27. To możliwe?

#jasfanfic

Avianne

Kolejna kandydatka na opiekunkę okazała się być  nastoletnią fanką Shawna, która okłamała go w sprawie wieku i po prostu chciała wykorzystać okazję do spotkania się z nim. Całe szczęście, że postanowiłam nie uczestniczyć w tej rozmowie, bo wątpię czy utrzymałaby w tajemnicy to, że tam byłam.

Poranek był niesamowicie miły. Zjedliśmy razem śniadanie, pobawiliśmy się z Alexandrem i przyszedł czas na stawienie czoła rzeczywistości. Shawn uparł się, że pojedzie ze mną do Charliego, a ja nie potrafiłam go odwieść od tego pomysłu.

Tak więc podrzucił Alexa do swojej siostry, a teraz siedzę na fotelu pasażera, skubiąc paznokcie i wyglądając za okno.

Chyba zaraz zwymiotuję.

— Avi, będzie dobrze, naprawdę — mówi cicho Shawn, wyrywając mnie z mojego świata myśli.

— Jak ja mam mu spojrzeć w oczy? Wiem, że dla ciebie to wydaje się być łatwiejsze, ale ja z nim byłam przez ponad rok. Był moim partnerem, budziłam się obok niego, planowałam z nim przyszłość.

— No wiem. Ja nie mam względem niego większych uczuć, bo po prostu się cieszę, że znów cię mam. — Kładzie dłoń na moim kolanie. — Ale rozumiem cię. Byłaś z nim znacznie dłużej, niż ze mną przed naszym rozstaniem.

Patrzę na niego, czując, jak jego słowa uderzają we mnie, niczym kulka śniegu w łeb. Ma rację. Ja i Charlie byliśmy ze sobą prawie półtora roku, a z Shawnem niecałe kilka miesięcy. I postanowiłam rzucić dla niego całe moje dotychczasowe życie? Czy to na pewno rozsądne?

Nie wiem.

Ale wiem, co mówi mi serce.

Że chcę spróbować tego szaleństwa. A z całą pewnością nie chcę oszukiwać Charliego. Nie zasłużył na to.

Dojeżdżamy na miejsce, a ja wzdycham ciężko. Patrzę na niego i kręcę głową, gdy widzę, że rozpina pas.

— Nie — protestuję, a on spogląda na mnie zdziwiony. — No nie idziesz tam ze mną.

— Bo?

— Bo muszę z nim porozmawiać na spokojnie. Sam na sam. Byliśmy ze sobą, za dwa miesiące miałam zostać jego żoną, należy nam się taka rozmowa. Jak będę potrzebowała twojej pomocy, to po ciebie zadzwonię, oki?

— No dobrze. Ale mam jedną prośbę.

— Jaką?

— Nie mów już więcej, że miałaś zostać jego żoną, bo coś mnie trafia, gdy to słyszę.

Śmieję się cicho pod nosem, ale kiwam głową. Zazdrośnik. Odpinam pas, po czym szybko nachylam się bliżej niego i całuję jego usta. Chcę się odsunąć po chwili, ale przyciąga mnie do siebie i całuje jeszcze raz.

— Teraz możesz iść. Będę czekał na twój telefon.

Kiwam głową, po czym otwieram drzwi i wysiadam z samochodu. Kiedy wjeżdżam windą na górę, czuję, jak serce podchodzi mi do gardła.

Chyba zwymiotuję.

Czemu ostatnio ciągle mam wrażenie, że zaraz zacznę rzygać?

Mam już dość tego stresu, mam nadzieję, że to już ostatnie dni tego zamieszania.

Wyjmuję klucze z torebki, gdy stoję pod odpowiednimi drzwiami. Otwieram je i wchodzę do środka, wzdychając ciężko.

Lubię to mieszkanie, aż żal się z niego wyprowadzać.

Wchodzę do salonu i łzy stają mi w oczach, gdy widzę roztrzaskaną ramkę z naszym zdjęciem leżącą na podłodze. Cholera. Kucam obok niej i wyjmuję zdjęcie leżące wśród odłamków szkła.

To zdjęcie z naszych pierwszych wspólnych wakacji na Malediwach. Mimowolnie się uśmiecham. Naprawdę byliśmy ze sobą szczęśliwi.

