość, że mogliśmy w końcu jak ludzie wyjść razem z domu, że mogłam chwycić go za rękę na spacerze i nie martwić się o to, że ktoś to zauważy i będziemy mieć kłopoty, wynagradzała ten hejt. Niech sobie myślą co chcą, nikogo z tych ludzi nie ma za nami na co dzień i nie wiedzą, jak wygląda nasze życie. A jest pięknie.
Wchodzę do domu, trzymając w ręce torbę z zakupami i uśmiecham się już od wejścia, gdy słyszę wesołe gaworzenie Alexa. Shawn nagrywa dziś piosenkę na album, a ja od rana miałam do załatwienia kilka formalności związanych ze współpracą, którą mam w planach nawiązać. Nadal nie pałam ogromną sympatią do Dominici, ale jest już z nami miesiąc i w takich sytuacjach, gdy oboje musimy gdzieś wyjść, jest dużą pomocą. Choć nie ukrywam, robię wszystko, żeby tych sytuacji było jak najmniej.
Wchodzę do salonu, w którym siedzi wspomniana dziewczyna i uśmiech schodzi mi z twarzy, gdy widzę, że siedzi w telefonie, a Alexander z radością wpatruje się w ekran telewizora. Odkładam zakupy na komodę stojącą w rogu i biorę głęboki oddech, żeby nie wybuchnąć przy dziecku. Brunetka odrywa wzrok od urządzenia i spogląda na mnie, uśmiechając się niemrawo.
— Już pani wróciła? — pyta głupio, a ja kiwam głową.
Podchodzę do stolika kawowego i chwytam pilot, żeby wyłączyć bajkę. Alex piszczy niezadowolony. Schylam się, żeby wziąć go w ramiona i pocałować w czółko.
Mój chłopiec.
— Prosiłam, żebyś nie zajmowała go w ciągu dnia bajkami — przypominam jej.
Za coś jej płacimy i na pewno nie za to, żeby mogła siedzieć na Instagramie, a dzieciaka zajmować telewizją.
— Alex nie był zainteresowany zabawą — odcina, podnosząc tyłek z kanapy.
— To trzeba było mu poczytać. Wyraźnie powiedziałam, że ma nie oglądać telewizji.
— Z całym szacunkiem, ale zatrudnia mnie pan Mendes jako tata Alexandra, a on nie skarżył się na moje metody opiekowania się jego synem.
Gdy słyszę jej słowa, mam wrażenie, że moje ciśnienie podskoczyło kilkukrotnie, a krew w moich żyłach się zagotowała. Co za suka.
— Skoro tak, to z chęcią mu to powtórzę i zobaczymy, co na to powie — odpowiadam i przysięgam, wszystkie kolory schodzą z jej twarzy. — Na ciebie dzisiaj już czas. Shawn będzie się z tobą kontaktował, gdy będzie cię potrzebował.
Kiwa posłusznie głową, żegnając się ze mną cicho. Słyszę, jak wychodzi i wtedy złość ze mnie schodzi, a zastępuje ją uczucie rezygnacji.
Tak będzie już zawsze? Ludzie będą mnie tak postrzegać? Przecież oddałam temu maluchowi swoje serce i poświęciłam dla niego tak wiele. Chcę być przez innych odbierana tak, jak on mnie traktuje. Jak jego mama. Chociażby przyszywana, ale jednak mama.
Poprawiam go na swoim biodrze i silę się na uśmiech.
— Co, kochanie? Zrobimy coś na obiad? — pytam, poprawiając jego blond włoski.
Nie odpowiada mi przez smoczek, który ma w buzi. Jest najsłodszym maluchem na świecie. Zmierzam do kuchni, gdzie sadzam go w jego krzesełku do karmienia i sama wracam po torbę z zakupami, którą zostawiłam w salonie.
Razem spędzamy całe popołudnie. Wbrew temu, co mówiła ta jędza, młody jest dziś bardzo chętny do zabawy. Na tyle, że, gdy o dziewiętnastej postanawiam go wykąpać i spróbować ułożyć do spania, wychodzi mi to bez najmniejszego problemu. Zasypia niemalże od razu.
