20. Nie ma już mnie i ciebie.

#jasfanfic

Shawn

Kocha mnie. Ona nadal mnie kocha.

Wiedziałem o tym, czułem to, ale usłyszenie tego z jej ust to było to, czego potrzebowałem.

Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moje zachowanie jest egoistyczne. Że nagle po dwóch latach zapragnąłem ją odzyskać, gdy ona już wszystko sobie ułożyła. Ale gdyby nie to, że po naszym rozstaniu zablokowała mnie wszędzie, zmieniła numer i wyprowadziła się Bóg jeden wie gdzie, teraz wszystko wyglądałoby inaczej. Nie odpuściłbym i wiem, że w końcu dopiąłbym swego.

Wiem, że ta kobieta jest miłością mojego życia. Wiem to od momentu, gdy pierwszy raz ją do siebie przytuliłem i nie pozwolę drugi raz, żebyśmy skazali się na nieszczęśliwe zakończenie.

Patrzę na małego chłopca, który gaworzy wesoło, trzaskając o podłogę samochodzikiem. Choć kocham swojego syna i dla mnie jest najlepszy na świecie, to obiektywnie muszę stwierdzić, że nie jest genialnym dzieckiem. Nie jest też głupim dzieckiem, po prostu jest dzieckiem i nie zapowiada się na to, że odkryje lekarstwo na raka, czy coś w tym rodzaju. No trudno. Ma szczęście, że ma bogatego ojca.

Wracam wzrokiem do ekranu laptopa i rzucam wzrokiem na kolejne ogłoszenie. Choć unikałem tego jak ognia, nie dam dłużej rady bez opiekunki dla niego. Wytwórnia coraz mocniej naciska na nową płytę, mam do napisania piosenkę z Avianne, a moja siostra ma studia i nie mogę narażać jej nauki. Problem w tym, że one wszystkie wydają się nie nadawać na kogoś, z kim mógłbym zostawić swoje dziecko na chociażby minutę.

Nie potrzebuję kogoś z wykształceniem pedagogicznym, ani wieloletnim doświadczeniem z dziećmi. Po prostu kogoś komu dobrze z oczu patrzy i ma jakiekolwiek referencje. No i jest dyspozycyjny czasowo o każdej porze dnia i nocy, siedem dni w tygodniu, by w razie potrzeby zostać z nim na godzinę lub dwie. Bo o nic więcej mi nie chodzi, nie chcę, żeby ktoś mi się pałętał po mieszkaniu, gdy będę sam mógł zająć się swoim dzieckiem.

Wzdycham ciężko. Czemu musiałaś nas zostawić, Daliah? Źle ci było?

Ostatnie dni to istna katorga. Avianne po naszym spotkaniu nie odezwała się do mnie ani słowem, odwleka też w czasie dalsze pisanie piosenki. Mamy ogarniętego realizatora na za cztery tygodnie i jeśli się nie sprężymy, to będzie miała cholerny problem z tą piosenką.

Nie umie oddzielić spraw zawodowych od prywatnych i to widać. Znaczy, ja też nie umiem, ale z tą różnicą, że ja jej nie unikam.

Marszczę brwi, widząc przychodzące powiadomienie na monitorze.

Gavin: Avianne pokłóciła się z Charliem. Dość powaznie. Za dziesięć minut jestem u ciebie, a ty pojedziesz ją pocieszyć. Nie ma za co.

Kręcę głową. Gavin jest niesamowitym lekkoduchem, ale także świetnym kumplem.

Nadal mam im trochę za złe, że stanęli po stronie Avianne i odcięli się ode mnie całkowicie, gdy wszyscy dowiedzieli się o ciąży Daliah, ale nie chcę tego dalej rozpamiętywać, bo sam byłem wtedy na siebie wściekły.

Jak z zegarkiem w ręku, dziesięć minut później do drzwi dzwoni Gavin z opakowaniem chińskiego jedzenia. Wchodzi do środka, nie czekając na żadne zaproszenie, ani słowo powitania.

— Cześć — odzywam się jako pierwszy.

Chłopak zdejmuje buty i kurtkę, uśmiechając się do mnie szeroko.

— No hej. To ile płacisz niani? Wiesz, moje usługi są na najwyższym poziomie, mogę nawet zostać na noc — żartuje, a ja wywracam oczami.

— Jak się uda, to mogę ci oddać wszystkie moje pieniądze — odpowiadam, kontynuując jego żart, na co Gavin macha ręką.

— Daj spokój, biednego cię nie zechce. Napisała do mnie, że pokłóciła się z Charliem i mam wpaść z winem, ale uznałem, że pobawię się w dobrą wróżkę. Kup po drodze wino i coś do jedzenia, bo jest wkurzona, a wtedy lubi jeść.

