10. Co za wyróżnienie.

#jasfanfic tweetnijcie coś

Avianne

Wysiadamy z samochodu i kierujemy się do środka. Wewnątrz kawiarni nie ma zbyt dużo osób, co mnie cieszy. Oboje jesteśmy osobami publicznymi i chociaż i tak pewnie w internecie pojawią się informacje o tym, że wyszliśmy gdzieś razem, czym mniej osób, tym mniejsza szansa na to, że ktoś nam zrobi zdjęcie, które ktoś mógłby źle zinterpretować.

— Co dla ciebie? — pyta mnie, a ja wzruszam ramionami. Szczerze, nie mam pomysłu na co mam ochotę.

— Wymyśl coś, zdam się na ciebie.

— O nie, to ogromna odpowiedzialność. Co jak wybiorę źle? — Unosi brew, a na jego twarzy błąka się uśmiech, który nie pozwala mi na nic innego, jak tylko na odwzajemnienie tego gestu.

— Jeśli wybierzesz źle, to więcej się z tobą nie spotkam. Proste.

— Czyli na moich barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność. Okej, dam radę, a ty zajmij stolik, dobrze?

— Jasne.

Rozglądam się po kawiarni, w czasie, gdy on podchodzi do kasy. Wybieram miejsce w kącie. Wolę, żebyśmy mieli choć trochę prywatności. Fani są świetni, ale czasem potrzebuję trochę normalności. A myślę, że jeśli usiedlibyśmy gdzieś na środku, nie byłoby nawet szansy na normalność. W końcu to Shawn Mendes.

Spędzam chwilę w samotności, na szczęście niezbyt długą, bo Shawn dosiada się do mnie kilka minut później.

— I jak? Co zamówiłeś? — pytam, a on wzrusza ramionami.

— Dowiesz się, jak przyniosą zamówienie. Na razie będziesz żyła w niepewności. I ja też.

— Ty też?

— No z tym, czy będziesz chciała się jeszcze ze mną spotkać.

— Aż tak ci na tym zależy? — Unoszę brew, a on potakuje.

— No jasne, że tak. Przecież wiesz, że jesteś dla mnie ważną osobą.

Ignoruję ciepło, które czuję na policzkach i dziwne uczucie w moim brzuchu.

— Shawn, wiesz, że mam...

— Tak, doskonale wiem o tym, że masz narzeczonego, którego kochasz i inne gówno. Tylko tak sobie mówię. Zignoruj to, to dla ciebie nic takiego, skoro masz innego faceta, którego kochasz, co nie?

Patrzy na mnie znacząco, a ja przełykam ślinę.

— Jasne. Ja mogę to zignorować, ale mój narzeczony jest bardzo zazdrosnym osobnikiem — mówię, kładąc szczególny nacisk na słowo narzeczony.

To skoro możesz to ignorować, to wcale nie musisz mu mówić, czyż nie? Dziwne, że nie ma nic przeciwko temu, że spotykasz się ze swoim byłym.

— A kto powiedział, że nie ma nic przeciwko?

— A ma? — dopytuje, patrząc na mnie nieco rozbawionym wzrokiem.

— Nie ma.

— No właśnie.

— Bo nie wie, że byliśmy razem — dukam cicho.

Nastaje między nami długi moment ciszy. Spuszczam wzrok na swoje dłonie. Niepotrzebnie to mówiłam.

— To sporo wyjaśnia — mówi po chwili, niemalże szeptem. — Wow. On nie wie.

— Nie chciałam mówić mu na początku, a gdy sprawy zaczęły się robić poważne, było za późno. Bałam się, że...

— Rozumiem. Bardzo go kochasz, prawda? — pyta, a ja doskonale czuję, jak wiele kosztuje go to pytanie. I wiem, jaką odpowiedź chciałby otrzymać.

To cholernie niewłaściwe. Co ja tu w ogóle robię?

— Tak, kocham.

Przez ułamek sekundy dostrzegam na jego twarzy ból, który szybko maskuje uśmiechem.