Zamykam za sobą drzwi do jego pokoiku i wracam do salonu, gdzie włączam elektryczną nianię, żeby słyszeć w razie czego, jak się obudzi. Spoglądam na telefon, ale tam nadal brak jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony Shawna na wiadomość z pytaniem, o której wróci. Wzdycham ciężko. Myślałam, że spędzimy dziś razem miły wieczór, ale trudno. Wiem, że gonią go terminy i uprzedzał mnie, że wróci późno.
Wrzucam zabawki do dużego kosza, który ostatnio zamówiłam, żeby choć względnie móc trzymać salon w porządku. Większość zabawek Alexa jest w jego pokoju, ale ma swoje ulubione, które trzymamy w tym pokoju, bo jednak tutaj spędzamy najwięcej czasu. Zarówno w trójkę, jak i wtedy, gdy ktoś do nas przychodzi. Siadam na kanapie, przykrywam się kocem i sięgam po książkę, którą obecnie czytam.
Nie wiem, ile mija czasu, ale z ciągu czytania wyrywa mnie dzwonek do domofonu. Marszczę brwi. Co on? Kodu zapomniał?
Spoglądam na zegarek. Dwudziesta pierwsza siedemnaście. Wstaję, po czym zmierzam do drzwi i bez pytania kto to, otwieram drzwi.
I nie macie pojęcia, jak zdziwiona jestem, gdy po dłuższej chwili, zamiast mojego chłopaka, na którego czekam w drzwiach, dostrzegam w niego mojego byłego narzeczonego.
Pijanego jak jasna cholera.
— Charlie? Co ty tutaj robisz? W takim stanie? — pytam, nadal stojąc w drzwiach.
Nie wiem, czy chcę go wpuszczać do środka.
Unosi wzrok i patrzy na mnie. Robi mi się niedobrze, gdy widzę żal w jego oczach.
— Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia — bełkocze, a ja marszczę brwi. — Nie wiesz, co dzisiaj za dzień?
Kręcę głową, po czym zastygam, gdy dociera do mnie, o czym mówi.
Dzisiaj mieliśmy wziąć ślub.
Kurwa mać.
— Charlie... — zaczynam niepewnie.
— Co? Piękny dzień. Od rana, zamiast szykować się do najpiękniejszego dnia w moim życiu, chlałem jak ostatni menel.
— Wejdź — proponuję.
Lepiej, żeby sąsiedzi nie słuchali i nie widzieli naszej rozmowy. A nie mogę go stąd wypuścić w takim stanie. Nie jestem aż tak złą osobą. Chwilę się waha, ale po chwili posłusznie przekracza próg mieszkania. Zamykam za nim drzwi.
Shawn, wracaj.
— A więc bawisz się teraz w panią domu — rzuca, śmiejąc się przy tym w taki sposób, jakbym go to brzydziło. — Przecież mogłem zrobić ci dziecko, miałabyś swoje.
— Przestań. Dobrze wiesz, że nie o to chodziło. Kocham go jak swoje własne dziecko.
— Ja naprawdę chciałbym to zrozumieć, ale, kurwa, nie potrafię — podnosi głos. — Starałem się, myślałem, że jesteśmy szczęśliwi...
Opada na kanapę, po czym opiera łokcie na swoich kolanach i pociera twarz dłońmi. Siadam niepewnie koło niego, zachowując bezpieczną odległość.
— Przepraszam, Charlie — dukam. — Nie planowałam tego. Ale jestem teraz naprawdę szczęśliwa i wiem, że ty też pewnego dnia będziesz.
— Jak mam być szczęśliwy bez ciebie? — Przełykam ślinę. Cholera, mogłam go nie wpuszczać. — Avianne, kiedy dziś rano dostałem powiadomienie z kalendarza, którego zapomniałem usunąć, myślałem, że coś rozpierdolę. Czuję się jak ostatni śmieć.
