13. Interesujące.
Lily
Zwiedzanie Los Angeles było fajne i przyjemne, ale męczące. Kiedy wróciliśmy do hotelu, jedynie o czym marzyłam, to o pójściu spać. I ja mogłam to zrobić. Troszkę gorzej miał Shawn, który dowiedział się, że o czwartej ma pierwszy wywiad, a o szóstej drugi. Biedaczek.
Umówiliśmy się, że o wpół do dziewiątej pójdziemy po jedzenie na nasz supermaraton Harry'ego Pottera. Dzisiaj przed nami dwa kolejne filmy. To dopiero było wyzwanie, zważając na to, że jutro z samego rana mamy samolot do San Diego. Muszę spakować się już dzisiaj, jeśli nie chcę, żeby zostawili mnie tu. Albo ewentualnie - żebym ja nie zostawiła tutaj połowy moich rzeczy. Tak więc wzięłam szybki prysznic, przebrałam w coś lekkiego i wzięłam się za ogarnianie walizki. Zostawiłam jedynie to, co będę potrzebować dzisiaj wieczorem i jutro przed wylotem, a resztę utłukłam do środka.
Zdecydowanie nie potrafiłam organizować miejsca w torbach i walizkach. Zawsze, gdy gdzieś wyjeżdżałam, wszystko było pięknie złożone i elegancko poukładane. Gorzej było, gdy wracałam. Wtedy miałam problem nawet z dopięciem zamków w walizce. Życie.
Kiedy w końcu uporałam się z tym diabelskim narzędziem, zgodnie z moim wcześniejszym planem, położyłam się, żeby trochę odpocząć.
Nie wyobrażam sobie, jak bardzo zmęczony będzie musiał być jutro Shawn. Nie wiem jak, ale muszę go przekonać, że oglądanie dzisiaj tego filmu to niezbyt dobry pomysł. Będę miała cholerne wyrzuty sumienia, jeśli przeze mnie fani z San Diego nie będą mogli posłuchać Shawna, który da z siebie wszystko.
***
Nie wiem dokładnie, o której zasnęłam, ale zasnęłam i obudziło mnie dopiero pukanie do drzwi. A raczej walenie. Chwyciłam telefon i spojrzałam na godzinę. Dziewiąta trzydzieści. O cholera jasna. Zerwałam się z łóżka, przeczesując ręką włosy i podbiegając do drzwi, po drodze niemal nie wywracając się o walizkę.
- Goto... chyba nie. - stwierdził Shawn, widząc stan, w jakim byłam.
- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, zasnęłam.
- Spokojnie. W sumie, możemy odpuścić sobie dzisiejszy maraton, hmm?
- Nie będziesz na mnie zły, czy coś?
- Nie, ale wproszę się do ciebie. - zaśmiał się, a ja skinęłam głową i otworzyłam szerzej drzwi.
Chłopak wszedł do środka i usadowił się na moim łóżku, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Zaczęłaś się już pakować? - Skinęłam głową. - Ja też.
- Interesujące.
- Ej, nie bądź wredna! - krzyknął, ale na jego twarzy malował się uśmiech.
- Zanim się rozbudzę, ponoć jestem okropna. - wzruszyłam ramionami, siadając obok niego.
- Interesujące.
- Ej! - założyłam ręce na piersi, udając obrażoną.
Kim on był, żeby mnie przedrzeźniać?
Och, tylko twoim idolem, luzik.
- Mam pomysł! - rzucił, zmieniając swoje położenie i siadając po turecku na środku łóżka.
- Jaki? - usiadłam na brzegu łóżka.
- Zagramy w dwadzieścia pytań! - uśmiechnął się szeroko, jak dziewczynka, której rodzice obiecali nową lalkę.
- I o co mam cię pytać? O rozmiar buta, czy co?
- Ale ty jesteś wybredna. To ja popytam ciebie!
Westchnęłam głośno, ale skinęłam głową. Usiadłam się wygodniej, wdrapując głębiej na łóżko i opierając o zagłówek.
- Więc, panie dziennikarzu, słucham.
- Kiedy masz urodziny?
- Dwudziestego piątego lipca.
- Co? Przecież to niedługo. Dlaczego nie mówiłaś wcześniej?
Wzruszyłam ramionami.
- Nie przywiązuję do urodzin jakiejś dużej wagi. Są, bo są.
Skinął głową, ale nie wyglądał, jakby przyjął to do informacji. Sprawiał raczej wrażenie zamyślonego. Zadał mi jeszcze kilkanaście pytań, a potem stwierdziłam, że to cholernie nudne i wywiad uważam za zakończony.
- Dowiedziałem się dzisiaj, że pozostałe zwyciężczynie konkursu przyjeżdżają trzydziestego pierwszego, na koncert do Nashville.
- O, wiesz już kim są?
Pokręcił głową.
