8. Uwielbiam to miasto.

#moreimportantff na tt❤️

Lily

Stopniowo opanowywałam oddech i chyba w miarę mi to wychodziło, bo Shawn odsunął mnie od siebie na odległość ramion po kilku minutach i spojrzał na mnie troskliwym wzrokiem.

- Już lepiej, hmm? - Skinęłam głową i grzbietem dłoni wytarłam łzy z twarzy. - Trochę mnie przestraszyłaś, myślałem, że masz jakiś atak paniki, czy coś.

- Przepraszam, po prostu... nie wiem, jakoś tak wyszło, przepraszam.

- Hej, spokojnie, nie przepraszaj, wszystko jest w porządku. - uśmiechnął się do mnie ciepło. - Ale podobało ci się, tak?

Pokiwałam energicznie głową. Jak mógł pomyśleć, że nie?

- Było świetnie!

- To się cieszę. Okej, to teraz wracamy do hotelu i idziemy coś zjeść, bo jestem cholernie głodny.

Zaśmiałam się cicho i zeskoczyłam z kolumny, na której wciąż siedziałam. Chwyciłam plecak w rękę i podążałam za chłopakiem, który szedł przed siebie. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami jego garderoby, do której weszliśmy, żeby Shawn mógł zgarnąć swoje rzeczy. Poprosił, żebym poczekała chwilkę, po czym zniknął za białymi drzwiami. Rozejrzałam się po pomieszczeniu.

Lustro, stół z napojami i jakimś jedzeniem, gitara, kanapa. Nic nadzwyczajnego. Niby nic nadzwyczajnego. Bo to było coś cholernie nadzwyczajnego. To była garderoba Shawna Mendesa. I ja w niej stałam. Podczas, gdy Shawn Mendes był za drzwiami. Matulu.

Po kilku minutach zza drzwi wyłonił się chłopak przebrany w koszulkę i bluzę z plecakiem na plecach.

- Okej, chodźmy, bo nas tu zostawią.

Wyszliśmy z garderoby, kierując się w kierunku wyjścia. Po drodze kilka osób zatrzymało Shawna z prośbą o zdjęcie, a on dzielnie pozował. To był naprawdę fajny widok. Zwłaszcza, że byłam tam jako ktoś, kto idzie obok Shawna, a nie czeka na niego. To było naprawdę super.

W końcu udało nam się wyjść z areny bez przeszkód, gdzie czekał już autobus. Andrew i Geoff stali przed pojazdem, rozmawiając o czymś zawzięcie z usmiechami na ustach. Przestali, gdy nas dostrzegli, przenosząc wzrok na nasze osoby.

- Lily, płakałaś? Coś się stało? - menadżer mojego idola spojrzał na mnie zaniepokojony, a mi zabrakło języka w gębie. Bo co miałam powiedzieć? Że po raz kolejny zachowałam się jak histeryczka?

- Troszkę się wzruszyła. - Shawn objął mnie opiekuńczo ramieniem, przyciągając do siebie, gdy zauważył, że nie wiem, co odpowiedzieć. Ten człowiek był zbyt dobry, matulu.

- Ale już wszystko dobrze?

Skinęłam głową, a on posłał mi miły uśmiech, po czym stwierdził, że powinniśmy już jechać, bo w hotelu czekają z kolacją. Wsiedliśmy do czarnego autobusu i zajęliśmy swoje miejsca. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, żeby uspokoić moją mamę, która poprosiła, żebym informowała ją co jakiś czas, że wszystko jest w porządku. Mimo że była jedną z tych rozrywkowych mam i pozwalała mi na dość dużo, była też bardzo troskliwa, choć starała się tego nie pokazywać. Myślała, że nie widzę tego zmartwienia, gdy żegnałyśmy się na lotnisku. Wiem, że się martwiła, ale miała do mnie zaufanie i pozwoliła spełniać swoje marzenia, za co byłam jej naprawdę wdzięczna.