— Nie chciałam cię zranić...
— Ale to, kurwa, zrobiłaś! — krzyczy, podrywając się na proste nogi. Przymykam oczy, modląc się, żeby nie obudził Alexa.
I niestety, moje modły nie zostają wysłuchane. Płacz młodego rozlega się w niewielkim głośniku elektronicznej niani. Charlie marszczy brwi, a kiedy dociera do niego, co to za dźwięk, na jego twarzy dostrzegam jeszcze większy ból.
— Muszę do niego iść, obudził się — dukam, po czym, nie czekając na jego reakcję, odwracam się na pięcie i podążam w stronę pokoiku Alexandra.
Przełykam ślinę, gdy słyszę za sobą jego kroki. Otwieram drzwi i podchodzę do łóżeczka, w którym siedzi zapłakany maluch. Wyciąga rączki niemalże od razu, gdy mnie zauważa, zanosząc się jeszcze większym płaczem.
— Mama! — krzyczy przez łzy, a ja schylam się, żeby podnieść go i przytulić do siebie.
Całuję go w główkę, a on wtula się we mnie mocno, ściskając w piąstkę materiał mojej koszulki. Odwracam się w stronę drzwi, w których stoi Charlie.
Zastygam na moment, gdy widzę, jakim pustym spojrzeniem się w nas wpatruje. Zupełnie, jakby ktoś zabrał mu resztę jakiejkolwiek radości i nadziei. Przełyka głośno ślinę.
— Mama? — pyta cichym, zdławionym głosem.
Kiwam niepewnie głową.
— Wyrwało mu się to jakiś czas temu. Nie sądziłam, że tak łatwo się do mnie przywiąże. Ale kocham go, Charlie.
— Myślałem, że mnie też kochałaś. Kurwa, byłem takim debilem. Życie bym za ciebie oddał, a ty cały ten czas w głębi duszy należałaś do innego mężczyzny.
Kręcę głową, ale nie wiem, co mam mu powiedzieć. Cierpkie, ciepłe uczucie nadchodzącego płaczu ogarnia moje gardło, sprawiając, że żadne słowo nie chce ze mnie wyjść. Po prostu wpatruję się w niego bez słowa, mocno przyciskając do siebie dziecko, które kwili coraz ciszej.
— Kochanie moje najpiękniejsze, wróciłem! — stłumiony krzyk rozlega się w mieszkaniu.
Słyszę jego kroki, które z każdą sekundą robią się coraz głośniejsze. Staje w pół kroku, gdy zauważa Charliego.
— No proszę, Romeo przybył — rzuca przez zaciśnięte zęby Puth.
Shawn rzuca mi pytające spojrzenie, a ja jedynie nieznacznie wzruszam ramionami. Co mam mu niby powiedzieć?
— Co ty tutaj robisz? — pyta zdenerwowany Mendes. — Jesteś najebany.
Słyszę, że stara się trzymać nerwy na wodzy ze względu na Alexa, ale nie wiem jak długo mu to wyjdzie.
— Przyszedłem życzyć Avianne wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Wiesz, że miała dziś mi ślubować miłość i wierność do końca życia? I musiałeś wszystko zjebać.
Shawn zaciska szczękę, a ja modlę się, żeby nie wybuchł, bo czuję, że dziecko w moich ramionach zaczyna przysypiać.
— Nie będziemy o tym tutaj rozmawiać. Chodźmy do salonu — postanawia, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Słyszę, że jest wkurzony jak jasna cholera, co sprawia, że nieprzyjemna gula tworzy się w moim gardle. — Avi, położysz go spać sama, czy ci pomóc?
— Za chwilę do was dołączę — odcinam jedynie.
