29. Lubisz go


Lily

- Nadal się do niego nie odzywasz? - spytała Sky, gdy usiadłam przy stoliku na stołówce, chwilę potem, jak minęłam bez słowa Tylera, który chyba po raz milionowy próbował nawiązać ze mną rozmowę.

- Nie mam ochoty. - wzruszyłam ramionami, zgarniając frytkę z plastikowego talerzyka i wkładając ją sobie do buzi.

Najgorsze frytki, jakie w życiu jadłam. Zmiana kucharki to była jedna z najgorszych decyzji tej szkoły. Tęsknię za dobrą pizzą.

- Lily, jest listopad. Minęły trzy miesiące. Trzy miesiące, a ty nadal się obrażasz na Tylera? On żałuje i stara się jakoś naprawić relacje z tobą. A Shawn? Odezwał się choć raz? Czy cię olał? - uniosła brew do góry, a ja spuściłam wzrok.

- Nie, nie obrażam się na niego, Sky. Po prostu jak na niego patrzę, to mam przed oczami ten pocałunek i to wcale nie jest przyjemne.

- Nie myślałaś o tym, żeby dać mu szansę? - spojrzała na mnie z poważną miną. Czy ona sobie ze mnie robi jaja? Powiedzcie, że się przesłyszałam.

- Sky, nie żartuj sobie ze mnie.

- Ja nie żartuję. Tyler zadbałby o ciebie, wiesz, że byłby dla ciebie dobrym chłopakiem.

- Ale ja nie mam trzydziestu pięciu lat, żeby szukać kogoś, kto o mnie zadba, czy tam się mną zaopiekuje, Sky. Nie jestem desperatką.

Dziewczyna pokręciła głową, ale już nic więcej nie powiedziała. Najwidoczniej zrezygnowała, widząc, że nic nie wskóra. Jadłyśmy w ciszy, nawet na siebie nie spoglądając. Naprawdę jej nie rozumiałam.

- Jeśli zbyt długo będziesz siedziała na chmurce o nazwie Shawn Mendes, to prawdziwa miłość może przelecieć ci przez palce, Lily.

- Nie mów tak. Przez szesnaście lat swojego życia nie miałam chłopaka i żyłam. To, że teraz jednego straciłam, nie znaczy, że mam od razu szukać innego, proszę cię.

- Czekasz na niego, nie oszukuj mnie, ani siebie. Czekasz, aż się odezwie, wiem to.

- To już tylko moja sprawa.

Czekałam, jasne, że czekałam. Z dnia na dzień coraz bardziej traciłam nadzieję, coraz bardziej tęskniłam, ale wciąż gdzieś tlił się we mnie ten płomyczek wiary, że napisze chociażby głupiego SMSa.

- Ale ty wiesz, że on cię już zastąpił? Zastąpił cię, Lily. Wiesz, jasne, że wiesz. Po tej gali wszyscy wiedzą, że umawia się z Baldwin.

To było jak cios w policzek. O rzekomym romansie Shawna i Hailey huczał cały internet, a mnie to bolało. Wiedziałam o tym, jasne, że wiedziałam, bo choć nie mamy kontaktu, wciąż wspieram go jako artystę.

- Jesteś moją przyjaciółką, Sky, tak? - dziewczyna skinęła głową. - No to przestań mnie dobijać, jasne? Nie chcę słyszeć od ciebie nic na temat mojego życia miłosnego.

- Tylko nie płacz, gdy zdasz sobie sprawę z tego, że byłaś dla niego zabawką, którą rzucił przy pierwszej lepszej okazji. Idę, muszę jeszcze coś załatwić w bibliotece. - wstała z ławeczki i ruszyła w stronę wyjścia, po drodze wyrzucając śmieci do kosza.

Nie wierzę jej. Nie wierzę w to, że byłam zabawką. On przecież nie chciał mnie wykorzystać. Był troskliwy, nie wulgarny, na nic nie naciskał. Nie wierzę w to. On czuł do mnie to samo, co ja do niego.

- Hej, wszystko w porządku? - do stolika dosiadła się znajoma osoba. Zoey. Uśmiechnęłam się do niej słabo i pokiwałam głową.

- Czemu miałoby nie być?

- Słyszałam kawałek rozmowy twojej i Sky. Ciebie i Shawna łączyło coś więcej?

- To już nieistotne. - wzruszyłam ramionami.

- Przepraszam, nie wiedziałam. Zachęcałam Tylera, żeby wreszcie odważył się zrobić jakiś krok w twoją stronę, bo się bał, a to chyba wyrządziło więcej szkody, niż pożytku.

- On coś do mnie czuł od dłuższego czasu? - uniosłam brew.