Kiwam głową. Powinienem się cieszyć, że się kłócą, ale nie potrafię. Żal mi, że przygotowania do wymarzonego dnia Avianne mijają jej na kłótniach z narzeczonym. Wiem, jak ważne jest dla niej założenie rodziny, której nigdy nie miała, a ślub to dzień, który planowała od dziecka. Jest typową kobietą, która w dzieciństwie planowała ślub i wesele z księciem na białym koniu.

Mam nadzieję, że kiedyś będzie okazja, żebym to ja był jej księciem, z którym zaplanuje swój najważniejszy dzień w dokładnie taki sam sposób, jaki sobie wymarzyła.

— O co się pokłócili? — dopytuję, ruszając w stronę narożnika, z którego zabieram telefon.

Zgarniam też portfel ze stolika kawowego. Gavin wzrusza ramionami.

— Nie wiem. Pewnie o wesele. Wkurza mnie to. Ona ryczy po nocach, bo przygotowania do jej wymarzonego dnia nie idą zgodnie z jej planem i marzeniami, a dla Charliego ważne jest to, żeby to było wydarzenie roku i żeby wszystko było modne i na czasie.

Serce mi się ściska, gdy słyszę o płaczącej Avianne. Charlie to skończony, kurwa, kretyn. Ma zostać mężem najwspanialszej kobiety na tej planecie i wszystko chrzani.

Ale ja tym razem nie zmarnuję swojej szansy. Nie tym razem.

Przekazuję Gavinowi gdzie znajdzie wszystkie potrzebne rzeczy do tego, żeby młody przeżył te kilka godzin z nim i obiecuję mu, że wrócę na noc. Wątpię, czy usnąłby beze mnie. Alex strasznie odczuwa brak Daliah i staram się go narażać na jak najmniejszy stres, więc usypiać muszę go ja.

Wychodzę z mieszkania, zgarniając po drodze kluczyki od samochodu. Mogłem zamówić taksówkę, skoro mam kupić po drodze wino. Ale trudno, najwyżej zostawię auto pod jej blokiem.

Po drodze zgarniam wino z najbliższego sklepu i zamawiam przez aplikację sushi, żeby nie czekać w restauracji. Mam nadzieję, że nadal lubi sushi. Pod blok Avianne docieram po niecałych czterdziestu minutach i nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem tak zestresowany spędzeniem wieczoru sam na sam z kobietą.

W ciągu ostatnich dwóch lat takich wieczorów nie było dużo. Nie powiem, że nie było ich wcale, ale na pewno nie dużo. A nawet gdy już były, żaden z nich nie był nawet w jednym procencie tak udany jak te, które spędzałem z nią.

Korzystam z okazji, że ktoś akurat wychodzi i wślizguję się na klatkę schodową, bo nie wiem, czy gdybym zadzwonił domofonem, to by mnie wpuściła. Wjeżdżam windą na odpowiednie piętro i z walącym sercem kieruję się do jej drzwi.

Ding dong.

Po niespełna minucie w drzwiach staje blondynka w za dużej bluzie i luźno związanych włosach.

I tak piękna.

Co ty tutaj robisz? — pyta, najwidoczniej niezbyt zadowolona z mojego przybycia. — Czekam na kogoś.

— Gavin mnie tu przysłał. — Unoszę butelkę wina i papierową torbę, uśmiechając się delikatnie. — Wpuścisz mnie?

Avi wzdycha cicho, wyraźnie zezłoszczona postawą Gavina, ale otwiera drzwi szerzej, a ja bez zastanowienia wchodzę do środka. Dziewczyna kieruje się bez słowa do salonu, a ja zamykam za sobą drzwi i pozbywam się butów i kurtki, po czym do niej dołączam.

Dwa kieliszki stoją już na stoliku kawowym, a ja mimowolnie uśmiecham się pod nosem.

— Mogłam się tego spodziewać. Zdrajca.

— Działa w szczytnym celu. Masz ochotę na sushi? — pytam, wyciągając pudełko z torebki i zdejmując wieczko.

— Mam. I na wino — mruczy, po czym podnosi kieliszki i wystawia je w moją stronę. Kręcę głową i pokazuję jej butelkę. — Aha. Korkociąg. Gavin zawsze kupuje jakieś tanie na zakrętkę.

— Ale ja na tobie nie oszczędzam — odpowiadam. — Gdzie go masz? Pójdę.

— Długa szuflada obok lodówki. Na pewno ogarniesz która.

Kieruję się w stronę kuchni i faktycznie, znalezienie tej szuflady nie jest zbyt problematyczne. Chwytam korkociąg, a mój wzrok zatrzymuje się na zdjęciu Charliego i Avi, które wisi przypięte do lodówki na niewielki magnes. Wyglądają na nim na naprawdę szczęśliwych. Wzdycham cicho i kręcę głową, próbując wyrzucić z głowy delikatne wyrzuty sumienia, które zaczynaja mnie nachodzić.