Opuszczają pokój, a Shawn zamyka za nimi drzwi. Słyszę stłumione słowa, ale nie jestem w stanie rozszyfrować co mówią. Spoglądam na chłopczyka, który spokojnie ssie smoczek, wtulony w moje ramię. Wzdycham cicho, po czym odkładam do łóżeczka i przykrywam kocykiem. Wierci się niespokojnie przez moment, ale gdy widzę, że nie ma raczej zamiaru się budzić, oddycham z ulgą. Wychodzę po cichu z pokoju i zamykam za sobą drzwi.
Shawn i Charlie siedzą w salonie, Charlie na fotelu, Shawn na kanapie. Zajmuję miejsce obok Mendesa i na razie się nie odzywam, żeby nie przerywać ich niezbyt spokojnej rozmowy.
— Nie wiem, kurwa, czy jesteś tak dobry w łóżku, czy masz jakiegoś haka na nią — cedzi przez zaciśnięte zęby. — Chciałem nagrać z nią piosenkę, nie, bo powiedzą, że mnie wykorzystuje, chciałem zabrać ją na domy jurorskie w zeszłym sezonie programu, ta sama śpiewka. A z tobą? — prycha.
— Nie rozumiem, czego ode mnie oczekujesz. Mam zrezygnować z programu, żeby było ci lepiej? — pyta szatyn.
— Nie o to, kurwa, chodzi. Nie rozumiem, dlaczego nie postanowiłeś z niej zrezygnować, gdy wiedziałeś, że jest ze mną.
— Chciałem. Wierz mi, że chciałem.
— To dlaczego tego nie zrobiłeś?
— Bo widziałem, że ona też nadal nie zrezygnowała ze mnie. Możesz mieć do nas pretensje do końca życia, ale odkąd pierwszy raz ją zobaczyłem, wiedziałem, że to jest kobieta, na którą całe życie czekałem.
Charlie pociera twarz dłonią. To, że jest pijany nie ułatwia sprawy.
— Charlie, naprawdę cię pokochałam. Ale za późno zdałam sobie sprawę, że pokochałam jak przyjaciela, a nie jak mężczyznę.
— I co? Proponujesz, żebyśmy zostali przyjaciółmi? — prycha rozgoryczony.
— Nie. To byłoby niedorzeczne. Ale proszę cię, żebyś pogodził się z tym, że to już nie wróci. Życzę ci z całego serca, żebyś poznał kogoś, kto da ci prawdziwe szczęście. Gdzieś na pewno jest kobieta, z którą założysz rodzinę, taką, o której marzysz.
— Dziś miałem zostać mężem takiej kobiety. A tymczasem zobaczyłem, jak tuli dziecko obcego mężczyzny do snu.
Serce pęka mi na kawałki, gdy widzę, jak wielki ból zadała mu decyzja moja i Shawna. I być może jestem bezduszna, ale nie mogę powiedzieć, że żałuję. Skłamałabym. Czuję, że teraz jestem w miejscu, w którym powinnam być. W końcu nie czuję bólu w sercu na myśl o wydarzeniach sprzed dwóch lat. Po prostu wiem, że tak miało być. Że podjęłam właściwą decyzję. Ale nie chciałam przy tym zranić osoby, która oddała mi swoje serce, gdy potrzebowałam wsparcia.
Cisza, jaka zapadła w pomieszczeniu sprawia, że czuję się z sekundy na sekundę coraz gorzej.
— Myślisz, że pewnego dnia to przestanie tak boleć? — pyta szeptem.
Nie wiem. Mnie przez dwa lata nie przestało.
— Na pewno — zapewniam, być może nie do końca szczerze.
Ale chcę wierzyć, że nie byłam dla Charliego taką miłością, jaką Shawn jest dla mnie.
Szczerzę chcę w to wierzyć.
***
To był ostatni rozdział....
Następny to epilog! Ukaże się w niedzielę, a w poniedziałek... wraca Regain Memories 🙈
Już teraz mozecie wpaść na mój profil i zostawić gwiazdkę i komentarz pod częścią powitalną Regain Memories! Będzie mi niezwykle miło, chciałabym wiedzieć ile z Was nadal tu jest!
Buzi,
mrsgabrielleexx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top