- Hej, Lily, wszystko w porządku? - Potrząsnęłam głową, słysząc głos nad swoim uchem. Spojrzałam na chłopaka.

- Tak, czemu pytasz?

- Bo od chwili siedzisz, ściskasz ten telefon i patrzysz w niego ślepo. - wskazał na urządzenie w mojej dłoni. Zmarszczyłam brwi.

Tutorial: jak zrobić z siebie idiotkę by Lily.

- Miałam napisać do mamy i się zamyśliłam, wszystko jest okej.

- Twoja mama ma chyba wyczucie. - wskazał głową w kierunku ekranu, który rozświetlił się, informując o połączeniu. Mama. - Odbierz, nie będę przeszkadzał, obiecuję.

Skinęłam głową i przejechałam po ekranie. Przyłożyłam telefon do ucha i uśmiechnęłam się na dźwięk głosu mamy.

- Cześć, kochanie, jak u ciebie?

- Dobrze, jestem trochę zmęczona, ale jest super. A u ciebie?

- Mam zamiar iść właśnie zrobić sobie długą kąpiel i cieszyć się, że moje dziecko wyjechało i przez najbliższe dwa miesiące udawać, że go nie mam.

- Dzięki, to miłe. - próbowałam udawać obrażoną, ale niezbyt mi to wychodziło, zważając na uśmiech na mojej twarzy.

- Już się nie obrażaj. Co teraz robisz?

- Um, wracamy właśnie do hotelu na kolację.

- Zjedz coś porządnego i nie siedź do późna, dobrze?

Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę, po czym się rozłączyłam, bo dojeżdżaliśmy do hotelu. Nie zdziwił mnie fakt, że stało pod nim sporo fanów. Shawn przeprosił ich, tłumacząc, że jest zmęczony i głodny.

Na jego miejscu też nie miałabym siły, zwłaszcza, że było ich naprawdę sporo. Weszliśmy do środka, od razu kierując się w kierunku odpowiedniej sali.

- Jutro mamy lot do Vancouver, więc zacznijcie już dzisiaj ogarniać swoje rzeczy, tak, mówię do ciebie Shawn.

Chłopak wywrócił oczyma.

- Spokojnie, Andrew, dam sobie radę.

***

Następnego dnia od rana chodziłam po pokoju, upewniając się, czy wszystko wzięłam. Nie chciałam niczego zostawić, a znając mnie i moją super niezdarność, było to dość możliwe.

Nie wiem totalnie, jak ogarnę takie ciągle rozpakowywanie i pakowanie się przez najbliższe dwa miesiące. To może być ciężkie. A będą dni, podczas których dzień po dniu będziemy w różnych miastach. Dzień po koncercie w Vancouver jest koncert w Seattle, także będzie ciekawie.

Po wyładowaniu w Vancouver, byłam cholernie podekscytowana. Uwielbiałam to miasto i zawsze, gdy grałam z kuzynem w Monopoly, od razu je kupowałam. Byłam trochę przerażającym dzieckiem.

Zameldowaliśmy się w hotelu i nie jestem pewna, który pokój był ładniejszy. Hotele były naprawdę ekskluzywne i w sumie nie powinno mnie to dziwić. No ale cóż.

- Em, Lily? - usłyszałam głos Shawna, gdy szlam po kolacji do swojego pokoju. Odwróciłam się, czekając, aż chłopak dorówna mi kroku.

- Em, Shawn? - zażartowałam.

Boże, ale z ciebie żartowniś, Lily, jak cholera. Mimo denności tego 'żartu', Shawn udał, że go to bawi.

- Masz ochotę wyjść i pozwiedzać? Wiesz, na spacer. - włożył ręce do kieszeni i patrzył na mnie wyczekująco.

- Ym, tak, jasne, muszę tylko wziąć kilka rzeczy, jeśli to nie problem?

Proszę, powiedz, że nie, chcę iść na ten spacer.