I ja to zniszczyłam. Nie dałam mu szansy na to, żebyśmy naprawili to, co ostatnimi czasy się między nami zepsuło. Po prostu wybrałam ucieczkę w ramiona innego mężczyzny.

Jestem okropna.

Wzdrygam się słysząc kroki. Podnoszę wzrok i powoli wstaję z podłogi wciąż trzymając w ręce zdjęcie. Patrzy na mnie i widzę po jego czerwonych oczach, że miał ciężką noc.

— Przyjechałaś po rzeczy? — pyta cicho.

Serce mi się kraja, gdy słyszę ton jego głosu. Mimo wszystko Charlie jest w moim sercu i zawsze będę mu wdzięczna za tę historię, którą razem mieliśmy.

— Tak. Ale chciałabym też z tobą porozmawiać. Na spokojnie. Możemy?

Wzrusza ramionami, a ja siadam na kanapie i czekam na to, czy do mnie dołączy. Po chwili zajmuje miejsce obok mnie, zostawiając między nami sporą odległość.

— Spędziłaś z nim noc?

— U niego — poprawiam go, a on znów wzrusza ramionami. Dla mnie to duża różnica.

— I co teraz?

Dobre pytanie. Co teraz?

— Nie chciałam, żeby tak wyszło, Charlie. Bardzo żałuję, że nie powiedziałam ci, że z nim byłam. Myślałam, że to już dawno za mną...

— Ale nadal go kochasz — kończy za mnie. Kiwam głową. — A mną się tylko zabawiłaś jako kołem zapasowym.

— Nie. Nie mów tak. Charlie, byłeś dla mnie przez cały czas cudownym partnerem i żałuję, że tak wyszło. Ja i Shawn dwa lata temu... to było szalone, to przede wszystkim nie powinno było się wydarzyć, ale uczucie było silniejsze od nas.

— A ja głupi zastanawiałem się, dlaczego on mial takiego bzika na twoim punkcie podczas programu. — Przeciera twarz rękoma. — Shawn zawsze lubił towarzystwo kobiet, ale nie sądziłem, że wykorzysta uczestniczkę programu. Obiecał ci w zamian przejście do odcinków na żywo, czy co?

Zaciskam zęby, żeby pohamować się przed uderzeniem go. Biorę głęboki oddech.

— Nie jestem karierowiczką. Nic mi nie obiecał i nie traktował mnie inaczej, niż reszty. Byłeś ze mną przez tyle czasu, że powinieneś był zauważyć, że nie zależy mi na czyjejś sławie i pieniądzach.

— Tak myślałem. Tak samo, jak myślałem, że mnie kochasz, a wyszło jak wyszło.

— Przepraszam — powtarzam po raz kolejny.

— Myślisz, że to wystarczy? Avianne, kiedy wyjeżdżałem w trasę miałem narzeczoną, z którą planowałem całe życie, dzieci, psa, dom za miastem. A wracam i dowiaduję się, że postanowiłaś to wszystko porzucić.

— Czułam się w tym wszystkim osamotniona. Nie słuchałeś tego, co mówię na temat ślubu, ciągle się kłóciliśmy...

— I dlatego postanowiłaś mnie zdradzić?

— Nie zdradziłam cię, Charlie. No, raz mnie pocałował. Nie, dwa. Ale nic poza tym. Po prostu zdałam sobie sprawę z tego, że to przy nim czuję się jak w domu.

— Jak w domu? Avianne, ja ci przypominam, że on ma dziecko. Zostawił cię dla kobiety, z którą ma dziecko, a ty teraz do niego chcesz wrócić?

— To ja zerwałam z nim, a nie on ze mną.

Charlie śmieje się, ale nie ma w tym nic wesołego. Jest rozgoryczony, wściekły i chyba smutny.

— Jeszcze lepiej. To co ci nagle odbiło, że chcesz z nim być? Żal ci go, bo jej już nie ma?

— Nie mów tak.

— Tak to wygląda. Nie rozumiem, co ma ci do zaoferowania on, czego ja nie mam. Przecież kocham cię jak wariat.

Patrzy na mnie i mogę przysiąc, że w jego oczach świdrujące łzy. Przełykam ślinę, czując, że sama się za chwilę rozpłaczę.

