1. A masz ochotę na deser?
Koniecznie przeczytajcie notkę pod rozdziałem ❤️
And we're back, bitches! #jasfanfic
Avianne
— Tak? To cieszę się, smyku.
Uśmiecham się od ucha do ucha, słysząc zadowolony głos Eddy'ego, którego jego tata i żona Marka — Ingrid, zabrali do Nowego Jorku. Słyszałam już kilka razy, że nazwał ją mamą, co bardzo mnie cieszy, bo zależało mi na tym, żeby zaklimatyzował się w nowym domu. Trochę mu to zajęło, bo mieszka tam już ponad półtora roku, ale służy mu to. Matka nie ma do niego już żadnych praw, wychowuje go Mark z żoną, która bardzo kocha młodego i z tego, co widzę, on ją też.
— Nie mów do mnie smyku, jestem już dużym chłopcem — oburza się, a ja śmieję się pod nosem.
— Jasne. Mój błąd.
Mruczę cicho, czując usta na mojej szyi. Odchylam nieco głowę, nadal próbując koncentrować się na słuchaniu mojego brata. Mimowolnie wplatam palce w miękkie włosy mojego chłopaka. Czuję, że się uśmiecha.Eddie dalej opowiada mi o tym, co robili, co jedli i dlaczego to wszystko jest takie super, a ja słucham z uwagą, starając się skupić na jego słowach, co nie jest łatwe, gdy ma się przyczepione czyjeś usta do szyi. Wzdrygam się, gdy czuję, że zaczyna zasysać moją skórę w jednym miejscu.
Nie mam nic przeciwko malinkom i przeważnie pozwalam na nie Charliemu, sama czasem mu jakąś zrobię, ale mam nagrywki do nowej kampanii w tym tygodniu.
Odsuwam go od siebie delikatnie.
— Nie mogę, Charlie. Sesja — wyjaśniam mu, a on kiwa głową i przeczesuje swoje włosy, uśmiechając się do mnie.
Słodziak.
— Charlie tam jest? Pozdrów go! Od Eddiego z Nowego Jorku!
Przekazuję Puthowi pozdrowienia. On i Eddie bardzo się lubią, a mnie to cieszy. Relacja mojego chłopaka z moją rodziną to dla mnie bardzo ważna rzecz. Z Izzy też się dogadują. Podczas programu wydawało mi się, że niezbyt darzy go sympatią, ale wszystkie moje wątpliwości zostały rozwiane przy ich kolejnym spotkaniu, gdy przedstawiłam jej Charliego jako mojego chłopaka. Była szczęśliwa, że mam kogoś takiego jak on.
Ja też jestem.
Eddie opowiada mi jeszcze o planach na dzisiejszy dzień i żegna się ze mną, bo wychodzą z hotelu. Naprawdę cieszę się jego szczęściem. Matka nigdy nie dałaby mu tego, co ma teraz. I nie mówię tylko o rzeczach materialnych.
— Dasz się zabrać na kolację jutro, hmm? — pyta Charlie, gdy już się rozłączę.
Całuje mnie we włosy, a ja kiwam głową i opieram się o jego klatkę piersiową. Przymykam oczy. Cieszę się, że mamy teraz trochę spokoju. Dwa dni temu Charlie wrócił z jednej części trasy i dopiero za kilka tygodni jedzie w kolejną. Będę za nim bardzo tęsknić, wiem to, ale liczę, że przez to, że mam w najbliższym czasie wydać singiel promujący mój drugi album, nie będę miała czasu myśleć o tym, jak daleko jest Charlie.
Nie znoszę, gdy gdzieś wyjeżdża. Sama też niezbyt lubię opuszczać dom. Łóżko jest wtedy za duże dla mnie jednej, nie mam do kogo się przytulić, nie ma kto mi rano zrobić kawy, ani wysłuchać mojego żalenia się na cały świat.
