12. Niezłe masz fantazje.
Lily
Chciałam wyrzucić telefon przez okno, gdy zadzwonił następnego dnia. Przysięgam, że byłam blisko tego, żeby zrzucić ten pieprzony telefon z dziesiątego piętra.
Pieprzony Harry Potter.
Zwlokłam się z łóżka po trzeciej drzemce, wiedząc, że nie mogę tego dłużej odwlekać. Za dwadzieścia minut przyjdzie po mnie Shawn, więc raczej i tak nie zdążę się wyrobić.
Umyłam zęby i ubrałam się. Postawiłam na kombinezon z krótkimi spodenkami. W Los Angeles było bardzo ciepło, tu chyba zawsze jest ciepło.
Rozczesałam włosy i chwyciłam kosmetyczkę. Byłam totalnie niewyspana i skutki tego było widać na mojej twarzy. Podkrążone oczy i nawet jakiś nieprzyjaciel na horyzoncie. Zdążyłam nałożyć korektor i zaczęłam go wklepywać, gdy ktoś zapukał do moich drzwi. Z gąbeczką przy twarzy ruszyłam do nich i wpuściłam Shawna do środka.
- A więc tak wygląda to kładzenie fundamentów. - spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem.
- Kładzenie czego?
- Mój przyjaciel stwierdził kiedyś, że niektóre rano kładą tapety, a inne fundamenty.
- I myślisz, że ja kładę fundamenty? - rzuciłam w niego różową gąbeczką w kształcie jajeczka.
Szatyn zaskoczony próbował złapać przedmiot, ostatecznie przyciskając go do swojej klatki piersiowej.
- Dlaczego to jest mokre? - skrzywił się, chwytając ją normalnie i przyglądając się ze zdziwieniem. - I dlaczego malujesz się jajkiem?
- To gąbeczka do wklepywania podkładu i korektora, ciołku.
- Jak to działa? Mogę spróbować?
Spojrzałam na niego zdziwiona. On tak serio? Postanowiłam jednak tego nie komentować i po prostu pociągnęłam go za rękę do łazienki.
- Widzisz te jaśniejsze plamy? - wskazałam na miejsca, gdzie nałożyłam korektor. Chłopak skinął głową. - Musisz je rozblendować, zrobić tak, żeby się nie rzucały w oczy. Wklepuj to delikatnie tym.
- Tym? - podniósł jajeczko, które wciąż trzymał w dłoni, a ja skinęłam głową.
Chłopak delikatnie przyłożył je do mojej twarzy i robił to, co mu poleciłam, a ja mimowolnie się zaśmiałam. Mrużył oczy, chcąc się skupić, a ja przypatrywałam się mu, totalnie ignorując moje łomoczące serce. Szło mu dość dobrze i był bardzo delikatny, jakby nie chciał zrobić mi krzywdy. Pomijając fakt, że tym trudno zrobić komukolwiek krzywdę.
- Spisałem się? - spytał, gdy skończył, a ja spojrzałam w lustro. Byłam zaskoczona, bo wyszło mu to naprawdę dobrze.
- Dałeś radę, Shawn. - chwyciłam czarną maskarę, odkręcając ją i oczyszczając szczoteczkę z nadmiaru, który nagromadził się na jej końcu.
- A to jest do rzęs, tak? - wskazał na niewielką szczoteczkę, a ja skinęłam głową. - Mogę?
- O, nie, nie, mój drogi. Aż tak ci nie ufam, żeby nie mieć pewności, że nie wybijesz mi oczu. - spojrzałam w lustro i szybko wytuszowałam rzęsy.
- Jesteś niemiła, Lily. - założył ręce na piersi, udając obrażonego. Zaśmiałam się, widząc jego minę.
- Oj, no przepraszam, ale muszę mieć czym na ciebie patrzeć.
Szatyn parsknął śmiechem, a ja sięgnęłam po rozświetlacz, który nałożyłam na kości jarzmowe i nos.
- Po co ci to? - spytał, opierając się o framugę drzwi.
- Żeby dobrze wyglądać. - wzruszyłam ramionami.
- Przecież dobrze wyglądasz.
- Przez tego twojego Harry'ego Pottera obudziłam się z takimi cieniami pod oczami, że przeraziłbyś się.
- Nie byłoby tak źle, oj tam. - pokręciłam głową i przejechałam usta balsamem. Nie nakładałam za dużo makijażu, bo było lato, a my byliśmy w Los Angeles, więc to mogłoby się skończyć spływającym podkładem.