Nie potrafię odpowiedzieć mu na to pytanie. Charlie ma wszystko, czego kobieta może zapragnąć. Jest troskliwy, kochający, przystojny i wierny. Nie wiem, dlaczego moje serce nie mogło wybrać właśnie jego.

— Masz wszystko, Charlie. I wierzę, że znajdziesz kogoś, komu będziesz mógł to podarować.

— Problem w tym, że chciałbym, żebyś to była ty, Avianne.

— Wczoraj nazwałeś mnie dziwką i karierowiczką — zauważam.

— Co nie zmienia faktu, że cię kocham. Naprawdę nie ma już dla nas żadnej szansy? — pyta cicho, a ja na chwilę zamieram.

On naprawdę chce ze mną nadal być, po tym całym świństwie, jakie zrobiłam? Przecież to niedorzeczne.

Wiem, że moje życie byłoby łatwiejsze, gdybym powiedziała, że jest szansa. Za dwa miesiące  wyszłabym za mąż i miałabym spokojne życie u boku naprawdę rewelacyjnego mężczyzny. Ale mam dość życia tak, jak będzie łatwiej. Chcę w końcu być z mężczyzną, którego naprawdę kocham. Moje serce tęskniło do niego bardziej, niż myślałam. To nie może być przypadek, że po takim czasie nadal czuję do niego to wszystko, co czułam wcześniej.

— Nie, Charlie. Nie będę cię dłużej oszukiwać i dawać nadziei. Oboje zasługujemy na prawdziwą miłość. Chcę tylko, żebyś wiedział, że wszystkie moje intencje były szczere. Szczerze przyjęłam twoje zaręczyny i szczerze chciałam zostać twoją żoną.

— To co się zmieniło? Co on ci obiecał, że postanowiłaś zmienić zdanie?

— Nic mi nie obiecał. Kiedy spotkasz tą właściwą osobę, sam zrozumiesz.

— A co jeśli to ty jesteś moją właściwą osobą? — Milknę. No bo co ja mam mu na to odpowiedzieć? — No właśnie. Spakuj się w spokoju, a ja w tym czasie załatwię kilka rzeczy. Nie dam rady patrzeć na to, jak się wyprowadzasz.

Kiwam głową, a on wstaje z kanapy i zmierza w stronę drzwi. Kiedy znika za zakrętem korytarza biorę głęboki oddech i już po chwili czuję spływające po policzkach łzy. Naprawdę go zraniłam. Zachowałam się jak najgorsza osoba na świecie. A on chciał mi dać szczęśliwe życie, o jakim zawsze marzyłam.

Czy z Shawnem uda mi się zbudować to samo? Prawdziwą, kochającą się rodzinę?

Wzdycham ciężko i powoli podnoszę się, po czym zmierzam w stronę sypialni. Pakowanie się przychodzi mi z trudem, ale z drugiej strony czuję, że teraz będzie już tylko lepiej. Znajdę nowe mieszkanie, a przez jakiś czas będę mogła spędzić więcej czasu z Shawnem.

Gorzej, jak się okaże, że nie spuszcza klapy w łazience. Charlie nauczył się tego dopiero po trzech miesiącach wspólnego mieszkania. Nie wiem, czy mam siłę uczyć tego kolejnego chłopa.

Po godzinie rok mojego życia w tym mieszkaniu stoi przy drzwiach w dwóch walizkach i dwóch pudłach. Wzdycham ciężko i piszę wiadomość do Shawna z prośbą, żeby mi z tym pomógł. Nie muszę długo na niego czekać.

— Gotowa? Moja nowa współlokatorko? — Uśmiecha się do mnie ciepło, a ja kiwam głową. — Nie jesteś zbyt entuzjastyczna — zauważa.

Wzruszam ramionami.

— Charlie ma mnie za najgorszą osobę na świecie. Mimo wszystko mi z tym źle, Shawn. Kocham cię, chcę z tobą być, ale wczoraj zerwałam zaręczyny i musisz zrozumieć, że nie wyrzucę tego z głowy z dnia na dzień.

Kiwa głową, po czym podchodzi bliżej mnie i obejmuje w talii. Całuje mnie w czoło, a ja uśmiecham się delikatnie, czując przyjemne ciepło na sercu.

