27. Poderwij kogoś.
Jeśli dostaliście więcej powiadomień, to przepraszam, Wattpad znowu mi swiruje ;)))
Prawdopodobnie dopiero teraz dostaliście powiadomienie o rozdziale, który był po południu i którego cofnęłam publikacje. Miał być jutro, ale dostałam masę wiadomości, Wiec dla świetego spokoju - enjoy ❤️
**
Shawn
Stałem na lotnisku, rozglądając się za jedną osobą. Gdzie ona była? Powinna tu już być jakiś czas temu. Jak można być tak nieodpowiedzialnym? To nie jest kolacja w hotelu, samolot nie będzie za nią czekał, do cholery!
- Gdzie ona jest? - mruknąłem do siebie, zwracając tym samym na siebie uwagę Geoffa, który siedział na krzesełku obok i wlepiał wzrok w telefon.
- Kto?
- No Lily, powinna tu już dawno być! Zaraz odlatujemy, a jej nie ma!
- To ty nic nie wiesz? Jej mama wczoraj zadzwoniła i powiedziała, że Lily nie będzie nam towarzyszyła na kolejnych koncertach. Zrezygnowała.
Miałem wrażenie, jakby ktoś mi w tym momencie przypierdzielił czymś ciężkim w głowę. Jak to zrezygnowała? Ona nie mogła mi tego zrobić! Po prostu nie mogła.
Wczoraj przegiąłem. Nie powinienem jej mówić tych wszystkich rzeczy, ale ona wcale nie była lepsza! Po prostu stwierdziła, że najlepiej to skończyć i już, tak?
I teraz jeszcze stchórzyła i stwierdziła, że zachowa się jak księżniczka i nawet ze mną nie porozmawia o tym wszystkim? Przecież byliśmy razem. Krótko, ale byliśmy. To chyba wymaga rozmowy, a nie tylko kłótni, słów, wypowiedzianych w emocjach.
Ścisnąłem mocniej butelkę wody, którą trzymałem w ręku.
Może dla niej to było lepsze wyjście? Może była zadowolona takiego obrotu spraw? Co jeśli ona podczas tego pocałunku wczoraj zdała sobie sprawę, że on będzie dla niej lepszy?
Jestem jednocześnie wkurzony i smutny. Chcę, żeby była szczęśliwa. Naprawdę mi na niej zależy i jestem w niej kurewsko zakochany. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia. A potem pojawiła się Lily, która po prostu weszła do tego hotelowego pokoju i zawróciła mi w głowie. Była taka urocza, prosta i prawdziwa we wszystkim, co robiła. Nie chce mi się wierzyć, że to już koniec. Tak nie można!
Chciałem się spytać, gdzie jest Andrew i wyjaśnić z nim to, ale głos z głośników oznajmił, że pasażerowie lotu do Montrealu proszeni są do wejścia na pokład samolotu, więc stwierdziłem, że poczekam z tym, aż będziemy na miejscu.
Lot nie był długi, ani zbyt męczący, ale i tak po przylocie jedyne, czego chciałem to iść spać. Byłem chyba bardziej zmęczony tą sytuacją, niż podróżą. Dziwnie było jechać do hotelu bez Lily, nie słyszeć jej głosu i nie widzieć uśmiechu.
Zjebałeś, Mendes.
Nie rozumiem, dlaczego jej to wszystko powiedziałem. Że co? Że dobrze się bawiła? Przecież wiem, że tak nie było. Przy niej czułem się jak normalny nastolatek, nie traktowała mnie tak, jak inni.
Zjebałeś, Mendes.
Usiadłem na łóżku, wyciągając telefon z kieszeni. Odblokowałem urządzenie i uśmiechnąłem się, widząc zdjęcie na mojej tapecie. Zdjęcie, które Aaliyah zrobiła nam na moich urodzinach. Uwielbiałem je.
Wszedłem w kontakty, wpatrując się, chyba zbyt długo, w ten jeden konkretny.
Moja superfajna dziewczyna
Na moich ustach pojawił się słaby uśmiech. Zapisała się tak w dzień pierwszego koncertu w Toronto.
Przycisnąłem palec do tej nazwy, powodując tym samym, że połączyło mnie z nią. Potrząsnąłem głową. To nie ma sensu, nie przez telefon. Wcisnąłem czerwoną słuchawkę.
Przygryzłem wargę. Weźmie za totalnego debila, jak nic. Najpierw na nią krzyczę, potem pozwalam jej tak po prostu wyjść, a na końcu dzwonię do niej, rozłączając się niemal od razu? To nie jest normalne.
Do: Lily
Pomyłka, przepraszam
Muszę to załatwić, ale inaczej. Wciąż wierzę, że jednak zmieni zdanie i zdecyduje się dołączyć do nas, chociażby na kolejnym przystanku trasy.
***
Po krótkiej, niezbyt udanej drzemce, postanowiłem pójść do Andrewa i porozmawiać z nim. Gdzieś we mnie jest jeszcze nadzieja, że nie zrezygnowała przez naszą kłótnię, może miała inny powód.