— Cieszę się, że jesteś szczęśliwa, Avi. Naprawdę. Ja zjebałem i cieszę się, że masz jego.

— Trochę później żałowałam, że cię tak zostawiłam — mówię, nim zdążę się zastanowić i od razu, gdy te słowa opuszczają moje usta, wiem, że nie powinnam była ich wypowiadać.

— Tak? — pyta, a ja przełykam ślinę i nieznacznie kiwam głową. — Ja bardzo żałowałem, że mnie zostawiłaś.

Wielka gula zaczyna rosnąć w moim gardle. Czuję nieprzyjemne ciepło, zwiastujące płacz, na który nie mogę sobie teraz pozwolić. Przełykam ślinę i skupiam się na tym, by brzmieć przekonująco.

— Ale najwyraźniej tak miało być. Ja znalazłam miłość życia i jestem pewna, że ty też w końcu znajdziesz.

— Yhym. Jasne. Na pewno.

Uśmiecham się słabo, a on to odwzajemnia. Moment później kelnerka kładzie przed nami nasze zamówienia. Spoglądam na to, co Shawn zamówił dla mnie. Beza i jakaś dobrze wyglądająca kawa.

— I jak? To nasze ostatnie spotkanie? — pyta, sprawiając, że na mojej twarzy pojawia się szczery uśmiech.

— Nie, myślę, że zdałeś egzamin.

— To bardzo się cieszę. Dziwnie się czuję, wychodząc gdzieś bez dziecka. Taki spokój, cisza.

— Od czasu do czasu dobrze ci to zrobi.

— Wiem. Jej rodzice niezbyt mnie lubią, ale wnuczek to ich oczko w głowie.

— Nie lubią cię? Ciebie da się nie lubić? — pytam, unosząc brew, a on patrzy na mnie znacząco. Fakt, ja też go nie lubiłam. — Ja byłam wyjątkiem.

— To oni najwyraźniej też. Wiesz, to chyba normalne, że niezbyt lubi się faceta, który zrobił dziecko ich córce.

— Przecież wziąłeś za nich odpowiedzialność.

— Ale się z nią nie ożeniłem — wyjaśnia. — Daliah i jej rodzice chcieli, żebyśmy wzięli ślub. Jej potem przeszło, bo zaczęła zauważać, że to nie miałoby sensu, ale oni nadal tkwili przy swoim.

— Szczerze? — Kiwa głową. — Myślałam, że się z nią zwiążesz.

Shawn śmieje się cicho, ale nie ma w tym ani odrobiny radości. To gorzki śmiech. Spuszcza wzrok i miesza długą łyżeczką w swojej kawie i wzrusza ramionami, po czym znowu na mnie spogląda.

— Jak miałem się z nią związać, skoro jedyna osoba, z którą chciałem być mnie zostawiła? Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałem błagać cię o szansę. Choćby na kolanach.

Po raz kolejny słowa więzną mi w gardle. Nawet nie wiem, co miałabym mu odpowiedzieć. To, że gdyby to zrobił, prawdopodobnie bym do niego wróciła? To pewnie prawda, ale nie czas na takie wyznania. Ani teraz, ani nigdy.

— Możemy zmienić temat, proszę? — chrypię cicho, a on kiwa głową.

— Jasne. Nadal nie pogratulowałem ci twojego pierwszego albumu. Jest świetny.

— Tak sądzisz? Dziękuję.

Połowa piosenek jest o tobie, heh. Zabawne.

— Jest niesamowity. Nie spodziewałem się nawet niczego innego.

— Mam nadzieję, że drugi też sprosta twoim oczekiwaniom.

— Na pewno. Kiedy będzie gotowy?

— Na razie mam singiel, niedługo teledysk, a potem będę nagrywać inne piosenki. Część już jest napisana, inne leżą i kwiczą.

— W razie czego służę pomocą.

— Jasne, możesz zapełnić ostatni collab, którego mi brakuje — rzucam żartem, a on wzrusza ramionami.

— Żaden problem. Daj tylko znać, co jak i kiedy.

— Ja żartowałam.