- Wiem jedynie, że tylko jedna jest z Ameryki, dwie pozostałe z Europy. - Skinęłam głową na znak, że rozumiem.
- Byłoby zabaw... albo w sumie nieważne. - chciałam powiedzieć o sytuacji z Wendy, ale stwierdziłam, że to byłby zbyt duży zbieg okoliczności, gdyby jedną z tych dziewczyn była ona i nie ma sensu zaczynać tematu.
- Ważne, ważne, mów.
- To serio nic nieważnego, o czym warto mówić. - wzruszyłam ramionami, ale wzrok Shawna wciąż wskazywał na to, że był nieustępliwy. - Jedna z dziewczyn z mojej szkoły ukradła mi projekt, który początkowo chciałam wysłać i prawdopodobnie gdyby nie moja mama, nie zrobiłabym tego kolejnego.
- Ouch. Chyba powinienem podziękować twojej mamie. - zaśmiał się cicho.
- Dlaczego?
- Bo bardzo cię lubię i cieszę się, że tu jesteś? - wymamrotał niepewnie, a ja spuściłam wzrok na swoje dresy. - Naprawdę, nie mówię tego, żeby było ci miło, czy coś, chociaż chcę, żebyś czuła się tutaj z nami dobrze. Po prostu, bardzo, bardzo dobrze mi się z tobą rozmawia, lubię twoje poczucie humoru i tą twoją wstydliwość, gdy czasem zachowujesz się tak bardzo uroczo i się rumienisz albo spuszczasz wzrok. Nie myślałem, że z tego konkursu może wyjść coś tak fajnego.
- Przestań, będę pomidorem.
- W takim razie będziesz jedynym pomidorem, jakiego lubię.
***
Lot następnego dnia rano to było najgorsze, co mogło mnie spotkać. Przez moją popołudniową drzemkę, nie spałam pół nocy, w skutek czego miałam cholerny problem z wstaniem. Shawn wyglądał trochę lepiej, ale on przynajmniej spał w nocy.
- Potrzebuję łóżka. - jęknęłam, siadając na krzesełku. Wyrzuciłam właśnie kubeczek po mojej drugiej już dzisiaj kawie, a nie było nawet dziesiątej. - Dlaczego te krzesełka są, do cholery, plastikowe i niewygodne?
- Mamy jeszcze pół godziny, możesz oprzeć się o mnie, nie mam nic przeciwko. - usłyszałam głos Shawna, który siedział obok.
- Mogę?
- Możesz.
Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać. Shawn zaśmiał się, po czym podniósł rękę, żebym mogła się przytulić. Bez zastanowienia oparłam się o jego klatkę piersiową, przymykając oczy.
Coś się między nami zmieniło. Zniknęła jakaś bariera wstydliwości. Nie krępowałam się już tak jego obecnością, traktowałam go inaczej. Nie wiem, czy to dobrze, czy raczej źle.
Na razie starałam się o tym nie myśleć i po prostu korzystać z tego, co mam. Z czasu z Shawnem.
Zaciągnęłam się delikatnie zapachem jego perfum. On zawsze pięknie pachniał. Mogła być trzecia w nocy albo siódma rano, to nie miało znaczenia.
- Dwa miesiące - rzucił Geoff, który siedział naprzeciw nas.
- Oj, już się odczep od nas. - Shawn pokręcił głową, przytulając mnie jeszcze mocniej. Kocham to. Tak bardzo to kocham.
- Będę świadkiem na ślubie.
Przymknęłam oczy, ignorując jego uwagę. To jest śmieszne. Geoff mówił o moich marzeniach sprzed kilku lat. Wydaje mi się, że każda fanka przeżywa okres pod tytułem on będzie moim mężem, tak całkowicie na poważnie. Potem już raczej z tego żartuje, bo po prostu dorasta, ale każda z nas ma taką fazę. I ja też miałam.
A potem jakby dorosłam. Po prostu zaczęłam traktować Shawna jak kogoś, kto jest moją motywacją, wsparciem i pomocą, mimo że mnie nie zna. Tak po prostu. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę szansa na zostanie kimś więcej w jego życiu jest maciupeńka.
A teraz siedziałam wtulona w niego, z zamkniętymi oczami i słuchałam dogryzań jego przyjaciela, o tym, że będziemy razem. I już nawet nie traktowałam go jak abstrakcję, tylko jak kogoś najzwyczajniejszego na świecie, kto jednocześnie jest najbardziej niesamowitym człowiekiem, jakiego znam.
***
NIE POWINNAM NIE MAM JUŻ NIC NA ZAPAS
Ale chcę publikować jak najwiecej teraz i ughhh
Postaram się napisac jeszcze dzisiaj 14 i jutro wrzucić, mam polowe
13 to najgorszy dotychczas rozdział w tej historii przysięgam.
Czekam na wasze opinie xx
Buzi
mrsgabriellee xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top