11. Moja data urodzin.




Lily

Na łóżku leżały nasze zapasy i laptop, na którym zapewne będziemy oglądać ten nieszczęsny film. Matko, pomocy.

- Nie wiem, czy cię to pocieszy, czy raczej załamie, ale sprawdziłem wszystko i musimy sobie podzielić nasz maraton. Dzisiaj obejrzymy dwie pierwsze części, bo to i tak zajmie dobre pięć godzin. - jęknęłam w duchu.

- Okej.

- No to, do łóżka! - rzucił, po czym roześmiał się głośno, a ze mnie uleciało troszkę stresu. Może nie będzie tak źle. Wczołgałam się na łóżko i oparłam o ramę. Po chwili Shawn dołączył do mnie z komputerem na kolanach. Włączył film i postawił go na końcu łóżka, tak żeby żadnemu z nas to nie przeszkadzało.

Oglądaliśmy w ciszy, jedząc chipsy i żelki. Film sam w sobie nie był zły, ale krępowała mnie jego obecność. Miał na sobie szare dresy i czarną koszulkę, a jego roztrzepane włosy wyglądały cholernie uroczo.

Westchnęłam, gdy zobaczyłam napisy końcowe.

- I jak? - spojrzałam na Shawna. - Podobało ci się?

- W sumie to tak, myślałam, że to będzie nudniejsze i jakieś bardziej skomplikowane - przyznałam szczerze, na co chłopak uśmiechnął się szeroko.

Klasnął zadowolony w dłonie.

- Już jesteś po drugiej stronie mocy, Lily. - zaśmiałam się głośno. - Okej, to oglądamy drugą część? - skinęłam głową, a on sięgnął po komputer i włączył odpowiedni film.

Komnata Tajemnic podobała mi się tak samo, jak Kamień Filozoficzny. Wzdrygnęłam się, gdy Harry spadł w pewnym momencie z miotły, a jego ręka dziwnie się wykrzywiła. Odruchowo odrzuciłam głowę w bok, nie chcąc na to patrzeć, ale nie przewidziałam tego, że napotkam przed sobą klatkę piersiową Shawna.

Chłopak zaśmiał się głośno, ale jedynie objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie.

- Masz rację, nie patrz na to, dziecko ty moje - wydusił przez śmiech, a ja spojrzałam na niego surowym wzrokiem.

O ile w takiej sytuacji jakikolwiek wzrok można nazwać surowy, bo miałam duży problem z zachowaniem powagi.

- To jest obleśne. - skrzywiłam się, wciąż mając zamknięte oczy. Hamowałam się, żeby nie zaciągnąć się zapachem jego perfum.

- Już możesz patrzeć. - poinformował mnie, a ja delikatnie uchyliłam powieki i odetchnęłam z ulgą, gdy na ekranie nie zobaczyłam wyginającej się kończyny głównego bohatera.

Jednak mimo tego, wciąż na pół leżałam, wtulona w klatkę piersiową Shawna. To było trochę dziwne, ale mam wrażenie, że żadne z nas nie chciało się od siebie odsuwać.

Poczułam się dziwnie rozczarowana, gdy film się skończył. Naprawdę przyjemnie mi się go oglądało, a już zwłaszcza w takich warunkach, więc było mi trochę przykro, że już koniec.

- Nie chce mi się tego wyłączać - mruknął Shawn, a ja spojrzałam na niego do góry, napotykając na jego wzrok. Uśmiechnęłam się słabo.

- Która godzina?

- Em, druga trzydzieści. - wzruszył ramionami, spoglądając na telefon. Podniosłam się delikatnie.

- Będę się zbierać, nie wstanę rano. - zaśmiałam się, przeciągając się.

- Zostań jeszcze, nie bądź taka.

Spojrzałam na niego trochę zaskoczona, ale wydaje mi się, że bardziej rozśmieszona, bo zabrzmiał jak małe dziecko.

- Nie jesteś zmęczony? - pokręcił głową. - Nie wierzę, jesteś od rana na nogach, miałeś dzisiaj koncert...

- No dobra, może troszkę jestem, ale chcę spędzić z tobą jeszcze trochę czasu, Lily, no weź.

Westchnęłam głośno. Byłam cholernie zmęczona, ale chciałam spędzić z nim więcej czasu, to chyba oczywiste.

- Gdzie masz te kwaśne żelki? - oparłam się znowu o zagłówek łóżka, a on z uśmiechem sięgnął po zieloną paczuszkę, którą otworzył i mi podał. Władowałam do ust jednego i skrzywiłam się, czując kwaśny smak.

Poczułam na twarzy flesz aparatu i spojrzałam na Shawna, mordując go wzrokiem.

- Wyglądałaś zbyt śmiesznie, przepraszam.

- Ja mam więcej twoich zdjęć na telefonie, więc uważaj sobie, Mendes. - wycelowałam w niego palcem.

- Naprawdę, czasem nie mam pojęcia, kiedy ktoś zrobił dane zdjęcie, bo przeważnie wydaje mi się, że mam normalną minę.

- Tylko ci się wydaje. - wzruszyłam ramionami.

- Pokaż mi je. - bez słowa sięgnęłam po telefon i prawdopodobnie moje policzki pokryły się dużym rumieńcem, gdy chłopak zobaczył moją tapetę. Jego zdjęcie, nie wiem skąd, znalazłam je na Pintereście. - To jest ładne!