- Okej, skończyłam. Idziemy na śniadanie, tak? - Chłopak skinął głową, a ja minęłam go w drzwiach łazienki, zgarniając z biurka telefon i kartę od pokoju.
- Trochę boję się tam iść - rzucił, kiedy staliśmy w windzie. Spojrzałam na niego, czekając, aż powie czemu. - Bo jesteśmy ciut spóźnieni, a tam są pomidory.
Wybuchnęłam śmiechem, powodując tym samym, że Shawn zmroził mnie wzrokiem. Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się słabo. Wysiedliśmy z metalowego pudła i skierowaliśmy się w stronę sali, na której czekało na nas jedzonko. Moje kochane jedzonko.
Ekipa Shawna siedziała przy jednej ze ścian. A przynajmniej Geoff i Andrew, reszty nie widziałam. Postanowiliśmy najpierw nałożyć sobie śniadanie na talerze, a dopiero potem usiąść. Znaczy, tak postanowił Shawn, bo zauważył coś innego, niż pomidory.
- Nasze gołąbeczki przyszły - rzucił Geoff, gdy zajęliśmy miejsca.
- Bardzo zabawne. - Shawn przewrócił oczyma, a ja zaśmiałam się cicho.
Andrew spojrzał na nich zdziwiony, ale nie skomentował tego. Spuściłam wzrok na swój talerz i nabiłam na widelec kawałek pomidora.
- Jak ty możesz to jeść? - usłyszałam obrzydzony głos Shawna, kiedy włożyłam czerwony kawałek warzywa do ust. - Nie oglądałaś Harry'ego Pottera, jesz pomidory, dlaczego ja cię lubię? - skrzywił się.
Przełknęłam jedzenie i parsknęłam śmiechem.
- Daję wam maksymalnie dwa miesiące - rzucił Geoff, biorąc łyka kawy.
- Dwa miesiące na co? - spytał Shawn, nabijając na widelec kilka warzyw z sałatki.
- Aż będziecie razem. - słysząc jego słowa, omal nie wyplułam jedzenia, które akurat przeżuwałam. Zamiast tego połknęłam je szybko, powodując tym samym to, że zaczęłam się dusić.
Poczułam, jak Shawn klepie mnie delikatnie po plecach. Po kilkunastu sekundach unormowałam oddech. Wytarłam łezki z kącików oczu, które nagromadziły się w nich na skutek kaszlu i spojrzałam na niego z wdzięcznością.
- I o tym właśnie mówię. - wskazał na nas ręką.
- Geoff, przyjacielu, zajmij się własnym życiem.
- Pogadamy za dwa miesiące.
- Zostawmy wasze przekomarzanki i życie uczuciowe Shawna na potem. Idziemy dzisiaj zwiedzać Los Angeles. Po śniadaniu widzę się z wami za dwie godziny w lobby, jasne?
Skinęliśmy głowami. Naprawdę lubię Andrewa. Czuwa nad wszystkimi i ogarnia praktycznie wszystko.
Byłam cholernie podekscytowana zwiedzaniem tego miasta. Chyba nie ma na świecie osoby, która nie chciałaby go zwiedzić. W końcu to Los Angeles.
Do pokoju wróciłam sama, bo Shawn wyszedł do fanów, żeby potem móc z nami wyjść bez zmuszania nas do czekania.
Położyłam się na łóżku i czułam, jakby schodziło ze mnie powietrze. Zmarszczyłam brwi, gdy poczułam wibracje w kieszeni.
Sky.
Byłam naprawdę zdziwiona. U nas było chwilę przed dziesiątą, co znaczy, że w Toronto dochodziła trzynasta. I ona już wstała? Odebrałam połączenie i przyłożyłam telefon do ucha.
- Już o mnie zapomniałaś, tak? Podróżujesz trochę i nie masz już przyjaciółki, tak? Zastąpiłaś mnie? - na starcie zostałam zasypana masą pretensji.
- Tak, dokładnie.
Usłyszałam ciche prychnięcie po drugiej stronie słuchawki, które postanowiłam zignorować.
- A teraz, młoda damo, wyjaśnisz mi, co robiłaś w jednym pokoju z panem Shawnem szanownym Mendesem o trzeciej w nocy? - przybrała rodzicielski ton.
- Oglądaliśmy Harry'ego Pottera, ja poszłam do łazienki, a on postanowił... No, zresztą widziałaś.
