19. Nie płacz.
#jasfanfic
Avianne
Stoję w windzie i nerwowo przestępuję z nogi na nogę, gdy drzwi rozjeżdżają się na boli, a przede mną ukazuje się piętro, na którym znajduje się studio Shawna.
Denerwuję się tym spotkaniem jeszcze bardziej, niż castingiem do programu.
Powolnym krokiem wchodzę w korytarz, którym kroczę powoli aż do momentu, gdy docieram do odpowiednich drzwi. Biorę głęboki oddech i naciskam na klamkę, która ustępuje, a drzwi otwierają się przede mną. Od razu uderza we mnie przyjemny zapach świeżej kawy, przez co mimowolnie uśmiecham się pod nosem. Wchodzę do środka i zamykam za sobą drzwi. Nie dostrzegam Shawna, co nieco mnie dziwi, bo jakieś dwadzieścia minut temu dostałam od niego wiadomość, że już na mnie czeka. Niestety korki trochę opóźniły moje przybycie.
— Dzień dobry — odzywam się, licząc, że jest gdzieś, gdzie go nie dostrzegam, ale nie uzyskuję odpowiedzi.
Wzdycham cicho, wzruszając ramionami. Musiał gdzieś wyjść. Siadam na kanapie i zerkam na rozrzucone na stoliku kartki, na której nabazgrane są jakieś słowa. Obok nich stoją dwa kubki z kawą, które wyjaśniają roznoszący się w całym pomieszczeniu zapach.
Chwytam jedną z kartek i marszcząc brwi, próbuje znaleźć coś, co nie jest skreślone. Oczy zachodzą mi łzami, gdy czytam pojedyncze zdania.
Więc jeszcze raz, chce zobaczyć te oczy, kochanie, oczy, które mnie kochają.
Doskonale wiem, że to nie są puste słowa do piosenki, która ma się dobrze sprzedać. Wzdrygam się i ocieram pospiesznie łzę, która spłynęła po moim policzku, gdy słyszę dźwięk otwierających się drzwi. Spoglądam w tamtym kierunku i silę się na słaby uśmiech, gdy widzę szatyna z kartonikiem z logo mojej ulubionej cukierni w ręku.
— O, cześć — wita się ze mną, po czym zamyka za sobą drzwi. — Już jesteś. Myślałem, że zdążę, poszedłem tylko po coś słodkiego do kawy.
Uśmiecha się do mnie uroczo, a ja kiwam głową i odkładam kartkę z powrotem na stolik. Podchodzi do kanapy, po czym siada kawałek ode mnie, odkładając pudełko na ławę. Ładnie pachnie, pewnie jeszcze ciepłe.
— Shawn... — zaczynam, a on spogląda na mnie pytającym wzrokiem. Biorę głęboki oddech. — Czego ty ode mnie oczekujesz? — pytam w końcu o to, co siedzi mi w głowie od dłuższego czasu.
Między nami zapada nieprzyjemna cisza, a moje serce bije już tak szybko i głośno, że jestem pewna, że słyszą je wszyscy w tym budynku. Na bank.
— Co masz na myśli? — odpowiada pytaniem na pytanie wymijająco.
Wzdycham głośno, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Nie jestem w stanie w tym momencie patrzeć mu w oczy.
— To wszystko. Nas. W sensie, mnie i ciebie — wyjaśniam, zdając sobie sprawę z tego, że słowo nas zabrzmiało zbyt poważnie.
Wzdrygam się, czując jego dłoń na moim podbródku. Dreszcze przebiega przez całe moje ciało, a dziwne ciepło pojawia się w miejscu, gdzie mnie dotknął. Nadal działa na mnie tak samo, jak dwa lata temu. Choć cholernie tego nie chcę. Podnosi moją głowę, zmuszając mnie, żebym na niego spojrzała. Chcąc, nie chcąc, patrzę w jego oczy.
I widzę w nich wszystko. Wszystko to, co widziałam, gdy byliśmy razem.
— A jak myślisz? — pyta.
Niby proste pytanie, a sprawia, że czuję suchość w ustach i zatyka mnie po całości.