- To tak, zawsze mam ładne tapety. - weszłam w galerię i znalazłam odpowiedni folder. - Proszę, przejrzyj sobie. Tylko bez usuwania. - pogroziłam mu palcem. - Mogłabym skorzystać z łazienki?

Szatyn skinął głową, przeglądając zdjęcia i uśmiechając się co chwila pod nosem.

Podniosłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki. Załatwiłam potrzebę i spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam aż tak źle, jak na tę godzinę.

- Nie jest źle - stwierdził Shawn, gdy wróciłam z toalety i usiadłam na łóżku. - O, trzy kolejne osoby spytały co ze mną robisz - zaśmiał się, patrząc w ekran, a ja zmarszczyłam brwi.

- Co ty zrobiłeś? - wyszarpnęłam mu telefon z ręki.

- Przypominam sobie, jak funkcjonuje snapchat. - wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic, a ja zmroziłam go wzrokiem. Ten debil wstawił swoje zdjęcie na story. Jęknęłam głośno. - No co? Przecież sama mówiłaś, że moje konto coś umarło.

- No bo umarło, ale moje żyje... przecież te wszystkie idiotki ze szkoły nie dają mi żyć we wrześniu.

W szkole roiło się od fanek Shawna, ale nie oszukując nikogo, nie wszystkie były zainteresowane jego muzyką, raczej twarzą. Chyba wszyscy znają takie super osoby.

- Czemu? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- Ym, bo ty to ty? - wskazałam na niego rękoma.

- No ja to ja.

- No i jesteś idolem masy osób na tym świecie?

- Chciałbym być czasem normalnym nastolatkiem. - spojrzał na swoje dłonie. - Kocham fanów, kocham to, co robię i nie zrezygnowałbym z tego, ani nie zamieniłbym na nic innego, ale boję się, że w pewnym momencie będę postrzegany tylko jako Shawn Mendes, piosenkarz, a nie jako Shawn, ten koleś z Toronto. - zaśmiał się smutno. - Ty też wciąż masz takie odruchy, w sensie wiesz, nie winię cię, bo to rozumiem, ale gdybym był normalny, niepopularny, nasza relacja wyglądałaby inaczej, rozumiesz, prawda? - Skinęłam głową. - Poderwałbym cię jakimś marnym tekstem o tym, czy bolało, jak spadłaś z nieba czy coś, potem byśmy się zaprzyjaźnili, a ty zamknęłabyś mnie w friendzone.

Wybuchnęłam głośnym śmiechem.

- Raczej ty mnie.

- Jesteś bardzo mało pewna siebie, Lily. Jesteś śliczną dziewczyną, nie wiem, dlaczego w siebie nie wierzysz.

Wzruszyłam ramionami, próbując powstrzymać kołaczące serce. Jesteś śliczną dziewczyną. Czy ja śnię? O cholera.

- Dzię-dziękuję.

- Nie dziękuj. To teraz musimy wstawić na twojego żyjącego snapa nasze wspólne zdjęcie. - zaśmiał się, zabierając mi telefon z ręki. Zmarszczyłam brwi, widząc, jak bez problemu wpisuje hasło i odblokowuje telefon. - Moja data urodzin, Lily, jesteś mało kreatywna.

Poczułam się totalnie zażenowana. Ustawiłam je jakiś rok temu i nie zmieniłam do teraz, bo już się do niego przyzwyczaiłam.

Shawn wybrał żółtą ikonkę i ustawił przednią kamerkę. Odwrócił się tak, żeby aparat złapał nas obojga. W przypływie jakiejś odwagi położyłam swoje dłonie na jego ramieniu i oparłam się o nie brodą, uśmiechając delikatnie. Mendes pokazał te swoje prościutkie ząbki i kliknął na kółeczko. Uśmiechnęłam się na widok zdjęcia. Wyszło naprawdę ładne.

Dodał emotikona różowego serduszka i kliknął na kwadracik z plusem, dodając na story.

- To jak? Jutro drugi maraton? - spytał, a ja zdałam sobie sprawę, że wciąż opieram się na jego ramieniu. Odsunęłam się, a chłopak spojrzał na mnie.

- Jeśli nie usnę na siedząco, to okej. Dobra, jest już późno, będę wracała do siebie, bo rano Andrew zaplanował jakieś zwiedzanie miasta, czy coś.

- Tak, coś słyszałem. Możesz zostać u mnie, żaden problem, będę grzeczny.

Pokręciłam głową. To by było za dużo. Znamy się kilka dni i to byłoby dość niekomfortowe dla mnie. Jestem tu dopiero tydzień.

- Nie, to chyba nie najlepszy pomysł.

- Nie będę cię zmuszał, ale odprowadzę cię. - wstałam z łóżka, a on poszedł w moje ślady.

- Fakt, bo mój pokój jest na drugim końcu miasta.

- Oh, daj spokój, chcę być miły. - wyszliśmy z pokoju Shawna, znajdując się po kilku sekundach pod drzwiami mojego. - No to do rana. Przyjdę po ciebie na śniadanie, dobrze?

Skinęłam głową, a chłopak nachylił się i cmoknął mój policzek. Wstrzymałam na chwilkę oddech, ale miałam nadzieję, że tego nie zauważył.

- Dobranoc, Lily.

- Dobranoc, Shawn.

**

Mam coraz mniej napisane do przodu, ale chyba was lubię i wstawiam XDDD

Lecę się ogarniać, mam 30 minut na wysuszenie włosów i pomalowanie się i ubranie się, będzie się działo XDD

Buzi,

mrsgabriellee xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top