Zapukałem do drzwi jego pokoju, czekając na pozwolenie na wejście. Ze środka rozległ się krzyk, który kazał mi wejść, więc to zrobiłem. Proste.
- Czego znowu chcesz? - rzucił, nawet nie zaszczycając mnie swoim spojrzeniem. Przerzucał jakieś rzeczy w walizce.
- Tak, Andrew jest świetnym menadżerem i zawsze jest dla mnie miły - zaironizowałem.
- Mendes, nie irytuj mnie.
- Dlaczego dowiedziałem się dopiero dzisiaj na lotnisku od Geoffa, że Lily zrezygnowała? - włożyłem ręce do kieszeni, czekając na jego odpowiedź. Mężczyzna odwrócił się w moim kierunku, patrząc na mnie, wyraźnie zaskoczony.
- Myślałem, że wiesz.
- Niby skąd miałem wiedzieć?
- Shawn, na samym początku obiecałem ci, że twoje życie uczuciowe, przyjaciele i inne takie, to zawsze będzie twoje życie i to się nie zmieni, ale nie chciałbym, żebyś zawalił coś przez dziewczynę. Co się między wami stało?
- Chyba powiedziałem kilka słów za dużo. Proszę, Andrew, zadzwoń do jej mamy i przekonaj ją, żeby Lily wróciła.
Brunet westchnął głośno, patrząc na mnie, jakby z politowaniem.
- Powtórzę: twoje życie uczuciowe to twoje życie. Nie mogę nic dla ciebie zrobić. Skup się na razie na trasie, powiedziałem jej mamie, że jeśli będzie chciała do nas dołączyć, to nie widzę przeszkód, ale to już tylko i wyłącznie jej decyzja.
Pokiwałem słabo głową. Wiedziałem, że ma rację i chce dla mnie dobrze. Jednak mimo wszystko, czułem się z tym źle. Nie wiedziałem, jak przeżywa to Lily i naprawdę bałem się, że źle.
Serce ściskało mi się na myśl, że być może teraz ona płacze, a ja powinienem być przy niej, przeprosić i starać się, żeby mi wybaczyła.
Dlaczego związki są takie popieprzone?
Wróciłem do swojego pokoju. Chyba powinienem pójść na kolację, ale totalnie straciłem apetyt. Nie miałem ochoty na nic. No, może pomijając jakąś dobrą wódkę.
Co w sumie nie było najgorszym pomysłem.
Wysłałem wiadomość do Geoffa z prośbą, żeby do mnie przyszedł, a potem zadzwoniłem na recepcję, żeby zamówić jakieś procenty do pokoju. Wychodzenie do baru nie byłoby zbyt dobrym pomysłem.
Chłopak zjawił się szybciej, niż obsługa hotelowa. Już na wejściu spojrzał na mnie z politowaniem, jakby było mu mnie żal.
- Naprawdę chcesz się nad sobą użalać? To ona wyszła cała zapłakana z twojej garderoby, Shawn. Nie zachowuj się jak poszkodowany, tylko albo do niej zadzwoń, albo wyjdź stąd i idź poderwij kogoś nowego, bo pijąc nic nie zdziałasz.
***
Lily
Przepraszam, pomyłka. Przepraszam, pomyłka. Przepraszam, pomyłka. Przepraszam, pomyłka.
Kiedy zobaczyłam jego zdjęcie i imię na ekranie telefonu, pomyślałam, że może chce ze mną porozmawiać, może chce sobie wszystko wyjaśnić. Przez chwilę poczułam się szczęśliwa, naprawdę.
A potem, gdy już miałam odebrać, było za późno. Rozłączył się. No i wysłał tego SMSa. Pomyłka. Pomylił się. Wcale nie chciał ze mną rozmawiać. Być może nawet nie chciał mnie już znać.
Od rana dobijali się do mnie wszyscy. Mama do drzwi pokoju, Sky dzwoniła i pisała, a nawet Tyler, który wysłał chyba milion wiadomości z prośbą o spotkanie. A ja czekałam na ten jeden, pieprzony, telefon. I gdy zadzwonił, okazało się, że to POMYŁKA.
Chciałabym być na niego zła. Naprawdę bym chciała.
Ale chyba bardziej chciałam, żeby po prostu mnie przytulił i pozwolił wszystko wyjaśnić. Pozwolił obiecać, że to się już nigdy nie powtórzy i wybaczył mi. Naprawdę tego chciałam. Wiem, że on nie jest jedynym chłopakiem na tej planecie, wiem, że jeszcze niejednego poznam. W końcu mam siedemnaście lat, nie sześćdziesiąt. Ale kto to wyjaśni mojemu głupiemu sercu?
Miało być cudownie, miałam być z nim szczęśliwa. I co? I wszystko, jak zwykle, się jebło.
***
Ale nie lubię tego rozdziału, matko.
Do następnego, buzi xx
mrsgabriellee xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top