- Od przedszkola był w tobie zabujany. Nie każ go tak, Lily. Myślę, że on zrozumie, że nic do niego nie czujesz i wiesz, nie mówię, że nie będzie cierpiał, ale na pewno będzie choć trochę szczęśliwszy, że ty w ogóle z nim rozmawiasz.

- Od przedszkola?

- Od przedszkola. Nie rób mu tego, serio. Ostatnio dużo rozmawiamy, on jest smutny, że go odtrącasz. Pomyśl o jego uczuciach, to dobry chłopak.

Uniosłam brew, zaskoczona jej słowami. Coś ewidentnie było na rzeczy.

- Lubisz go.

- Co-nie, skąd ci to przyszło do głowy.

- Lubisz go, bardzo go lubisz! Matko, Zoey, czujesz coś do Tylera? - pisnęłam.

- Ciszej, wszyscy nie muszą słyszeć. - spuściła wzrok.

- Jeśli się martwisz o mnie, to nie bój się, ja ci go nie ukradnę.

- Chcę, żeby po prostu był szczęśliwy. Nieważne, czy z tobą, ze mną, czy z kimkolwiek innym, wiesz, jak to jest, gdy czujesz coś do kogoś i chcesz dla niego dobrze, więc myślę, że nie muszę ci tego tłumaczyć. Słuchaj, Lily, to, czy zdecydujesz się z nim porozmawiać zależy od ciebie, ale przemyśl to dobrze, okej? Proszę cię. Nie chcę, żeby on był smutny, pomyśl też o nim, nie tylko o sobie.

Nie tylko o sobie.

Pokiwałam delikatnie głową, obiecując jej, że chociaż spróbuję. Zoey miała rację. Nie tylko ja byłam zakłopotana tą sytuacją. I nie tylko Tyler. Wokół nas są też inni ludzie. Przez to jeszcze ani razu nie wyszliśmy gdzieś naszą małą paczką. Trochę mi tego brakuje. Tych ciągłych kłótni Sky i Tylera, mnie, próbując ich pogodzić i potem słuchania od innych, żebym następnym razem zaprosiła tylko jedno z nich.

Po następnej lekcji postanowiłam spróbować. Przynajmniej wyjaśnić sobie tą sytuację. Wyszłam z klasy szybko, chcąc złapać Tylera, który jak zwykle niemal z niej wybiegł.

- Tyler, poczekaj! - krzyknęłam za nim, a on odwrócił się i spojrzał na mnie, jakby zobaczył ducha.

- Coś się stało?

- Chciałam porozmawiać. Masz teraz jakieś zajęcia?

- Okienko. Evans jest chora.

- Tak, fakt, przecież mamy razem biologię. Masz może chwilkę?

- Mam. Może chodźmy na dziedziniec, okej?

- Okej.

Ruszyłam za nim w odpowiednim kierunku. Wzdrygnęłam się, gdy znaleźliśmy się na dworze. Pogoda była beznadziejna. Zapięłam zamek w kurtce, którą miałam na sobie i spojrzałam na chłopaka, który z kolei przyglądał się mi z zainteresowaniem.

- To... o czym chciałaś porozmawiać? Albo nie... ja zacznę, bo to wszystko moja wina. Nie powinienem cię był całować, powinienem porozmawiać z tobą najpierw, powiedzieć ci, co czuję, bo pewnie już o wszystkim wiesz. Nie pomyślałem, że możesz kogoś mieć. Umawiałaś się z którymś muzyków Mendesa, kimś z jego zespołu, czy coś, prawda? Zniszczyłem twój związek. Cholera, jasne, że zniszczyłem. Ten chłopak pewnie to widział, w końcu stał naprzeciw nas.

- Rozstaliśmy się, tak.

- Zaproponowałbym, że z nim porozmawiam, ale muzycy takiej gwiazdy pewnie nie mają czasu na rozmowy ze zdesperowanym nastolatkiem. - zaśmiał się smutno.

- Tyler, ja nie będę ukrywać, że wciąż o tym myślę.

- Myślisz o tym? - spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Nie w takim sensie, chodziło mi o to, że wciąż niezręcznie mi się z tobą rozmawia i chyba wciąż jestem trochę zła - przyznałam, spuszczając wzrok na swoje buty.

- Oh.

- Przepraszam.

- W porządku. To ja przepraszam.

- W porządku. Możemy spróbować chociaż zacząć ze sobą rozmawiać?

- Możemy.

****

DUM DUM DUM

jak tam In my blood, kochani? Ja od 5:50 nie spie haha jestem zakochana❤️

Coś tam Wyskrobałam, liczę, że wam się podoba. Do zobaczenia, mam nadzieję, jutro!

Buzi,

mrsgabriellee xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top