— Avi, powiedziałam ci dwa lata temu, że cię kocham jak nikogo innego na świecie i to nadal jest aktualne. To zawsze będzie aktualne. Myślałem, że o tym wiesz.
Czuję, jak moje oczy zachodzą łzami. Mimo, że siedzę na kanapie, czuję, jak moje nogi miękną. Cała mięknę. Bo czuję, jakbym się rozsypywała, jakby wszystko to, co udało mi się uporządkować przez ten czas, gdy nie było go w moim życiu, szlag trafiał.
Nie chcę tego. Nie chcę znowu musieć układać swojego życia.
— Wiesz, że mam narzeczonego?
Wywraca oczami.
— Wiem, niestety wiem. Będziesz ze mną szczera? — Kiwam głową, nie zastanawiając się zbyt długo. — Kochasz go tak, jak kochałaś mnie? Czy on sprawia, że jesteś szczęśliwa?
Patrzę w jego oczy. Widzę w nich ogrom nadziei na to, że moja odpowiedź będzie dokładnie taka, jaką on chce usłyszeć.
Ale ja kocham Charliego. I on sprawia, że jestem szczęśliwa.
Problem w tym, że siedzący przede mną brunet sprawiał, że byłam najszczęśliwsza.
— Jestem z nim szczęśliwa — odpowiadam zgodnie z prawdą. Widzę, że delikatny uśmiech znika z jego twarzy, co w dziwny sposób sprawia mi ból. — I kocham go.
— Tak jak mnie? — dopytuje, wciąż najwidoczniej mając odrobinę nadziei. — Tak jak mnie kochałaś?
Kręcę głową, po czym wstaję z kanapy gwałtownie, nie pozwalając mu na to, żeby mnie przed tym powstrzymał. Przygarniam ręką moje blond włosy, odwracając się plecami od niego. Spoglądam przez ogromne okno, ukazujące panoramę miasta. Wzdycham ciężko.
Nie. Nie kocham Charliego tak, jak kocham Shawna. Bo nadal go kocham, choć nie przyznam się do tego głośno. Wiem o tym i wiedziałam o tym przez całe dwa lata. Ale to Charlie pozwolił mi na rozpoczęcie nowego rozdziału w życiu i na poczucie, że jestem w stanie jeszcze kogoś pokochać. Choć myślałam, że już nigdy tego nie zrobię.
Ale czy to był ten sam rodzaj miłości? Nie. Zdecydowanie nie. Charliego pokochałam za jego obecność w moim życiu, za wsparcie jakie mi dał i za to, że po prostu pozwolił ruszyć mi dalej. Przy nim czułam się bezpieczna i kochana. I za to go pokochałam. Za to, że mnie kochał.
Ale to nie było to samo uczucie, jakim darzyłam Shawna. Charlie był moim schronem. Ale to Shawn był moim domem. Kiedy z nim byłam czułam, że nic więcej nie jest mi potrzebne. Kiedy mnie przytulał, czułam, że wszystko jest na swoim miejscu, a gdy mnie całował, świat znikał. Byliśmy tylko my.
Ale to już nie wróci. Nigdy.
Ocieram grzbietem dłoni łzy, które spłynęły po moich policzkach. Zastygam, gdy czuję duże dłonie na mojej talii, które odwracają mnie w jego stronę.
— Nie płacz, proszę — szepce, ścierając resztę mokrych strużek z mojej twarzy.
— Dlaczego chcesz znowu zniszczyć mi życie? — dukam cicho. — Było dobrze. Już wszystko sobie poukładałam.
— Nie chcę zniszczyć ci życia. Za bardzo cię kocham.
Nie wytrzymuję. Na te słowa z moich ust wydobywa się cichy szloch, a on bez chwili namysłu przyciąga mnie do siebie i zamyka w szczelnym uścisku.
Oddech na chwilę więźnie mi w gardle, ale nie trwa to długo, bo zanoszę się płaczem.
Płaczę, bo znów czuję się jak w domu.
— Jeśli mnie kochasz, to pozwól mi odejść — mówię cicho. — Ty masz syna, którym musisz się zająć, ja za kilka miesięcy wychodzę za mąż. Wszystko się zmieniło. Wszystko.
Odsuwa mnie od siebie na długość swoich ramion.