— Wiem, moja piękna. Ale obiecuję ci, że tym razem wszystko będzie dobrze. Uda nam się. Będziesz miała wszystko, o czym tylko zamarzysz.

Wierzę mu. Wierzyłam mu dwa lata temu, gdy mówił, że nam się uda i wierzę mu teraz. Przecież tym razem chyba nie wyskoczy żadna dziewczyna, mówiąca, że jest z nim w ciąży, prawda?

— Wiem. Kocham cię.

— Ja ciebie mocniej. Okej, zbieramy się, mamy dziś całe popołudnie tylko dla siebie i chcę je dobrze wykorzystać.

— A Alex?

— Młoda z nim zostanie do wieczora. Odbierzemy go po spotkaniu z Mindy.

— Na pewno? Nie będzie tęsknił za tobą?

— On uwielbia Aaliyah. Dobra, idź do samochodu, a ja wszystko zabiorę.

— Pomogę ci.

— Nie potrzebuję pomocy. Idź. — Podaje mi kluczyki od samochodu i całuje w policzek. — Zaraz będę.

Wzruszam ramionami, ale po chwili kiwam głową  i ruszam w stronę wyjścia. Dziwnie się czuję z myślą, że to już nie będzie mój dom. Czekam na niego w samochodzie, a on z pomocą portiera wkłada do niego wszystkie moje rzeczy. Wzdycham ciężko, gdy wsiada do środka.

— Na pewno nie chcesz odebrać Alexa już teraz?

— Nie. Masz dziś beznadziejny humor i zamierzam ci go poprawić.

Mimowolnie uśmiecham się delikatnie pod nosem.

— A jak? — dopytuję.

— Niespodzianka.

Kładzie dłoń na moim kolanie i wyjeżdża z miejsca parkingowego. Droga do jego mieszkania mija szybko.  Powinnam się cieszyć, że w końcu mamy szansę na bycie razem. Tak, jak sobie to wymarzyliśmy. Ale żałuję, że przy tym zraniłam kogoś, kto jest dla mnie ważny.

Tym razem pomagam mu z rzeczami, choć znów upiera się, że nie potrzebuje mojej pomocy. Zabieram walizki, a on ogarnia kartony. Kiedy już wjeżdżamy na odpowiednie piętro, czuję, że znów zaczyna mnie mdlić i kręcić mi się w głowie. Przymykam oczy i opieram się o ścianę, gdy wchodzimy do mieszkania.

Potrzebuję tygodniowych wakacji. Naprawdę.

— Dobrze się czujesz? — pyta, obejmując mnie ramieniem, gdy odkłada na komodę przy wejściu pudła.

Puszczam rączki od walizek i kiwam głową, opierając głowę o jego bark.

— Tak. Po prostu mam ostatnio za dużo nerwów. I chyba znów wracają mi jakieś napady lękowe, momentami robi mi się strasznie słabo i niedobrze. Nic takiego. — Macham ręką, a on patrzy na mnie zmartwionym wzrokiem. — Nic mi nie jest, naprawdę.

— Często tak masz?

Wzruszam ramionami i odsuwam się od niego, po czym ruszam do salonu, gdzie opadam na miękką kanapę.

— Rankami, zanim zjem śniadanie. I w stresujących sytuacjach. To nic nowego dla mnie, naprawdę, nie masz się czym martwić. Teraz będzie już tylko lepiej, prawda?

Siada obok mnie i kiwa głową, gładząc mnie dłonią po plecach.

— Tak. Avi... nie chciałbym nic sugerować, ale Daliah miała tak przez pół ciąży z Alexem — mówi cicho, a ja śmieję się cicho.

— Shawn, nie spaliśmy ze sobą, nie sugeruj mi, że... — milknę, gdy dociera do mnie prawdziwy sens jego słów. — O cholera.

— To możliwe?

— Nie. Tak. Nie wiem. Możliwe?

— To ja pytam ciebie.

— Nie wydaje mi się, raczej miesiączkuję regularnie, Charliego nie było w domu w ostatnich miesiącach. Zauważyłabym. Na pewno.