— Gdzie mnie zabierzesz? — odpowiadam pytaniem na pytanie, a on wzrusza ramionami.
— Niespodzianka.
— Wiesz, że nie przepadam za takimi formami rozrywki.
— Mam nadzieję, że ta ci się spodoba — rzuca, a ja unoszę spojrzenie.
— Powiedz mi jaka, to ci dam znać.
Charlie śmieje się głośno, słysząc moje słowa.
— Nie ma tak łatwo, cwaniaro. Kocham cię, wiesz?
— A wiesz, że ja ciebie też?
Uśmiecham się pod nosem, gdy kilka sekund później czuję jego usta na moich. Podtrzymuje mój podbródek palcami, głaszcząc skórę mojej twarzy delikatnie kciukiem. Uwielbiam, gdy mnie całuje. Niesamowicie mu to wychodzi. Odsuwa się ode mnie po chwili, zahaczając zębami o moją dolną wargę.
— Jesteś pewna, że nie chcesz ze mną jechać w trasę? Chyba potrzebuję tego na co dzień.
— Ja jestem pewna, że potrzebuję tego na co dzień, ale chyba by mnie ukatrupili w wytwórni.
— No trudno. Możesz jechać ukatrupiona.
— Bardzo zabawne. Będę za tobą niesamowicie tęsknić.
— Jeszcze nigdzie nie jadę.
— Ale jak pojedziesz, to nie będzie cię prawie pół roku.
— Ale wrócę, tak? A ty możesz wpadniesz do mnie chociaż na chwilę kiedyś.
Mam nadzieję. Wolę mieć swojego chłopaka przy sobie. Nasze kariery są naszymi największymi przeszkodami. Od kilku miesięcy on ciągle wyjeżdża, a ja mam ograniczony czas dla niego nawet, gdy jest w domu, bo pracuję nad drugim albumem. Jedynym plusem jest to, że mieszkamy razem, więc przynajmniej wieczory i poranki są zarezerwowane tylko dla naszej dwójki. No i może czasem dla naszych znajomych.
— Może się uda coś wykombinować.
— To się cieszę. Spotykasz się dziś z Izzy? — pyta, chwytając moją dłoń.
Bawi się moimi palcami, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to uwielbiam.
— Tak. Muszę się ubrać i trochę ogarnąć, a tak bardzo nie chce mi się tego robić.
— Możesz zostać ze mną. Zrobimy sobie leniwy dzień.
— Nie mogę, obiecałam jej, że się z nią spotkam, już ostatnio to przełożyłam.
Charlie jedynie wzdycha cicho. Wiem, że się stęsknił, wrócił dwa dni temu, ja też tęskniłam, ale nie mogę znowu wystawić Izzy do wiatru.
Leżymy jeszcze chwilę na kanapie, po czym postanawiam wstać, bo za półtorej godziny muszę być już w galerii. Izzy chce coś kupić na swoją pierwszą rocznicę ślubu, a potem pójdziemy na obiad.
Szybko ułożyli sobie z Trevorem. Po tym, jak wrócił z Europy i okazało się, że oboje są sami i wciąż w sobie zakochani, postanowili dać sobie jeszcze jedną szansę. Pół roku później planowali już ślub. Są razem bardzo szczęśliwi, a ja cieszę się z ich szczęścia. Zawsze lubiłam Trevora.
Charlie ma drobne opory z wypuszczeniem mnie z domu, ale obiecuję mu, że wrócę tak szybko, jak się da. Jest uroczy.
Izabel już na mnie czeka, co w sumie nie jest niczym dziwnym. Ona zawsze jest przed czasem.
— Już myślałam, że nie wypuści cię z domu — żartuje, gdy mnie widzi.
Wzruszam ramionami.
— Było blisko. Ale go przekonałam.
— To chyba ty też musisz się zaopatrzyć w jakąś ładną bieliznę.
