31. Masz jakieś plany na wieczór?


Lily

- Według mnie powinnaś wybrać tą niebieską.

- Tak? Ta czerwona też jest piękna, to zbyt skomplikowane - jęknęła niezadowolona Sky. Bal był już za miesiąc i dziewczyna powoli zaczynała fiksować. Zamówiła sobie przez internet dwie sukienki i jedną musi odesłać, ale nie ma bladego pojęcia którą.

- Lepiej wyglądasz w niebieskiej, mówię ci poważnie.

- Będą się śmiać, że ubrałam się jak niebo - parsknęła, siadając na łóżko. Pokręciłam głową, hamując śmiech. Wiem, że bardzo nie lubiła swojego imienia i niejednokrotnie słyszała od innych jakieś przytyki, właśnie tego typu.

- A w czerwonej, że jak piekło. Niebieska jest lepsza. To moja opinia.

- No dobrze, ale jakie buty do tego?

- Sky, jest połowa stycznia. Bal jest pod koniec lutego. Nie musisz kupować teraz wszystkiego na już.

- Ja wiem, ale.. - przeszkodził jej dzwonek do drzwi, który rozległ się w całym salonie, w którym siedziałam. Ludzie, jest niedziela, czy was pogrzało? - Kto to?

- Nie mam bladego pojęcia, mama wraca z wyjazdu dopiero osiemnastego, więc to nie ona. Oddzwonię, okej?

- Tylko naprawdę oddzwoń. - pokiwałam głową i kliknęłam na czerwoną słuchawkę, kończąc rozmowę wideo.

Nie miałam zbytniej ochoty na żadnych gości. Wciąż byłam najedzona po świętach, a przecież minął już prawie miesiąc od nich. Podniesienie się z kanapy przyszło mi z trudem, ale w końcu dałam radę. Podeszłam do drzwi i przekręciłam zamek, otwierając je. Szarpnęłam za klamkę, wpuszczając tym samym do domu chłód.

Spojrzałam na osobę stojącą przede mną, mrugając kilkukrotnie.

- Ja już do końca zwariowałam, mam przywidzenia, czy ty jesteś prawdziwy? - wymamrotałam, mając ochotę go dotknąć, ale gdyby okazało się, że to jednak naprawdę Shawn, mogłabym wyjść na totalną idiotkę. W odpowiedzi usłyszałam jego dźwięczny śmiech. To naprawdę był on. Stał przede mną.

- Tak sobie pomyślałem, że może obejrzelibyśmy tą ósmą część Harry'ego Pottera? - spytał, uśmiechając się nieśmiało. Trzymał ręce w kieszeni i wyglądał jak mały chłopczyk, który bał się, czy mama pozwoli mu iść do kolegi na noc.

- Wejdź. - Otworzyłam szerzej drzwi, wpuszczając go do środka. - Liczyłeś, że przyjdziesz sobie tak po prostu po pięciu miesiącach, a ja rzucę ci się w ramiona? - prychnęłam, patrząc na niego. I przyznam szczerze, nie mogłam się napatrzeć. Wyglądał naprawdę dobrze.

- Nie, Lily...

- To źle myślałeś. Potem możemy się znowu pokłócić, czy coś, ale teraz po prostu mnie przytul. Chociażby jako fankę. Potrzebuję tego.

Mając go przed sobą, zdałam sobie sprawę z tego, że tęskniłam chyba bardziej, niż mi się wydawało. Chłopak uśmiechnął się szeroko i w przeciągu sekundy znalazł się tuż przy mnie, zamykając w swoich ramionach. Odetchnęłam głośno, czując, kotłujące się w kącikach oczu, łzy.

- Cichutko, kochanie - wyszeptał mi do ucha, głaszcząc opiekuńczo po plecach.

- Nie puszczaj mnie, proszę - wydukałam. Czułam się tak, jakbym po długim czasie wreszcie wróciła do domu. Tak, jakby wreszcie miało być dobrze.

- Nie puszczę, ale nie płacz, proszę. - położył swoją brodę na mojej głowie, wciąż przesuwając ręką po moich plecach. Pociągnęłam nosem, zachłystując się powietrzem. - Kruszynko, proszę.

- Przepraszam. - odsunęłam się od niego, ścierając łezki z policzków. Spojrzałam na jego twarz. Patrzył na mnie, miałam wrażenie, że ze zmartwionym wyrazem twarzy.

- Wszystko w porządku? - pokiwałam głową. - Na pewno?

- Na pewno. Przepraszam, nie powinnam. - zrobiłam krok w tył, zdając sobie sprawę z tego, jak musiałam wypaść w jego oczach. Znowu zrobiłam z siebie totalną idiotkę

- Masz rację, nie powinnaś. Nie powinnaś się odsuwać.

- Może najpierw porozmawiajmy, dobrze? - szatyn kiwnął głową, zgadzając się na moją propozycję. - Chcesz czegoś do picia?

- Nie, ale muszę ściągnąć buty, tak myślę. No i kurtkę.

Poczekałam chwilę, aż pozbędzie się obuwia i okrycia, siedząc na kanapie. Dołączył do mnie po chwili, siadając obok, zostawiając między nami niewielką odległość.