Chce mi się płakać. To na pewno tylko nerwy. Fakt, krótko po zaręczynach, a przed jego wyjazdem, zrezygnowaliśmy z zabezpieczeń, ale przecież zauważyłabym cokolwiek przez te prawie trzy miesiące.

— Mam gdzieś tu chyba jakiś test. Daliah czasem wychodziła na randki, raz miała pewne obawy i zrobiła zapas. Poszukać dla ciebie? — Wzruszam ramionami. — Poszukam. Będziesz spokojniejsza.

Wstaje z kanapy i zostawia mnie na niej samą, znikając w łazience.

Nie zgadzam się na takie coś. Nie zgadzam się na to, że po raz drugi nam się nie uda z powodu dziecka, które jest tylko jednego z nas. To byłoby coś więcej, niż okropny pech.

— Proszę. — Wraca po kilku minutach, trzymając w ręce niewielki kartonik.

— Jak to się robi? Nigdy nie miałam okazji.

Shawn śmieje się cicho, choć nie jest mu do śmiechu, tak samo jak i mi. 

— Nasikaj i poczekaj tyle, ile jest napisane na opakowaniu. Mam ci towarzyszyć? — pyta, a ja kręcę głową.

— Nie. Znaczy, podczas sikania nie. Potem byłabym wdzięczna za towarzystwo.

Znikam w łazience i szybko załatwiam sprawę. Serce wali mi niesamowicie. Nigdy nie robiłam testu ciążowego i nie przypuszczałam, że gdy do tego dojdzie, aż tak bardzo będę modliła się o negatywny wynik. Pół roku temu, cieszyłabym się. Charlie też by się cieszył. Ale teraz?

Wychodzę z łazienki i kładę na stoliku kawowym plastikowy prostokąt. Siadam obok Shawna, a on obejmuje mnie ramieniem. Wtulam się w niego i zamykam oczy.

— Nie chcę na to patrzeć — szepczę, a on całuje mnie w głowę.

— Dobrze. Popatrzę za ciebie.

Kiwam głową. Przez te kilka minut siedzimy w ciszy, po prostu się do siebie przytulając. Serce bije mi niewiarygodnie szybko. Naprawdę nie chcę myśleć o tym, co będzie, gdy na teście pokażą się dwie kreski. Dopiero po czasie czuję, jak Shawn porusza się i przesuwa bliżej siebie test. Uchylam delikatnie oczy, ale nadal nie mam odwagi spojrzeć na wynik.

— No — mówi cicho. — Wychodzi na to, że następne dziecko, jakie się pojawi w tym domu, będzie już wspólne. — Podnoszę głowę i spoglądam na niego.

— Czyli?

— Negatywny, Avi. — Podaje mi plastik do ręki, a ja szybko chwytam go i oddycham z ulgą, gdy widzę jedną kreskę. Dopiero teraz czuję, jak wszystkie emocje ze mnie schodzą. I nie wiem dlaczego, ale wybucham płaczem. — Co się stało? Nie cieszysz się?

— Cieszę. Matko, jaka ulga. — Pociągam nosem. — Nie zniosłabym, gdyby drugi raz nam się nie udało z tego samego powodu.

Shawn kiwa głową i przyciska swoje usta do mojego czoła.

— Tym razem musi się udać.

— Uda się. Na pewno. Już nic nie stoi nam na przeszkodzie.

— Ale i tak musisz odpocząć. To, że ostatnio się źle czujesz, jest niepokojące. Wiem, że to spowodowane stresem, ale teraz już wszystko będzie lepiej. Będę przy tobie, cokolwiek będzie się działo, dobrze?

— Dobrze. Dziękuję.

— Za godzinę mamy zarezerwowany stolik w restauracji. Zabieram cię na obiad, zdążysz się uszykować?

— Tak. Jasne. To jakaś szczególna okazja? Coś świętujemy?

— To, że znów jesteś w moim życiu. Nic wspanialszego nie mogło się zdarzyć.

Uśmiecham się i składam pocałunek na jego ustach. Ma rację. To najwspanialsze, co może być. My. Razem.

***

Hej hej hej

Kto leży chory? Jaaaaa

Takie życie. No cóż.

Powoli sobie piszę rozdziały, jak myślicie - teraz już będzie tylko dobrze? Czy jeszcze dużo przed nimi?

Buzi,

mrsgabriellee XX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top