— Chyba tak. Zabiera mnie w sobotę na kolację.
— Coś się szykuje? — Unosi brwi.
Ruszamy w stronę sklepu, w którym Izzy widziała na wystawie jakąś ładną sukienkę. Wzruszam ramionami.
— Zwykła kolacja. Charlie lubi od czasu do czasu sprawić mi jakąś niespodziankę. Nic wielkiego.
— Fajnie masz.
— Nie narzekaj. Z tego, co mi wiadomo, twój mężulek zabiera cię na weekend do SPA, czyż nie?
— Tak, owszem. Cieszę się, bo ostatnio dużo pracował i spędzimy trochę czasu tylko we dwójkę.
Izzy kupuje sobie bardzo ładną czarną sukienkę. Ja nie miałam w planach nic wybierać, ale jedna czerwona mnie urzekła i nie mogłam się powstrzymać. Obie decydujemy się jeszcze na jakąś ładną bieliznę. A niech się cieszą. Nie chce nam się za bardzo nigdzie jechać, więc decydujemy, że obiad zjemy w jednej z restauracji w centrum handlowym. Obie lubimy makarony, więc wybieramy jakąś włoską knajpę.
— Jak ci idzie pisanie albumu?
— Dobrze. Ustalamy już ostatnie sprawy związane z wydaniem singla, zostało mi jeszcze kilka piosenek do napisania.
— Chcę je usłyszeć jako pierwsza.
— Jasne. Da się zrobić. A u ciebie jak?
— Dobrze. Staramy się z Trevorem o dziecko — mówi cicho, a ja patrzę na nią zaskoczona.
— O matko, Izzy, to cudownie!
— No nie wiem. Na razie się nie udaje, a ja zaczynam się martwić, że coś jest ze mną nie tak.
— Na pewno nie. Jestem pewna, że jeszcze trochę i będziesz się chwalić, że zostaniesz mamą! — Chwytam jej dłoń w geście otuchy. — A ja będę ciocią!
— Mam nadzieję. Naprawdę. Dobijamy już do trzydziestki, to czas na pierwsze dziecko.
— Uda wam się. Jestem tego na sto procent pewna. Cieszę się, że ja mam jeszcze czas na takie rzeczy.
— No nie wiem. Już masz dwójkę z przodu, czas ucieka.
Kręcę głową.
— Skupiamy się z Charliem na karierach, chcę wydać drugi album i pojechać w trasę, zanim będę myślała o dzieciach.
— Zobaczymy. Jak życie cię zaskoczy i zobaczysz na teście dwie kreski, to nic nie zrobisz, moja droga.
Wzruszam ramionami. Zapewne ma rację. Urodziłabym, gdybym zaszła w ciążę, bo to nie tak, że dziecko w tym momencie okazałoby się tragedią, po prostu wolimy poczekać.
— Lepiej będzie, jeśli z naszej dwójki to ty zajdziesz w ciążę.
— Fakt. Może tego się trzymajmy.
— Dobry pomysł.
***
Charlie jest zdenerwowany tą kolacją. Widzę to. I sama zaczynam się denerwować. On raczej nie jest z tych, którzy stresują się byle czym. Mam nadzieję, że nie ma dla mnie żadnej nieprzyjemnej niespodzianki. Kiedy pytam go, czy coś się stało, jedynie kręci głową i mówi, że wszystko w porządku, choć doskonale wiem, że nie.
Zabiera mnie do restauracji, w której jeszcze nie byłam. Nie wiem, na którym jest piętrze, ale z okna widać całą panoramę Toronto. Jest pięknie, nie powiem, że nie. Odsuwa mi krzesło, jak na dżentelmena przystało.
— Mówiłem ci już, że pięknie dziś wyglądasz? — Uśmiecha się do mnie szeroko, a ja nie mogę tego nie odwzajemnić.
— Tylko jakieś trzy razy. Możesz mówić dalej.