— Ale ja nie. Jeśli chcesz, nie mam nic przeciwko. Bardzo chętnie coś z tobą nagram.

Kurwa. Charlie mnie zabije. Jemu powiedziałam, że chcę uniknąć mówienia, że chcę się na nim wybić.

— To miłe. Dziękuję.

— Dla ciebie wszystko. Potem odwdzięczysz mi się tym samym.

— Miałabym zaśpiewać na albumie takiej sławy jak Shawn Mendes? Co za wyróżnienie.

— Masz u mnie wyróżnienie na wszystko.

Znowu opuszczam spojrzenie. To wyjście z nim było naprawdę złym pomysłem. Okropnym. Fatalnym. Beznadziejnym. Głupim. Irracjonalnym. Powinnam była siedzieć w domu.

— Shawn...

— Okej, już przestaję. Ale mówię poważnie. Collab za collab.

— Pomyślimy.

— Bardzo mnie to cieszy.

— A twój album kiedy?

— Przez obecną sytuację to wszystko się opóźni, no ale trudno. Alex jest dla mnie najważniejszy.

— Dla niego to też ciężka sytuacja.

Shawn kiwa głową i opowiada mi o nim. On jest naprawdę cudownym tatą i uwielbiam słuchać, z jakim uczuciem opowiada o swoim synku. Mam nadzieję, że Charlie w podobny sposób będzie mówił o naszych dzieciach. Naprawdę.

Schodzimy na trochę lżejsze tematy. Mam wrażenie, że oboje unikamy mówienia o moim związku z Charliem. I to chyba lepiej. Opowiadam mu co u Gavina i Rachel, z którymi nie miał kontaktu od dłuższego czasu, on mi o tym, jak wyglądała kolejna edycja programu, w której był jurorem i jest naprawdę przyjemnie. Dobrze mi się z nim rozmawia. Zawsze dobrze mi się z nim rozmawiało.

Z kawiarni wychodzimy trochę ponad godzinę później. Shawn oferuje mi, że mnie odwiezie, na co z chęcią się zgadzam. Niezbyt chce mi się wracać do domu, ale spędzanie większej ilości czasu z Mendesem to chyba jeszcze gorszy pomysł. Patrzę na niego, jak okrąża samochód i chwilę później wsiada do środka.

—  Odwieźć cię do domu czy gdzieś podwieźć? — pyta, a ja kiwam głową.

— Tak, do domu.

— Okej.

Włącza się do ruchu, po chwili włączając radio w samochodzie. Wzdycham cicho, słysząc piosenkę, która rozlega się w głośnikach. Try.

To jak? Wiem, że potrafisz.

Patrzę na niego i przełykam ślinę.

— Nie wiem, czy pamiętam.

— Przekonamy się.

Robi głośniej, a ja wywracam oczami. Niech będzie. Shawn zaczyna śpiewać, a ja do niego dołączam, nie hamując uśmiechu na twarzy.

Where there is desire, there is gonna be a flame. — Niemalże wykrzykujemy refren, śmiejąc się jak dzieci.

Tak samo jak podczas programu. Wszystko wydaje się być takie samo, jak wtedy. Tylko my się zmieniliśmy.

I to jest chyba w tym wszystkim najgorsze.

Piosenka się kończy, co wcale mi się nie podoba. To było naprawdę sympatyczne. Takie proste, sprawiające, że znów czułam się jak dziewiętnastolatka jadąca w samochodzie ze swoim trenerem. Tyle się potem wydarzyło. Dużo dobrego i dużo złego.

— Wspomnienia wracają, co? — pyta, przerywając ciszę, która między nami zapanowała.

— Tak. Wracają.

Mam tylko nadzieję, że uczucia nie wrócą.

***

hiiiiiii

Ale jestem zmęczona, o matulu. Ale środa, może nie dzien loda, ale dzien rozdziału hihi

Czekam na Wasze opinie, uwielbiam czytać Wasze komentarze!

Dajcie znac, czy żyjecie ❤️
Buzi,

mrsgabrielle xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top