- No to... - zaczął.

- No to...

- Przepraszam, Lily. Zachowałem się jak rozpieszczona gwiazdeczka. Wszystko, co powiedziałem... ja wcale tak nie myślę. Ani nie myślałem. Nie liczę, że będzie jak dawniej, że do siebie wrócimy, czy coś, bo tobie wyszło z Tylerem, a ja nie chcę niszczyć twojego szczęścia.

- Chwila, chwila, o czym ty mówisz?

- W sensie?

- Ja i Tyler, owszem, pogodziliśmy się, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi, on rozumie, że nic do niego nie czuję.

- Na tym snapie wyglądało to całkiem inaczej. Dlaczego go do mnie wysłałaś?

- Sky.

- Ahm... Czyli, że nie masz nikogo?

- Ja nie, ale ty masz.

- Ja mam?

- No, Hailey.

- Nie jesteśmy razem, to znajoma.

- Nie?

- Nie.

Wybuchnęłam śmiechem, naprawdę rozbawiona całą tą sytuacją. Po chwili szatyn dołączył do mnie, chyba także zdając sobie sprawę, jak śmiesznie to brzmiało.

- Przepraszam, że się nie odezwałem.

- Ja też.

Między nami zapanowała cisza. Spojrzałam na swoje splecione ręce, nie mając bladego pojęcia, co mam powiedzieć. No, bo co miałam?

- Czyli czysto teoretycznie, nic nie stoi nam na przeszkodzie? - on pierwszy się odezwał. Pokręciłam głową. - A widzisz dla nas jeszcze jakąkolwiek szansę?

- A ty?

- Widzę. Jeśli tylko chcesz.

- Chcę - wypaliłam bez większego zastanowienia.

Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Przysunął się w moją stronę. Stykaliśmy się już kolanami. Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi, co przy nim nie było żadną nowością. Przymknęłam oczy, czując jego dłoń na moim policzku. Jeśli to jest sen, to proszę, niech nikt mi nie przeszkadza.

- Myślisz, że mogę cię pocałować? - wyszeptał, wciąż gładząc mój policzek.

- Myślę, że możesz. Powinieneś.

Poczułam chłód na swojej twarzy, spowodowany tym, że zabrał swoją rękę, Objął mnie w talii, przyciągając do siebie i wciągając tym samym na swoje kolana. Uśmiechnęłam się, a już po chwili jego usta przywarły do moich. Wreszcie.

Zarzuciłam ręce na jego szyję, wplatając palce w jego włosy. Tak bardzo za tym tęskniłam.

- Moje kochanie - szepnął, gdy już się od siebie oderwaliśmy, po czym pocałował mój policzek. - Wiesz, że równe pół roku temu pocałowałem cię w San Diego?

- Pół roku?

- Pół roku. I gdy o tym pomyślałem, stwierdziłem, że potrzebuję cię w moim życiu, Lily. Cholernie mocno cię potrzebuję. Nie wiem, czy pozwolisz mi być w twoim, jak bardzo mi pozwolisz, bo przegiąłem, ale zlituj się nade mną.

Zaśmiałam się cicho.

- Cytowanie swoich piosenek jest bardzo słabe, Mendes.

- Ale działa? - pokręciłam głową. - No to trudno. Chciałabyś ze mną znowu być?

- Myślisz, że wpuściłabym cię do środka i pozwoliłabym się pocałować, gdyby odpowiedź brzmiała nie?

Pisnęłam, czując, jak gwałtownie przybliżył się do mnie i złączył nasze usta. Wspominałam kiedyś, że mogłabym go całować bez przerwy? Nie? To teraz wspominam.

- Czyli, że znowu mogę się nazywać chłopakiem najpiękniejszej dziewczyny na tej planecie?

- Romantyk na poziomie minus dziesięć mi się trafił, nieźle.

- Prawie już zapomniałem, jaka złośliwa czasami jesteś. Tak strasznie cię przepraszam, że pozwoliłem ci wtedy wyjść, że powiedziałem te wszystkie niemiłe słowa. Nie myślę tak, naprawdę. Wiem, że zależy ci na mnie, a nie na tym, żeby być dziewczyną kogoś sławnego. Przepraszam.

- Nie przepraszaj. Ja też zachowałam się nie do końca na miejscu. Uznajmy po prostu, że oboje popełniliśmy błąd, bo nie chcę się znowu pokłócić, dobrze?

- Dobrze. Obiecuję, że tym razem nam wyjdzie. Zrobię wszystko, żeby nam wyszło. Kocham cię, Lily. Bardzo, bardzo mocno.

- Kochasz mnie? - szatyn pokiwał głową. - Naprawdę mnie kochasz? - znowu kiwnął. - Ja ciebie też, bardzo, bardzo mocno.

- To cudownie się składa. - cmoknął krótko moje usta.

- Masz jakieś plany na wieczór?

- Jestem cały twój.

- To może obejrzymy tą ostatnią część Harry'ego Pottera? - zaproponowałam, a w odpowiedzi dostałam jedynie śmiech, co wzięłam za tak.

****

HEJKA!

No to... Shily come back

Myslicie ze na długo? Hihi

czekam na wasze opinie xx

Buzi,

mrsgabriellee xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top