Przecież wcale nie chcę zniszczyć jej szczęścia.

Wracam do niej i w ciszy otwieram wino, po czym napełniam nasze kieliszki i podaję jej jeden, a następnie zajmuję miejsce obok niej na miękkiej kanapie.

— Co się stało? — pytam po chwili niezręcznej ciszy, a Avi wzrusza ramionami i chwyta, nieco nieumiejętnie, pałeczką kawałek sushi. — Wiesz, że możesz mi powiedzieć.

— Czemu mam mówić swojemu byłemu o problemach ze ślubem? — odburkuje, po czym wpycha do ust kawałek jedzenia.

— Zawsze możesz zmienić byłego na obecnego, a obecnego na byłego. Żaden problem — odpowiadam żartem, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.

Chyba średnio mi to wychodzi, bo dziewczyna spogląda na mnie, a ja zauważam świdrujące w jej oczach łezki. Cholera jasna.

— Ten ślub to miał być najpiękniejszy dzień w moim życiu, a będzie jedną wielką porażką. Charlie miał przylecieć za dwa tygodnie, mamy umówione spotkanie z menadżerką sali weselnej, florystką, cukiernikiem, fotografem, no wszystkimi, bo to była jedyna okazja, żebyśmy mogli razem wszystko uzgodnić. I co? I nie przyjedzie, bo dostał propozycje reklamowania jakichś perfum — rzuca, ostatnie słowa już niemalże bezgłośnie, bo wybucha płaczem, który w sobie dusiła.

Wzdycham cicho i niepewnie przysuwam się do niej, po czym zamykam ją w uścisku. Na chwilę wstrzymuję oddech, czekając na jej reakcję, ale nie rozczarowuję się. Wtula się we mnie i cicho szlocha, co chwila pociągając nosem. Tkwimy w ciszy, bo nie do końca wiem, co jej powiedzieć. Tekst o tym, że może zmienić pana młodego będzie teraz zdecydowanie nie na miejscu.

Choć nie marzę o niczym innym, niż dać jej to wszystko, czego od niego oczekuje. Próbować z nią tych tortów, choć wszystkie smakują dla mnie tak samo, oglądać salę, wybierać kwiatki, a na końcu ślubować, że będę przy niej do końca życia.

— Ostatnio za często płaczesz. Łamie mi to serce — szepcę, po czym, nie wiem dlaczego, całuję ją we włosy, po czym opieram podbródek o jej głowę. — Kocham cię, Avianne.

Nie odpowiada. Nic dziwnego. Ale to nieważne, wiem, że kiedyś odpowie.

— Shawn, co ja mam zrobić? Nie chcę załatwiać tego wszystkiego sama. To nasz dzień, a nie tylko mój. Chcę to wszystko robić z nim. A on jedyne o czym mówi, to o gazetach i portalach, którym chcemy sprzedać zdjęcia z wesela. To nie jest pierdolona gala rozdania Grammy's. To nasz ślub.

Mam ochotę do niego zadzwonić i zjebać go jak psa. Jestem wściekły na to, że robi z ich ślubu cyrk. I naprawdę mam nadzieję, że do tego wydarzenia nie dojdzie. Nie mogę stracić jej po raz drugi.

— Wiem, kochanie. Mam iść z tobą na te spotkania? — pytam, a ona odsuwa się ode mnie i natychmiastowo kręci głową.

— Nie, nie możesz. Wiem, że nikt nie wie o tym, co nas łączyło, ale nie czułabym się z tym dobrze.

Potakuję. Trochę rozumiem. Ale i tak szkoda.

— No dobrze. A teraz uśmiech, proszę. Ten najpiękniejszy. — Ocieram łezki z jej policzków, a ona zmusza się do delikatnego uniesienia kącików ust. — Chciałbym szczery, ale niech będzie.

— To jedyny na jaki mnie teraz stać.

— Avi, wiem, że cię to boli, ale obiecuję, że zrobię wszystko, co będę mógł, żebyś była najszczęśliwsza w dniu swojego ślubu i żeby wszystko poszło po twojej myśli. Nawet, jeśli to nie ja będę na ciebie czekał pod ołtarzem.

Choć liczę na to, że będę.

Dziewczyna chwyta kieliszek napełniony winem i bierze łyk. Nie mówi nic przez dłuższą chwilę, patrząc w czerwoną ciecz i wzdycha ciężko.

— To cholernie głupie, co teraz powiem — zaczyna, przenosząc swój wzrok na mnie. — Ale wiem, że ty zrobiłbyś to inaczej. Że to my bylibyśmy w tym dniu najważniejsi, a nie media, opinia publiczna i to, czy będzie wystarczająco hucznie.