— Czyli to Alex jest dla ciebie przeszkodą, tak? — pyta, a ja patrzę na niego zdziwiona, po czym kręcę głową.
— Nie. To tylko niczemu winne dziecko. Przez kilka lat praktycznie wychowywałam swojego brata. Sama wychowywałam się bez ojca. I doskonale wiesz, czym kierowałam się kończąc nasz związek.
Kiwa głową. Alexander to jego część i gdy tylko pierwszy raz wzięłam go na ręce, w jakiś sposób obdarzyłam go uczuciem. W końcu to syn mężczyzny, który jest w moim sercu. Nie potrafiłam go nienawidzić.
— Wiem. Nadal czekam na odpowiedź na najważniejsze dla mnie pytanie.
Przełykam ślinę. Co mam mu powiedzieć? Przecież, gdybym go nie kochała, nie rozryczałabym się tu jak idiotka, potrafiłabym zachować się profesjonalnie i po prostu to uciąć.
— Tak.
— Tak co?
— Dobrze wiesz, że nigdy nie wyrzucę cię ze swojego serca. Chciałabym, cholernie bym chciała. W końcu byliśmy ze sobą tak krótko. To nie powinno być trudne. A jest. Przez pieprzone dwa lata nie potrafiłam wyrzucić cię z mojego serca.
Uśmiecha się delikatnie, a ja zaczynam żałować swoich słów.
— To dlaczego z nim jesteś?
— Bo mnie kocha. A ja kocham jego. Nie wiesz, co się u mnie działo po naszym rozstaniu.
— Opowiedz mi o tym. Proszę. Mamy czas.
Wzdycham ciężko. Nie wiem, czy jestem na to gotowa. Nie chcę otwierać się przed nim, mówiąc mu o tym, jak cholernie bolał brak jego obecności, o wizytach u psychologa, czy o tym, jak Charlie pojawił się w moim życiu.
— Nie dziś — ucinam. — Może kiedyś.
— Dobrze. — Uśmiecha się do mnie ze zrozumieniem. — Avi...
— Co?
— Wiesz, że cię odzyskam, prawda? — pyta z pewnym siebie wyrazem twarzy. — I tym razem nikomu cię nie oddam. A Puth może pocałować mnie w dupę.
— Jesteś zbyt pewny siebie — zauważam.
Śmieje się cicho pod nosem, po czym chwyta moją dłoń i kładzie ją na swojej klatce piersiowej.
— Tu jest twoje miejsce, Avi. Było, jest i będzie. I zrobię wszystko, żebym ja miał miejsce w twoim sercu.
Oczy zachodzą mi łzami, ale dobrze wiem, że to wszystko jest niewłaściwe. Nawet jeśli mam teraz cholerną ochotę go pocałować, to nie mogę tego zrobić. Mam narzeczonego i nie zdradzę go w żaden sposób. Pierścionek na moim palcu przypieczętował decyzję o tym, że historia moja i Shawna to zamknięty rozdział.
Miłość nie zawsze wystarcza. I w naszym przypadku tak jest.
— Ja nie chcę z tobą być — mówię, starając się brzmieć pewnie i zdecydowanie, choć wewnątrz cała się trzęsę.
— Dobrze. Możesz nie chcieć teraz. Ale ja się nie poddam.
— Wiesz, że ja za kilka miesięcy będę mężatką?
— Nie oświadczyłem się jeszcze, ale jeśli masz takie plany, to ogarnę jakiś garnitur i się dostosuję.
Uśmiecha się do mnie w ten swój rozbrajający sposób, dokładnie taki, jak dwa lata temu, gdy też próbowałam wyrzucić mu z głowy jego plany. Wtedy mu się udało dopiąć swego.
Teraz wiem, że muszę zrobić wszystko, żeby mu na to nie pozwolić po raz drugi. By znów nie zranić bliskich mi osób, a co najważniejsze samej siebie.
Nie wiem tylko, jak mam to zrobić, skoro on już ma moje serce.
***
Hej hej hej
Na razie ckliwe rozmowy, pierwsze szczere słowa
Ale mi już brakuje trochę mięska, nie wiem jak wam....
Kto czeka na drame?
Buzi,
mrsgabrielleexx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top