- Widziałam, widziałam. Cholernie uroczo razem wyglądacie. Wciąż to do mnie nie dociera, że tam z nim jesteś.
- Do mnie niby też, ale nie mam już problemu z zachowaniem przy nim, a przynajmniej nie taki duży. Czuję się przy nim dość swobodnie, choć napady fangirlu czasem mam.
- To chyba dobrze. Jesteś teraz w Los Angeles, tak?
- Ehe, zaraz idziemy zwiedzać.
- Cholera, ja też chcę.
Zaśmiałam się i spytałam co u niej. Rozmawiałyśmy praktycznie do czasu, aż nie musiałam się zbierać. Przypudrowałam sobie twarz, żeby się nie świecić jak telebim i zgarnęłam najpotrzebniejsze rzeczy.
Zjechałam windą na dół i usiadłam się na kanapie w miejscu, w którym mieliśmy się spotkać. Nikogo jeszcze nie było, ale niezbyt mnie to dziwiło, bo byłam przed czasem.
Nadrabiałam zaległości na Twitterze, gdy poczułam, jak kanapa pode mną ugina się pod ciężarem drugiej osoby. Spojrzałam na uśmiechniętego od ucha do ucha Shawna i sama wyszczerzyłam się w uśmiechu. Wyglądał na bardzo szczęśliwego i cieszyło mnie, że wracał ze spotkań z fanami z takim zacieszem.
- Co robi moja ulubiona Lily? - spytał, opierając swoją głowę o moje ramię.
Wstrzymałam oddech na chwilę, ale liczę, że tego nie zauważył. Miał ciężką głowę.
- Przegląda Twittera. - chciałam wzruszyć ramionami, ale uniemożliwiła mi to duża głowa spoczywająca na moim barku.
- O, właśnie, podaj mi swojego Twittera. - ożywił się, wyciągając telefon z kieszeni.
W pierwszej chwili chciałam to zrobić, ale szybko wybiłam sobie ten pomysł z głowy, kręcąc głową. Jak mam mu podać moją nazwę bez chęci ucieczki na Antarktydę? Mendesgirlfiendxx? To chyba nie jest zbyt dobry pomysł. Nie raz myślałam o jej zmianie, ale jestem cholernie sentymentalna, no i moi obserwujący kojarzą mnie po niej.
- Nie ma mowy.
- Dlaczego? - zmarszczył brwi. - Dziewczyny raczej chcą, żebym je zaobserwował.
- Nie jestem jak inne dziewczyny - wypaliłam, chcąc odsunąć ten temat. Przecież jeśli on zobaczyłby moją nazwę, wyśmiałby mnie albo nie odezwał się już do mnie normalnie.
- Oj, to już wiem. Dawaj to. - wyrwał mi telefon z ręki i wszedł na mój profil, po chwili wybuchając śmiechem. - No, niezłe masz fantazje, Lily, nie powiem. - spojrzał na mnie rozbawiony, a ja spaliłam buraka.
- To było dawno temu i nieprawda! - wykrzyknęłam cicho na swoją obronę. - Shawn, naprawdę, ja nie...
- Spokojnie, to nic złego, tylko nazwa na Twitterze. Widziałem gorsze. Przynajmniej nie jesteś toaletą Shawna, czy coś.
Wpisał moją nazwę na swoim telefonie i kliknął magiczny przycisk follow. Uśmiechnęłam się słabo.
- Ale wiesz, mogłaś mówić, może da się zrobić. - mrugnął do mnie, a ja w tamtym momencie byłam już chyba bordowa. - Ale jestem cholernie zmęczony. - ponownie oparł swoją głowę na moim ramieniu.
- Ja też.
- Musimy szybko wrócić, żeby zdążyć się zdrzemnąć przed pójściem do sklepu.
Jęknęłam niezadowolona.
- Nie odpuścisz, prawda? - spojrzałam na jego twarz, wykrzywiając głowę.
- Nie zamierzam. - uśmiechnął się szeroko.
- Dobra, gołąbeczki, idziemy na podbój Los Angeles, zbierać się - wykrzyknął zadowolony Geoff, który razem z Andrewem pojawili się obok nas.
***
Dzień doberek
Witam was w ten poniedziałkowy dzień!
Właśnie Skonczylam paznokcie i jestem taka hepi ze mi wyszły ze hit ❤️
Czekam na wasze opinie
Buzi
mrsgabriellee xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top