- Żaden. Sam powinienem wziąć bluzę. Chodźmy do twojego, a potem do mojego pokoju i wyjdziemy razem.

Pokiwałam głową, zadowolona z takiego obrotu spraw. Ruszyliśmy korytarzem do mojego pokoju. Tym razem wszyscy byliśmy ulokowani na jednym piętrze, Shawn miał pokój trzy dalej, niż ja.

Weszliśmy do środka, a ja od razu ukucnęłam przy walizce, żeby wyciągnąć z niej bluzę, której jeszcze nie zdążyłam wypakować. Wrzuciłam do plecaka najważniejsze rzeczy, bez których nie ruszam się na miasto i stwierdziłam, że jestem gotowa.

Pokój Shawna był bardzo podobny do mojego, chociaż w nim był większy bałagan. Dużo większy.

Chłopak zarzucił na siebie bluzę i powiedział, że możemy iść. Cóż, jemu zajęło to zdecydowanie mniej czasu.

Myślę, że żadnym zaskoczeniem nie były dla niego fanki pod hotelem. Zatrzymał się na chwilę, zrobił z nimi zdjęcia, po czym ruszyliśmy przed siebie.

- Chyba podoba ci się Vancouver, prawda? - zaśmiał się, prawdopodobnie widząc moją minę.

Starałam się zapamiętać każdy szczegół, jak najwiecej miejsc. Te wakacje to naprawdę świetna okazja do zwiedzenia Ameryki Północnej.

Skinęłam głową.

- Uwielbiam to miasto. Znaczy, o ile można uwielbiać miejsce, w którym nigdy się nie było. Choć myślę, że można.

- Zgadzam się z tobą, zdecydowanie można. Wolisz pójść na plażę, czy do centrum?

- Wolałabym gdzieś, gdzie istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że piasek wejdzie mi w buty. Twój wybór.

Szatyn zaśmiał się głośno.

- Okej, więc chodźmy.

Zmarszczyłam brwi, zaskoczona jego pewnością siebie.

- Jesteś pewien, że wiesz, gdzie powinniśmy iść?

Shawn powiedział, że wypytał miłej pani w recepcji o drogę i mniej-więcej się orientuje, a mi pozostało jedynie mu zaufać, no bo, cholera, ja nie miałam żadnego pojęcia o tym, gdzie jesteśmy i jedyna osoba, na której mogłam w chwili obecnej polegać, to właśnie on.

Szliśmy przed siebie i nie jestem pewna, ale chyba pisnęłam, gdy zobaczyłam te piękne kolorowe budynki odbijające się w wodzie. To było niesamowite, prawie tak bardzo jak na planszy Monopoly, ale chyba na żywo trochę bardziej.

Przyspieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się bliżej.

- Zrobisz mi zdjęcie, ładnie proszę? - podałam mu mój telefon, zachwycona widokiem, który rozpościerał się przed nami.

- Mam lepszy pomysł. - oddał mi urządzenie, po czym skierował się do trzech dziewczyn, stojących kawałek dalej i przyglądających się nam. Chociaż próbowały udawać, że ich nie interesujemy.

Shawn uśmiechnął się i zaczął coś do nich mówić, a one od razu pokiwały twierdząco głową i podeszły do mnie razem z nim. Shawn podał im swój telefon i stanął obok mnie, obejmując mnie w pasie. Zdziwiłam się, ale nie komentowałam tego, bo nie miałam nic przeciwko. On często tak pozował z fanami, a skoro byłam jego fanką, to to było w porządku, prawda?

**

Miałam to opublikować przed kościołem i zapomniałam oops

Liczę, że się wam podoba, czekam na wasze opinie xx

Zgodnie z obietnica, powstał hasztag, doskonale już wiecie na czym to polega, więc do dzieła x

Od 17 do 22 spamujemy głosami na Shawna na iHeartAwards, dajcie czadu xx

Buzi,

mrsgabriellee xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top