— Liczyłem na jakieś ty też, czy coś. Dzięki, kochanie.
— Jesteś dziś wyjątkowo przystojny w tej koszuli — przyznaję szczerze.
Chwyta moją dłoń i składa na niej pocałunek. Kocham go.
Kelner przynosi nam kartę dań. Po krótkiej chwili namysłu wybieramy z Charliem jakieś dość dobrze zapowiadające się dania i oddajemy menu chłopakowi, który nas obsługuje.
— Masz już pomysł na tytuł drugiego albumu?
— Nie. Przy pierwszym było łatwiej. Ale brakuje mi jeszcze kilku numerów, więc mam czas.
— Jestem pewien, że wpadniesz na coś super.
— Mam nadzieję. Trochę mi nie pasuje, że ty wtedy będziesz na drugim końcu świata, ale jakoś to zniosę.
— Możesz dzwonić o każdej porze, odbiorę nawet na scenie.
— Trzymam cię za słowo.
Uwielbiam z nim rozmawiać. Od początku uwielbiałam. Jest bardzo mądrym człowiekiem. I niesamowitym muzykiem. Pomógł mi przebrnąć przez początki mojej kariery i gdyby nie on, zapewne nie wydałabym nawet jednej płyty. Ba, nie wiem nawet, czy wydałabym singiel. Miałam prawdziwe szczęście, że na niego trafiłam.
Jedzenie jest bardzo dobre. Charlie ma dość duże wymagania, co do miejsc, w których jadamy, więc mogłam być pewna, że źle nie będzie.
— Smakowało ci? — pyta, a ja bez zastanowienia kiwam głową. — A masz ochotę na deser?
— Jak zwykle.
Uwielbiam słodkie, a on o tym doskonale wiem.
— To mam coś innego dla ciebie dzisiaj na deser — mówi, a ja unoszę brwi, gdy Charlie wstaje od stołu i szuka czegoś po kieszeniach.
On chyba nie...
Klęka na jedno kolano przy moim krześle.
Albo i tak.
O cholera jasna.
— Avi, kochanie.
— Co? — pytam bez zastanowienia za co mam ochotę sobie strzelić w łeb.
— Kocham cię, ale myślę, że to już wiesz, bo mówię ci to codziennie. Nawet kilka razy dziennie. Kocham cię najmocniej na świecie, jestem najszczęśliwszym facetem na świecie, bo cię mam. Jesteś moim szczęściem, oparciem i wszystkim, czego potrzebuję. Nie umiem bez ciebie żyć, nie chcę bez ciebie żyć. I chcę, byś została moją żoną. Pytanie czy ty tego chcesz. Wyjdziesz za mnie, Avianne?
Otwiera pudełeczko, a brylant na pierścionku błyska delikatnie. Jest piękny.
Spoglądam na Charliego. Kiwam głową, nie zastanawiając się ani chwili.
— Wyjdę. Oczywiście, że tak!
***
Hej!
No to lecimy z tematem... po raz drugi. Mam nadzieję, że tym razem doprowadzę to do końca!
Postanowiłam „wrócić", zaczynając od kontynuacji czegoś, co już znacie, ale jeśli zabawię tu na długo, to będzie ostatnie fanfiction z Shawnem...
Byłam w szoku, gdy weszłam tu po kilku latach i zobaczyłam, że moje fanfiki nadal przewijają się w rankingach. Cóż, myślałam, że przez ten czas znalazł się ktoś, kto mnie zastapił haha
Tak samo jak kiedyś, nadal ważna jest dla mnie relacja z Wami, interakcja i tworzenie fajnej atmosfery, więc będę niesamowicie wdzięczna za tweety pod hasztagiem (#jasfanfic) i Wasze komentarze!
Rozdziały będą się pojawiać raz/dwa/góra trzy razy w tygodniu! No, to do następnego!
Buzi,
mrsgabrielleexx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top