Serce na chwile mi staje, gdy słyszę jej słowa. A przynajmniej mam takie wrażenie, bo po chwili zaczyna bić z zawrotną prędkością, a miłe ciepło rozlewa się w moim ciele.

— Ale już jest za późno, Shawn — dopowiada, a ja chcę jej odpowiedzieć, ale ona kontynuuje swoją wypowiedź. — Nie chcę nikogo krzywdzić kosztem mojego szczęścia. Charlie też mi je da, wiem o tym, bo wiem, że mnie kocha. Tak będzie lepiej dla wszystkich.

Słysząc jej słowa, sam chwytam kieliszek i pociągam łyk. Nie dam rady na trzeźwo. Czemu, do cholery, kupiłem tylko jedną butelkę?

— A co ze mną? Pomyślałaś o mnie? Bo ciągle słyszę tylko o tobie i o nim.

— Bo nie ma już mnie i ciebie, jestem ja i on. I tak zostanie. Masz syna, powinieneś skupić się na zbudowaniu rodziny dla niego, a nie tracić czas na mnie.

Potrząsam głową, po raz kolejny dziś. Nie wie, o czym mówi. Czy gdybym chciał, znalazłbym partnerkę, która zastąpiłaby Alexandrowi matkę? Jasne, w dwa dni. A może i nawet w dzień. Ale na tym świecie jest tylko jedna kobieta, której mogę powierzyć to zadanie i ona siedzi obok mnie właśnie w tym momencie. Bo tylko z nią chcę mieć kolejne dzieci i chcę, żeby Alex jej dawał laurki na Dzień Matki.

Czy to uczciwe względem Daliah? Wiem, że tego by chciała. Nigdy nie pozwolę, żeby Alex o niej zapomniał. To ona go urodziła, był dla niej całym światem i zawsze będzie jego prawdziwą matką. Ale chciałbym, żeby miał do kogo mówić mamo w przyszłości. I jestem pewien, że gdy ona teraz patrzy na mnie z góry, to mi kibicuje. I chce, żebyśmy oboje byli szczęśliwi. Bo choć nigdy nie było dla nas szansy jako dla pary, to wspieraliśmy się w każdej decyzji i zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że każde z nas zasługuje na szczęście.

— Żadna poświęcona ci sekunda nie jest zmarnowanym czasem, Avianne. Tym razem nie pozwolę ci odejść. Póki nie zobaczę cię, ślubującej Charliemu, nie poddam się. Zrobię wszystko, żebyś znów była moja.

— A co jeśli ci się nie uda? Nie szkoda ci na to czasu? — pyta, a ja kręcę głową.

— Nie, bo wiem, że mi się uda. Sama powiedziałaś, że nadal mnie kochasz.

Avianne upija kolejny łyk wina, po czym patrzy na mnie z delikatnym, przebiegłym uśmiechem na ustach.

— Ale nie powiedziałam, że chcę z tobą być. Mam narzeczonego, któremu będę wierna i za którego wyjdę. Musisz się z tym pogodzić — oznajmia spokojnym głosem, patrząc prosto w moje oczy.

Wydaje się być opanowana i pewna swoich słów, ale wiem, że w środku cala dygocze. Zbyt mocno ściska ten kieliszek, jak na spokojną i wyluzowaną osobę.

— Więc, gdybym cię teraz pocałował, odepchnęłabyś mnie? Żeby pozostać wierna Charliemu? — pytam prowokująco, a ona wytrzeszcza oczy.

— T-tak, dokładnie.

W jej głosie słychać zawahanie, zapewne spowodowane zaskoczeniem, jakie wywołało moje pytanie.

Zabieram z jej ręki kieliszek i razem ze swoim odkładam go na stolik kawowy.

— Zatem sprawdźmy.

Patrzy na mnie, nadal w dużym szoku, marszcząc brwi. Widzę, że chce coś powiedzieć, ale nie udaje jej się to, bo bez zbędnej zwłoki przyciągam ją do siebie i w końcu, po dwóch pieprzonych latach, nasze usta łączą się w jedno.

I tak jak czułem, nie odpycha mnie.

Ona jest moja. Była, jest i będzie. Nawet, jeśli jeszcze o tym nie wie.

***

Uhuhuh

Dzień dobry!
Jak spędzacie ten świąteczny dzień? Ja odsypiam cały tydzień, niestety ciężki był...

Będę wynagradzać Waszą aktywność, za komentarze i tweety będę wybranej osobie po każdym rozdziale podsylala jakiś fragment przed publikacja 🙈 mojego X'a, czy tam Twittera macie w opisie mojego profilu ❤️

Buzi,

mrsgabriellee XX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top